Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3


Było nudno jak zawsze. RP siedział smętnie przy oknie i patrzył na padający deszcz, uderzający o szybę i parapet okna. Westchnął i oparł się czołem o szkło. W takich chwilach jak ta, RP czuł się beznadziejnie. Przestawał wtedy wierzyć w siebie i godził się z myślą, że jest nikim, że nic nie osiągnie i ze wcześnie tu prędzej, niż kiedykolwiek będzie wolny. Poczuł jak łzy napływają mu do oczu, chciałby się do kogoś przytulić, ale nie ma do kogo, tata nie żyje, mamy nie znał, AKP już tu nie mieszka, a nikogo innego nie ma. Czuł się całkiem baz wartościowo i pusto, bo dla nikogo nic nie znaczył... Podreptał do swojego łóżka i rzucił się na nie. Poddusił się trochę, więc zdenerwowany rozpiął kołnierz od mundurka i po prostu wcisnął twarz w poduszkę. Leżał tak przez parę minut, gdy dotarły do niego jakieś krzyki. Od razu się zainteresował, w końcu gdy ma się aż tak nudne życie, to nawet posłuchanie czyjejś kłótni wydaje się super rozrywką. Wstał i cicho otworzył drzwi do pokoju i wyszedł na korytarz. Cicho ruszył w stronę schodów, bo z tego co mu się wydawało, hałasy dobiegały z salonu IR.

Stanął na schodach i zaczął nasłuchiwać. W salonie stał AKP i głośno dyskutował z IR. RP ucieszył się, bo dawno nie widział swojego przyjaciela i już miał wyjść się z nim przywitać, gdy zorientował się, że IR może się zdenerwować. Z kłótni wyłapał niewiele, bo nie umiał się skupić na treści rozmów, ale z tego co zrozumiał, to AKP miał wyrzuty do IR, że mimo autonomii, ten zbyt ingeruje w jego wewnętrzne sprawy. RP zszedł nieco niżej, by lepiej słyszeć, Kongresówka musiał go zauważyć, bo na jego twarzy pojawił się uśmiech.

   Zwróciło to uwagę IR, który natychmiast się odwrócił, widząc ruch i ruszył w stronę schodów. RP spanikował, że Rosjanin zaraz go zauważy, więc zaczął wbiegać po schodach, zahaczył butem o stopień, runął na twarz i stoczył się po schodach, prosto pod nogi IR. Stęknął z bólu i podniósł wzrok na Imperium.

- O-ojej...?

- Za dużo masz czasu? Zachciało ci się podsłuchiwać? - wycedził chłodno IR.

- Nie podsłuchiwałem! - Zaprotestował RP podnosząc się z ziemi. - Szedłem tylko na dół napić się!

- Tak, tak, z pewnością! - Zdenerwował się IR.

- No tak! Po prostu się poślizgnąłem i spadłem ze schodów! - Oburzył się RP. - No i teraz mnie boli kolano!

- To było nie spadać. Na górę! Już!

RP warknął i wszedł kulejąc na górę. Głupi IR.

- I zapnij kołnierz, bo znowu łazisz jak jakiś wieśniak!

Rzeczpospolita nawet nie odpowiedział, nie będzie zapinał tego durnego kołnierzyka. IR stał tak chwilę, czując jak złość go opuszcza. Poczuł się źle, z tym, że okrzyczał chłopaka, w końcu ten nic złego nie zrobił.

 - Zaraz wracam, poczekaj. - mruknął do AKP i wszedł po schodach. Stanął pod drzwiami pokoju RP i zapukał. - RP?

- Idź sobie. - dobiegło zza drzwi.

- RP przepraszam... Nie chciałem na ciebie krzyknąć... - IR oparł się o drzwi głową.

- Ale krzyknąłeś. - Wymamrotał RP, leżąc na swoim łóżku. - Ostatnio ciągle krzyczysz.

- Przepraszam... - wyszeptał IR. Teraz wszystko go przerastało, za bardzo się stresował, do tego RP wszedł w okres dojrzewania, zaczęła wykształcać mu się tożsamość narodowa i coraz trudniej było mu się z nim dogadać.

***

Siedział na tarasie, na kolanach miał mały notesik, a w ręce ołówek, który znalazł w klasie. W sumie nawet nie był ołówkiem, a węgielkiem w podłużnym kawałku drewna. Działał? Działał, więc jest dobry. RP nigdy nie był dobry w rysowaniu portretów, jednak dobrze wychodziły mu krajobrazy i martwa natura. W sumie i tak nie miał ciekawszego zajęcia na chwilę obecną, więc szkicował widok z tarasu. Udało mu się przez chwilę pogadać z AKP. Chciał z nim jechać do Warszawy, byle by się stąd wyrwać, ale ani IR, ani AKP się nie zgodzili. W pewnym momencie drzwi się otworzyły, a na taras wyszedł ZSRR, usiadł obok RP.

- Co robisz? - Zapytał.

- Nic. - Mruknął RP, zajęty cieniowaniem drzewa.

- Ładnie rysujesz. - Uśmiechnął się chłopiec.

- Wiem.

- A też mogę porysować?

- Rób co chcesz.

- Too... Dałbyś mi kartkę i ołówek?

- Nie, idź do swojego tatusia i jego proś, to jest moje. - Warknął po polsku RP. ZSRR najwidoczniej mimo nieznajomości języka zrozumiał intencje Polaka, bo skulił się i już się nie odzywał. Takich debili trzeba trzymać krótko. Nie będzie żaden głupi dzieciak jego kartek brał.

ZSRR już do końca się nie odzywał, patrzył tylko jak RP szkicuje, unikał też spojrzenia starszego Polaka. RP go strasznie nie lubił, przez pierwsze cztery lata, kiedy RP tu mieszkał, IR traktował go inaczej. Był milszy i miał dla niego czas. Później urodził się ZSRR, a RP dorastał i coraz bardziej się buntował, IR był zły na niego, że RP czuje się Polakiem. Być może fakt relacji IR i RON wpłynął na to, że przez pierwsze lata traktował RP lepiej. Jednak teraz RP uświadamia mu na każdym kroku, że nie jest RON.

***

Podczas kolacji było strasznie drętwo. IR czytał gazetę i udawał, że nie zwraca uwagi ani na ZSRR, ani na RP. Rzeczpospolita jadł cicho swoją porcje jedzenia, ZSRR był wyjątkowo przygaszony, siedział cichutko, starając się nie patrzeć na ojca, ani na RP. Kulił się lekko i grzebał łyżką w misce. Tak czy inaczej, atmosfera była jeszcze gęstsza niż zazwyczaj, szczególnie, że od jakiegoś czasu IR zachowywał się... inaczej. RP zjadł do końca i wstał, zabierając talerz. Usłyszał, że IR coś mówi do ZSRR.

***

RP siedział na gałęzi drzewa i patrzył na widok za murem. Wystawił rękę w stronę złotych pól na murem... Ach ile by dał, by móc tam być... By kiedykolwiek wydostać się z tego więzienia...

- RP!

Polak aż podskoczył, rzuciło nim do tyłu i zawisł z gałęzi, trzymając się tylko nogami. Na dole stał ZSRR.

- Czego chcesz?

- M-mogę wejść tam do ciebie...?

- Nie. Idź sobie. Poproś tatuśka byś mógł wyjść do jakiegoś swojego kolegi.

- Tata nie chce ze mną gadać...

- Oh, jaka szkoda... - Wysilił się na sztuczne współczucie RP. W sumie fajnie mu się tak wisi, głową w dół. Może spadnie i kark se skręci?

- Pomyślałem może, że pobawisz się ze mną...? - Zapytał nieśmiało ZSRR.

- Nie. Idź się baw sam.

- D-dobrze... - Wyszeptał chłopiec i poszedł sobie, odwracając się jeszcze w stronę wiszącego do góry nogami Polaka.

----------------------------------------------

RP to mały skurwiel. Przyzwyczajcie się do jego dupkowatwgo charakterku

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro