Rozdział 55 cz.1
- Jutro muszę udać się na kolację biznesową.
- Okej.
- Wrócę przed północą. Muszę kogoś ze sobą zabrać.
Posyłam mu mały uśmiech. Mały, bo wcale nie jest mi do śmiechu. Będzie tam z jakąś kobietą, gdy ja będę siedziała tortutrując się myślami, co i z kim robi.
- May, chcę byś poszła ze mną. Nie przyjmę odmowy.
Wstrzymuję oddech i zaskoczona spoglądam na niego.
- Okej.
- Okej. A inne słowa ?
- W porządku, pójdę z tobą.
- Tak lepiej. Ale czegoś jeszcze brakuje.
- Dziękuję za zaproszenie, w porządku, pójdę z tobą ?
- Nie o to mi chodzi.
- Więc co ?
- Kocham cię.
Krzyżuje spojrzenie z moim.
- W porządku, pójdę z tobą. Kocham cię, Zayn.
- Od razu lepiej.
Uśmiecha się i wjeżdża na podziemny parking. Kręcę głową na jego zachowanie, kocham go. Parkuje Bentleya na jednym z wolnych miejsc i wspólnie udajemy się do windy. Pozwala mi wpisać kod, po czym obejmuje mnie w bezpieczny uścisk ramion i przykłada policzek do mojej skroni. Oddycham powoli, trwając z nim w naszym uczuciu. Przykłada usta do mojej brody i skubie ją zębami. Dłonią głaska pośladek. Powietrze w jednej chwili zagęszcza się, a między naszymi ciałami strzelają pioruny, a właściwie to pali się ogień. Ogień w dobrym znaczeniu. Pali mnie i chcę zrobić wszystko, byle mnie dotknął jeszcze raz. Chcę jego uwagi, jakkolwiek dziwne to jest. To wszystko jest nowe, Marcel nigdy nie całował mnie w szyję. Nigdy nie dbał o moje potrzeby, od razu przechodziliśmy do sedna. To jest nowe i rozpiera mnie przyjemność. Każdy gest czuję intensywnie. Potrafię pożądać. Winda zatrzymuje się i jęczę, gdy się odsuwa. W jednej chwili zalewam się rumieńcem, orientując się jak dosadnie dałam mu do zrozumienia, że chcę więcej.
- Nie bądź łakoma. Zaspokoję cię, ale najpierw obiad.
Robi to celowo. Mówi te wszystkie niestosowne rzeczy, by jeszcze bardziej mnie zawstydzić. Przechodzimy przez mały foyer i wchodzimy do apartamentu. Spuszczam głowę i zdejmuję kurtkę. Stukając obcasami na wypastowanych panelach idę do kuchni, czując za sobą Zayna. Nieznacznie poruszam biodrami, przybierając nieco seksowniejszy krok. Zasiadam na krześle barowym i pochylam się nad blatem, gdy przechodzi na jego przeciwną stronę. Dyskretnie eksponując przed nim piersi, mimo że są niewielkie, to zawsze coś.
- Próbujesz mnie uwieść ?
Dławię się swoim językiem na jego śmiałe pytanie. Co do cholery ? Przecież próbuję być dyskretna.
- Co zjemy na obiad ?
Wymijam jego pytanie. Kręci rozbawiony głową i wyjmuje z lodówki dwa pojemniki. Wkłada je do piekarnika i podkręca temperaturę.
- Ravioli, moja droga. Caty przywiozła ostatnim razem jedzenie i je zamroziła. Masz ochotę na wino ?
- Poproszę.
- A skończone 21 lat pani ma ?
Sprawia, że czuję się tak bardzo zawstydzona. Spuszczam głowę i nie zamierzam jej podnosić. Nie będę się nawet odzywała. Ma fatalne poczucie humor i robi sobie żarty, które są równie fatalne.
- Nie chowaj się, Myr.
Nie reaguję.
- May ?
Opieram łokcie na blacie i chowam twarz w ramionach.
- Piękna May, spójrz na mnie.
- Twoje żarty są dupne.
Rozbrzmiewa głośny śmiech, na co aż podrywam się. Zayn odchyla głowę do tyłu, a jego klatka drży. W kącikach oczy pojawiają się zmarszczki, aż sama się uśmiecham. Nigdy nie widziałam, jak się śmieje. Tak prawdziwie i mocno. Jego oczy błyszczą, gdy na mnie spogląda.
- Twój język zaskakuje mnie za każdym razem.
- Dlaczego ? Nigdy nie mówiłeś, że coś jest dupne, albo gówniane ?
- Nie, nie używam takich słów, są brzydkie.
Jeny... w takim razie sprowadzę go na złą drogę.
- Nauczę cię mówić poprawnie.
Albo on mnie na dobrą. Och powodzenia, Zayn.
***
Wychodzę wykąpana z łazienki, gdy tym czasem Zayn już dawno leży w łóżku. Gaszę światło i zamykam za sobą drzwi.
- Co ty masz na sobie ?
Spoglądam w dół na swoje długie luźne spodnie od piżamy i obszerną bluzkę z długim rękawem. Uśmiecham się do siebie. Zemsta jest słodka.
- Piżamę.
- Sypiasz w koszulach, dlaczego jakiejś nie założyłaś ?
- Nie mam dzisiaj na nią ochoty.
Wskakuję pod kołdrę i układam się tyłem do niego. Obejmuje mnie w pasie i wsuwa rękę pod bluzkę.
- Stanik ?
Wsuwa rękę w moje spodnie i jęczy jeszcze głośniej.
- Majtki ? Poważnie ? Jest ci tak zimno, czy to jakiś rodzaj zabezpieczenia przede mną ?
Zagryzam policzek z rozbawienia, gdy jęczy jeszcze raz, okazując jak bardzo jest niezadowolony. Mógł oszczędzić sobie żarty ze mnie.
- Liczyłeś na coś ?
Spoglądam na niego przez ramię, uśmiechając się kpiąco.
- Tak.
Odpowiada zły, ale jest to bardziej złość z rodzaju tych, gdy się na kogoś obrażasz. May, górą.
- To się przeliczyłeś.
Mówię robawiona. Przykrywam się bardziej, pod samą brodę i zamierzam zasnąć. Jestem z siebie tak zadowolona, że mam ochotę skakać z radości. Zayn odsuwa się ode mnie i szarpie kołdrę, zapewne się nakrywając. Uśmiecham się i staram się iść spać. Co wyjątkowo ciężko mi przychodzi.
- Nie ma mowy, nie będziesz tak przy mnie spała.
Mężczyzna, warczy i łapie mnie w pasie, ciągnąc moje spodnie od piżamy w dół.
- Zayn, przestań. Nie możesz.
Śmieję się, kopiąc nogami, ale on i tak sobie radzi. Ściąga ze mnie spodnie i siłą rozpina mój stanik pod bluzką. Nie wiem kiedy rozpina też ramiączka i odrzuca biustonosz.
- Zapamiętaj, że przy mnie nigdy nie będziesz spała tak zabudowana.
Mówi twardo i całuje mnie nad piersiami, gdzie jest lekki dekolt.
- A to na co liczyłem, wezmę sobie sam rano. Dobranoc, słońce.
Mówi milutko i jak gdyby nigdy nic, idzie spać. Śmieję się w duchu z niego. Jest jak każdy, a przynajmniej większość facetów. Wzdycham i przytulam się do jego pleców obejmując w pasie.
- Dobranoc, słońce.
Powtarzam jego słowa, nadal się z niego naśmiewając.
***
Budzą mnie delikatne pocałunki na ramieniu. W pierwszej chwili jestem zlękniona, ale szybko uświadamiam sobie czyje to usta. Rozpoznaję ich miękkość. Tylko jego usta całują z taką czułością.
- Wiem, że już nie śpisz. Otwórz oczy.
Jego poranna chrypka i niesamowicie niski głos przyprawia mnie o ciepło w dole brzucha.
- Masz bardzo twardy sen, moja droga. Zdjąłem ci już majtki, a ty nawet się nie poruszyłaś.
Wciągam powietrze zaskoczona i dociskam kołdrę do ud. Nie możliwe, żebym nie poczuła, zawsze miałam czujny sen. Czy to możliwe, by przy Zaynie to się zmieniło. Ufam mu bezgranicznie.
- Czy dzisiaj też chcesz iść ze mną do pracy ?
- A mogę ?
- Możesz, ale musimy się ze wszystkim pośpieszyć. Dochodzi szósta.
- Co ? Dlaczego budzisz mnie tak wcześnie.
- Liczę na coś, pamiętasz.
Unosi moje ręce i przyszpila je do poduszek nad moją głową. Rozchyla lekko moje uda i układa się po między nim, składając pocałunek na moich ustach. O boże, sama świadomość tego, że jestem naga od pasa w dół, a on ma taki łatwy dostęp przyprawia mnie o zawroty. Całuje moją żuchwę, aż po brodę i schodzi z pieszczotą na szyję. On też jest nagi. Jego penis napiera na moje udo, jakby nie mógł znaleźć wejścia, ale ja wiem, że to tortura w wykonaniu Zayna. Robi to specjalnie, by mnie zirytować. Drażni się. Nigdy nie pomyślałabym, że będę jeszcze tego chciała. Że będę chciała uprawiać seks z własnej, nieprzymuszonej woli. Uwalnia moje ręce i wsuwa dłonie pod moją pupę. Unosi moje biodra do góry i jęczę gdy gryzie moją skórę na dekolcie, wchodząc tylko na centymetr. Wciąż jest ze mną delikatny i nieśpieszny. Dba o to, bym nie skupiała całej uwagi na tym co we mnie robi, jakby wiedział, że wciąż mogę zbyt emocjonalnie zareagować. Czyż nie powinni wołać na mnie szczęściara ? Wciska się trochę głębiej, ale wciąż są to marne dwa, trzy centymetry. Co za irytujący bałwan. Czekam na odpowiedni moment, kiedy wykonuje posuwisty ruch i własnymi siłami podrywam biodra do góry, nie dając mu szans, by zareagować. Zagryzam policzki z chwilowego bólu, ale nie wydaję żadnego dźwięku. Jest we mnie cały, a przynajmniej w większości.
- Dlaczego to zrobiłaś, niegrzeczna kobieto ?
- Bo chciałam.
Zdobywam się na uwodzicielski pomruk i zostaję wynagrodzona mokrym pocałunkiem. Zatracam się całkowicie w tym wszystkim. W jego gładkich i głębokich pchnięciach, w delikatnych i ciepłych pocałunkach, w jego dłoniach, lekko ściskających moje pośladki. W głośnym sapaniu i jękach. W zapachu podniecenia i potu. W dźwiękach zasysania, które towarzyszą każdemu ruchowi jego przyjaciela. Ogarnia mnie tak silne uczucie potrzeby spełnienia, że nie mogę znieść jego wolnych ruchów, ale on specjalnie nie daje mi niczego więcej. To oszołamiające, w jednej chwili staję się niemożliwie wrażliwa. I nawet zwykły jęk, uciekający z jego ust, uderza w moje podbrzusze, powodując, że zbliżam się do końca.
- Powiedz mi kiedy ?
- Już.
Odpowiadam natychmiastowo i naprawdę tak się dzieje. Wiję się zaciskając oczy i pięści, a on nie przestaje się poruszać, przedłużając mój orgazm. Wychodzi ze mnie na sekundy przed tym, jak dochodzi. Przygniata mnie, gdy bez sił opada na moje ciało i przetacza się na bok. Dyszy ciężko.
- Dlaczego nie używasz prezerwatyw ?
- Bo mnie ograniczają.
- A jeżeli byś nie zdąży...
- Panuję nad tym.
Przerywa mi i całuje w czoło.
- Pójdziemy się wykąpać, jak odzyskam siły.
Jego zwiotczały, ciężki penis leży na moim udzie, gdy przytula mnie i boże.. to zbyt intymne, nawet jeżeli przed chwilą odbyliśmy stosunek.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wszystkiego najlepszego z okazji "Dnia Kobiet" drogie kobietki. Życzę wam byście zawsze pozostawały niezależne, wytrwałe, cierpliwe i zawsze pełne energi oraz uśmiechnięte. Życzę wam, by wasi mężowie, narzeczeni, chłopacy traktowali was dobrze nie tylko w dniu naszego święta, a tym co nie odnaleźli swojej drugiej połowy, życzę, by ktoś taki się znalazł (chociaż bycie singielką ma wiele plusów).
Wszystkiego dobrego xxx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro