Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 39


   Czas mijał dość powoli. Praca jako strażnik pałacu nie była jakaś porywająca, ale nie była też wybitnie angażująca, IR też nie uważał, że powinni stać na posterunku cały dzień, dawał im wyjątkowo dużo swobody, niemal jak nie on, jedynie surowo zabraniał dyskusji o polityce. Rozmowy o polityce zawsze kończyły się mniejszą lub większą kłótnią, a IR nie chciał słyszeć o sprawie polskiej, ani o prawach robotników, stawiał sytuacje jasno - "na razie to on tu rządzi i póki jeszcze żyje nie ma zamiaru słuchać żadnych liberalnych bzdur i młodzieńczych urojeń". Mimo wszystko poza tym był dość łagodny, większość czasu spędzał zamknięty w swoim gabinecie, mało jadł i chyba jeszcze bardziej się postarzał, o czym mogły świadczyć pogłębiające się zmarszczki na twarzy i postępująca siwizna. Ciągle chodził zestresowany, coraz gorsza sytuacja na wojnie w Mandżurii i wstrząsające całym krajem protesty wcale nie wpływały korzystnie na jego zdrowie.

   RP w międzyczasie robił nie wiele. Zazwyczaj spędzał czas w pokoju, albo na mieście, nie robiąc niczego produktywnego. ZSRR natomiast przybrał zupełnie inną postawę, robiąc za dwóch. Po służbie leciał do innej pracy, zazwyczaj fizycznej, potem jeszcze przesiadywać w bibliotece dosłownie pochłaniając kolejne książki, a i tak znajdywał jeszcze czas, by brać udział w coraz to kolejnych manifestacjach robotniczych.

   I tak życie toczyło się przez kilka miesięcy, aż do czasu, kiedy IR już nie dał rady i podpisał układ pokojowy z Japonią, przyznając się do porażki w wojnie o Mandżurię. Doprowadziło to do jeszcze większego niezadowolenia społecznego. Krajem wstrząsnęły jeszcze silniejsze protesty, a na ich czele stanął ZSRR. Na ziemiach polskich też zrobiło się gorąco, jednak RP nie miał jak się tam dostać przez to, że koleje przez strajk kolejarzy stały. Zdecydował się wesprzeć przyjaciela w jego działaniach, lecz dodatkowo uprawiając polską, krajowyzwoleńczą, propagandę tu, w Petersburgu.

***

   ZSRR wbił się do pałacu, ciężkim ciosem z obitego buta. Szedł swobodnym, lekkim krokiem, podśpiewując pod nosem "Międzynarodówkę", co jakiś czas sięgał ręką w bok, zrzucając na ziemię i tłukąc jakąś antyczną wazę, marmurowe popiersie, czy inny artefakt, który z łoskotem padał na gładką podłogę pałacu, rozbijając się w drobny mak.

   – Wyklęty powstań ludu ziemi, powstańcie których dręczy głód... - pustymi, niemal martwymi korytarzami niósł się czysty bas ZSRR, co jakiś czas przerywany donośnym trzaskiem kolejnego cennego przedmiotu. Mogłoby się wydawać, że pałac jest opustoszały, jednak IR był tam, sam w swojej komnacie, niczym tchórz.

   Za ZSRR bez słów podążał RP. Nie niszczył niczego, nie śpiewał, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Wciąż ubrany był w mundur straży pałacowej, w przeciwieństwie do ZSRR, który z obrzydzeniem pozbył się owego ubioru na rzecz prostego, cywilnego stroju, długiego płaszcza i kaszkietu.

   – Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata, przed ciosem niechaj tyran drży! Ruszymy z posad bryłę świata, dziś niczym jutro wszystkim my! - śpiewał głośniej ZSRR, lecz wciąż beztrosko, poniekąd nonszalancko. Wspiął się po schodach i ruszył coraz bliżej schronienia IR. Mimo śpiewu bolszewika, RP był w stanie usłyszeć głos IR, panicznie rozmawiającego z kimś "dzwoni do kogoś?" pomyślał.

   – Bój to będzie ostatni, krwawy skończy się trud! - zadudnił, wciąż śpiewając, ZSRR, przerywając pieśń, by bez większych oporów wyłamać drzwi z zawiasów. Na środku pokoju stał IR, kompletnie spłoszony oderwał wzrok od wiszącego na ścianie obrazu RON, po czym wbił rozszalałe z paniki oczy w ZSRR. Komunista uśmiechnął się uprzejmie i przywitał z ojcem. - Cześć tato.

   – ZSRR, RP... - zaczął IR, szybko ogarniając się, prostując się i przybierając poważny wyraz twarzy. - ZSRR, mój drogi, powiedz mi, co się dzieje za oknem?

   – To co widzisz. - odparł beztrosko bolszewik, lekko się uśmiechając. - Wiesz czego ci ludzie chcą, prawda?

   – Nie, nie wiem czego chcą. W dupach się im poprzewracało, odkąd zacząłeś ich podburzać. Zacząłeś im obiecywać niestworzone rzeczy i teraz wyobrażają sobie nie wiadomo co! - warknął IR, starając się powstrzymać drżenie głosu.

   – Ah "niestworzonymi rzeczami" nazywasz godne życie, normalną płacę i ludzkie warunki? Gdybyś czasem wychylił nos spoza tych twoich złotych pałaców, to byś zauważył w jakiej biedzie żyją ci ludzie! Ale co ty tam wiesz, skoro dla ciebie liczy się tylko twój własny komfort, po co miałbyś marnować czas na życie innych. Nawet nie ruszysz palcem, by postawić się w sytuacji prostego ludu, z resztą, jak typowy arystokrata.

   – Oh ZSRR... Ty TAKŻE jesteś arystokratą. – odparł IR, uśmiechając się drętwo. – Nie ważne co, nie jesteś jednym z nich, wychowałeś się w złotych pałacach, mając wszystko, lecz wolałeś to wszystko porzucić dla tylko tobie zrozumiałej ascezy. Z resztą popatrz, jestem stary, nie zostało mi już za wiele życia, prędzej, czy później zajmiesz moje miejsce, co dla ciebie za różnica, czy będziesz kolejnym carem, czy przywódcą prostego, ograniczonego plebsu?

    – Posłuchaj. – warknął ZSRR, łapiąc IR za mundur i unosząc w górę. – Mogę się wyprzeć swojego, tfu, arystokratycznego pochodzenia tu i teraz! 

   IR zadrżał, i zaczął się szarpać starając się uwolnić ze stalowego uścisku młodego komunisty, jednak nie musiał długo walczyć, bo ten rzucił nim o ścianę, rozwalając przy tym niewielki stołek z ozdobną lampą. To był pierwszy raz, gdy ZSRR wykorzystał argument siłowy, nie podobało mu się to zbytnio, ale już doszedł do wniosku, że pokojowo z upartym ojcem nic nie uzgodni. RP stał z boku, milcząc, nie zamierzał pomagać IR, ale też nie ruszył się, by wesprzeć ZSRR. 

   – No co? Władza wymyka się z rąk? – zapytał sarkastycznie bolszewik, dociskając IR butem do ziemi. Imperium stęknął z bólu, przecierając ręką rozbitą od wcześniejszego upadku potylicę, wytarł krew w swój biały mundur i spojrzał ze strachem na syna. – Pogódź się, że nadejdzie dzień, kiedy proletariat przyjdzie po twoją głowę. Od ciebie zależy, kiedy. 

   – D-dobrze...! – sapnął IR, starając się zdjąć ciężki but ZSRR ze swojej klatki piersiowej. – Dobrze, dobrze, pójdę na ustępstwa! Czego ode mnie chcesz?

   – Chcę władzy. Ale nie mojej, władzy ludu. Daj ludziom decydować o tym, co się dzieje w państwie, daj im głos i swobodę, chcę, byś utworzył parlament. Ja zadowolę się zwykłym miejscem w nim. Nie chcę od ciebie tytułów, czy zaszczytów. Ale będę ci patrzył na ręce, tak jak ludzie, którzy prędzej czy później zdecydują się zrzucić swoje kajdany, więc uważaj.

   – W porządku... w porządku... zrobię, jak chcesz. – odparł niechętnie IR, łapiąc oddech, kiedy Sowiet puścił go. Obserwował zmartwionym spojrzeniem, jak obaj ZSRR i RP opuszczają komnatę, po czym przeniósł zmęczony wzrok RON, osądzającego go surowym spojrzeniem z olejnego obrazu na ścianie...

***

   Niespodzianka, rozdział, o dziwo, bardzo dobrze mi się go pisało, ale nie obiecuję, że następny będzie szybko, choć się postaram xD hh

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro