Rozdział 52
___________________________________________________________
(Zayn)
Wracam do sypialni po odbytej rozmowie ze Scoot'em. Złość płynie w mojej krwi, przyprawiając moje serce o ostry ból i jego przyśpieszone bicie. Pcham drewniane drzwi z całej siły, ale zaraz je łapie, nim jeszcze zdążą obić się o ścianę. May. Zamykam drzwi, tym razem cicho, pamiętając, że nie jestem sam. Cicho podchodzę do łóżka, gdzie na samym jego środku śpi dziewczyna. Jej głowa spoczywa na poduszce, a raczej pośrodku stosu poduszek. Szczelnie przykryta. Podciągnęła kołdrę pod samą brodę. Na jej policzkach delikatnie spoczywają długie rzęsy, a usta ma lekko rozwarte. Ten obrazek wydaje się być idealny. Ona jest idealna. Nie ma wątpliwości, że tu jest jej miejsce. Tylko tu, nigdzie indziej i tylko jej. Wzdycham subtelnie i układam się obok niej. Przykrywam się kołdrą, a ona jakby czując moją obecność przysuwa się bliżej, wtulając w mój bok. Uspokajam się, a to wszystko dzięki niej. Bo nawet jeżeli mam świadomość problemów i tego, że one nie znikają, nie potrafię być zdenerwowany przy May, chyba, że to ona sama wyprowadza mnie z równowagi. Nie lubię zbytniej czułości w łóżku, nie lubiłem do tej pory. Bez cienia wątpliwości miękne przy niej. Wyzwala we mnie instynkt opiekuńczy. We wszystkim co robię nie myślę o sobie, a o niej. Jest moim oderwaniem od brutalnej czasem rzeczywistości pracy.
- Wszystko dobrze ?
Uśmiecham się na jej ospały i czuły głos.
- Wszystko dobrze.
Całuję ją w czoło i sięgam do lampki nocnej, gasząc światło. Oplatam ją ciaśniej ramieniem i splatam swoje nogi z jej. Nie dzieli nas nic, tylko jej koszula nocna, a mimo to i tak czuję jej miękkie piersi przy swoim boku i ciepłe ciało. Potrzebuję ją czuć. Chorobliwie potrzebuję.
________________________________________________________
- Dlaczego ja, Zayn ?
Zadaje pytanie, z którym na niego czekałam, aż zasnęłam na kilka chwil.
- Nie rozumiem.
- Dlaczego wolisz mnie ? Carmen, była ideałem kobiety.
- May, dla mnie ty jesteś ideałem i nie chcę tego zmieniać. Myślałem, że śpisz.
- Spałam, ale tylko chwilę. Czekałam na ciebie.
Zapala lampkę. Wzdycham i podnoszę się wyżej, opierając na jego klatce. Moje włosy opadają na jego pierś i widzę, że zwraca na to uwagę z uśmiechem.
- Zasługujesz na kogoś lepszego. Mam fatalną przeszłość, nie mam idealnego ciała, składam się z wad.
Do diaska. Jak on mógł zainteresować się kimś takim jak ja ? Jestem potwornie chuda, małe piersi i niewiele więcej. Stałam się kanciasta. Kiedyś miałam chociaż większy tyłek. Życie na ulicy jest ciężkie. Nawet jeżeli ja miałam dach nad głową, nie uchyliłam się przed głodem. Mam przeszłość, której się wstydzę i nie jestem za mądra.
- Niech to szlag, May. Zasługuję na kogoś lepszego ? O czym ty gadasz ? A ty ? Na kogo ty zasługujesz ? Zastanawiałaś się nad tym kiedyś ?
Podnosi głos, więc odsuwam się od niego zaniepokojona.
- Wiem kochanie, że nigdy nie uporamy się do końca z twoją przeszłością i będzie to dla ciebie udręka, z którą zmagać się będziesz do końca życia, ale nie możesz mówić, że jesteś gorsza ode mnie, od wszystkich.
Łapie mój policzek i głaska go delikatnie.
- To moja miłość i nie możesz żądać, bym przestał cię kochać. Nie chcę nikogo innego, rozumiesz ?
- Nie jestem dla ciebie, Zayn. Potrzebujesz kogoś lepszego. Żyjemy w odmiennych światach. Nigdy nie odnajdę się w twoim życiu.
- Jest tylko jeden świat. Żyjemy w tym samym świecie, May. Widzę cię. Jesteś tutaj. Siedzisz przede mną. Jeśli to nie znaczy, że przynależymy do jednej rzeczywistości, to nie wiem co by miało znaczyć.
- Czuję się bezwartościowo, Zayn.
Schylam głowę, a z moich oczu ulatuje kilka łez.
- Nie powiedziałam ci wszystkiego.
Szlocham i siorbię nosem.
- Nic nie zmieni mojego postrzegania ciebie, nie ważne co mi powiesz.
- To co innego.
Zakrywam twarz rękoma i zapieram się ze wszystkich sił, kiedy próbuje mnie do siebie przyciągnąć.
- Zdarzył się tydzień, gdzie ani ja, ani Marcel, nie mieliśmy czego jeść. Byłam tak bardzo głodna. Nie wiedziałam co robić. Nie mogłam sobie z tym poradzić, z tym głodem i wszystkim. Chciałam tylko coś zjeść. Marcel, powiedział, że powinnam stanąć na ulicy, może jakiś facet zechce mnie przelecieć za kilka funtów. Nie wiem czy mówił poważnie i co mnie podkusiło, ale go posłuchałam. To był tylko raz. Okropny raz. Ale dałam tamtemu facetowi się wykorzystać. Minęło dużo czasu, prawie zapomniałam o pierwszym gwałcie i spałam kilka razy z Marcelem. Ale ten mężczyzna mi wszystko bestialsko przypomniał. Przepraszam, Zayn. Nie chciałam tego. Wstydzę się za to. Dałam się wykorzystać za kilka funtów.
Pociągam nosem.
- Przepraszam. Nigdy nie pozbędę się żalu do siebie. Nikt mnie do tego nie zmuszał, sama to zrobiłam. Stałam się jedną z nich. Prostytutką. Nawet jeżeli był to jeden raz. Byłam nią. Stanęłam na drodze i pozwoliłam, by jakiś facet bezlitośnie mnie przeleciał, wykorzystał do swoich potrzeb i sponiewierał. Tamte pieniądze nie były tego warte.
Zanoszę się płaczem i nie mogę przestać. Była to najgłupsza rzecz jaką zrobiłam.
Nie była warta nienawiści do samej siebie.
- Oddychaj..
Siłą przyciąga mnie do siebie i układa nas na poduszkach, trzymając w żelaznym uścisku. Nie mogę się ruszać.
- Ukrywasz coś jeszcze ?
Pyta napiętym głosem. Jeżeli się mnie brzydzi, nie będę za to zła.
- Nie. Wiesz już wszystko. Nie chciałam cię okłamać.
- Robiłaś to jeszcze kiedyś ?
- Nie. Tylko ten jeden raz. Nigdy, więcej tego nie zrobię.
Mój płacz wzmaga się, a moje łzy spływają mi po policzkach, skroniach i szyi. Okłamałam go, mogłam mu powiedzieć w wannie. Wiem, że jest zły, jeżeli nie wściekły. Czuję to w jego dotyku, który wydaje się być bardziej szorstki niż zazwyczaj.
- To teraz mnie posłuchaj. Nie ma dla mnie znaczenia co robiłaś. To było kiedyś, liczy się teraz. Kocham cię bezwzględu na przeszłość i musisz to wreszcie zrozumieć.
- Ale..
- Nie ma "ale", May. Tutaj masz swój dom i masz mnie. To wszystko czego potrzebujesz i jesteś tego warta. Nie zamierzam cię zostawiać, czy zmieniać na inną. Nie masz nawet prawa mówić o takich rzeczach.
Zapada między nami cisza, przerażająca, ale na swój sposób uspakajająca. Wsłuchuję się w bicie jego serca, które sprawia, że wiem, że Zayn jest prawdziwy. Czasem się boję, że to tylko moja wyobraźnia go stworzyła, albo, że trwam w śnie, który kiedyś się skończy.
- Wcześniej nie miałaś takich napadów, jakbyś podpadała na krótką chwilę w sile załamanie. Nie rozumiem co się z tobą dzieje.
- Za szybko moje życie się zmieniło. Nie umiem sobie z tym poradzić. Boje się, że to wszystko jest tylko na chwilę.
- To wszystko jest prawdziwe, oswoisz się z tym.
Ponownie gasi światło. Wtulam się w jego szyję, całkowicie, chowając się w jego ramionach i twardej piersi. Łzy przestają płynąć. Ale nie mogę doczekać się spokoju. Zayn wie o mnie wszystko, a mimo to wciąż tu jest i mnie trzyma. Jest ciepły i mam wrażenie, że tego ciepła wystarczy, by ogrzać całe moje zimne wnętrze. Nie mogę pozwolić, by odszedł.
- Kiedyś miałem przyjaciela. Nasze drogi się rozeszły, ale za nim to nastąpiło byliśmy naprawdę zgrani. Był prawdziwym flirciarzem. Razem dopiero co rozwijaliśmy skrzydła w biznesie. Pewnego dnia przyszedł i powiedział mi, że się zakochał. Tak na poważnie. Że to ta jedyna. Przedstawił mi ją. Przez długi czas zabiegałem w myśli dlaczego wybrał ją. Miała problem z wagą, nie była zgrabna, nie była też ładna, raczej przeciętna. Rush był przystojny, mógł mieć zgrabną, długonogą dziewczynę. Wiele kobiet pewnie tylko na to czekało, aż się nimi zainteresuje, ale chciał ją. Wzięli ślub bardzo młodo, byłem na nim, był szczęśliwy. Zastanawiałem się jak to możliwe, że kocha właśnie ją i to tak bardzo, że nie zwraca większej uwagi na inne. A nawet jeżeli już, to i tak na pierwszym miejscu stawiał ją. Teraz wiem. Nie chcę idealnej dziewczyny, dla mnie ty jesteś idealna. Nie umiem ci wytłumaczyć dlaczego. Ja po prostu cię kocham, Myr. Nie szukaj przyczyn, podobasz mi się i tak zostanie.
Przekładam swoja nogę nad jego i oplatam go w pasie. Oboje leżymy na boku i jedyne co widzę to tego mężczyznę, tylko to co mi potrzebne.
- Kocham cię, Zayn.
- Wiem to.
Odgarnia moje włosy z czoła i składa tam pocałunek.
- Możemy pozbyć się twojej koszuli ? Nie chcę, by coś nas dzieliło.
Zgadzam się. Pomaga mi ściągnąć koszulę i ponownie do siebie przytula. Nic nas nie dzieli, jestem zupełnie naga, przyciśnięta mocno do jego nagiej klatki. Nasze ciepło się łączy.
- Czy ty nie masz majtek moja droga ?
Wydaje gardłowy pomruk i zaciska dłoń na moim pośladku.
- Czyżbyś jeszcze na coś liczyła ?
Naśmiewa się, na co uderzam go w ramię.
- Nie żartuj sobie ze mnie. Chciałam ci sprawić przyjemność.
- Cholera jasna, May.
Warczy i przyciska do mnie biodra. Nie można zignorować jego członka wpół erekcji, upchanego w ciasnych bokserkach .
- Sprawiłaś.
Gryzę go w ramię w odruchy i nie wiem naprawdę co chciałam przez to powiedzieć.
- Mogę iść z tobą do pracy jutro ? Nie chcę zostawać tu sama.
- Mogę cię zabrać, ale nie będziesz wychodziła poza mój gabinet.
- Zgoda.
- To teraz śpij i nie kuś.
Zaśmiewam się, obracam do niego tyłem, a między nas wpycham poduszkę. Ledwo się powstrzymuję, by ponownie się nie zaśmiać.
- Co to ma znaczyć ?
Pyta ostrożnie.
- Nie kuszę cię.
- Twoje poczucie humoru mnie zabije. Wracaj.
Wyrzuca poduszkę i przyciska się do mnie.
- Koniec żartów. Spać, May.
- Dobrze, proszę pana.
Gryzie mnie w kark na co cicho piszczę i zerkam na niego przez ramię.
- Nie ma tu żadnego pana, jestem tylko ja.
Doceniam to co robi, wiem, że powstrzymuje się przed seksem.
***
- Wstawaj kochanie.
Mruczę i podciągam kołdrę.
- Jeśli chcesz wziąć prysznic za nim pojedziemy do pracy, musisz wstać.
Całuje moje powieki i przeczesuje włosy.
- Która godzina ?
- Szósta.
Powoli siadam i zsuwam się do krawędzi łóżka. Zayn jest już w pełni ubrany. Jego długie nogi znakomicie prezentują się w czarnych spodniach od garnituru. Białą koszulę wpuścił w spodnie i założył bordowy krawat, a ramiona opina siwa marynarka. Nawet w tak wczesnej porze wygląda dobrze. Nie ogolił się, a jego zarost jest jeszcze dłuższy jak poprzedniego dnia. Pociągam za sobą kołdrę i zakrywam się nią, podążając do łazienki. Nie zdążam odkręcić wody, a mężczyzna wchodzi do pomieszczenia.
- Czyste ręczniki.
Kładzie je na blacie.
- I buzi na dzień dobry.
Całuje mnie w sam środek ust i wychodzi. Uśmiecham się mimowolnie i w dobrym humorze biorę prysznic. Myję włosy i zakręcam kurek, owijając się miękkim i wielkim ręcznikiem. W szafce znajduję suszarkę, więc podłączam ją, schylam głowę i suszę szybko włosy. Przeczesuję je i odgarniam fale na plecy. Zawiązuję ręcznik na piersi i przechodzę przez sypialnie do garderoby. Nie chcę się dzisiaj wyróżniać wśród tamtych kobiet, chociaż pewnie i tak będę. Z szafki z bielizną wybieram aksamitny jedwabny komplet białej bielizny, a zamiast rajstop ubieram cieliste pończochy samonośne. Liczę, że doda mi to pewności siebie. W końcu seksowna bielizna pod spodem, zawsze sprawia, że kobieta czuje się pewniej. Jakby z odrobiną koronki czy jedwabiu rosła nasza wartość. Zakładam jedną z nowych sukienek. Naprawdę dziwnie ją na sobie nosić. Mam wrażenie, że magicznym sposobem wyrasta jej metka, a cena razi neonem. Wiśniowa kreacja sięga do połowy długości ud i jest przyległa do ciała. Nie ma rękawów, jedynie dwa kilku centymetrowe ramiączka i okrągły dość głęboki dekolt. Zapinam zamek na plecach i zagarniam włosy do tyłu. Wybieram jedne z nowych, pięknych, skórzanych, czarnych czółenek na grubym obcasie i z radością ubieram je. Wychodzę z garderoby, a później z sypialni, schodząc na dół.
- Zayn ?
- W kuchni.
To mieszkanie to właściwie jedna wielka otwarta przestrzeń, a każdy jeden pokój przechodzi w drugi.
- Jestem gotowa.
Mężczyzna stojący tyłem obraca się z talerzem kanapek, ale odstawia go natychmiast.
- Jezusie.. May.
- Może jednak ubiorę spodnie ?
- Nie ma mowy, chodź do mnie.
Podchodzę wolno, a kiedy jestem wystarczająco blisko, obejmuje mnie w pasie i przyciąga tak blisko, że moja klatka unosi się z jego klatką przy każdym oddechu.
- Nie zapominaj nigdy czyja jesteś.
Jakby ktoś miał się mną zainteresować.
- Twoja ?
- Tylko moja.
Spuszcza głowę i bierze między swoje wargi moją górną, zasysając ją mocno. Jedną z dłoni przytrzymuje moje ramię, a drugą trzyma między łopatkami.
- Musisz zjeść śniadanie i jedziemy.
***
Wejście do biura Zayna, jest tak samo stresujące jak za pierwszym razem. Znowu padam pod ostrzał spojrzeń, tym razem trochę większej ilości osób. Może nie spodziewali się widzieć mnie po raz drugi ? Zasiadam na tej samej kanapie, w tym samym miejscu co za pierwszym razem, gdy tym czasem Zayn zajmuje miejsce za biurkiem. Od razu przystępuje do pracy, a ja biorę sobie przypadkowe gazety ze stolika i zaczynam je czytać.
- Dzień dobry, dziewczyno.
Unoszę zaskoczona głowę, widząc Scoot'a w gabinecie. Nie słyszałam, kiedy wszedł.
- Dzień dobry.
Odpowiadam skrępowana i wracam do czytania, bo wzmianka o Nowym Jorku jest szansą na bliższe poznanie miasta. Trafiam jeszcze na artykuł o zdrowej diecie i jak chronić swoje dziecko przed chorobą w chłodne dni, a następnie zmieniam gazetę na męskie czasopismo o samochodach. Nie znam się na nich za bardzo. Czytam krótkie opisy, ale bardziej skupiam uwagę na zdjęciach. Do godziny jedenastej mężczyzna odbiera masę telefonów i odbywa jedną wideokonferencję.
- Mam teraz dwa spotkania jedno po drugim z ważnymi inwestorami. Nie wychodź stąd i z nikim nie rozmawiaj, chyba że z La Conie. Pracuje w recepcji i przyniesie ci co tylko potrzebujesz. Możesz ją wezwać za pomocą telefonu, jest na biurku. Wystarczy, że wciśniesz jedynkę i zostaniesz połączona. Jeżeli coś się stanie zadzwoń do mnie, masz już telefon. Będę koło czternastej.
Podchodzi do mnie i składa soczysty pocałunek na czole.
- Rozgość się, tylko nie za bardzo.
Na wszystko potakuję i życzę mu powodzenia za nim wychodzi. Podchodzę do jego biurka i siadam w wygodnym fotelu odchylając się na nim do tyłu. Patrzę beznamiętnym wzrokiem na panoramę Manhattanu, a później odwracam się do biurka. Całe pokryte jest przeróżnymi papierami, ale moją uwagę przyciąga ramka z moim zdjęciem. Właściwie to dwoma moimi zdjęciami. Jedno zostało zrobione w samolocie, kiedy z uśmiechem patrzyłam za okno. A drugie jest nasze wspólne, gdy spałam w jego sypialni. Moje włosy rozsypane były na jego piersi, a policzki zaróżowione. Po ramiona przykryta byłam kołdrą. Nie wiedziałam, że zrobił mi, nam zdjęcia. Jest z przedwczoraj. Biorę ramkę w ręce, ale odstawiam ją szybko, gdy dzwoni telefon. Nie wiem czy powinnam odbierać czy nie. Czuję, że nie powinnam, ale i tak sięgam po słuchawkę, unosząc ją z widełek i dopiero po chwili wciskam przycisk odbierania. Boże co ja robię !
- Zayn ?
Damski głos rozbrzmiewa po drugiej stronie. Chrypka w jej głosie i sposób w jaki wymawia jego imię jest dość niepokojący. Miło, potulnie, ale też żarliwie. Jakby chciała się przymilić, ale też ukrywała swego rodzaju groźbę, a może ostrzeżenie.
- Pana Malika nie ma.
Nie odzywa się. Połączenie zostaje przerwane i słychać tylko głuchą ciszę na linii. Odkładam telefon z powrotem na widełki i nie chcący zwalam papiery. Podnoszę je i próbuję poukładać, ale zaprzestaję napotykając coś interesującego. Papier różni się wyglądem i zawiera moje nazwisko. To z pewnością nie jest faktura, raczej przygotowany pozew do sądu. Dlaczego jest zawarte na nim moje imię i nazwisko do cholery ?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
* Kilka początkowych dialogów wzięte zostało z książki Mai Banks "Gorączka Ciała".
Byłam pytana ile zostało rozdziałów do końca historii. Nie wiem ile dokładnie, ponieważ wciąż piszę kolejne, ale jeszcze troszkę ich będzie :)
Dziękuję wam za głosy i komentarze, mój telefon szalej od powiadomień do takiego stopnia, że muszę go wyciszać, ale to jest niesamowite xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro