Rozdział 6
RP powoli szedł, powłócząc nogami za Galicją. Mimo absolutnego zmęczenia był mega szczęśliwy, że ktoś zaproponował mu tymczasowe schronienie. Uznał, że raczej nie zamieszka tam na długo, zatrzyma się może na parę godzin, góra do jutra.
- A która godzina?
- Już południe. - Powiedział Galicja zadzierając głowę, by określić jak wysoko znajduje się słońce.
- C-co? Jak to?
- Musiałeś być bardzo zmęczony. Może i lepiej, przynajmniej się wyspałeś.
- Może i lepiej... - W rzeczywistości to w ogóle się nie wyspał. Wręcz przeciwnie, miał wrażenie, jakby nie spał całą noc. Leniwie powłóczył nogami, które paliły żywym ogniem zakwasów. Jak się okazało, Galicja wcale nie mieszka tak blisko, jak RP myślał, więc szli z kilometr przynajmniej, nim dotarli do niewielkiej, drewnianej chatki. RP wszedł do środka, biło tam biedą, ale też takim rodzinnym ciepłem, od którego nastolatkowi od razu się zrobiło przyjemnie. W kuchni stała drobna kobieta z biało-niebieską flagą.
- To moja żona, Wolne Miasto Kraków. - Przedstawił ją Galicja.
- Dzień dobry. - Skinął głową RP. - Jestem Druga Rzeczpospolita Polska.
- Miło mi. - Uśmiechnęła się przyjaźnie WMK. - Co cię tu sprowadza chłopcze?
- Ah, uciekałem od IR... Z zaboru rosyjskiego.
- Boże, to bardzo daleko. Czemu?
- Miałem dość bycia w zamknięciu... Jak taki... Ptaszek w klatce... - Westchnął. - Ale jeszcze długa droga przede mną.
- A gdzie chcesz iść?
Właśnie... Gdzie on tak w ogóle chce iść...? Nie myślał o tym i szedł na żywioł... Szedł przed siebie, jak najdalej od IR, jednak nie zastanawiał się nad celem swojej podróży.
- Jak najdalej od IR.
- Tu możesz nie być bezpieczny. CA czasem przychodzi sprawdzić co u nas, a że ma pokojowe relacje z IR to może mu donieść gdzie jesteś. Wtedy IR mógłby zabrać cię z powrotem.
- Wiem. Dlatego raczej nie zostanę tutaj na długo. - Powiedział i usiadł na jednym z krzeseł przy drewnianym stołku. Rozglądał się po ubogim domku, mimo wszystko strasznie mu się tu podobało.
- Musisz być naprawdę głodny po tak długiej podróży.
- Nie chcę robić pani kłopotu. - Zapeszył się RP.
- Ależ to nie kłopot, nie mamy za dużo, ale wystarczy też dla ciebie. - Uspokoiła go Kraków.
- Dziękuję. - Uśmiechnął się RP. Odzwyczaił się od rozmawiania po Polsku, nie miał oczywiście problemów, jednak uczucie to było specyficzne, satysfakcjonujące. Ostatnio tak rozmawiał z AKP, ciekawe, czy jeszcze kiedyś go spotka...
Zaraz potem kobieta nalała mu do miski trochę zupy i podała. RP zamieszał w niej, była bardzo wodnista, a po zamieszaniu uniosło się w niej trochę posiekanych w kostkę ziemniaków, marchewek i trochę kaszy. RP zaczął jeść, w smaku też była jałowa, ale nie był tak głodny, że absolutnie mu to nie przeszkadzało. Jednak zupa była ciepła, a prze wszystkim BYŁA, więc RP był wdzięczny za jakiekolwiek jedzenie, bo głód męczył go niemiłosierny, po prawie całym dniu bez jedzenia. Zjadł ją dość szybko, a przyjemne ciepło wypełniło jego brzuch, podziękował i uśmiechnął się do gospodarzy.
***
IR odłożył gazetę na stolik, spojrzał chłodno na ZSRR bawiącego się smętnie pluszowym misiem. Na zegarze wybiło południe.
- No ile on może spać. - Warknął i wstał, poszedł schodami na górę, mamrocząc sam do siebie. - Pewnie znowu nie spał do drugiej i siedział na dachu.
Zapukał do drzwi i chrząknął.
- Śpiąca królewna już się obudziła? - Ale nie dostał odpowiedzi, więc zapukał znowu. Warknął i otworzył drzwi. - RP wstawaj, śniadanie jest w kuchni. Chciałbym przeprosić cię za to co działo się wczoraj...
Urwał, gdy zobaczył pusty pokój. Kiedyś go szlag trafi z zabawami RP. Miał nadzieje, że nie wylazł na dwór i chowa się gdzieś w domu, na pewno siedzi na jakimś regale, lub w łazience pod wanną, uznając to za świetną zabawę. IR przewrócił oczami i zaczął go szukać. Zawsze te gierki RP go strasznie denerwowały, ale przymykał na nie oko, rozumiał go; RP był nastolatkiem, buntował się, a zmuszony był do siedzenia w jednym miejscu, IR nawet zastanawiał się, czy nie wypuszczać go czasem poza posiadłość, ale zawsze strach, że Polakowi coś uderzy do głowy i postanowi uciec dawał górę. Z charakteru tak bardzo przypominał mu RON, zawadiacki, chamski, cwany i wybuchowy. Za każdym razem, jak był dla niego okropny, czuł wyrzutu sumienia, że łamie słowo dane RON, o nie krzywdzeniu jego syna. Z RON kiedyś byli tak blisko... Żałował, że nie powstrzymał Prus i nie uratował wtedy RON. Może teraz ich życie wyglądałoby inaczej? Może żyłby teraz spokojnie z RON i RP, nie miałby tyle zmartwień...
Przeszedł cały dom, nigdzie nie widząc RP, wrócił do salonu.
- CCCP, widziałeś RP?
- Nie... Wczoraj gdzieś szedł, obiecał mi, że pobawi się ze mną wieczorem, ale wieczorem go nigdzie nie było...
- Сука блять... (Kurwa mać) - Wymamrotał IR i wybiegł z domu. Oby ten dzieciak po prostu postanowił spędzić noc w domu Kongresówki!
Jednak nie było go tam. Musiał... musiał uciec. IR poczuł narastającą złość, zacisnął pięść i walnął w ścianę. Jednak gniew szybko przeszedł w smutek. Zawiódł RON, stracił chłopca, który był dla niego jak syn, był chujowym ojcem. Teraz najbardziej się bał, że RP wpadnie w ręce Prus, a ten może być jeszcze gorszy niż on... Cholera jasna!
***
Przez prawie cały czas rozmawiał z Galicją i Krakowem o różnych tematach. W pewnym momencie Galicja zapytał.
- Jesteś może spokrewniony z RON?
- Tak, to mój ojciec. Ale nie znałem go za bardzo, miałem dwa lata gdy zginął...
- Wiedziałem! - Zawołał Galicja. - Boże przenajświętszy, dzięki ci, syn RON żyje! Błagam, odzyskaj nasz kraj, błagam!
- Umm... - Wcześniej nie myślał zbytnio i niepodległości, raczej uwolnienie się od IR było jego głównym celem. Jednak teraz ma nowy i właśnie niepodległość nim będzie. - O-oczywiście, jednak na razie nie mam jak... Mam czternaście lat.
- Spokojnie. - Uśmiechnął się Galicja. No dobrze, już prawie zmierzch. Proponuję, byś poszedł już dzisiaj spać, rano podwieziemy cię aż do samej granicy Austrii.
- Naprawdę?
- Tak, chodź tu będziesz spał. - Podszedł do kąta i przygotował mu siennik i koc.
- Dziękuję. - Uśmiechnął się RP i położył na sienniku, owinął się w koc. Zabawne wydało mu się, że narzekał na łóżko u IR, teraz ma, worek z sianem, kłujący go wszędzie, do tego nie wygodny. Jednak i tak lepiej niż wóz z sianem. Odwrócił się głową do ściany i zamknął oczy powoli zasypiając.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro