Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20


    Po tygodniu wreszcie byli na miejscu. Pociąg leniwie wtoczył się na peron, gdzie otworzyli ich wagon i kazali im się z niego wynosić. Od razu po wyjściu, w twarz RP uderzył niemiłosierny, szczypiący chłód. Zadrżał lekko i zapiął płaszcz, pod same oczy. Obejrzał się na ZSRR, który także wygramolił się z wagonu i rozglądał się wokół siebie.
  
   Nic tu nie było, tak szczerze. Jakaś niewielka osada, dużo drzew i jeszcze więcej śniegu. Gruba warstwa lodu zakrywała nazwę stacji, pokrywała także wszystko wokół.

   – No i dupa. – Stwierdził RP, także obserwując okolice. Z wagonów zaczęli wychodzić inni, także opatuleni w płaszcze ludzie. ZSRR nerwowo przysunął się do RP.

   – Co teraz?

   – No przecież mówię, że dupa. Skąd ja mam wiedzieć? – Rozłożył ręce Polak. – Ty mówiłeś, że mamy mieć tu jakiś dom, czy co.

   – Nno tak, mówiłem, ale sam nie wiem nic poza tym. Tata nam zorganizował coś niby, w końcu według niego to nie jest zesłanie, tylko tym czasowe "hartowanie". – prychnął ZSRR, a na same wspomnienie ojca, jego głowę przepełniły nienawistne myśli.

   – Ughh... – RP rozejrzał się po peronie i kopnął jakąś przypadkową bryłkę lodu, która akurat się napatoczyła. – Szlag by to wszystko jasny trafił.

***

    Po kilkudziesięciu minutach stania na mrozie, część ludzi się rozeszło, a reszta, w tym RP i ZSRR zbiło się w ciasną grupkę. Jakiś opatulony w gruby płaszcz facet poprowadził grupkę zesłańców do miasteczka. Nie było ono duże, jednak było na swój sposób klimatyczne, choć RP zależało teraz tylko na tym, by odpocząć do męczącej podróży. Mężczyzna wypytał wszystkich o nazwiska, dotarł do RP i ZSRR, wymamrotał coś, że ma rozkaz przydzielić im mieszkanie i mają iść za nim.

    Domek, tak jak wspominał ZSRR był rozklekotany i zasypany śniegiem. RP westchnął i wszedł do środka. W domku było niewiele cieplej niż na dworze, wiatr świstał w nieszczelnym dachu, a wszędzie unosił się kurz. Rzeczpospolita wraz z ZSRR rozpoczęli przegląd mieszkanka, w kuchni nie było za wiele jedzenia, trochę kaszy, ukiszonej kapusty i suchego chleba, w większym pokoju stała zakurzona kanapa, kominek, a także regał pełen książek, na którego widok ZSRR aż zabłyszczały oczy. Podszedł do niego, przyglądając się tytułom... Tołstoj, Dostojewski... Poza tym różne albumy i książki filozoficzne. Gdy ten stał przed regałem, RP zajrzał do drugiego pokoju, w którym znajdowało się niewielkie łóżko. Podszedł do niego, niepewnie na nim siadając. Zatrzeszczało, ale się nie zapadło. To znak, że raczej też nie zapadnie się w nocy. Mimo, iż RP chciał wstać, ogarnąć się czy coś, to po prostu runął płasko na materac. Skrzywił się, gdy wydobyła się z niego chmurka kurzu i zanosząc się kaszlem wstał. Będzie trzeba je wytrzepać. Z resztą cały dom nadaję się do porządnego ogarnięcia.

   Powlekł się niechętnie do dużego pokoju i podszedł do ZSRR, który nadal nie ruszył się od regału i z fascynacją kartkował właśnie jakieś grube tomiszcze.

   – E, dzieciak. – RP szturchnął chłopaczka w ramie. ZSRR wzdrygnął się i odwrócił się twarzą do Polaka, patrząc na niego pytająco. – Przydałbyś się do czegoś. No już, hop, hop, musimy tu ogarnąć.

***

    Minęło zaledwie parę godzin, a RP już miał serdecznie dość ZSRR. Strasznie przypominało mu to robotę u IR, kiedy wspólnie musieli odśnieżać, czy ścierać kurze. I o ile wtedy ZSRR ciągle marudził, to teraz po prostu nie zamykała mu się jadaczka. Gadał i gadał, nie ważne czy wycierał blaty w kuchni, czy zamiatał podłogę. RP już nawet nie zwracał uwagi na to o czym gada.

   – Chryste, czy ty możesz się wreszcie przymknąć?! – wypalił w końcu zirytowany Rzeczpospolita, reperując szafkę w kuchni. – Chociaż na piętnaście minut?!

   ZSRR lekko się skulił i pokiwał głową. Wymamrotał ciche "przepraszam" i wyszedł z kuchni. Co on takiego zrobił, że nikt go nie lubi? Każdy nim pomiata, traktuje z góry, jak śmiecia. Westchnął jedynie i zaczął ogarniać nieco kominek.

   ,,W sumie, to mają racje." – pomyślał. – ,,Do czego ja się w ogóle nadaję? Co taka miernota jak ja może osiągnąć?"

***

   Pod wieczór dom był jako tako ogarnięty. Oczywiście w dachu nadal widniały dziury, przez które do środka wślizgiwał się lodowaty wiatr, odpadnięte okienice nadal nie zostały przymontowane, a z resztą wiele rzeczy jeszcze do ogarnięcia. Ciemno było jak w dupie, nie mieli świeczek, więc o zmroku po prostu się położyli, ZSRR umościł sobie posłanie na kanapie, a RP ogarnął sobie łóżko w pokoju obok. Temperatura była ekstremalnie niska. Zdecydowanie za niska dla nieprzyzwyczajonego do takich mrozów Polaka. Spał, a raczej próbował spać otulony płaszczem, szalem i cienką pierzyną która znajdowała się tutaj odkąd tu przybyli. Była wyblakła, pożarta przez mole, a ciepła niemal nie dawała, za to przynajmniej minimalnie izolowała chłód.

   RP naciągnął kaptur płaszcza jeszcze bardziej na oczy, a szal na twarz, przeklinając IR, za to, że to przez niego tu jest. Termometru nie miał, choć ,,na oko" można było określić, że temperatura na dworze zdążyła już przekroczyć dwadzieścia stopni na minusie. ZSRR jakoś tak genetycznie był bardziej dostosowany do okrutnych, syberyjskich temperatur, chociaż mróz doskwierał i mu. Spał zwinięty w ciasny kłębek, owinięty w za duży płaszcz i wytarty koc. Na głowie miał brązową uszankę od ojca, której niegdyś nie lubił, ale teraz dawała mu ochronę przed chłodem. Zacisnął mocno powieki, zmuszając się by zasnąć, lecz sen nie nadchodził. Obaj z resztą powinni przecież paść od razu, w końcu wymęczyła ich i podróż i praca w domku, lecz niełatwo było się dostosować do nowych warunków i temperatur.

***

    W końcu nadszedł ubłagany ranek, ZSRR wstał, odkładając kocyk i rozprostował zesztywniałe kończyny. Przeciągnął się, czując jak jego kości strzelają, sapnął i rozejrzał się. RP pewnie jeszcze spał, więc cicho poszedł do kuchni, przygotowując śniadanie. W praktyce to po prostu urwał kawałek stwardniałego i zwietrzałego chleba i zaczął go żuć. Był czerstwy i zimny, ciężko się go odrywało, ciężko gryzło i ciężko połykało. Niemal nie miał smaku, jednak można było choć minimalnie zaspokoić głód. ZSRR oparł się o blat stołu i przymknął oczy, gdy nagle drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie, wpuszczając do pomieszczenia wiatr i śnieg. Stanęła w nich opatulona w płaszcz postać z workiem zarzuconym na plecy. ZSRR rozpoznał go dopiero po chwili.

   – RP? – podszedł do niego, a ten postawił wór pod ścianą.

   – Załatwiłem dla nas robotę. – uśmiechnął się Polak. – Ogarniaj się, zaraz wychodzimy.

----------------------------------------------

No cześć. Znowu się rozleniwiłem i moja aktywność spadła xD
Przepraszam, obiecuję, że będę bardziej aktywny, nie bijcie mnie x"D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro