Rozdział 22
Pierwszy miesiąc był ciężki. Zaczął się styczeń, a z nim jeszcze większe mrozy niż przedtem. Lodowaty wiatr przenikał przez najmniejsze szczeliny w dachu, mimo, iż RP i ZSRR starali się zabić je jak najlepiej. Chłód przenikał też przez grube płaszcze, które pokrywały się warstwą szronu i lodu. W taką pogodę nikt nie chciał wychodzić na dwór, chodź mieszkańcy wioski wydawali się przywykli do potwornych, syberyjskich mrozów.
Mimo wszystko, wyjazd ten wyszedł ZSRR na dobre. Sam zaczął zauważać, że jest bardziej odporny na przeciwności losu, takie jak chłód, czy ciężka praca fizyczna. W tym czasie zdążył już pochłonąć kilka grubych książek, które czytał w wolnym czasie. RP nadal traktował go z chłodnych dystansem, bolszewik doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Polak go nie lubi, jednak nauczył się to ignorować, przynajmniej do czasu, aż się dogadują.
Drzwi do domu się otworzyły, wpuszczając do środka nieprzyjemny chłód, a w wejściu stanęła opatulona w gruby płaszcz i futro sylwetka.
– Drzwi zamknij. – mruknął niezadowolony ZSRR, siedząc na kanapie i czytając książkę.
– Już, już... – RP zatrzasnął drzwi, bo przez przeciąg nie chciały się normalnie zamknąć. Zaczął zdejmować z siebie oblodzone odzienie, tak, by zostać w samym swetrze. Westchnął i wytarł zamarznięty katar z nosa i lód z tygodniowego zarostu. – Ale piździ.
– No co ty? – ZSRR spojrzał na Polaka, który zaniósł do kuchni upolowanego zająca. RP zignorował uszczypliwe pytanie nastolatka i podszedł bliżej kominka, siadając obok otulonego w koc Sowieta.
– Co czytasz? – Zapytał RP, zaglądając przez ramię ZSRR.
– Emm... Kapitał... – ZSRR pokazał Polakowi grube tomiszcze, które trzymał w dłoniach. – Marksa...
– Ambitnie. – mruknął RP, zastanawiając się, jak temu może chcieć się to czytać. Sam wolał powieści, raczej nie lubił wczytywać się w nudne, grube książki dotyczące polityki, czy filozofii. Szkoda na to czasu i energii, jednak ZSRR zdawał się świetnie z takimi odnajdować. RP wyjął z kieszeni nieco wymiętoloną kopertę i zaczął ją ostrożne otwierać.
– Co tam masz? – ZSRR przyglądał się dokładnie ruchom RP, gdy tamten ostrożnie wydobywał parę karteczek z koperty.
– List... – mruknął cicho RP, jeżdżąc wzrokiem po estetycznych, atramentowych literkach, pokrywających kartkę. – Od AKP. I od CF...
– W jednej kopercie?
– CF wysłał list do Warszawy, nie wiedząc, gdzie ma go nadać, więc AKP wysłał mi go razem ze swoim listem. – stwierdził spokojnie RP, z tego co wyczytał tak było. Starał się zachowywać spokój, jednak czuł niezwykłą ekscytacje, po pierwsze, dawno nie miał kontaktu z CF, a po drugie, powstanie jeszcze nie upadło, a Warszawa jest w rękach AKP i powstańców.
– To fajnie... do mnie nikt nie piszę.
– Kto by do ciebie pisał? Przecież nie IR. – prychnął, po czym wstał i odniósł list do pokoju. Wrócił i podszedł do kominka, w którym ogień już niemal zgasł.
– Ej, RP? – ZSRR odezwał się po chwili ciszy, obserwując dorzucającego drewno do kominka RP.
– Co? – burknął Rzeczpospolita, czując jak żar i dym bije mu w twarz. Oczy piekły go od tego, ale za to czuł przyjemne ciepło.
– Tak sobie pomyślałem... Może nauczyłbyś mnie trochę walczyć? – zapytał nieco nieśmiało.
– Ale, że na szablę?
– No tak. – Pokiwał głową ZSRR, dokładnie przyglądając się RP.
– Nie mamy szabli.
– Mogę wystrugać, z kijów coś na kształt szabli. Ja wiem, że będzie za lekkie, ale chyba sobie poradzimy, nie?
– Dobra, a ty w ogóle miałeś kiedyś do czynienia z szablą?
– No nie...
***
Przez następne dni pogoda była już znośna. Blade słońce leniwie prześwitywało przez sosnowe igliwie, rzucając na zmarznięty śnieg jasne plamki. Mróz był mocny, a niebo całkowicie czyste, przynajmniej nie zanosiło się na śnieg. Była to idealna pogoda na trening. RP oparł się o drzewo i przymknął oczy, czekając na ZSRR. Po chwili usłyszał charakterystyczne skrzypienie śniegu pod grubymi butami.
– Jestem! – zawołał podekscytowany bolszewik, trzymając w obu rękach wystrugane na kształt szabli kije. Podał jeden do RP.
– Nie podaje się broni ostrzem do osoby, której chcesz ją dać. Ty trzymasz za ostrze, a podajesz rękojeść. Mówiłem ci to już.
– Wiem, wiem, przepraszam. – ZSRR mruknął grzebiąc nogą w śniegu. Ćwiczyli już tydzień, ZSRR jako tako opanował podstawowe ruchy. Dziś będą pierwszy raz trenować pojedynek, więc ZSRR był mega podekscytowany. Chciał pokazać RP, że nadaje się do tego i nie jest do niczego.
– Dobra, więc tak. Dziś ćwiczymy pojedynkowanie, ale. Nie celujemy w ciało, jedynie w szable. – ostrzegł RP. – Jestem od ciebie znacznie lepiej wyszkolony i uwierz mi, nie chcesz dostać w kość, nawet mimo to, że nie walczymy prawdziwymi szablami.
– Rozumiem. – skinął głową z uśmiechem ZSRR.
Zaczęli powoli, od w miarę spokojnych ruchów, potem walcząc coraz energiczniej. ZSRR naprawdę się to podobało i zaczął odnajdywać się w walce, choć nadal uważał siebie raczej za inteligenta, niż wojownika. RP sprawnie odpierał każdy atak ZSRR i śmiało wypychał go w głąb lasu, gdy ten cofał się, by unikać ciosów. W pewnym momencie ZSRR coś poniosło i zdzielił RP kijem prosto w twarz, rozwalając mu nos. Zamachnął się znowu, uderzając go mocno w żebra. RP syknął cicho i wkurwiony spojrzał na ZSRR, który właśnie zdał sobie sprawę z tego, co zrobił.
– O-ojej...? – cofnął się o krok w tył. RP solidnie walnął go kijem po palcach, przez co ZSRR upuścił swoją broń, wydając z siebie cichy odgłos bólu. Następnie z rozmachu RP zdzielił go w twarz, a następnie w bark, przez co ZSRR runął w śnieg. Z rozciętego łuku brwiowego ciekła mu krew, a on drżał, spazmatycznie łapiąc powietrze. RP przycisnął go butem do ziemi.
– Słuchaj no lepiej. – warknął, ocierając krew z nosa i bardziej wgniatając chłopaka w śnieg. – Mówiłem ci, że nie masz ze mną szans. I nie będziesz miał. Nigdy.
-----------------------------------------------------------------
Hej, ostatnio mam wrażenie, że trochę przynudzam w tej książce. Mam nadzieję, że nie jest taka zła, nie mogę od razu przyjść do jakiś brawurowych akcji, bez rozbudowania dokładnych relacji między postaciami, ale jeszcze będzie akcja, obiecuję. Plus mam dokładny plan na całą powieść, więc łącznie będzie około 50 rozdziałów xDDD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro