7
Kiedy zakręciłam w ciemną uliczkę, usłyszałam, jak toś potrąca jakąś butelkę. Pierwsza myśl każdego innego człowieka" wiatr, ale skąd wiatr w zaułku? No właśnie. Skręciłam za kontenerem i schowałam się tak, żeby to wyglądało jakbym zakręcała.
Zobaczyłam postać w białej bluzie, a moją pierwszą myślą było jedno imię: Jeff.
*widzisz Bena, który siedzi na plecach Jeffa, który jest jego konikiem, a krasnal krzyczy: DALEJ JEFF! A na pelerynce skrzata jest napis: 30 minut wcześniej*
Jeffrey POV
Pozwól na chwilę.
Podniosłem się z kanapy z ciężkim westchnieniem i poszedłem do gabinetu Slendera.
- Wołałeś? - spytałem wtykając głowę do gabinetu, a on wskazał mi krzesło, więc posłusznie wykonałem jego polecenie i usiadłem.
Chodzi o Sarah, wywróciłem oczami na wzmiankę o niej.
- Nie będę jej niańczył - prychnąłem.
Nie oto mi chodzi. Mógłbyś ją tu sprowadzić?
- Wiesz, że sprowadzenie jej, nie zmieni jej nastawienia?
A co powiesz na... zamknięcie w izolatce? Może stanie się potulna.
- A jak ja chciałem tam kogoś wpakować, to ty mi nie pozwoliłeś - prychnąłem.
Ben nie jest aż tak irytujący!, prychnąłem. Znowu, To jak, pomożesz?
- Oczywiście - powiedziałam chwytając nóż, który nie wiem jakim prawem był na biurku Sledniego - Niedługo wracam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro