Rozdział 36
Oddycham ciężko, kiedy odrywa się ode mnie i wstaję na równe nogi. Nie widzę za wyraźnie przez łzy, ale jego ciepły uśmiech mi nie umyka. To nie mogło się wydarzyć. Nie mogło. Zakrywam twarz dłońmi i próbuję się uspokoić.
- Prosiłam byś mnie nie dotykał.
Mój głos jest chrapliwy i z trudem wymuszam, by zabrzmiał wystarczająco głośno.
- Dlaczego tego nie chcesz ?
Kręcę głową i znikam za drzwiami łazienki. Moje gardło ściska się boleśnie. Nie mogę wyzbyć się poczucia winy. Cholera. Sumienie mnie zabije. Jak musi czuć się Carmen ? Czy ona o tym wie ?
- May ? Otwórz drzwi.
Zaciskam dłonie na włosach i siadam na zamkniętej klapie kibla. Nabieram uspakajający oddech i przecieram oczy. Nie mogę się mazać. Moje zachowanie jest absurdalne. Dlaczego do cholery ciągle płacze ?
- Otwórz mi drzwi.
Jego głos zmienia się ze spokojnego i potulnego, w spokojny i stanowczy. Przekręcam zamek w drzwiach, tym samym umożliwiając mu wtargnięcie do środka.
- Próbuję zrozumieć, ale nie potrafię May. Powiedz mi dlaczego płaczesz.
Kuca przede mną i naprawdę nie chcę na niego patrzeć. Nie mogę.
- Masz dziewczynę. Nie chcę cię dotykać, ty nie dotykaj mnie. To jest złe.
Pociągam nosem nieelegancko i wstaję, jednak łapie mnie w pasie i z powrotem sadza.
- Posłuchaj. Wiem co robię. Wszystko biorę na siebie. Jeżeli ktoś będzie żałował to tylko ja. Ciebie nie dotyczy moje życie. Pamiętasz po co tu jestem ? Po to, żeby zmniejszyć twój strach do płci męskiej, zajmijmy się tym. W porządku ?
Kręcę głową, nie jest w porządku.
- May, to moje życie, nie żałuj za mnie moich decyzji.
Mówi zirytowany. Wciska na moje usta pocałunek, mimo moje woli i pociąga mnie za ramiona w górę. Próbuję nie okazywać bólu, ale z moich ust wydobywa się syk, kiedy nieświadomy niczego zaciska dłoń na moim przedramieniu. Nie mam czasu odskoczyć, od razu chwyta rękaw mojej bluzki i podnosi go wysoko.
- Co to jest ?
Spogląda na mnie i przesuwa kciukiem po zmieniających barwę siniakach.
- Nic.
Staram się zabrać od niego swoją rękę, ale choćbym miała ją sobie oderwać, nie puści.
- Cholera jasna Mayer. To też zrobił ci Marcel ?
Zaprzeczam, nawet jeśli nie ma to najmniejszego sensu. Zdaje się, że przy nim moje kłamstwa nie wychodzą.
- Trzeba to czymś posmarować. Dlaczego nie pokazałaś mi tego od razu ?
Wypuszcza moją dłoń z uścisku i warcząc do siebie pod nosem, opuszcza łazienkę. Zostawia mnie w spokoju, a zaraz po tym słyszę jak drzwi hotelowego pokoju trzaskają. Wzdycham ciężko i przemywam w zlewie twarz. Zostaję w łazience dłuższą chwilę, a kiedy wchodzę do pokoju nie ma śladu po marynarce, ani żadnych rzeczach Zayna. Zdejmuję z siebie spodnie, zostając w bieliźnie oraz bluzce. Wchodzę pod kołdrę, zaplątując nogi w chłodnym materiale. W cale nie jest wcześnie, żeby pójść spać. Hotelowy zegarek naścienny pokazuje 22:31. Przed wizytą Malika byłam w pracy, obecnie kosztuje mnie ona dużo nerwów. Ciekawe spojrzenia dopadają mnie z każdej strony, a ci odważni pytają kto mnie pobił. Przytulam policzek do poduszki i prawie zamykam oczy, kiedy drzwi się otwierają. Jeny..
- Możesz spać.
Zamek cicho szczęka, kiedy z powrotem zamyka drzwi. Odkłada swoją marynarkę na fotel w rogu pokoju i z białym pojemniczkiem przysiada na skraju łóżka od mojej strony. Patrzę na niego szeroko otwartymi oczami, gdy chwyta moją dłoń i układa ją sobie na udzie. Czuję ciepło jego skóry nawet przez materiał spodni od garnituru.
- Jesteś na coś uczulona ?
Potrząsam głową na nie, marszcząc czoło.
- Dobrze. Nie będzie cię bolało, a ślady szybciej znikną.
Rozsmarowuje zimną maź na moim obrażeniu i odkłada pojemniczek na szafkę nocną, kiedy kończy.
- Możesz iść spać.
Znika w łazience, a przez otwarte drzwi widzę jak myje ręce. Zamykam oczy, nie chcę z nim rozmawiać. Nie potrafię. Boje się konsekwencji. Jakkolwiek dziwnie to brzmi. Nie chce być tą co niszczy związki ludzi, nawet jeżeli już nią jestem. Chcę zasnąć, obudzić się rano, przetrwać dzień, pójść do pracy i wytrzymać do końca tygodnia, odebrać należne, wytrzymać kolejny tydzień, a kiedy odbiorę kolejną wypłatę, wyjadę. Nie wiem dokąd. Nabieram spokojny oddech i powoli wypuszczam powietrze, zasypiam.
***
Przeciągam się i zakrywam usta, kiedy ziewam. W pokoju jest jasno, tak jasno, że białe ściany, na które pada światło mnie oślepiają. Ze zmęczeniem przekręcam się na drugi bok, ale zatrzymuję się w pół ruchu, gdy okazuje się, że nie jestem sama. Do teraz nie wiedziałam, że dzielę z kimś łóżko. Oczy Zayna wciąż są zamknięte, a jego usta lekko rozchylone. Dłonie trzyma przy sobie, leżąc na boku, twarzą do mnie. Jego górne partie ciała unoszą się i opadają z każdym jednym oddechem. Śpi w samych bokserkach i koszuli, która się wymięła, ale nie jest przykryty kołdrą, nawet najmniejszym skrawkiem. Nie chciał mi jej zabierać ? Przykrywam jego dolne partie, chowając twarz z powrotem w poduszce. Nie chcę by marzł, nawet jeśli czuję się źle i niewygodnie z tym, że śpi obok mnie. Zamykam oczy, kiedy po spojrzeniu na jego różowe usta, przypominają mi się wszystkie pocałunki. To nie odpowiednie, ale wspomnienia żyją wbrew mojej woli, wbrew woli wszystkich. One po prostu są i przychodzą do nas, kiedy chcą.
***
Otwieram oczy i mrugam nimi, kiedy czuję spojrzenie brązowych.
- Przepraszam, myślałem, że obudzę się przed tobą i wyjdę.
Ogarniają mnie przyjemne ciarki na jego ochrypły, niski głos.
- Przykryłaś mnie ?
Czuję ciepło na policzkach i od razu wciskam twarz w poduszkę, nic nie odpowiadając.
- Nie wstydź się May. Dziękuję.
Spoglądam na niego, ale nie mam za dużo czasu, bo od razu czuję jego usta. Przywiera do mnie całą siłą, przewracając na plecy. Nie czuję przyjemności, pierwsze co czuję to obezwładniający strach. Mocno całuje moje usta, przygryzając dolną wargę. Gdy odzyskuje władzę nad swoim ciałem, próbuję go odepchnąć i proszę, by przestał, ale on tego nie robi. Popadam w obłęd, ale nie boje się go. Móje nerwy reagują tak odruchowu, ciało się po prostu broni, nawet jeżeli umysł wie, że nic mi nie grozi.
- Uspokój się.
Całuje mój policzek i z powrotem wraca do ust.
- Nie posunę się za daleko. Ufamy sobie. Ufaj mi.
Każdym wyczulonym zmysłem czuję jego nawet najdelikatniejsze ruchy. Moje ciało i umysł są czujne, ale nie walczę już. Po prostu poddaje się, gotowa do ataku w każdej chwili. Chłodne palce jego dłoni zaciskają się w zagłębieniu mojej talii, gdy coraz bardziej przenosi się nade mnie. Oddaje jego pocałunek. Ufamy sobie. Próbujemy. Ja próbuję. Dmuch na moje zwilżone wargi, przez co odczuwam przyjemny chłód i opiera się czołem o moje. Kciukami głaska moje policzki, opierając się łokciami po obu stronach mojej głowy. Jego wzrok jest zamglony i wciąż nade mną zwisa.
- Jest w porządku ?
Kiwam głową, a on wydaje zirytowany jęk.
- Naprawdę muszę oduczyć cię kiwania głową na tak i nie, to okropny nawyk.
Mówi poważnie i mruży oczy.
- Jak przed chwilą sprawdzałem miałaś język.
Nie mogę nic poradzić na to, że zaczynam chichotać. Rozbawił mnie, nawet jeżeli nie było to jego celem.
- May ?
- Hm ?
- Będę cię całował, kiedy będę chciał. Przywyknij do tego. Nie umiem się już przed tym powstrzymywać.
Całuj mnie w środek ust i odsuwa się ode mnie, wstając z łóżka.
Przywyknij May...
Przywykam. Do niego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro