Rozdział 25
Sam nie mógł uwierzyć, że wywinął się Prusom. Po krótkiej, niezręcznej rozmowie, stwierdził, że jest zmęczony po podróży i chcę iść spać, a nazajutrz rano wyjechał przed świtem, by przypadkiem na niego nie natrafić. Lecz zamiast wracać do domu, pojechał w zupełnie innym kierunku, odwiedzić CF. Podróż zajęła mu trochę, ale uznał, że i tak ma czas. Na miejscu straż go rozpoznała i zajęła się jego koniem, a RP ruszył przez brukowany dziedziniec, który przemierzał już wiele, wiele razy. Wszystko zdawało się tu takie znajome i przyjazne, i choć uważał, że prawdziwy wędrowiec i wojownik nigdzie nie ma domu, tu czuł się prawie, jakby był to jego dom.
Wszedł do znajomej posiadłości i ruszył na górę, powolnym, ale pewnym krokiem zmierzając w stronę gabinetu CF. Zawahał się przez moment, po czym zdecydowanie zapukał do drzwi, zaciskając dłonie na połach swojego płaszcza.
– Proszę, proszę. – odpowiedział mu zza drzwi znajomy głos. RP uśmiechnął się i nacisnął klamkę uchylając drzwi i stając w nich, jeszcze nie wchodząc do pokoju. CF zawiesił na nim wzrok, powoli wstając. – Rzeczpospolita...
– Cześć – uśmiechnął się RP. CF podszedł do niego, mocno go przytulając. Polak zaśmiał się oddając przytulasa i klepiąc dawnego towarzysza po plecach. Oparł swoją twarz o jego ramię, czując, jak do oczu napływają mu łzy.
– Tak dawno cię nie widziałem! – Zawołał CF, mocniej ściskając Polaka.
***
Gdy szli po lekko zaśnieżonych błoniach, RP czuł się niemal tak, jak dawniej. Na początku nie rozmawiali w ogóle, po prostu ciesząc się chwilą. Gdy już się nacieszyli, RP zaczął dokładnie opowiadać o wznieconym przez niego powstaniu i pobycie na Syberii.
– Szczerze, to nawet zastanawiam się, by to powtórzyć... – stwierdził RP. – Byłem dopiero co u WKP zaproponować mu pomoc w powstaniu, ale odmówił. Powiedział, że nie chce ryzykować... Mam zamiar spróbować znowu, w zaborze rosyjskim.
– Jesteś pewien, że to dobry pomysł? Jesteś na to przygotowany? Bo wiesz, nie miałbym ci jak pomóc, mam obecnie wystarczająco problemów na granicy z Prusami.
– Rozumiem. Dam radę. – machnął ręką i ruszył za CF. Nieco zmartwił go fakt problemów CF, ale uspokoił się tym, że każdy jakieś problemy ma i na pewno nie jest źle.
Został u niego do wieczora, rozmawiając o wszystkim, co się wydarzyło, lecz w głowie ciągle miał dręczące go myśli o powstaniu.
***
A przez całą drogę powrotną do Warszawy myślał jedynie o planach na kolejne powstanie. Wpadł do biura AKP, jak poparzony.
– RP! Jezu Chryste, ktoś cię goni? – zapytał zszokowany gwałtownym wejściem przyjaciela.
– Nie. Ale mam plan. – Uśmiechnął się szeroko RP.
***
– Ależ nie ma mowy! – AKP uderzył dłonią w biurko. – Nie będzie żadnego powstania! Nie ma nawet mowy!
– Dlaczego? Ludzie aż rwą się do tego, nie mów mi, że nie.
– Ty się mnie pytasz dlaczego? – Kongresówka zachichotał histerycznie i oparł głowę o ręce. – Człowieku! Dwa lata spędziłeś na zesłaniu! A i tak miałeś szczęście, bo IR cię nie tknie, ale ja dostałem taki opieprz, że nie chciałbyś być wtedy w mojej skórze. Miesiąc za kratami i utracona autonomia. Ledwo ją odzyskałem, a ty już się rwiesz do kolejnego zrywu.
– Okej, przyznaję, tamto nie wypaliło. Ale pomyśl, gdyby objąć tym powstaniem tereny kresów wschodnich? Walka partyzancka na większą skalę!
AKP wziął głęboki oddech i wstał. Zaczął krążyć w kółko przy ścianie, oddychając głęboko. Ostatni czas był dla niego strasznie męczący i stresujący, i choć lubił RP, czasami miał wrażenie, że ten chłopak jest po prostu odklejony od rzeczywistości.
– Czy ty słyszysz siebie? Nie ma cię parę lat, przyjeżdżasz, robisz zamęt, znowu znikasz na parę lat i wracasz z chęcią kolejnego zrywu! Ty się bawisz, zgrywasz bohatera, a twoi ludzie na tym cierpią. Chcesz dać im wolność, a nawet nie troszczysz się o ich życia. Wiesz, jak te twoje pomysły mogą ich wyniszczyć? – spojrzał zmartwionym wzrokiem w twarz RP.
– Ale czy ty nie widzisz, że to szansa, by wywalczyć sobie choć trochę wolności?
– Teraz? Nie sądzę. Skoro jesteś taki hop do przodu, to czemu nie wykorzystałeś czasu, gdy była wojna na Krymie? Czemu wtedy nie skorzystałeś ze słabości IR? – zapytał z nietypowym chłodem, wyglądając za okno. – Ja ci powiem dlaczego. Bo siedziałeś na zesłaniu za podobny, debilny pomysł.
RP zamilkł, wpatrując się w drewniany blat stołu i stojącą na nim karbidówkę, rozświetlającą migającym światełkiem pokój. AKP miał racje, jednak RP uparcie decydował się pozostać przy swoim. Odezwał się dopiero po chwili.
– Zrobię, co uważam. – odparł poważnie, podnosząc się z krzesła.
– Rób. Ale później nie mów mi, że nie ostrzegałem.
-------------------------------------------------------------------
Ogólnie bardzo chciałem przeprosić za brak aktywności i że ten rozdział jest taki krótki. Ugrzęzłem i nie mogłem przebrnąć przez ten fragment. Mam nadzieję, że następne rozdziały będzie mi się lepiej pisało, niż ten. Uznajcie ten za taki zapychacz i jeszcze raz przepraszam
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro