Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 40

_______________________________________________________________________________

(Zayn)

May znika za drzwiami mojego biura i jestem na nią naprawdę wściekły, nie umiem powiedzieć za co, po prostu jestem. Zaciskam dłonie w pięści, próbując zniwelować nagłą agresję, ale kurwa nie potrafię. Siadam w masywnym fotelu, obracając się tyłem do drzwi i spoglądam na ścianę przede mną pokrytą jakimiś jebanymi obrazami, których, jestem pewien, przekazu nikt nie rozumie. Oddycham głęboko, starając się opanować. Nie zobaczymy się już, dołożę ku temu wszelkich starań. Dotrzymam obietnicy. Nie zawiodę jej. Nie zobaczysz mnie więcej, May.

- Zayn ?

Obracam się do Carmen, stojącej w progu drzwi.

- Kim naprawdę była ta dziewczyna ?

- Moją pracownicą.

- Sekretarką ?

- Nie do końca.

Podchodzi powoli i przysiada na skraju mebla na przeciw mnie.

-Wytłumacz mi proszę.

Mówi spokojnie, niewzruszona niczym. Zawsze taka jest. Opanowana. Nigdy nie pokazuje emocji. Pełna gracji, piękna, przykładna, idealna.

- Pracowała kiedyś w moim klubie, była tancerką. Została zgwałcona w swojej garderobie. Pamiętasz Andrew wpadł do nas kilka razy.

Potakuje, więc kontynuuję.

- Prowadził rozprawę odnośnie tego zdarzenia. Sprawca dostał wyrok, siedzi teraz w więzieniu. Czułem się winny, że stało się to jej w moim klubie pod moją obecność. Nie chciałem narażać jej na nic więcej, więc poprosiłem Johna, dłużnika, by przyjął ją jako barmankę. Ta praca była w porządku i miała ochronę, której ja nie mógłbym jej zapewnić.

- Szkoda mi tej dziewczyny. Przeżywa pewnie jakąś traumę, czy coś.

Carmen schodzi z biurka i przysiada na moich kolanach.

- Czy coś.

Mówię i całuję jej usta.

- Dlaczego powiedziała, że jest twoją sekretarką ?

- Była ze mną na jednym spotkaniu odnośnie hoteli "Vegas", jako "sekretarka", ale nie wykluczone też, że spanikowała, kiedy cię zobaczyła. Mogła się przestraszyć.

- Wyglądam jak jakiś potwór ?

Ściąga brwi razem.

- Nie. Raczej nie spodziewała się ciebie, ja zresztą też.

- Och. Zapomniałam zabrać telefon, zostawiłam go podłączonego w sypialni. Więc co miała na myśli mówiąc, że chce wszystko zakończyć ?

- Nie wiem, naprawdę nie wiem.

- Zayn, co jest między tobą, a nią ? Nie kłam.

- Nie ma nic.

- Na pewno ?

- Na pewno.

Już nigdy się nie zobaczymy. Ponownie całuję usta Carmen, po czym oboje wracamy do tego co zrobić mieliśmy. Ona wychodzi, a ja szykuję umowę na odsprzedanie klubów pod nadzorem osobistego notariusza. Po to przyjechałem do Londynu.

***

Dwa dni mijają mi pod jedną nazwą "sprzedaż klubu". Podpisywanie papierów, sporządzanie umów, spotkania z Vancsem, adwokatami, notariuszami, zrzekanie się praw. Carmen wyjeżdża i oboje dajemy sobie spokój na pewien czas. Spotkamy się w Nowym Jorku i zadecydujemy o naszej przyszłości.

***

Trzeciego dnia pracuję w domu, odpowiadając na e-maile i czytając kosztorysy, jakie nadesłały mi firmy. Różnicę są nie wielkie, ale odgórnie ustalone jest, że przetarg wygrywa najniższa cena, ufnej firmy. Pod wieczór moje myśli nawiedza May i nie jest to miłe, zważając na ilość problemów, które zajmują moją głowę, nie potrzebuję kolejnych. Myślę o tym, że mi jej brakuje i chciałbym ją zobaczyć. Przyzwyczaiłem się do jej niewinnej i bardzo emocjonalnej osoby.

***

Czwartego dnia naprawdę mi jej brakuje, ale zajmuję moje myśli czym innym. Jadę do pracy, a później na spotkanie umówione przez Camile. W pracy siedzę do późnych godzin i odrywa mnie od wszystkiego telefon od Johna. Jest zdenerwowany, kiedy mówi o występku May. Ja tym bardziej, bo to ja zaświadczyłem, że nigdy nie zrobi żadnej głupiej rzeczy. A porzucenie pracy z dnia na dzień ewidentnie takie jest. Po chuj się zwolniła ? Zapewniam mężczyznę, że zaraz przyjadę i zmierzę się z bałaganem jaki zostawiła. Nie ma teraz pracownika. Cholerna May. Zbieram wszystkie dokumenty i wrzucam je do teczki. Gaszę za sobą światła i schodzę na parking do samochodu. Miasto jest opustoszałe, żadne samochody nie taranują drogi, a ruch jest płynny. Parkuję pod lokalem i gaszę silnik, wzdychając ciężko. Podrywam głowę do góry, kierując wzrok przed siebie, gdy słyszę krzyk. Obserwuję rozgrywającą się przede mną scenę, puki nie rozpoznaję upadającej na kolana dziewczyny. Odruchowo mocniej zaciskam na kierownicy dłonie. Mój oddech staje się cięższy. Patrzę, jak May odchyla się nie przytomna do tyłu, uderzając o chodnik. Wtedy nie wytrzymuję, nie dbam o kluczyki w stacyjce i wyskakuję z pojazdu, biegnąc w jej kierunku. Gotuję się ze złości i strachu o dziewczynę. Podnoszę jej wątłe ciało z ziemi, a moje serce ściska się na jej widok. Łapię w dłoń jej policzek i proszę, by otworzyła oczy. Brak jej sił jest namacalny. Wszelkie kolory opuściły jej twarz, a usta ma bledsze niż zwykle. Mam wrażenie, że próbuje stoczyć walkę o przytomność, ale bezwładne ciało jej nie słucha. Po szczerej obietnic jaką jej składam, podnosi powieki. Jej oczy zieją lękiem i przerażeniem. Zamyka je, a głowę z powrotem opuszcza. Przyciskam ją mocniej do siebie, gdy mężczyzna chce odebrać z moich ramion swoją córkę. Moją May. Po moim kurwa trupie. Czuję jak dziewczyna zaciska drobną dłoń na moim ramieniu i nie puszcza. W tym właśnie momencie ja też wiem, że jej nie puszcze, nigdy. Nie zamierzam jej nikomu oddawać, do kogo ona nie chce. Nie pozwolę, by stała jej się krzywda. W jakiś dziwny sposób mam poczucie odpowiedzialności za nią. Zabieram ją do samochodu, omijając próbującego mnie zatrzymać faceta i bezpiecznie układam, May, na miejscu pasażera. Przekładam pasy bezpieczeństwa przez jej ciało i je zapinam. Zatrzaskuję drzwi i mierze się spojrzeniem z łajdakiem zwanym ojcem May, hamując chęć przyłożenia mu. Wracam za kierownicę, darując sobie spotkanie z Johnem. Liczy się teraz tylko ona. Zabieram ją do hotelu, w którym wiem, że przebywa. Zawiadomili mnie.

________________________________________________________________________________

Prawie zasypiam, gdy coś upada, wywołując hałas. Podnoszę powieki, patrząc na Zayna, który ściąga drugiego buta.

- Przepraszam.

Mówi cicho i ściąga swoją marynarkę, odkładając ją na komodę. W koszuli i spodniach podchodzi do mnie odchylając kołdrę.

- Co robisz ?

- Idę spać. Przesuń się troszkę.

- Ale..

- Cicho. Zmierzymy się ze wszystkim jutro.

Kiedy się nie ruszam, przesuwa mnie delikatnie i układa obok mnie, przyciągając do siebie. Składa lekki pocałunek na moim czole i szepcze uspakajające "będę cały czas obok". Po czym prosi bym zasnęła, a ja to robię...

Jutro rano i tak wyjeżdżam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: