Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 50

- Wrócę dzisiaj trochę po 18:00, o 17:00 mam ostatnie spotkanie z bardzo ważnym kontrahentem. Poradzisz sobie ?

- Tak.

- Masz telefon, kiedy coś się stanie zadzwoń na pewno odbiorę.

- Dobrze. 

- Masz cały dom dla siebie, korzystaj z czego chcesz. 

Kiwam posłusznie głową i poprawiam poły szlafroka. Wciąż czuję, jak woda z końcówek moich włosów spływa mi po plecach, a później znika w puszystym materiale, który swoją drogą jest już od niej mokry.

- Do widzenia, Myr.

Zayn składa słodki pocałunek na moich ustach i wychodzi z penthausu, uprzednio zabierając swoją czarną, skórzaną teczkę. Wracam z powrotem do sypialni i kładę się na najwygodniejszym łóżku świata. Dochodzi powoli siódma. Zamykam oczy i pozwalam sobie na małą drzemkę.

***

Budzi mnie głośny huk, dochodzący gdzieś z mieszkania. Szybko dochodzę do pełnej świadomości i zrywam się z łóżka. Po cichu schodzę po schodach i idę za hałasem. 

- O mój boże, przepraszam. Myślałam, że nikogo tu nie ma. 

Średniego wieku kobieta staje przerażona, podobnie jak ja, kiedy ją widzę, wchodząc do kuchni. Podnosi metalowy garnek z ziemi i stawia go na kuchence. 

- Przepraszam, kim jesteś ?

- Ym.. mam na imię May

- Zayn, nie uprzedził mnie, że ktoś tu będzie. Byłabym ostrożniejsza.  

- Nic nie szkodzi. 

- Czy Zayn, wie o twoim pobycie tutaj ?

- Tak.

- Jestem Caty.

Caty to piękna kobieta, ma ciepły uśmiech, a kilka niewielkich zmarszczek okala jej oczy i kąciki ust. Mimo to, może chwalić się swoją sylwetką i grzeszyć seksapilem. 

- Jesteś głodna ?

- Troszeczkę.

- Zjesz bruschette z łososiem i kaparami ?

- Nigdy tego nie jadłam. Mogę sama sobie coś przygotować, proszę się nie trudzić.

- Oh nie. To dla mnie nie kłopot.

Obraca się do lodówki, a ja mogę podziwiać jej starannego koka, nie umyka mojej uwadze purpurowe pasemko, a zaraz obok niego karmazynowe. Oba kolory wyróżniające się w ciemnych blond włosach.

- Ma pani ładne włosy.

Mówię jej komplement i naprawdę tak uważam. Są zadbane, ładnie uczesane, a dzięki tym dwóm kolorom również ciekawe.

- Dziękuję kochana.

Obraca się do mnie i śmieję cicho. Kilka kolejnych zmarszczek ukazuje się na jej twarzy, ale dodają jej uroku.

- Te kolory to pomysł moich wnucząt.

- Ma pani wnuczęta ?

Pytam ją zaskoczona, a zaraz potem oblewam się rumieńcem przez swoją impulsywność.

- Och tak. Dwójkę. Kochane dzieciaki.

- Nie wygląda pani, znaczy... wydaje się być pani za młoda...

Moją plątaninę przerywa jej przyjazny śmiech. Dużo się śmieje.

- W wieku 27 lat adoptowałam 16-letnią dziewczynę, moją córkę. Teraz jestem 39-letnią babcią. 

Jej uśmiech jest zaraźliwy.

- Bardzo ją pani kocha ?

- I to jak, to moje jedyne i najdroższe dziecko. Ona i dzieciaki to moje całe życie. 

Spuszczam wzrok. Czasem myślę, że chciałabym zostać oddana do adopcji. Może trafiłabym w ręce kogoś, kto pokochałby mnie tak, jak Caty swoją córkę. Nie musiałabym przechodzić przez całe to piekło, miałabym lepsze życie. Wszystko byłoby dla mnie lepsze od tego co przeżyłam.

- Długo pani pracuje dla Zayna ?

- Nie długo. Jakiś rok. Ale to naprawdę dobry mężczyzna, traktuję go trochę jak syna. Ale ja wszystkich traktuję jak swoje dzieci.

Kiwam głową i zabieram się za śniadanie, które przede mną stawia. Chyba oznacza to, że ze sobą nie spali. Caty, nie wygląda na taką co wchodzi do łóżka mężczyzną, jest bardzo kobieca i atrakcyjna, ale jest też pełna miłości, nie jest zimną suką, a do tego wszystkiego jest odrobinkę szalona.

- Muszę zrobić zakupy, wrócę za godzinkę.

- Mogę iść z panią ? Znaczy, nie mam co tu robić.

- Będzie mi bardzo miło. Mów mi proszę po imieniu. 

Uśmiecham się do niej. Dokańczam chrupiącą bagietkę z łososiem i kaparami, które w smaku są bardzo słone, ale pasują do słodkawego łososia i biegnę do sypialni ubrać się w ciuchy. Naciągam na siebie dżinsy i białą koszulkę, zakładam swoje nowe, czyste, białe trampki i związuję włosy w wysoki kucyk. Ubieram kurtkę i wkładam do kieszeni swój telefon oraz pieniądze, które wczoraj dostałam i ile sił biegnę na dół. 

- Jestem gotowa.

Mówię do kobiety, która aktualnie ubiera elegancki płaszcz. Zabiera swoją torebkę i obie wychodzimy na foyer. Chcę zamknąć drzwi, ale powiadamia mnie, że same się zatrzaskują. Zjeżdżamy windą na dół i wychodzimy na niesamowicie ruchliwą ulicę. Idę za Caty do taksówki, którą sprawnie zatrzymuje i wsiadam do środka.

- Nie jesteś z Ameryki prawda ?

- Nie.

- Słychać, twój angielski jest inny, May. 

- Jestem z Anglii.

- Och, to wszystko wyjaśnia i tłumaczy twój akcent. 

Kiwam głową. 

- Jesteś przyjaciółką Zayna, albo kimś ?

- Albo kimś. 

Uśmiecham się do niej, co odwzajemnia.

***

Odkładamy pełne żywności reklamówki z logiem Walmartu na blat, a mój telefon zaczyna dzwonić. Wyciągam go z kieszeni kurtki i odbieram, ha wiem jak to się robi.

- Cześć Zayn.

Mówię z euforią.

- Dzień dobry, May. Wszystko z tobą w porządku ?

- Tak. A z tobą ?

- Jak najbardziej. Dlaczego nie powiedziałaś mi, że gdzieś wychodzisz ?

Jego głos się trochę zmienia i pobrzmiewa w nim złość.

- Skąd wiesz ?

- Zadzwoniono do mnie z recepcji z informacją, że widziano cię jak skądś wracasz. May, o co cię prosiłem ?

- Żebym cię informowała. Przepraszam zapomniałam. Ale nie byłam sama. Nie bądź zły.

- Z kim byłaś ?

- Z Caty.

- Dobrze, mam kolejne spotkanie. Dokończymy ten temat, kiedy wrócę. Na pewno wszystko z tobą w porządku ?

- Tak.

- Informuj mnie, jeżeli będziesz chciała gdzieś wyjść. Nie będę ci ufał, jeżeli będziesz postępowała tak, jak dotychczas. 

- Dlaczego, tak się martwisz ? To trochę przesadzone.

- Nie uważam tak. Po prostu się martwię. Uszanuj to. Do zobaczenia, May

Podnosi lekko głos. Między nami zapada cisza i czekam, aż się rozłączy. Czego nie robi. Mój humor popsuł się, a moje gardło ściska się przez smutek. Czuję się jak małe dziecko o krzyczane przez rodzica, chociaż tak naprawdę nie zrobiło nic, co byłoby bardzo złe.

- Dlaczego się nie rozłączasz ?

- Ponieważ czuję, że jest coś nie w porządku, a twój głos to potwierdza.

- Jesteś zły.

Bardziej stwierdzam, niż pytam.

- Kurewko zły.

- Przepraszam. 

Nie wiem co jeszcze powiedzieć, więc rozłączam się, czując żal do siebie, bo to ja go rozgniewałam. Przychodzi na mój telefon sms.

Nie rozłączaj się nigdy więcej.

Przełykam smutek i teraz ogarnia mnie złość, bo nie może mnie tak bardzo kontrolować. Nie zrobiłam nic złego. Poszłam tylko na zakupy spożywcze i nie poszłam sama, poszłam z Caty, która zna Nowy Jork. Dlaczego wścieka się o coś takiego? Tym razem telefon kobiety zaczyna dzwonić, więc opuszczam pomieszczenie dając jej trochę prywatności. Siadam w pokoju dziennym na skórzanym wypoczynku i wpatruję się w panoramę miasta za przeszkloną ścianą.

- May ?

Spoglądam na Caty.

- Dzwonił do mnie Zayn, kazał mi na ciebie uważać. Pomyślałam, że ci o tym powiem. Powinnaś wiedzieć, że on nie martwi się o wiele osób. Pracuję tu dopiero rok, ale słyszałam i widziałam wiele. Pan Malik nie ma wokół siebie wielu bliskich mu ludzi. Słyszałam wielokrotnie jego rozmowy. Jeśli nie rozumiesz, to w biznesie zawsze jest masa przeciwników, którzy chcą cię zniszczyć.

Odchodzi do kuchni, a ja zostaje z myślami. Złość odchodzi, a mnie znowu zalew smutek. Żal mi Zayna, bo wbrew pozorą jego życie na swój sposób też jest wymagające.

***

Spędzam na wypoczynku większość dnia, nie ruszam się stamtąd. Czekam na Zayna. Caty wychodzi koło 16, zaraz po tym jak posprzątała gabinet domowy i pokój gościnny oraz ugotowała obiad na specjalne życzenie mężczyzny.  Sprawdzam godzinę na telefonie jest 18:17, wtedy też drzwi frontowe otwierają się, a w nich staje Zayn. Zostawia swoją teczkę w wejściu i od razu przechodzi do mnie, siadając blisko. Nie odzywam się, zastanawiając, czy jeszcze jest zły. Jego źrenice są powiększone, szczęka zaciśnięta i jest spięty. 

- Przepraszam.

- Nie jestem już zły.

- Jesteś, widzę to.

- Nie na ciebie.

Przyciąga mnie do siebie i wciąga na swoje kolana. 

- Nie jestem zły na ciebie.

Całuje mnie w czoło, a później w usta. 

- Za bardzo na ciebie naskoczyłem, przepraszam. 

Całuje mnie ponownie i mocno przyciska do siebie. Obejmuje mnie silnymi ramionami i chowa twarz w moich włosach. Przykładam głowę do jego piersi i słyszę szybkie bicie serca. Zupełnie nie równe. Przykładam dłoń do złotego miejsca na lewej stronie klatki, na co reaguje większym napięciem mięśni.

- Zayn, co się stało ?

- Nic. 

- Powiedz mi, proszę.

- Nic, May. Nie jest to na tyle ważne, by zaprzątać twoją śliczną główkę.

Jest ważne. Jego złość i coś jeszcze jest namacalne. Odczuwam to tak bardzo, że ogarnia mnie silny niepokój. Ściska mnie jeszcze mocniej, niemal pozbawia mnie oddechu.

- Kocham Cię.

- Z-z-ay-zayn.

Nie mogę się wysłowić. 

- Nie będę dłużej tego ukrywał, ponieważ naprawdę cię kocham. Nie mam problemu z wyznawaniem ci miłość. Zaprzątałaś moje myśli dzisiaj cały dzień. Będę kochał cię cały czas i nic mnie od tego uczucia nie odciągnie. Trzymasz mnie w garści, nawet jeżeli nie zdajesz sobie z tego sprawy.

Zaciska dłonie na moich plecach i ciągnie za materiał w dół. Koszulka odsłania moje ramię, gdzie mężczyzna od razu składa pocałunek.

- Mów mi o wszystkim co będzie cię niepokoić, Myr. Zawsze ci pomogę. 

Ledwo co składam myśli. Dlaczego on mnie kocha? Dlaczego pytam siebie dlaczego, przecież chcę by mnie kochał.

- Powiedz, że wszystko usłyszałaś ?

- Usłyszałam. 

- Dobrze.

Wciąż w jego oczach i na twarzy majaczy złość, odrobina strachu. Jest coś, coś się stało o czym mi nie mówi. Coś, co sprawia, że nie może się ukryć ze swoimi emocjami.

- Dobrze.

Powtarzam bez celu. 

- Kochaj mnie też, moja May.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie sprawdziłam rozdziału, nie chciałam przedłużać wszego czekania. Sprawdzę go w międzyczasie i poprawię ewentualnę błędy.  Miłego wieczoru  xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: