Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 45

Otwieram oczy i mrugam powiekami kilka razy próbując nabrać ostrości. Wciąż lecimy i nie jestem wstanie stwierdzić, która jest godzina. Za oknem powinno być ciemno, ale nie jest. Spoglądam w górę na Zayna, jego oczy są zamknięte, a głowa przechylona lekko w prawo spoczywa na poduszce. Ściągam delikatnie jego ramię, którym obejmował mnie ciasno i układam jego rękę na jego odzianym w koszulę torsie. Sprawdzam godzinę na zegarku jego lewej ręki. Pierwsza w nocy. Marszczę brwi, przykrywając go kocem. To możliwe, by było tak jasno ? Opieram się łokciem o podłokietnik i spoglądam w okno. Nie widać za wiele. Pod nami postrzępione, puszyste chmury, a nad nami niebo, czyste niebo. Daleko widać okrągłe słońce. Małe, mocno świecące ponad chmurami, barwiące przestrzeń w około kolorami. Takimi jakie możemy dostrzec przy zachodzie słońca. Błękitny, pomarańczowy, różowy, czerwony.... Znajdujemy się na linii tych kolorów. Jest idealnie. Nad chmurami, nad całym światem, pod wszechświatem, na linii słońca i kolorów. 

- Cofamy się w czasie, Myr.

Podskakuję na głos Zayna, blisko mojego ucha. Jest tuż przy mnie, zerkając przez moje ramię. 

- Strefa czasowa, kiedy wylądujemy w Nowym Jorku będziemy pięć godzin do tyłu. 

Uśmiecham się do niego szczerze. Podróżujemy w czasie. 

- Uśmiechaj się częściej. 

Całuje moje czoło i cofa się na swoje miejsce. Nie przestając na mnie patrzeć. Zawstydza mnie, ale nie uciekam wzrokiem.

- May, w Nowym Jorku będziesz nie pełnoletnia. 

Uśmiecha się półgębkiem. 

- Czyli... możesz pójść do więzienia za to..., że ty ze mną.. emmm...

- Za to, że uprawiamy seks ?

Teraz już spuszczam wzrok, jak on może mówić o tym tak łatwo, nie krępując się. 

- Nie wstydź się, seks to rzecz normalna. Nie pójdę za to do więzienia. Tak naprawdę półpełnoletność uzyskuje się w wieku 18 lat. Możesz wtedy decydować za siebie, legalnie pracować, uprawiać ze mną seks, nie możesz tylko kupować i spożywać alkoholu. Gdy skończysz 21 lat, osiągniesz pełną pełnoletność i będziesz mogła pić.

Kiwam głową na znak, że rozumiem.

- Gdzie będę mieszkać ?

- Ze mną. Poszukamy ci jakiegoś mieszkania. Obiecuję, że wszystko się wkrótce ułoży. 

Będzie dobrze, May....

***
„Panie i panowie, mówi wasz kapitan. Znajdujemy się teraz na lotnisku LaGuardia w Nowym Jorku. Temperatura na zewnątrz wynosi -10 stopni Fahrenheita, a obecna godzina to 15:10. W imieniu British Airways chciałem podziękować za wybranie naszych linii lotniczych i zapewnić, że była to olbrzymia przyjemność móc dowieść państwo bezpiecznie do celu."

Drzwi samolotu zostają zwolnione i wszyscy zaczynają opuszczać pokład. Zayn, ciągnie mnie za sobą, prowadząc powoli po schodkach w dół. Idziemy za tłumem na salę, a później skręcamy w korytarz gdzie nie ma nikogo i wychodzimy na zewnątrz. Na ruchliwy parking.

- Witaj w Nowym Jorku, Myr.

Podjeżdża do nas czarne audi SUV z przyciemnianymi szybami. Wysoki, umięśniony mężczyzna wyskakuje z niego, podbiegając do nas i otwiera tylne drzwi.

- Dzień dobry, Zayn.

- Witaj, Scoot.

Scoot? Słyszałam gdzieś to imię. Naprawdę.. słyszałam. 

- To jest, May.

Mężczyzna nie odzywa się do mnie, ale kiwa głową. Jest łysy i przerażający. Zayn, nakazuje mi wsiąść do samochodu, co robię, a on za mną. Ruszamy, wyjeżdżając na ulicę, od razu wpadamy w wir setki samochodów. 

- Zayn ?

Szepcze dotykając jego ręki, by ściągnąć na siebie jego uwagę.

- Zapomnieliśmy bagażu.

Mówię przerażona. Śmieje się dźwięcznie, spoglądając z rozbawieniem w oczach na mnie. 

- Nie zapomnieliśmy. Nasz bagaż zostanie nam dostarczony później. 

Skąd mogłam wiedzieć. Nie codziennie leci się do Nowego Jorku i nie codziennie twój bagaż jedzie osobnym samochodem. Jakby był taki duży. 

***

Mija nie wiele czasu, jak zajeżdżamy pod wysokościowiec tak wielki, że nie mogę dojrzeć jego końca. Zayn prosi Scoota, by przyszedł do niego za chwilę i prowadzi mnie do dwu skrzydłowych drzwi. Lobby w środku jest małe, ale za to pływa w marmurze i luksusie.

- Dzień dobry, panie Malik.

Za lady wychodzi starszy mężczyzna, uśmiechając się promiennie.

- Dzień dobry, Clark. To jest, May. Ma pełne prawo dostępu do mojego apartamentu. Będzie tu mieszkać przez najbliższy czas. 

- Tak, sir. Całą korespondencję dostarczyłem panu Scoot'owi, jak sobie pan życzył.

- Dziękuję. Spodziewam się jego za chwilę. 

Zayn pociągnął mnie do windy i wpisał jakiś kod. Maszyna ruszyła, a na panelu zaczęły wyświetlać się cyfry. 1.2.3.4...7...10..25..31..46...58...64..67.

- To nie jest ostatnie piętro, ale i tak nie polecam schodów. 

- Ile jest tu pięter ?

- 72. 

Jasne, pewnie dlatego nie widziałam końca budynku. 

Winda rozsuwa się, a przed nami ukazuje się malutka przestrzeń z drewnianymi drzwiami. Mężczyzna odklucza je i pozwala mi wejść pierwszej. 

- Wiataj w twoim nowym tymczasowym domu. 

Uśmiecham się na widok ogromnej przestrzeni. Ten apartament całkowicie różni się od tego w Londynie i mam wrażenie, że to tutaj tkwi prawdziwy Zayn. Nowy, prawdziwy Zayn. Ten, którego jeszcze nie do końca znam. Którego poznam. Kolorystyka w żadnym wypadku nie jest chłodna, jak to kojarzy się z milionerami. Czarny i biały. Tutaj jest przyjaźnie, miło. Ciepłe kremowe kolory na wszystkich ścianach i jasny ogromy narożnik, też w odcieniach kremowych. Nie wielka drewniana w ciemnych kolorach komoda i ława kawowa. Naprawdę jest tu przytulnie. Mimo wielkiej ilość nie zajętych metrów kwadratowych jest tu cudownie. Podłoga pokryta jest wielkimi białymi kaflami, a na ścianie wisi jedno jedyne zdjęcie w ramce i dam sobie rękę uciąć, że to jego rodzina. 

- May ?

Odwracam się, zauważając Scoota przy Zaynie.

- Muszę coś załatwić. Będę w biurze, znajdziesz je, gdybyś czegoś potrzebowała, jestem pewny. Pozwiedzaj mieszkanie. Podobno kobiety lubią bawić się w odkrywców. 

Śmieje się. Co proszę ? Znika mi z oczu, oboje znikają mi z oczu. Marszczę czoło w konsternacji, przysięgam, że gdzieś to imię słyszałam. Scoot. Podchodzę do przeszklonej ściany budynku, wpatrując się w miasto pode mną. Jesteśmy naprawdę wysoko. I widzę stąd wszystko. Nie wiem tylko jak to "wszystko" się nazywa. Scoot. Scoot. Scoot. "Śmierć albo życie". Wstrzymuję powietrze, kiedy tamte słowa odświeżają się w mojej pamięci. Zayn rozmawiał z nim przez telefon. Opieram się czołem o szybę. Słońce zaczyna chylić się po woli ku zachodowi. Zamykam oczy i wypuszczam wszystko powietrze z płuc. Zatracam się w ciszy. W pomieszczeniu jest przyjemnie ciepło, nigdy tak nie było u mnie w mieszkaniu. 

- Dlaczego nie oglądasz apartamentu ?

Podskakuję wystraszona. Umięśnione ramiona owijają się wokół mojego ciała i odciągają delikatnie od szyby. Wzruszam ramionami i podnoszę powieki.

- Malutka, trzeba cię za rączkę oprowadza?

Chichocze z tyłu za mną, biorąc mnie za rękę. 

- Jesteś głodna ?

- Nie.

- W takim razie coś zjemy. Doskonale wiem, kiedy kłamiesz.

Prowadzi mnie przez mieszkanie, wzdłuż szklanej ściany do kuchni otwartej na jadalnie, a może to jedno pomieszczenie ? Jest tak ogromne, że nie wiem. Ziemię pokrywają wielkie białe kafle, te same co w salonie i chyba całym mieszkaniu. Fronty szafek i wszystkich kuchennych mebli są w odcieniu kości słoniowej, a blat czarny. Do tego wyspa kuchenna tak samo skonstruowana. Niewielki odstęp i przed. wyspą wielki stół z ciemnego drewna, wszystkie krzesła są starannie dostawione. Och i jeszcze przed stołem jest oszklona ściana, wzdłuż której podążaliśmy. Założę się, że wszystkie zewnętrzne ściany budynku są ze szkła. Podoba mi się.

- Na co masz ochotę ?

Wzruszam ramionami.

- May, czy mam znowu znaleźć twój język? Proszę rozmawiaj ze mną.

- Przepraszam. Zjem kanapkę z serem.

- Kanapkę z serem ? To jest dobre ?

Patrzę na niego, nie wiedząc, czy powinnam płakać, czy śmiać się.

- Nie jadasz kanapek z serem ?

- Jadam tylko pełno wartościowe posiłki. Jeżeli dodam do tego warzywa i jakieś mięso zjesz ?

Potakuję. 

- W porządku. 

Odwraca się do mnie plecami i wyciąga coś z zabudowanej lodówki. To musi być lodówka, bo jest tam jedzenie. 

- Zayn ?

- Tak ?

- Kim jest Scoot ?

- Mój współpracownik. Jest ze mną od samego początku. Prowadzimy razem, niektóre interesy.

Jest przerażający. I straszny. I przerażający.

- Proszę.

Stawia przede mną na talerzu pierwsze kanapki i wraca do robienia następnych. Co ja mówię to nie są kanapki, to nie jest chleb. To jest chyba bagietka z ziarnami. 

- Lubisz gotować ?

- Nie, jak większość facetów. Co nie znaczy, że nie umiem. Prawda jest taka, że każdy mężczyzna umie gotować, kiedy nie ma co zjeść. 

- Więc dlaczego dla mnie gotujesz ?

- Bo jesteś tego warta.

Robię się czerwona, wiem, że tak jest, czuję jak moje policzki płoną i cała twarz.

- Pokażę ci jutro miasto i gdzie pracuję, gdybyś mnie potrzebowała. Nie będę mógł z tobą spędzać całych dni. 

- W porządku. 

- Teraz jedz, oprowadzę cię zaraz za rączkę, malutka, po mieszkaniu. 

Ponownie chichocze przy wypowiadaniu tych słów, jakby sprawiały mu, aż tak wielką radość.

- Zayn ?

Oboje obracamy się w lewo, gdzie w progu stoi Carmen. 

- Miałaś być jutro, stało się coś ?

Zayn odzywa się spokojnie.

Jestem pod ostrzałem, jej chłodnego spojrzenia. Nie mogła się mnie tu spodziewać.

- Kochanie, możemy porozmawiać ? Na osobności.

Uśmiecha się miło do mężczyzny. Zayn kładzie dłoń u dołu jej pleców i wyprowadza ją z pomieszczenia, zostawiając mnie samą bez słowa.

Czemu moje serce znowu boli ? Może dlatego, że zaczęłam już uważać, iż Zayn przynależy do mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: