Rozdział 38
ZSRR zajęty był podpieraniem ścian i popijaniem alkoholu. Nie był przyzwyczajony do drogich win w wytwornych kieliszkach, raczej do tanich piw i koszernego samogonu; w ogóle nie był przyzwyczajony do przebywania w takim tłumie wytwornych ludzi. RP zdawał się odnajdywać na balu znacznie lepiej, w końcu spędził swoje lata w Paryżu, więc nie miał problemu z zaaklimatyzowaniem się. Popijał wino, głośno rozmawiał z nawet obcymi mu osobami i wyrywał do tańca kolejne osoby. W pewnym momencie podszedł do stojącego pod ścianą przyjaciela, uśmiechnął się szeroko.
– ZSRR! Będziesz tak stał tu całą noc?
– mh... – mruknął niewyraźnie ZSRR, popijając wino. – Idź się bawić, daj mi spokój.
RP zmarszczył brwi i sięgnął z tacy kieliszek wina, pociągnął łyka i stanął obok ZSRR, opierając się o ścianę. Przyglądał się mu przez chwilę.
– No co cię tak trapi? – przechylił głowę RP i lekko szturchnął ZSRR łokciem.
– Nic, mówiłem. Po prostu nie podoba mi się tu, za dużo ludzi, z resztą nie przywykłem do takich wykwintnych imprez. – burknął, dolewając więcej wina do kieliszka. RP chwycił go za nadgarstek i odsunął butelkę od naczynia.
– Chyba na razie wystarczy ci alkoholu, dzieciaku. Ja też nie będę na razie pił. – RP odłożył oba kieliszki na stół. ZSRR uśmiechnął się lekko, chcąc nieudolnie zamaskować swoje rozbawienie.
– Mówiłem, byś mnie tak nie nazywał. Jestem dorosły. – Przypomniał, dając kuksańca w ramię RP. Polak oddał mu i ruszył w głąb sali.
– Choć, poznasz trochę ludzi.
ZSRR ruszył za nim, w już lepszym humorze. Przeciskał się przez tłum ludzi w eleganckich mundurach i pięknych sukniach, podrygujących do grającej muzyki, starał się nie zgubić RP. Brnąc przez tłum, próbując dogonić przyjaciela, potknął się o kogoś, zachwiał się i runął na ziemię, cicho klnąc pod nosem.
– Wo wo wo, wszystko dobrze? Żyjesz? – usłyszał z nad siebie czyjś głos. Podniósł się do siadu i spojrzał nad siebie, widząc wyszczerzonego w serdecznym uśmiechu chłopaka, wyciągającego do niego dłoń. ZSRR odwzajemnił uśmiech i złapał jego rękę, podnosząc się i otrzepując mundur.
– Tak, jestem cały, dzięki. – przytaknął, rozglądając się za RP, którego zgubił gdzieś w tłumie. Znowu spojrzał na mężczyznę, który pomógł mu wstać, tym razem trochę lepiej mu się przyglądając. Był trochę niższy, niż osoba przeciętnego wzrostu, miał roztrzepane włosy, pyzatą, brytyjską gębę, rozciągniętą w przyjaznym uśmiechu z widoczną przerwą między jedynkami i lśniące szaro-niebieskie oczy. Mimo początkowego wrażenia, wcale nie był dzieciakiem, z pewnością był starszy od ZSRR o kilka lat, jego dorosłość było widać po postawie, po lekkim, rzadkim zaroście na policzkach i bliźnie na żuchwie, która świadczyła, że jest już obeznany w boju, jednak cała jego postać przywodziła na myśl raczej nastolatka, niż dorosłego mężczyznę.
– Gdzie moje maniery! United States of America, możesz mi mówić USA, lub po prostu Ameryka! – powiedział z wyraźnym, zdecydowanie nie brytyjskim akcentem USA i radośnie potrząsnął ręką ZSRR, której ten nie zdążył zabrać po podniesieniu się z ziemi.
– Oh, Jestem ZSRR. –przywitał się bolszewik, odwzajemniając uścisk dłoni i też się uśmiechnął. "A jednak miałem rację, uznając go za Brytyjczyka". – Jesteś synem...
– Oh, tak, Wielkiej Brytanii... – dokończył z niechęcią USA, ale zaraz znowu się rozpromienił. – Ale obecnie nie mamy za wiele wspólnego, rozumiesz. Dość wcześnie się od niego odciąłem.
– Tu jesteś! – z tłumu znów wyłonił się RP. – Nie wierzę, że udało mi się ciebie tak szybko zgubić... O, widzę że wreszcie się do kogoś odezwałeś.
– Um... Tak jakby. – odparł ZSRR, drapiąc się po karku. RP przecisnął się przez ludzi i też podszedł do USA, przedstawiając się.
– Przerwałem wam rozmowę?
– Nie, właściwie nie gadaliśmy o niczym ważnym. – pośpiesznie wyjaśnił USA. – Hej, macie identyczne mundury, czy przypadkiem nie są takie same, jak ten IR? Jest waszym ojcem.
– Huuh, niestety... – odparł ZSRR, rozglądając się, czy stary nie stoi nigdzie blisko. Na szczęście stał w drugim kącie sali i konwersował z Królestwem Serbii.
– Hah, czyli miałem rację, kiedy wydawało mi się, że masz rosyjski akcent. Dobra, ja muszę lecieć, chciałem jeszcze porozmawiać z paroma osobami. Do zobaczenia ZSRR, mam nadzieję, że nasze drogi się jeszcze kiedyś spotkają! – Ameryka uśmiechnął się szeroko i pomachał do nich, powoli się oddalając.
– Z pewnością. – odmachał mu ZSRR i ruszył w drugą stronę, wraz z RP.
– Widzisz? Jak chcesz, to umiesz rozmawiać z ludźmi. – uśmiechnął się Polak, kiedy oddalili się trochę. ZSRR tylko mruknął rozbawiony i pokiwał głową. – Dobra, poczekaj chwilę na mnie, skoczę do łazienki. Nie wiem, stań gdzieś gdzie będzie mi cię łatwo znaleźć, dobra?
– W porządku. Będę czekał przy tym stole, co ostatnio. – odparł i rozstał się z przyjacielem, kierując się do swojej poprzedniej i niemal stałej lokalizacji, do stołu z jedzeniem i alkoholem pod wschodnią ścianą sali.
Patrząc na te wszystkie wykwintne potrawy, poczuł, że naprawdę jest głodny. "Raczej nic się nie stanie, gdy raz na jakiś czas spróbuję sobie troszkę burżujskiego jedzenia..." pomyślał i zaczął przyglądać się jedzeniu, by wybrać coś, co może być warte spróbowania. Wzdrygnął się, czując jak, ktoś kładzie mu rękę na ramieniu, uznał, że musi to być RP albo USA i natychmiast się odwrócił. Zamarł nieco widząc za sobą Cesarstwo Niemieckie.
– Ty jesteś ZSRR, prawda? – zapytał uprzejmie Niemiec.
– Um... Tak. – pokiwał głową ZSRR. Dziś był pierwszy raz, jak widział CN, wcześniej kojarzył go jedynie z opowieści, a dziś widział go jedynie, kiedy ten witał oficjalnie wszystkich gości. Trochę go zamurowało, bo zawsze rozmowa z ludźmi sprawiała mu trudności, bo sam był dość zamkniętym człowiekiem. O ile rozmowa z rówieśnikami nie sprawiała mu większych problemów, na przykład z USA rozmawiało mu się w miarę swobodnie, to w przypadku rozmów z "poważnymi dorosłymi" zaczynał panikować.
– RP mi o tobie opowiadał. Ponoć dobrze się dogadujecie.
– Tak, całkiem... Spędziliśmy ze sobą sporo czasu, zesłanie na Syberię, a potem służbę wojskową... W sensie, RP stara się udawać, że mnie nie lubi, ale no... – powiedział dość chaotycznie ZSRR. Czuł się dość głupio.
– Hah, rozumiem i tak masz dobrze, miałem okazję z nim raz rozmawiać, raczej nie pałał zbytnim entuz... Moment, byłeś na zesłaniu na Syberię?
– Mhm, tak, ale to no było parę lat temu...
– Czyli IR zesłał ciebie na roboty na jakieś lodowe pustkowie, kiedy byłeś zaledwie dzieckiem? Pfh, w dodatku JEGO dzieckiem. Ten człowiek naprawdę ma coś nie z głową.
– Nie no, jakby trafiłem tam z własnej winy. – stwierdził ZSRR, patrząc gdzieś w bok, choć wewnątrz wciąż czuł gniew na ojca, że ten był w stanie wysłać swojego czternastoletniego syna na Sybir, bo nie poradził sobie ze sprawą, która byłaby problematyczna dla jego samego. Jednak uznał, że w sprawach międzynarodowych powinien wciąż stawać po stronie IR.
– Mimo wszystko uważam, że coś takiego nigdy nie powinno mieć miejsca. Jakby coś takiego się powtórzyło, to śmiało odzywaj się do mnie, chętnie pomogę.
– Co takiego się powtórzyło? – tłumu wyłonił się IR, spoglądając srogo na CN i na ZSRR.
– Oh, nic takiego IR, jedynie rozmawiamy sobie. – uśmiechnął się szeroko CN, jednak wyraz jego oczu wcale nie świadczył o jakichkolwiek przyjaznych intencjach.
– ...tak... Właśnie widzę. – pokiwał głową, również się sztucznie uśmiechając. Nie podobało mu się, że ZSRR rozmawiał z CN. Mimo, iż obecnie w Europie panował pokój, IR nie miał pewności, czy CN nie próbuje nastawić ZSRR przeciwko niemu.
– A, właśnie IR, jak sytuacja na froncie w Mandżurii? – zapytał szyderczo CN, świdrując Imperium spojrzeniem.
– Wyśmienicie, miło, że pytasz. – odparł przesłodzonym głosem starając się nie wygarnąć fałszywemu Niemcu, co o nim sądzi. Zwrócił się do ZSRR – Nie chcę byś z nim rozmawiał. – wycedził po rosyjsku IR, wciąż siląc się na uśmiech. CN zmarszczył brwi z dezaprobatą.
– Jeśli masz jakieś zastrzeżenia, IR, to powiedz to otwarcie, ja też chętnie posłucham. – oznajmił Niemiec, również wykrzywiając twarz w wymuszonym uśmiechu. – Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci w żaden sposób fakt, że rozmawiam z twoim synem... W końcu jest już dorosły, nieprawdaż?
– Tak, ale wciąż jest, bądź, co bądź, pod moim zwierzchnictwem. – prychnął IR i spojrzał surowo na syna. – Pamiętaj, o co prosiłem. – powiedział chłodno i odszedł.
ZSRR zmrużył oczy i gniewnie zacisnął pięści, obserwując, jak odchodzi...
–––––––––––––––––––––––––––––
Mówiłem, że będzie rozdział? I to dłuższy, niż ustawa przewiduje (doceńcie te bonusowe 400 słów, błagam)
Anyway, macie tu dwa shitposty
Błagam nie szkalujcie mi IR
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro