Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34

Światła miasta mienią się w moich oczach, obraz kompletnie stracił ostrość przez łzy. Widzę kolorowe smugi. Pociągam nosem i kolejny raz ocieram policzki, ale to bez sensu, bo one i tak zaraz robią się mokre. Przyciągam kolana do siebie, kuląc się pod jednym z budynków w pobliżu biura Zayna. Nie wiem czemu właśnie tu, przez całą drogę jaką przeszłam wszędzie byli ludzie.. tutaj nie ma nikogo. Nie chcę paść czyimś ofiarą. Zaciskam pasek torby w pięści i przyciągam go do piersi. Wytrzymam to. Zaciskam oczy, kiedy z moich ust wyrywa się niekontrolowany szloch. Jest mi zimno, ale nie tak bardzo bym nie mogła wytrzymać. Nie jestem pewna, która godzina i jak dużo zostało mi do rana, ale chcę by czarne niebo, zrobiło się jasne. Jestem zmęczona.. Kwestią czasu jest, kiedy moje oczy się zamkną i zapadnę w sen. Opieram się czołem o kolana i kolejny raz wydobywa się z moich ust szloch. Słyszę odgłosy samochodu, ale zaraz cichną, chwilę później inny odgłos samochodu, ale on również cichnie. Cichną wszystkie odgłosy. Potrząsam głową i mocniej zaciskam pasek torby przy piersi. Jak długo dam radę ? Chyba już dosyć.

- May ?

Podrywam głowę w górę, widząc idącą w moją stronę znaną postać. Już dosyć, proszę. Staje na przeciw, zasłaniając i tak już zdawkowaną ilość światła z pobliskiej latarni.

- May, chodź ze mną.

Wyciąga w moją stronę dłoń, ale nie reaguję. Opuszczam z powrotem głowę, opierając ją o kolana. Już dosyć, oszczędź mnie Boże.

- Chcę ci pomóc.

- Nie potrzebuje pomocy. Niech pan wraca do Carmen.

Pociągam nosem.

- Nie będę już nic niszczyć. Przepraszam.

Mój głos jest piskliwy i nie przyjemny dla uszu.

- O czym mówisz dziewczyno ?

- Zniszczyłam pana związek.

- Mam na imię Zayn. Nic nie zniszczyłaś. Nigdzie nie ma grama twojej winy.

- Ja nie chciałam..

Tłumię szloch w kolanach.

- Pojedź ze mną, zabiorę cię w ciepłe miejsce.

Kręcę głową i odsuwam się kiedy próbuje mnie dotknąć. Nie chcę jego dotyku, nigdy już nie chcę czuć dotyku jakiegokolwiek mężczyzny... jakiegokolwiek człowieka.

- W porządku.

Wzdycha ciężko i odchodzi. Słychać echo jego ciężkich kroków. Blokada, która na chwilę utworzyła się we mnie tamując rozpacz, teraz znowu puściła. Wycieram nos i przełykam słone łzy. Dlaczego ich jest co raz więcej ? Chciałabym wrócić do tego co było. Miałam prace, miałam mieszkanie, Marcel nie sprawiał większych kłopotów. Nie było pana Malika. Było łatwiej. Miejsce obok mnie zostaje zajęte. Nie muszę się odwracać, by wiedzieć kto to. Tylko Zayn posiada tak wyraźny piżmowy zapach. Niszczyciel. Powinnam go tak nazywać, zniszczył wszystko co było stabilne w moim życiu.

- Co robisz ?

Szepczę słabo.

- Nie chcesz iść ze mną, więc zostanę z tobą. Przyniosłem sobie kurtkę.

Informuje mnie, po czym naciąga ubranie na swoje ramiona, przybierając moją pozycję.

- Kto odpowiada za ślady pobicia na twojej twarzy ?

Pyta chłodno, na co kulę się jeszcze bardziej. Nikt mnie nie pobił. Marcel zbyt mocno zacisnął palce na mojej brodzie pare dni wcześniej, to wszystko. Nie jest potworem, jest nieuważnym człowiekiem z problemami, potrzebującym pomocy. "Jest potworem". Ignoruję głos podświadomości.

- May, odpowiedz mi.

Jego głos jest spokojny, ale stanowczy.

- Nikt.

Widzę, jak zaciska pięści, ale nic nie robi. Nic nie mówi. Cisza panująca między nami trwa i trwa. Obraz przede mną przestaje mi się podobać, kiedy wszystko zaczyna przykrywać mróz. Tempera spada gwałtowanie i czuję to całą sobą. Palce u rąk i nóg skostniały mi, a policzki szczypią z zimna. Usta mam popękane od suchego powietrza, a małe ranki na nich szczypią. Katar mi się wzmógł przez niską temperaturę, przez co pociągam co chwilę nosem. Nie płacze już ze strachu, bólu czy rozpaczy. Łzy same powoli ściekają z kącików moich oczu przez kujący wiatr. Powieki kleją mi się i jestem gotowa zasnąć. Wcześniej powstrzymywałam się przed snem w strachu, że grozi mi niebezpieczeństwo. Teraz czuję się bezpiecznie. Nie chcę ufać Zaynowi, ale to dzieje się samo. Ufam mu. Czuję się bezpiecznie wiedząc, że jest obok i nie potrzebuję do tego jego dotyku.

Wystarczy, że wiem, że jest...

***

Budzą mnie ciche odgłosy silnika samochodowego. Nie jestem jeszcze gotowa, by podnieść powieki i w pełni się obudzić, dlatego usilnie staram się ignorować cichy, ale wyraźny w całkowitym bez dźwięku hałas maszyny. Słyszę męski głos, mamroczący ciche przekleństwa, a kiedy dociera do mnie do kogo należy, moje powieki samoistnie podrywają się w górę. Buja mną lekko, kiedy skręcamy w lewo, zjeżdżając z autostrady. Próbuję się wyciągnąć, ale pasy ograniczają moje ruchy.

- Co tu robię ?

Pytam zachrypniętym od snu głosem.

- Siedzisz.

Zayn uśmiecha się do mnie półgębkiem, ale jego głos przepełniony jest czystą powagą.

- Chcę wysiąść, nie chcę byś mi pomagał.

Rozpinam pasy, ciesząc się, że mój głos nie jest tak słaby, jak czuję się ja.

- Zapnij pasy.

- Zatrzymaj się proszę.

- Zapnij pasy, May.

Kręcę głową, kiedy na mnie patrzy.

- Do cholery, zapnij pasy !

Krzyczy na co się wzdrygam i szybko zapinam pasy. W samochodzie jest ciepło, a siedzenie pode mną przyjemnie grzeje mnie w pupę.

- Jesteś głupią kobietą, May. Zamarzłabyś przez tą noc, zostając na ulicy.

Spogląda na mnie, po czym z powrotem wraca wzrokiem na drogę.

- Nie zostawię cię samej.

Oznajmia mi poważnie i mogę obserwować pojawiającą się zmarszczkę na jego czole. Skręca ponownie w lewo, zjeżdżając na stację paliw. Podjeżdża pod jeden z wolnych dystrybutorów, gasząc silnik.

- Nie wychodź. Nie próbuj mnie zdenerwować.

Mówi groźnie i wysiada z samochodu, trzaskając lekko drzwiami. Obserwuję go w bocznym lusterku, jak pełen gracji wlewa paliwo do baku. Nie mogę powiedzieć, że nie jest przystojny, bo jest. Jest idealny. Opieram głowę o zagłówek, obserwując rozsuwające się i zasuwające automatyczne drzwi. Mimo ciemnej nocy, ruch nadal jest duży. Podskakuję, wyrwana z zamyślenia, kiedy Zayn pojawia się z powrotem. Zerkam na jego obojętny wyraz twarzy i obserwuję jak z marynarki przewieszonej przez siedzenie wyciąga portfel.

- Chcesz iść ze mną ?

Pyta spokojnym głosem, lekko się uśmiechając. Przeczę głową, bo nie chcę tracić energii na wydobycie głosu.

- Nie wychodź.

Zamyka za sobą drzwi i widzę jak zdecydowanym krokiem zmierza w kierunku wejścia, znikając po chwili z moich oczu. Jego telefon porusza się na fotelu, wibrując nie spokojnie. Zerkam na wyświetlacz, średnim druczkiem widnieje na nim imię jego dziewczyny. Zaciskam oczy, wiedząc, że nawet jeśli będę próbować, nie wymarzę ich widoku z pamięci. Nie przestanę też o tym myśleć. Nigdy nie przestanę. Zayn nie jest wierny. I może powinnam czuć do niego urazę i go nienawidzić, ale nie mogę. Nie ja jestem tu największą ofiarą tylko Carmen. "Może ona wie o wszystkim". Oddycham głęboko, nie umiem nawet zachować się w tej sytuacji. Boli mnie dziurawe serce w mojej piersi. Telefon uspokaja się, wyświetlając tylko komunikat nieodebranego połączenia. Zayn Niszczyciel wychodzi z budynku, wracając do samochodu. Nasze spojrzenia spotykają się przez szybę, na co natychmiast spuszczam głowę, czując narastający smutek. Zajmuje miejsce za kierownicą, odkładając portfel do kieszeni czarnej marynarki, wrzuca za nim telefon, nawet nie spoglądając na ekran.

- Trzymaj.

Podaje mi zapakowanego hermetycznie rogalika z czekoladą i kubek z parującym napojem.

- Herbata. Zjedz i wypij.

Odpala silnik i odjeżdża powoli z miejsca. Upijam napój, parząc sobie język i przełyk, ale nie powstrzymuję się przed kolejnym łykiem.

- Dziękuję.

Zerka na mnie, posyłając mi szeroki uśmiech. Jedziemy ciemnym parkingiem zapełnionym pojazdami i zatrzymujemy się na samym jego końcu, gdzie jest ich najmniej.

- Jest za późno na hotel.

Wskazuje głową zegarek samochodowy. 4:30.

- Prześpimy się tutaj.

Gasi silnik, wyciągając ze stacyjki kluczyki i rozsiada się wygodnie. Czuję się niezręcznie pijąc ciepły napój, kiedy on nie ma nic i mi się przygląda, dlatego wyciągam w jego kierunku papierowy kubek, ale kręci głową. Podnoszę paczkę z rogalikiem, ale też kręci głową, uśmiechając się szeroko.

- Jedz, May.

Wzdycham, ustawiając między nogami kubek i otwieram opakowanie. Jestem głodna. Zatapiam zęby w jedzeniu i rozkoszuję się smakiem, nie zwracając na nic uwagi.

- Jutro rano wrócimy do Londynu.

- Gdzie jesteśmy ?

- Daleko za. Nie możesz mi teraz uciec.

Przechodzą mnie nie przyjemne dreszcze, ale staram się nie zwracać na nie uwagi. Ufam mu. Zjadam wszystko w ekstremalnym tempie, zaspokajając głód. Zgniatam w ręku opakowanie, ale zabiera mi je, wpychając do swojej kieszeni. Biorę duży łyk herbaty, czując, że dłużej nie utrzymam w sobie gryzącego mnie pytania.

- Kim ona była ?

Spina się, ale zachowuje pozorny spokój.

- Kto ?

Wzdycham, kręcąc głową.

- Nie wiem kim jesteś Zayn.

Nie wiem czemu z moich oczu zaczynają płynąć łzy. Naprawdę jestem żałosna. Płaczę z byle powodu.  Odwracam się do niego plecami i podciągając nogi na siedzenie, opieram czoło o chłodną szybę.

- Nie dotykaj mnie już nigdy więcej, proszę. Nie mogę cofnąć tego co się wydarzyło między nami, ale mogę zapobiec temu co mogłoby się jeszcze wydarzyć.

________________________________________________________________________________

(Zayn)

Zerkam na zwiniętą w kulkę dziewczynę obok. Jej oddech jest płytki i senny. Z głowy nie mogę wyrzucić jej słów, które cały czas odtwarzają się na nowo. Jej słaby głos łamie mnie, tak jak widok jej posiniaczonej twarzy. Mógłbym to skończyć i zostawić ją samą, ale nie mogę. Nie potrafię pozwolić, by stała jej się większa krzywda, jestem też zbyt samolubny, by dać jej możliwość poradzenia sobie beze mnie. Chcę by mnie potrzebowała tak, jak potrzebuje jej mała cząstka mnie.

Siedząc z nią pod ścianą i obserwując jak podczas snu trzęsie się z zimna, zapragnąłem zabrać ją ze sobą do swojego prawdziwego mieszkania w Nowym Jorku  i dać jej wszystko co mogę dać. Potrzebuję jej miękkich ust i słodkiego smaku na swoim język. Nie mogę jej nie dotykać, kiedy właśnie tego pragnę.

Pragnę May, a kocham Carmen.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję wam tak bardzo, za te wszystkie gwiazdki i komentarze. To naprawdę niesamowite xxxx

Co w ogóle myślicie o May ?
Życie ją chyba trochę przerosło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: