Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter [unn]

-Nieważn...
Błyskawica.
Ciemność.
Światło.
To bulgoczące brzęczenie mnie zabije.
Chce umrzeć.
Jak się ruszało na przykład... czymkolwiek?
Oh tak okej
Kojąca cisza nastała.
Nie całkiem.
Ten dźwięk mnie prześladuje.
Obija się o ściany mojego pustego umysłu.
Prawo.
Góra.
Lewo.
Dół.
Zawsze tak samo.
Japierdole.
Zimno.
Gdzie to ja... a tu.
Jezu czemu ta koszulka jest taka pognieciona.
Co się dzieje.
Kręcę się... a może to świat.
Nie to moja głowa.
Nogi? Halo.
Udało mi się zmusić mięśnie do działania.
Nie wiem jak. Nie obchodzi mnie to.
A co mnie obchodzi?
Eee... nic? Mhm ta nic.
Jakie są cztery losowe pliki kartek?
Te są ok.
Co to? Nieważne.
Obróciłam głowę aby zobaczyć...
Nic? Czarnyżółtykwadraty
Gorączka? Nie.. raczej nie. Nieważne.
Złapała klamkę.
Nie chce z tąd wychodzić.
Nie chce tu być.
Mięśnie przestały.
Upadek czy uniesienie?
Wolno osuwam się w dół.
Ta podłoga wydaje się ostatnio najwygodniejszą na świecie.
Nie bardziej niż moje łóżko,
ale nie mogę iść teraz spać.
Nikogo to nie obchodzi,
ale będą pytać.
A ja nie chcę mówić.
Wstałam.
Idąc korytarzem zazwyczaj nie myślę o niczym bo po co.
Te kilkanaście schodów oddczułam jak trzy.
Nienawidzę "dołu".
Zawsze zwiastuje coś złego.
Tym razem jedzenie.
Niby zbawienie, ale wsumie męczarnia.
Rzut.
Trzy kroki.
Szuflada.
Deska.
Kolano.
Szuflada.
Nóż.
Biodro.
Rzuciłam te gówna na blat.
Pomidor.
Krojenie pomidorów to jakaś czarna magia kurwa.
Najlepiej nożem do chleba.
Pokrojony.
Krzywo.
Nevermind.
Jest zimny i mokry.
Dlaczego o tym myślę?
Może dlatego że to mój pierwszy posiłek.
I ostatni.
W tym tygodniu.
Hah... no jest piątek.
A nie.
Jeszcze ten ogórek z wtorku.
Haha.
Niedobre.
Dobra.
Zlew.
Kran.
Woda.
Gorąca.
Eh.
Buty.
Furtka.
Nacisne tak z 30 razy.
Czemu nie.
To nic nie daje.
Dobra to teraz już tylko...
Alarm.
Kod.
Brama.
Zamknij brame dałnie.
Dobra udało mi się wyjść.
Ten żwir mnie przeraża.
Jezu ta droga mnie denerwuje.
Żeby tylko nie spotkać sąsiadów.
O już widać rondo.
Pasy.
Może ktoś mnie jebnie.
A nie..
Eh no nic.
Może następnym razem.
Połowa drogi.
Hmm
*kaszel*
Dusze się.
Aha to normalne. Nieważne.
Co to takie.
Czerw..
Krew jest czerwona...
Wytarłam palce.
Ok.
Dalej leci.
-Nieważn..
Błyskawica.
Ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: