Rozdział 29
Obaj zaskakująco szybko się do nowego życia przyzwyczaili. O ile u RP, który już od wielu lat miał kontakt z około-wojskowymi tematami, nie było to nic takiego, to u zdystansowanego, nie chętnego do tego typu rzeczy ZSRR było to aż nietypowe, jak szybko się tu zaaklimatyzował. Jak się okazało, wielu żołnierzy stacjonujących w ich jednostce było pochodzenia chłopsko-robotniczego, więc ZSRR szybko przeciągnął ich na swoją stronę, zarażając ich marksistowskimi ideałami. Właściwie RP było nic do tego, niech się bawi chłopak, przynajmniej spokojniej było, a RP miał trochę czasu dla siebie.
Około trzeciego tygodnia ZSRR przyniósł do kwatery znalezionego gdzieś w lesie kota. Mimo nalegań RP, bolszewik nie miał nawet zamiaru wywalić tego sierściucha, więc czy Rzeczpospolita chciał, czy nie, musieli jakoś wspólnie żyć.
Artem, jak został ochrzczony przez ZSRR kot, ponad wszystko umiłował sobie zrzucanie płaszcza RP i robieniu sobie z niego posłania, co oczywiście denerwowało Polaka, bo musiał pozbywać się potem kłębów kłaków, zanim mógłby w ogóle swój płaszcz założyć. Po regularnym przepędzaniu przez RP, Artem chyba się obraził, bo teraz sypiał jedynie na pryczy ZSRR.
Ogólnie czas mijał dość spokojnie. ZSRR wiele się uczył i choć w bójkach i szarpaninach z RP wciąż przegrywał, to w siłowaniu na ręce, lub tym podobnych "konkurencjach" coraz częściej pokonywał Polaka. Brakowało mu techniki, ale zdecydowanie nadrabiał siłą, której z pewnością mu nie brakowało. Co jakiś czas dochodziły do nich listy od ojca, a do RP te od CF. Polak odkładał je starannie do wewnętrznej kieszeni swojego płaszcza i choć w każdym liście Cesarstwo zapewniał, że miewa się świetnie i wszystko u niego dobrze, to RP zaobserwował, że z czasem jego listy stawały się coraz bardziej chaotyczne. CF był człowiekiem wrażliwym na sztukę i bardzo starannym, nienawidzącym bałaganu, dlatego taka zmiana wywoływała u RP lekki niepokój, choć starał się sobie wmawiać, że jest po prostu przewrażliwiony, a Francuz ma po prostu dużo na głowie.
– Apel! – RP niemal nie zszedł na zawał, gdy ZSRR wparował do ich kwatery, drąc się jakby coś się paliło.
– Super, nie drzyj mordy. – prychnął RP podnosząc się z pryczy i potykając się o kota, który zbudzony gwałtownym wtargnięciem swojego pana, postanowił zejść ze swojego posłania. Artem miałknął urażony, gdy RP odsunął go do siebie butem.
– Tylko mówię. – usprawiedliwiał się bolszewik unosząc ręce. – I proszę, nie depcz mi kota.
– Przestań mówić, tylko się ogarniaj. – przewrócił oczami Polak, zdejmując koszulę i zakładając na siebie mundur i wsuwając wysokie buty. – Ruszaj się, bo nie chcę mi się na ciebie czekać.
– Już, już. Masz ujebane buty.
– Wcale nie. – prychnął, zakładając czapkę i idąc na plac apelowy, ustawiając się w szeregu. Po chwili zauważył wysoką sylwetkę ZSRR na samym początku. Szereg miał to do siebie, że jest zawsze ustawiony według wysokości i sprawiało to, że RP z bardzo przeciętnym wzrostem, stał gdzieś po środku, a dwumetrowy ZSRR zawsze na samym początku, co wprawiało go w zakłopotanie. Po prostu nie lubił rzucać się w oczy, jednak nawet nie mógł pomarzyć nad wmieszaniem się w tłum jak RP, więc po prostu godził się z faktem bycia wyciąganym na przód przez dowództwo, a szczególnie, że nie był wybitnym fanem tego całego wojowania to tym bardziej rola osła ofiarnego przypadała jemu. Zazdrościł RP, który miał wszystkie formalności i zasady głęboko w poważaniu i jest tu tylko po to, by móc bezkarnie poćwiczyć walkę, pojeździć konno i połazić w mundurze. Nie zapina kołnierza, nosi czapkę na bakier, spóźnia się na apele, a i tak wychodzi ze wszystkiego cało. Czy ten człowiek w ogóle nie ma zmartwień?
RP odsłuchał apelu, myślami będąc w innym miejscu. Myślał o tym, co już było. O powstaniach i tej całej walce o niepodległość. O śmierci AKP. Chyba po prostu nie ma już siły dłużej walczyć. To nie tak, że chce się poddać, po prostu teraz chyba zwyczajnie poczeka na dobrą okazję. Cały czas gnębiły go wyrzuty sumienia, czuł, że Kongresówka zginął przez niego. "Ah! Dlaczego ja byłem tak głupi i go nie posłuchałem!" obwiniał się w myślach.
– Szeregowy RP, zasnęliście? – szorstki głos sierżanta wyrwał go z rozmyślań. Wyprężył się w postawie zasadniczej.
– Zostajecie po apelu. Reszta rozejść się do kwater, przygotowanie do ćwiczeń z kamuflażu!
– Tajest. – mruknął, zostając na swoim miejscu. Przeczesał wzrokiem pusty plac apelowy i lekko ochłonął, widząc paręnaście metrów od siebie równie zaniepokojonego sytuacją ZSRR.
– Czekajcie tutaj. – powiedział przełożony, po czym oddalił się i nie wracał przez długi czas. ZSRR rozejrzał się, po czym podszedł do RP i stanął obok niego.
– Myślisz, że wywalają nas z woja? – zapytał nerwowym głosem, miętoląc w rękach poły swojego munduru.
– Nie bądź śmieszny! – prychnął Rzeczpospolita, choć on też się nad tym zastanawiał. – Za krzywe noszenie czapki jeszcze nikt z armii nie wyleciał.
– Ta, ale za antypaństwowe przemówienia i podżegania do rewolucji już tak. – wybełkotał ZSRR, który niestety zdążył się już w tym wysławić, zdobywając poparcie większości oddziału. RP był nie lepszy, bo na swoją stronę przeciągnął nieliczną grupkę Polaków w ich oddziale.
– Uh, będzie dobrze. – mruknął, choć sam też czuł pewien niepokój. Dobiegł do niego dźwięk kroków. Odwrócił się trochę niepewnie. – Oh szlag...
– Czego tu chcesz? – warknął natychmiast ZSRR, wlepiając wzrok w zbliżającego się do nich IR. RP zauważył w bolszewiku jakąś taką nieprzyjemną wściekłość. ZSRR raczej nie był agresywny, przynajmniej do tej pory. Teraz ton jego głosu i całe jego nastawienie, sprawiło, że po karku RP przeszedł lekki dreszcz.
– J-ja... – zająkał się IR, patrząc z lekkim niepokojem na obu synów. – Pomyślałem, że was odwiedzę. Tak jakby, przez ostatni czas nie byłem wobec was w porządku... uznałem, że obaj zasługujecie na przeprosiny... Proponuję, byśmy się przeszli, porozmawiali.
– Nie mam ochoty z tobą o niczym rozmawiać. – uciął ZSRR, odwracając się na pięcie i odchodząc, nie pozwalając IR nawet zareagować.
IR stał tak i patrzył, jak ZSRR odchodzi. Przeniósł zmęczony wzrok na RP. Rzeczpospolita uniósł brwi i rozłożył ręce.
– Dziwisz się? No, czego ode mnie oczekujesz?
– Niczego, tak właściwie. Po prostu uznałem, że miło będzie was odwiedzić. – teraz IR wydawał się RP naprawdę zmęczony i zagubiony, aż się mu go trochę żal zrobiło.
– No dobrze, jak tam sobie chcesz.
-----------------------------------------
O jezu, ale mi się umarło, co nie xDDDD?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro