Rozdział 21
Śliczny arcik autorstwa Yudizoz ❤
– Źle trzymasz, kurwa ZSRR. – Zirytował się już nieco RP. – Patrz może choć trochę, jak ja to trzymam.
Bolszewik pokiwał głową, poprawiając siekierę w rękach, starając się naśladować RP, który zamachnął się, wbijając siekierę w drewno. Sosna skrzypnęła agonalnie, ale niemal nie drgnęła. Rąbanie drzew to była ciężka praca, trzeba było bić i bić w to drzewo, by to w końcu upadło. RP odsunął się i skinął głową do ZSRR, by ten też spróbował. Chłopak zagryzł nieco wargę i z pełnym skupieniem uderzył w drzewo. Wyszło niezdarnie, ostrze ledwo weszło w drewno i zaklinowało się w poziomie. RP westchnął i pokręcił głową.
– ZSRR, słuchaj. Nie rąb poziomo. Po pierwsze nic nie zdziałasz, po drugie stępisz siekierę. – Rosjanin opuścił głowę ze skruchą. RP w końcu uznał, że w ten sposób ZSRR nigdy nic się nie nauczy, więc trzeba podejść do niego cierpliwie. – Widziałeś kiedyś, jak się ścina drzewa?
– Uh... No tata ścinał kilkukrotnie, ale jakoś mnie to nie interesowało...
– Ta, właśnie widać, że nie interesowało. – mruknął RP. – Patrz, musisz robić to pod kątem. Ostrze lepiej wchodzi w drewno i nie tępi się tak bardzo. Przyjrzyj się dokładnie.
RP zamachnął się i solidnie wbił siekierę w drzewo. I znowu, poszerzając nieco szparę. ZSRR złapał mocno za drzewiec swojej siekiery i zamachnął się, pamiętając, by wbić narzędzie pod kątem. Szarpnęło nim nieco, a ostrze wbiło się w drewno. Zerknął z radosny na RP, Polakowi lekko uniosły się kąciki ust, w coś co można był interpretować jako uśmiech. Zadowoliło to ZSRR, który poczuł się trochę pewniej. Wyciągnął siekierę, zapierając się nogą o dół pnia. Za każdym uderzeniem, wbijał się mocniej, widząc, jak drzewo już drży od ciosów.
– Dobra, odsuń się. Ja dokończę, potem musimy jeszcze porąbać drzewo na krótsze żerdki, tak na oko dwumetrowe, połowę sprzedamy, połowę wykorzystamy na opał i naprawę dachu. Choć pewnie będzie trzeba ściąć jeszcze drugie dzisiaj, ale to się zobaczy. – RP poprawił rękawiczki i solidnie uderzył siekierą w nadrąbany fragment pnia. Zaczął uderzać go na około, od każdej strony, by łatwiej było je ściąć. – Uwaga teraz!
Oparł ręce na pniu i pchnął go do przodu. Sosna zaskrzypiała żałośnie i runęła prosto w śnieg. RP sapnął i uśmiechnął się zadowolony, do równie wesołego ZSRR. Poklepał chłopaczka po plecach i podszedł do powalonego drzewa.
– No to ten. Teraz musimy odgarnąć trochę śniegu, by łatwiej było ogarnąć naszą sosenkę. Potem odrąbiesz konary, nie ma ich dużo, jak widzisz, a ja zacznę już rąbać na kawałki. Eh, gdybyśmy tylko mieli piłę.
ZSRR pokiwał głową. Na policzkach miał widoczne wypieki od mrozu i ekscytacji, a na twarzy uśmiech. Zaczął odgarniać śnieg, tak jak poprosił go RP, po czym wziął siekierę i zaczął wbijać ją ukosem w miejsce wskazane przez Rzeczpospolitą.
***
Ogarnęli się w trzy godziny. RP wziął dwie dwumetrowe żerdki, po jednej na ramie, a ZSRR tylko jedną i zanieśli je pod dom. Zrobili jeszcze dwa takie kursy, po czym zaczęła się bardziej upierdliwa część pracy, bo żerdki było trzeba porąbać na mniejsze kawałki, a potem na połówki. Ta robota była prostsza, ale bardziej pracochłonna i upierdliwa, mimo to ZSRR satysfakcjonowała ta praca. Wreszcie czuł się przydatny i choć RP nawet nie garnął się do tego, by go pochwalić, to czuł, że RP jednak jest zadowolony z tego, że ZSRR choć trochę się przydał.
RP zaczął brać ćwierć metrowe pniaczki i rąbać je na połówki, a w tym czasie ZSRR naładował połowę drewna na taczkę i zaczął ciągnąć ją w stronę miasteczka. Była ciężka i oporna, a prawe koło nie chciało się obracać, więc ciągnęło się ją ze strasznym trudem. Na szczęście, nie było to daleko i ZSRR udało się sprzedać całe drewno za kawałek dziczyzny, woreczek soli i garstkę rubli. Zaczął rozglądać się po miasteczku, nie było jakieś duże, paręnaście domków, stacja kolejowa i parę innych budynków, w tym niewielka cerkiew. ZSRR zmrużył oczy, mimo iż ojciec wychowywał go raczej w sposób religijny, to on już od kilku ostatnich lat uważał się za ateistę. W ogóle wszyscy prawosławni i katolicy wzbudzali w nim dość negatywne odczucia. Taką mieszankę niechęci i wręcz pogardy do tej bandy ograniczonych fanatyków. Nienawiść do kościoła była drugą taką myślą, która zaczęła wwiercać się w jego umysł, tuż obok nienawiści do ojca. Ogólnie uczucie nienawiści było dla niego czymś nowym, jednak zdarzało mu się czuć je coraz częściej, z różnych powodów.
Gdy wrócił, RP porąbał już całe drewno na połówki i zaczął robić z nich coś na kształt desek. Zdecydowanie łatwiej było by zrobić to piłą, jednak takowej nie mieli, więc chłopak musiał męczyć się z niezgrabną siekierą. Spojrzał na ZSRR, unosząc nieco brwi.
– Co tak długo? – zapytał, odkładając kolejną "deskę" na stertę.
– Um... Poszedłem się przejść, rozejrzeć po okolicy. – wzruszył ramionami ZSRR. Nie czuł potrzeby tłumaczenia się przed RP, ale uznał, że spoko powiedzieć, gdzie był. – A i sprzedałem drewno.
– Super. Takie miałeś zadanie. – mruknął obojętnie. – Odkładaj to co tam w zamian dostałeś i choć, będziemy łatać dach.
– A masz chociaż gwoździe? – ZSRR założył ręce na piersi.
– Mam gwoździe. Gdybym nie miał, nie brałbym się za łatanie dachu. – prychnął Polak i zebrał całe drewno do kupy. – No, ruszaj się.
***
Do wieczora udało się załatać trzy czwarte dachu. W międzyczasie ZSRR znowu poleciał do miasta, tym razem połowę rubli, których dostał za drewno wydał na świeczki. Na tyle dużo, że starczyło by na może tydzień.
RP postanowił nie tracić czasu i wziąć się za naprawię okiennic. Szło opornie, bo to cholerstwo było całkiem zardzewiałe i kompletnie nie chciało współpracować. Nie udało mu się pracy skończyć, bo nie dosyć, że zaczęło się ściemniać, to jeszcze zerwał się lodowaty wiatr, który przyniósł ze sobą lekki śnieżek, który z pewnością prędzej, czy później zamieni się w konkretną śnieżyce. RP wytarł rękawem katar cieknący mu z nosa i poszedł do domku. ZSRR w międzyczasie zdążył porozkładać świece po domu i napalić w kominku, przez co nie było tu już aż tak zimno. "Może nawet tu nie zdechniemy" przeszło mu przez myśl.
Zdjął płaszcz, zostając w swetrze, by nie zmarznąć całkowicie i sciągnął buty, odstawiając je w kąt. Uśmiechnął się lekko. No, jeszcze zdąży się przyzwyczaić do tego miejsca. A jak tylko wróci, to podejmie działania wspierające powstańców w walce z carskimi.
----------------------------------------------
Powiniem teraz spać. Ale sen jest dla słabych, dlatego idę spać
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro