Rozdział 31
Tuż za drzwiami sypialni zatrzymałam się na kilka sekundy, by założyć majtki. Robiłam to naprawdę szybko, kilka razy tracąc równowagę. Kiedy moje części intymne są odpowiednio zakryte ruszam szybkim krokiem wzdłuż długiego korytarza. Nie jestem pewna co chcę zrobić, jednak wiem, że muszę znaleźć łazienkę. Popycham pierwsze lepsze drzwi, a kiedy pomieszczenie okazuje się łazienką, znikam w jej wnętrzu. Po omacku szukam włącznika i zapalam światło. Plecami przylegam do chłodnej ściany wyłożonej kafelkami i przełykam łzy. Strużka krwi spływająca po moim udzie, zostawia po sobie ślad na całej nodze i znaczy plamkami białe kafle. Zamykam oczy nie chcąc na to patrzeć, widziałam ten widok tyle razy.
- May ?
Milczę, a on wchodzi do środka. Nie chce nic mówić, nie wiem co. To wszystko nie powinno się stać, a jednak musiało.
- Skrzywdziłem cię ?
Tak.
- Nie. Okłamałeś mnie.
- Musiałem.
- Nie prawda.
- Prawda. To musiało nastąpić, wiesz o tym dobrze. W tym właśnie tkwi cały twój problem, intymny kontakt z drugą osobą jest twoim problemem.
Próbuję osunąć się na ziemię, ale mnie powstrzymuje, trzymając mocno za ramiona.
- Nie wiesz jak ciężko z tym żyć, nie ty zostałeś zgwałcony.
- Nie muszę być ofiarą, by widzieć i czuć.
- Musisz.
Wypowiadam to z żalem, a w moich oczach wzbierają się nowe łzy.
- Nie, May.
Przyciąga mnie do siebie i zamyka w ramionach. Czuję się jak dziecko, bezbronne dziecko, którego dosięgła największa tragedia.
- Nie lubię cię.
Mówię mu. Pociągam nosem i chowam twarz w zgięciu jego ramienia, tuż pod barkiem.
________________________________________________________________________
(Zayn)
Krew zostaje za nią na kafelkach, a kiedy nie uważnie przesuwa nogą, rozmazuje ją. Sięgam z pułki siwy ręcznik, wciąż trzymając ją w ramionach i namaczam go ciepłą wodą.
- Wytrzyj się.
Wciskam w jej małe dłonie mokrą tkaninę i rozluźniam uścisk. Chudymi palcami przytrzymuje materiał ręcznika przy skórze i ściera świeżą krew. Widzę łzy w jej oczach i strach jaki rodzi do mnie. Jej mur jest zbyt silny.
- Możesz się umyć, pójdę po twoje ciuchy, zostawię je pod drzwiami...
***
Obserwuje przez chwilę spokojne unoszenie się klatki piersiowej May i jej ciało zwinięte do pozycji płodu. Wygląda niesamowicie delikatnie w świetle dziennym. Powstrzymuję pokusę odgarnięcia jej mokrych włosów z oczy i nakrywam ją kocem. Wychodząc z sypialni zostawiam drzwi uchylone i zajmuje miejsce w salonie na sofie. Uruchamiam laptop, wsłuchując się w ciszę, ogarnia mnie z każdej strony. Mój telefon wibruje na stoliku kawowym, a na wyświetlaczu widnieje zdjęcie Carmen. Przeciągam zieloną słuchawkę i przyciskam telefon do ucha.
- Dzień dobry Zayn, pracujesz ?
- Pracuję.
- Istnieje prawdopodobność, że któregoś dnia weźmiesz wolne i przestaniesz to robić ?
Słyszę jej śmiech po drugiej stronie i sam się uśmiecham.
- Nie istnieje.
- Tak myślałam.
- Wszystko w porządku ?
- Tak, tęskniłam za domem i mamą.
I Bradem.
- Zadzwoniłam żeby powiedzieć ci, że termin mojego powrotu się zmienił. Wszystko wysłałam ci w mailu. Przepraszam, zaraz oddzwonię do ciebie. Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Połączenie zostaje przerwane, a po tym pożera mnie bezdźwięk. Uruchamiam skrzynkę email i zaczynam odczytywać po kolei wiadomości klientów, odpisując na każdą z osobna, aż docieram do wiadomości od Carmen.
_________________________________________________________________________
Łóżko pode mną jest wygodne i miękkie, tak bardzo różni się od mojego. Nie otwieram oczu mimo, że już nie śpię. Potrzebuję nacieszyć się tą chwilą spokoju. Staram się nie myśleć o niczym, ale myśli i tak nabiegają do mojej głowy. Próbuję przewidzieć co czeka mnie dzisiaj po powrocie do mieszkania i jak zareaguje na moją nieobecność Marcel. Próbuję ocenić jego gniew, ale nie umiem. Pokazał kilka razy, że potrafi posunąć się do wszelkich rzeczy. Nie ma umiaru w tym co robi. Przeszywają mnie dreszcze, a niepokój zaczyna kiełkować w moim wnętrzu. Decyduje się uchylić powieki, przyzwyczajając się do światła. Zaciskam w pięść róg koca i przyciągam ją do piersi. Zayn siedzi na przeciw mnie w fotelu obok okna z szerokim parapetem. Jego wzrok, ani razu nie ląduje na mnie, skupiony na laptopie. Długie palce sprawnie poruszają się na klawiaturze, wystukując kolejne litery z cichym dźwiękiem. Jak zwykle jego ciało zdobi idealnie prosta, biała koszula, dopięta na ostatni guzik. Nogawki czarnych spodni od garnituru perfekcyjnie odpowiadają długości jego nóg i w ładny sposób opinają pewne ich części. Obserwuję zmarszczkę tworzącą się na jego czole, ale za chwilę znika. Przenikliwe brązowe tęczówki mierzą we mnie, aż spuszczam wzrok.
- Obudziłem cię ?
- Nie.
Szepczę i układam płasko głowę na zgiętym ramieniu.
- Chciałem mieć cię na oku, gdyby coś się z tobą działo po..
Posyłam mu groźne spojrzenie, na co zaczyna chichotać, nie kończąc wypowiedzi. Piękny dźwięk.
- Nie ma się czego wstydzić pani May, seks to rzecz normalna.
Uśmiecha się figlarnie i zamyka klapkę laptopa. Łokcie opiera o swoje kolana i pochyla się do przodu, znowu używając tego swojego przenikliwego spojrzenia.
- Wszystko jest w porządku ?
- Tak.. a..ale j.ja nie chcę już.. nie chcę tego robić.
- Nic czego nie chcesz.
Staram się lekko uśmiechnąć, ale mi nie wychodzi.
- Wiesz, że nie musisz się mnie bać, nie bądź przestraszona.
Kiwam głową i zamykam na moment oczy.
- Zayn ?
- Tak ?
Jego ochrypły głos wzbudza we mnie dreszcze i przyjemne ciepło.
- Mogę zadać pytanie ?
Brzmię piskliwie i nie lubię tej barwy mojego głosu.
- Jedno.
Przytakuję i podnoszę się z pozycji leżącej do siedzącej.
- Czy udało się ? Z hotelami. Tamci mężczyźni sprzedali ci swoje hotele ?
- Sprzedali mi je.
Wstaje z fotela i przysiad obok mnie na łóżku, pochylając się w moją stronę.
- W pięćdziesięciu procentach to twoja zasługa, możesz być z siebie dumna.
Składa pocałunek na moich ustach, a moje ciało niespodziewanie staje się bardzo uległe.
- Mogłabyś dla mnie pracować.
- Już pracowałam.
- Teraz w innej specjalizacji.
- Nie chcę.
- Wiem.
Pochyla się i jeszcze raz mnie całuje. Zdaje się, że to lubię.
- Mam dla nas obiad, jak chcesz skorzystaj z łazienki i przyjdź do części kuchennej. Uśmiecha się i
zostawia mnie samą w pokoju, pozostawiając za sobą drzwi otwarte. Odrzucam ciepły koc na bok i złażę z łóżka, odczuwając dziwny dyskomfort. Zmierzam do wyjścia, ale zatrzymuje mnie stłumione brzęczenie. Obracam się w poszukiwaniu źródła i idę za dźwiękiem. Odsuwam koc porzucony kilka chwil temu przeze mnie i podnoszę telefon Zayna. Na wyświetlaczu pokazuje się zdjęcie pięknej blondynki i mam wrażenie, że nie jest to pierwszy raz, kiedy ją widzę. Słyszę kroki z korytarza, więc odrzucam urządzenie i zakrywam je z powrotem, wychodząc z sypialni. Będzie lepiej, jak nikt się nie dowie, że trzymałam w ręce jego telefon. Mężczyzny nie widać nigdzie, więc korzystam szybko z toalety i udaję się do części kuchennej. Niewielka wysepka na środku nakryta jest na dwie osoby, a cudowny zapach unosi się nad całym przyłączonym salonem.
- Siadaj, już podaję.
Zayn wyłania się za lodówki z butelką wina. Zajmuję miejsce na barowym stołku i splatam dłonie ze sobą, czując się niezręcznie.
- Zayn ? Kim była blondynka, którą widziałam, kiedyś u ciebie w biurze w klubie ?
Jego postawa sztywnieje i na chwilę się zatrzymuje cicho odchrząkując. Nie powinnam zadawać tego pytania, ale jest za późno bym mogła ugryźć się w język....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro