Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7


RP obudził wpadający do domu promień wschodzącego słońca. Ziewnął i się przeciągnął się. Nie chciało mu się jeszcze wstawać, więc obrócił się na drugi bok i zamknął znowu oczy. Nie dane mu było jednak długo się cieszyć błogim spokojem po przebudzeniu, bo zaraz potem pojawił się Galicja.

- Wstawaj młody, świt już.

- Dobrze, dobrze... Zaraz... - Mruknął i zakopał się w kocu. przeciągając się i podniósł się do siadu. Ułożył pośpiesznie włosy opadające mu na oczy i wstał. Rozprostował obolałe od spania na sienniku kości i spojrzał na Galicję. - Dobra, gotowy jestem.

- Dobrze, usiądź sobie, po śniadaniu jedziemy. Wysadzimy cię na granicy, bo dalej nie możemy jechać.

- Ależ nie ma problemu, to i tam dla mnie wiele, że zechcieliście mnie podwieść aż tyle.

***

Dojechali na granicę z jednym z państewek niemieckich. Galicja zatrzymał konia przy płocie granicznym. RP rozglądał się wokół, czyli musi przejść przez płot... W porządku.

- No dobra młody. Jesteśmy na miejscu, dalej nie możemy cię podwieść, nie możemy opuszczać terenów Cesarstwa.

- Dobrze, naprawdę, nie wiem jak wam dziękować.

- To nie problem. Tylko teraz musisz uważać, najlepiej, byś nie zatrzymywał się u nikogo przez najbliższy kawałek drogi. - Powiedziała WMK.

- Dlaczego...? - Zapytał RP.

- Bo to będą tereny państw Związku Niemieckiego i oni są prawie całkiem ulegli Prusom, jest ryzyko, że jak się u nich zatrzymasz, to mogą cię dostarczyć Prusom.

- Oh... Ok, rozumiem. - RP podrapał się po po potylicy. - A nie ma tutaj nikogo, kto... No jest Polakiem...? Tak jak wy tutaj i Kongresówka w zaborze rosyjskim.

- Ahh, Kongresówka! Znasz się z AKP! Kilka razy mieliśmy okazje rozmawiać, naprawde w porządku facet! - Zawołał Galicja, ale na spojrzenie RP pokiwał głową. - Przepraszam, że odbiegam od tematu, tak, mieszka Wielkie Księstwo Poznańskie, całkiem miły, jednak nie sądzę byś chciał ryzykować złapanie idąc tam. WKP mieszka na północy-wschód stąd, musiałbyś nie dosyć, że się cofać, to jeszcze wchodzić na teren zaboru Pruskiego.

- A, dobra, rozumiem. Jeszcze raz, bardzo dziękuję za nocleg i za podwiezienie mnie aż tutaj.

- Nie ma sprawy, trzymaj się.

RP pomachał im i zaczął się wspinać na płot. Bez większych problemów przelazł na drugą stronę. Patrzył jeszcze jak Galicja odjeżdża. Westchnął, wygładził rękami mundurek i ruszył drogą przed siebie. Pogoda była bardzo przyjemna, nie było już tak gorąco jak wczoraj, a słońce ukryło się za chmurami, mimo to nie było zimno, po prostu nie było upalnie. RP szedł tak rozmyślając, gdzie iść i czy w ogóle uda mu się znaleźć jakieś schronienie. Przecież nie może się jeszcze rzucać odbijać kraj, ma dopiero czternaście lat i nie ważne jak będzie się upierał i za jak dorosłego nie będzie się uważał, fizycznie nadal jest dzieckiem. Sierotą. Nie ma domu, nie ma rodziny, nie ma nikogo bliskiego... Rzadko o tym myślał, wcześniej to IR i ZSRR zastępowali mu rodzinę. Beznadziejną rodzinę, ale jednak. Wiedział o relacjach ojca i IR, jednak bardzo niewiele, kiedyś było dobrze, ale potem coś się między nimi zepsuło i IR się o to obwinia. Bardzo dobrze, niech cierpi, zasłużył sobie na to. Czasami RP przerażał ten brak empatii wobec IR i ZSRR, nie żeby coś, nienawidzi ich, jednak zauważył, że dosłownie czerpie przyjemność z ich nieszczęścia. Jak ZSRR w wieku pięciu lat spadł ze schodów i złamał nogę, to jedenastoletni RP nie mógł wytrzymać ze śmiechu, oczywiście nie obeszło się bez chłosty od Imperium. Uwielbiał też robić im na złość, wielokrotnie, wiedząc jak bardzo denerwuje to IR, nakręcał się jeszcze bardziej i wymyślał coraz to nowsze metody na rozzłoszczenie go.

***

Znowu miał wrażenie, że jego nogi płoną. Nie wie ile już idzie, jednak pogoda się psuła, a słonce coraz bardziej chyliło się ku zachodowi. Poczuł pierwsze krople letniego deszczu moczące jego twarz i ubranie. Oh ile by dał, by móc się u kogoś schronić, jednak słowa WMK i Galicji nadal tkwiły mu w głowie, a strach, przed trafieniem do niewoli Prus był znacznie większy, niż potrzeba ukrycia się. Deszcz zaczął lać niemiłosiernie, sprawiając, że mokre ubrania przylepiły się do chudego ciała RP, przemoczone włosy oklapły na twarz, a skrzydła stały się cholernie ciężkie. "Chociaż się orzeźwię" pomyślał, po czym zauważył niewielką rzeczkę i mostek, pobiegł tam i ukrył się pod nim. Tu deszcz już go nie moczył, w sumie, jeśli będzie miał wystarczająco dużo szczęścia, to może nawet uda mu się tu bezpiecznie przenocować. Podwinął kolana i objął je rękoma, otulił się przemoczonymi skrzydłami i zamknął oczy wreszcie zasypiając.

***

Obudził się jeszcze przed świtem. Całą noc bał się, że ktoś go znajdzie i co chwilę się budził, by się rozejrzeć. W końcu nie wytrzymał i zdecydował, że pora już ruszać, podniósł się i rozciągnął obolałe kończyny, włosy i skrzydła zdążyły mu już wyschnąć, jednak ubrania jeszcze nie i zaczęły nieprzyjemnie pachnąć, zdjął więc mundurek, zostając w samej, białej koszuli i wylazł z pod mostu. Niebo powoli się rozjaśniało, wszystko było mokre, a w powietrzu unosił się wciąż świeży zapach deszczu, RP wspiął się ponownie na drogę i ruszył przed siebie, starając się omijać największe kałuże. W oddali dostrzegł miasteczko, może jeśli przejdzie przez nie dość szybko, bez postojów, to nikt go nie zauważy, zdecydował się więc przyśpieszyć, mimo iż jego nogi wyraźnie protestowały. Tak jak myślał, mieszkańcy miasteczka też mówili tym agresywnym językiem. Galicja wytłumaczył mu, że to Niemiecki i używają go Niemcy, Austriacy i ktoś tam jeszcze. RP nie wyobrażał sobie, jak można mówić takim językiem, nic w nim się kupy nie trzymało, a ludzie brzmieli, jakby się wyzywali. Na szczęście miasteczko było małe i RP już po chwili je opuścił i ruszył dalej polną drogą, słońce już wstało i grzało RP plecy, znowu zaczynał się upalny, czerwcowy dzień, nie żeby RP nie lubił ciepłych dni, jednak podróż w takiej pogodzie jest nie do zniesienia, jest gorąco, sucho i ciężko oddychać, do tego teraz niemal cała woda co spadła w nocy zaczęła parować, sprawiając, że było okropnie duszno, RP nie chciał spędzać kolejnej nocy na niemieckich terenach, więc ruszył szybszym tempem.

***

Usiadł pod słupem przydrożnym. Już nie ma siły. Słońce nadal paliło, chodź nie było już w zenicie, na oko było coś około piętnastej. RP wytarł ręką pot z czoła i ułożył włosy ręką i okrył głowę mundurkiem, nie miał zamiaru dostać udaru, jeszcze tego by brakowało. Oddychał głęboko, usta paliły go z pragnienia, oddałby wszystko za chociaż łyk wody, zamknął oczy i ze zmęczenia i gorąca przysnęło mu się.

- Co tu robisz młody? - Obudził go czyjś głos, nie mówił po niemiecku, a językiem ogólnym, jednak RP nie miał pojęcia kim jest i nie ufał mu, rzucił mu tylko spojrzenie chłodnych, błękitnych oczu.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Boom, kolejny rozdział, mam nadzieję, że nie zanudziłem was nim :'D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro