Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30

  

 – Bardzo przypominasz mi RON. – westchnął IR, idąc z RP przez zaśnieżony las. Jasne promienie zimowego słońca przebijały się przez rzadkie igliwie drzew, padając na śnieg i tworząc najrozmaitsze kształty. RP nie odpowiadał, jedynie mruknął coś, będąc zbyt pochłonięty swoimi rozmyślaniami. 

   – Tsa... możliwe. – mruknął po chwili, kopiąc bryłkę lekko zbitego śniegu. Wsadził ręce w kieszenie płaszcza i przymknął lekko oczy, czując, jak promienie go rażą. 

   – Tak bardzo chciałbym ciebie przeprosić. I ZSRR też. – IR spojrzał zmęczonym wzrokiem na przybranego syna. – Chyba czasami po prostu nie wyrabiam. W dodatku wyładowywałem cię na was... Z mojej własnej winy straciłem twojego ojca, ciebie i ZSRR... 

   RP milczał. Był rozdarty gdzieś pomiędzy żalem i współczuciem dla człowieka, który go wychował, a złością i nienawiścią. Więc po prostu się nie odzywał. IR przez większość jego dzieciństwa w sumie był w porządku, kochał RP, jak własnego syna, troszczył się o niego, uczył go wielu rzeczy i tak dalej, jednak z czasem po prostu zaczęło się psuć. RP dorastał, a IR będący coraz bardziej obciążony codziennym stresem, zaczął tracić cierpliwość i karać RP. A przy okazji dostało się ZSRR, który zwyczajnie miał teraz za złe IR, to, że nie okazywał mu wystarczająco dużo miłości. 

   – Dobrze, nie będę ci już smęcić, bo nie po to przyjechałem. Jak się czujesz tak ogólnie? Dobrze wam tu jest, nie chcecie może wrócić do domu? 

   – Nie no... Nie jest źle, nie musisz się przejmować. – machnął ręką RP.

   – W porządku, cieszę się, że wszystko okej. Ale jakbyście czegoś potrzebowali, to możecie pisać w każdej chwili.

   – Tak, wiem. Dziękuję. – wymamrotał Polak, wlepiając wzrok w swoje buty. IR lekko się uśmiechnął, patrząc na RP. – Wiesz, chyba muszę się powoli zbierać.

   – Jasne. Rozumiem. – IR odwrócił wzrok i poprawił kołnierz płaszcza. – Chodź w takim razie.

   RP ruszył za IR z powrotem w stronę jednostki. Na miejscu IR pożegnał się z nim i rozłożył ręce, zapraszając go do przytulasa. Rzeczpospolita wahał się przez chwilę, po czym trochę niechętnie przytulił go, po czym odsunął się od niego i szybkim krokiem oddalił się w stronę swojej kwatery. Wszedł do środka, widząc ZSRR siedzącego na swojej pryczy i czytającego jakąś grubą książkę. Bolszewik uniósł wzrok na RP.

   – I? Czego od ciebie chciał? – zapytał, odkładając dziennik obok siebie.

   – Nic konkretnego. Trochę się żalił, potem przepraszał, pytał, jak się mamy i czy nie chcemy wrócić do domu.

   – Obecnie to nie mam domu. – prychnął ZSRR, grzebiąc w kieszeni. Wyjął z niej kopertę i podał ją RP. – Z resztą mniejsza już z tym dziadem. To do ciebie, przyszło, gdy cię nie było. 

   – Hmm? – RP obrócił w palcach kopertę, nie wyglądała, jakby była od CF. – Dzięki.

   Usiadł na swojej pryczy i przez chwilę wpatrywał się w kopertę z nieufnością, po czym ją rozpieczętował. Wyciągnął z niej zgiętą w pół kartkę i zaczął czytać.

    "Witaj RP.

Uznałem, że kto, jak kto powinien o tym wiedzieć. Jakby to powiedzieć... W ostatnim czasie miałem z Cesarstwem Francuskim pewne spory, których nie dało rozwiązać się inaczej, niż walką. Niestety Cesarstwo poległ na froncie, jak żołnierz i z pewnością życzyłby sobie, byś pojawił się na jego pogrzebie. Z poważaniem,

Prusy."

   RP trzymał kartkę w dłoni, wpatrując się w nią pustym wzrokiem. Szok przeszedł bardzo szybko, zmieniając się w żal, ból i wściekłość. Zgniótł list i z wściekłością cisnął nim o podłogę, wkładając w to swoją całą nienawiść i rozpacz. ZSRR uniósł wzrok z nad książki przyglądając się z lekkim niepokojem Rzeczpospolitej.

   – Czy... Czy coś się stało? – zapytał ostrożnie, kuląc się lekko pod lodowatym i pełnym bólu spojrzeniem RP i obserwując bezradnie, jak ten rzucił się na prycz i zwinął się w łkający kłębek nieszczęścia. 

   – Nic. Nic się nie stało. – wysyczał RP, zaciskając dłonie na poduszce i pozwalając łzom w nią wsiąknąć.

   Bolszewik wstał i ostrożnie podniósł zmięty list i rozprostował go i przeczytał. Puścił go, pozwalając mu upaść z powrotem na ziemię i podszedł do RP. Usiadł na skraju jego pryczy i delikatnie pogładził jego ramię.

   – Tak mi przykro... – westchnął. RP zaszlochał i podniósł głowę, patrząc na ZSRR. Wyglądał teraz tak smutno, tak żałośnie, że wydawał się być zupełnie inną osobą, niż na co dzień. ZSRR przechylił głowę i lekko rozłożył ręce.

   RP opadł z powrotem na poduszkę płacząc. Dopiero po chwili zdecydował się podnieść i wtulić w ZSRR. Poczuł, jak lekko się uspokaja w objęciach ZSRR. Nadal to wszystko wydawało mu się takie absurdalne. Nawet nie zdążył się pożegnać z CF, gdyby nie był takim ignorantem, to by wiedział o wojnie i pomógł mu, jak tylko by mógł. A teraz jest już za późno.

   – To moja wina! – zaszlochał Polak wtulając się w ramię Sowieta i zaciskając dłonie na jego koszuli. – Gdybym tylko wiedział! Gdybym tylko wiedział, nie dopuściłbym do tego! Pomógł bym mu...

   – Ta i co byś niby zrobił? Wiem, że ci źle, ale nie możesz się za to obwiniać. Nie mogłeś nic zrobić i jedyna osoba, która za to odpowiada, to Prusy.

   – Zatłukę go...! – głos RP był przepełniony bólem i żalem, ale też silną nienawiścią. ZSRR słyszał już z jego ust obelgi w stronę wielu osób, ale nigdy jeszcze nie usłyszał aż tak silnych emocji. Jedyne co mógł teraz zrobić, to mocniej go objąć.

   – Z pewnością... – westchnął, klepiąc go lekko po plecach. – Rozchmurz się... Pomścisz go jeszcze.

   – Nie wiem, czy dam radę... – wyszeptał drżącym głosem RP i pociągnął nosem. 

   – Jak nie ty, to kto? – ZSRR spojrzał na niego i uśmiechnął się. – Nie sądziłem, że kiedykolwiek usłyszę z twoich ust takie słowa.

   – ...tak... Dziękuję ci ZSRR. – teraz zdał sobie sprawę z pewnej rzeczy. Teraz ma tylko ZSRR. No, można powiedzieć, że też IR, ale jednak do niego wciąż trzymał urazę. Sowiet może był w jego mniemaniu trochę debilem i RP nie przyznał by się przed nim, że go lubi, ale jednak taka była prawda. Nie był już płaczliwym gówniarzem, bojącym się własnego cienia. Był teraz jego jedynym przyjacielem.

   – W porządku. – mruknął bolszewik, puszczając Rzeczpospolitą i wstając i poprawiając koszulę. – To co? Teraz będziesz jechać na jego pogrzeb, tak? Pojechać z tobą?

   – Nie licz na tak łatwą przepustkę, by stąd wyjść. – uśmiechnął się lekko RP, ocierając łzy. – Nie, nie musisz. Chciałbym pobyć trochę sam i przy okazji odwiedzić grób AKP i ojca. 


–––––––––––––––––––––––––––––

COooO nowy rozdział w tym samym miesiącu??? Paczcie, jaki mam rozmach! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro