Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34


    Słońce powoli znikało między drzewami, spowijając las coraz gęstszą ciemnością. RP rozglądał się z niepokojem na boki, kompletnie nie poznawał tej części lasu i nie przypominał sobie, aby tędy szli. Odwrócił się, zerkając na ZSRR.

    – Mówiłeś, że znasz drogę. – zarzucił mu, tak jakby to na bolszewiku leżała odpowiedzialność doprowadzenia ich do koszar. – Chuja nie znasz.

    – Znam nie lepiej, niż ty. – warknął z urazą Rosjanin, regulując wciąż luzujący mu się pasek od plecaka. Plecy już bolały, na nogach robiły się odciski, a buty przemokły od podtopionego śniegu.

    – W takim razie zabłądziliśmy. Super, świetnie. – RP kopnął ze złością leżącą pod jego nogami kupką śniegu. – Zostaniemy w tym lesie, aż nie padniemy z głodu, lub nie zamarzniemy.

   – Oj przestań dramatyzować! To nie moja wina, okej? Musimy się tu zatrzymać i tyle.

   RP burknął coś pod nosem i zaczął rozglądać się za chrustem na ognisko. Odłamał trochę uschniętych gałęzi i hubek z powalonego drzewa i pomógł ZSRR odgarniać śnieg. Bolszewik spojrzał na stojącą obok Ukraińską Republikę Ludową, która ze związanymi rękami przyglądała im się z mieszaniną pogardy i wręcz współczucia.

   – Ty a może ona zna drogę? – rzucił nagle ZSRR.

   – Hm? Co? – RP odwrócił się z rękami pełnymi uschniętych gałęzi i spojrzał badawczo na ZSRR.

   – Mówię, że może ona wie, jak stąd dotrzeć do koszar.

   – Zapytaj, to się przekonamy. – mruknął Polak, układając stosik z większych gałązek i upychając drobniejsze do środka.

   ZSRR udeptał do końca śnieg i podszedł do URL. Przyglądał się jej przez chwilę, nawet lekko się skrzywił pod wyzywającym spojrzeniem zielonych oczu dziewczyny. Zmarszczył brwi i odchrząknął, chcąc dodać sobie powagi.

   – Znasz drogę z powrotem? Wiesz jak stąd dotrzeć do koszar? Znasz ten las?

   – Zrozumiałam za pierwszym razem, nie musisz powtarzać. – prychnęła Ukrainka, uśmiechając się półgębkiem.

   – Cieszy mnie, że zrozumiałaś. W takim razie odpowiedz: Znasz drogę?

   – Znam, nie znam... – wzruszyła ramionami, śmiejąc się i patrząc to na ZSRR, to na RP, próbującego rozmokniętymi zapałkami rozpalić ogień.

   – Konkretniej. – warknął RP, łapiąc wzrok URL. Prychnął z frustracją i rzucił na stos kolejną złamaną zapałkę.

   – Może i znam, ale czemu miałabym wam to mówić?

   – A masz coś do stracenia? – prychnął ZSRR, zakładając ręce na piersi.

   – Właśnie nie mam. Dlatego nie muszę wam mówić, przynajmniej zdechniecie razem ze mną w tym lesie.

   – A jeśli w zamian, że nas zaprowadzisz do koszar, my puścimy cię wolno? – zaproponował w pewnym momencie RP, wreszcie rozpalając ognisko.

   – Że co?! – ZSRR gwałtownie odwrócił się w stronę RP. – Do reszty zgłupiałeś?!

   – Zamknij się, ZSRR. Zobacz, nam jakoś wybitnie nie zależy na wykonaniu tego "rozkazu". W pewnym sensie nawet stoimy z nią po jednej stronie, wcale nie jest nam na rękę ułatwianie roboty IR. – wyjaśnił, po czym zwrócił się do URL. – Krótka piłka, ty nas prowadzisz do koszar, my cię zostawiamy w spokoju.

   URL długo badała go wzrokiem, po chwili jednak skinęła głową.

   – W porządku, rozwiążcie mnie w takim razie.

   – Haha, jeszcze czego, rozwiążemy cię dopiero, jak będziemy przy koszarach. – zarechotał ZSRR, rzucając chłodne spojrzenie na Ukrainkę. – Skąd mamy mieć pewność, że nie uciekniesz, lub nie poderżniesz nam gardeł?

   – A skąd ja mam mieć pewność, że puścicie mnie wolno? – odgryzła się.

   – Póki co, to ty jesteś na przegranej pozycji, więc na twoim miejscu wierzył bym nam na słowo. – powiedział chłodno RP, siadając przy drzewie, obok ognia. ZSRR chwilę pokręcił się w kółko, bełkocząc coś pod nosem, po czym usiadł obok Polaka i zarzucił na ich obu koc i płaszcz. Przysunął się bliżej niego, by zachować więcej ciepła i naciągnął zimową czapkę na oczy.

   – Bierzesz pierwszą wartę. Obudź mnie za trzy godziny. – burknął, chowając twarz w koc i podkurczając kolana. 

   – Wszystko dobrze? – RP lekko trącił ZSRR w bark.

   – Nie. – warknął. – Siedzimy już w tym zasranym lesie trzeci dzień i trzeci rok w pierdolonej armii. Po co nam to?! By stary mógł być z nas dumny? Ja już mam tego serdecznie dość.

   – ...Prześpij się po prostu. – mruknął RP, klepiąc bolszewika po plecach. – Niedługo to się skończy. 

   ZSRR wymamrotał coś niezrozumiałego i zamknął oczy. Po chwili jego oddech stał się miarowy, a on po prostu popadł w sen. RP westchnął, opierając się o niego. Po chwili jego wzrok padł na siedzącą z dziesięć metrów od nich URL. Dziewczyna otuliła się kurtką i rzucała chłodne, nieufne spojrzenie w stronę żołnierzy. RP przechylił lekko głowę, przyglądając się jej.

   – No choć tu bliżej, wolę mieć cię na oku. – powiedział chłodno, lecz spokojnie. – Przynajmniej ogrzejesz się przy ognisku.

   – Łaskawca. – Ukrainka wstała i przysunęła się nieco w stronę ognia. Usiadła naprzeciwko RP, zachowując paro metrowy dystans i wciąż prowadziła z nim cichą walkę na spojrzenia.

   – Odpuść sobie i idź spać. – RP opatulił twarz szalem i wlepił wzrok w ogień. Milczał dość długo, wsłuchując się w szum drzew, pohukiwanie sowy i głęboki oddech ZSRR. Czas mu się niemiłosiernie dłużył, a milczenie i wzrok URL wcale mu nie poprawiały nastroju. W końcu, by zabić czas, zagadał. – Mieszkasz w tym lesie?

   – Mieszkam. – odparła URL dopiero po paru minutach milczenia. – Odkąd pamiętam. Odkąd pamiętam ukrywam się przed WAMI, staram się żyć normalnie, choć nie jest łatwo.

   – Nie ma czegoś takiego, jak "normalne życie". Twoje w lesie na pewno jest normalniejsze, niż moje na co dzień. 

   – Z pewnością, to przecież ty carski synku jesteś taki biedny. – prychnęła URL, wrzucając kilka małych gałązek do ognia.

   – Mówiłem, byś mnie tak nie nazywała. Nie jestem jego synem. – wycedził.

   – Właściwie, to w pewnym sensie jesteś. Jesteś takim samym bucem, co on, poza tym, nie zgrywaj takiego wielkiego buntownika, IR zrobi dla ciebie wszystko, jeśli tylko go o to poprosisz. 

   – Tsa, gównoprawda. – burknął jedynie. Od razu zniechęcił się do dalszej rozmowy. Znalazł się kurwa ekspert od jego życia prywatnego.

---------------------------------------

Oto on, kolejny nudny rozdział. Ale lepszy rydz, niż nic

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro