Rozdział 19
Podróż była długa i nudna. RP i ZSRR nie rozmawiali za wiele. Z każdą chwilą robiło się coraz zimniej, bo wjeżdżali coraz bardziej w głąb Rosji. Mieli niewiele prowiantu, trochę suchego chleba i wody i tym mieli się podzielić.
– Tak właściwie... – zaczął RP, urywając sobie kawałek zwietrzałego bochenka. – IR mówił coś, o tym, jaką pracę dostaniemy tam na zesłaniu i kiedy wracamy?
– Mówił niewiele. – wzruszył ramionami ZSRR. – Wspominał jedynie, że będziemy musieli znaleźć sobie jakąś pracę, by się utrzymać, dostaniemy jakiś rozklekotany domek, który musimy sobie ogarnąć sami, bo jest w słabym stanie i ogólnie tam na miejscu musimy sobie sami radzić. Właściwie, to nie jesteśmy katorżnikami, jesteśmy zwykłymi zesłańcami. Nie zamkną nas w więzieniu, tylko po prostu jesteśmy tak jakby przesiedleni. Być może dlatego, że jesteśmy rodziną IR... W sensie ty biologicznie nie, ale w praktyce to w sumie tak... Więc gdybyśmy byli cywilami, to pewnie dostalibyśmy ciężką, katorżniczą robotę... A tak to, to chyba nie jest najgorzej. Tylko nie wiem, jak ja sobie poradzę, tak szczerze.
– Dość, dość, wystarczy. – uciszył go RP, lekko unosząc rękę. – Bo się rozgadałeś. Pytałem tylko, czy orientujesz się w sytuacji. Nie musiałeś mi od razu wywodu robić.
– ah... Przepraszam... – mruknął cicho ZSRR, opierając podbródek o kolana.
RP oparł się o ścianę wagonu i zaczął żuć gumiasty chleb. Prawda była taka, że zesłanie naprawdę go stresowało i bał się tego, co będzie, ale jak widać, ZSRR odbierał to jeszcze gorzej. Widać było po nim, jak bardzo jest zaniepokojony. Był nerwowy, ciągle gadał i kulił się w kącie, RP domyślał się, że jest to dla niego ciężkie.
– To w końcu za co cię tu ojciec wysłał? – zapytał cicho RP.
– Eh... Sam nie jestem pewien – wyszeptał, patrząc smutno w podłogę. – Bo nie poradziłem sobie z powstaniem, wystraszyłem się... Bo nie jestem wystarczająco dobry według niego... Jestem słaby, wrażliwy i tchórzliwy... Bo nie jestem tobą... – łzy napłynęły do jego błękitnych oczu i spłynęły po policzkach, mocząc lekko szalik. – S-sam mi to powiedział... Że wolałby, byś to ty był jego następcą... Ja wiem, że on mnie nie kocha... Nigdy nie kochał też mojej mamy, z którą ślub wziął z powodów politycznych, a i tak zmarła przy porodzie. Wiesz o tym... Zawsze kochał ciebie, bo jesteś synem RON, a ja jestem płaczliwym frajerem, którego tata nigdy nie doceni... Bo nie jestem taki jaki on by chciał, bym był...
RP nigdy nie lubił ZSRR i nadal go nie lubił, ale jakoś tak mu się żal go zrobiło. Wstał i podszedł do niego, siadając z boku. Lekko objął go ramieniem i poklepał po plecach.
– Hej... Nie płacz. Żołnierze nie płaczą.
– Nie jestem nawet żołnierzem... – wymamrotał ZSRR. RP uśmiechnął się półgębkiem.
– Słuchaj... Nie wiem jak cię pocieszyć, bo jestem w tym beznadziejny, ale mogę ci powiedzieć, że ojciec wcale nie woli mnie od ciebie. Po prostu tak powiedział, pod wpływem emocji. – starał się mimo wszystko jakoś załagodzić sytuacje i wybronić nieco IR. – Powiem nawet, że mi się zawsze wydawało, że to ciebie kocha bardziej, bo jesteś jego prawdziwym synem, a nie przybłędą bez rodziców. To mnie trzymał w zamknięciu, to mi zakazywał mówić ojczystym językiem, to mnie surowo karał pracą fizyczną na nieposłuszeństwo. Ciebie kochał. A nawet wydaję mi się, że po prostu kochał nas obu. Wiadomo, na swój specyficzny sposób. I chce tylko, byś stał się twardszy. No, teraz te zesłanie jest idealną okazją, trochę cię przycisnę i jeszcze będą z ciebie ludzie. A tatą się nie przejmuj, jeszcze będzie z ciebie dumny.
– Myślałem, że go nie lubisz... – stwierdził ZSRR.
– Bo nie lubię. – potwierdził. – Ale to skomplikowane. Na pewno nigdy nie życzyłbym mu śmierci, bo to jemu zawdzięczam to, że nie zginąłem, jako niemowlak.
– Ja też bym mu nie życzył śmierci. – stwierdził ZSRR, choć wiedział, że to kłamstwo. W ciągu ostatnich paru dni w jego umyśle pojawiały się przerażające myśli i pragnienia uśmiercenia IR. Przerażające, bo ZSRR sam nie wierzył, że może chcieć czegoś tak potwornego...
***
IR oparł głowę o biurko, zaciskając mocno powieki, z pod których popłynęły łzy. Znowu zjebał. Nienawidził siebie, za to, że podejmował pochopne decyzje. Najpierw z jego winy zginął jego ukochany RON, potem zraził do siebie jego syna, który uciekł od niego. A teraz psuje swoje relacje z ZSRR.
– Kurwa mać... – jęknął cicho. – Oh RON, gdybyś tylko był tu ze mną...
W takich złych chwilach, lubił uciekać do wspomnień, które zazwyczaj sprawiały, że płakał bardziej...
***
– Papa... Nie mogę spać... – powiedział cichutko RP, zaglądając do biura IR
– RP. Nie widzisz, że pracuję? Jest bardzo późno. – spytał spokojnie, jednak z lekką irytacją IR.
– W-widzę – RP patrzył w podłogę i milczał. Lekko przestępował z nogi na nogę.
– Ehh... No chodź no. – IR lekko się uśmiechnął. RP podreptał do niego i wszedł mu na kolana, Rosjanin lekko go przytulił, delikatne, by nie zrobić mu krzywdy. Czuł się teraz odpowiedzialny za tą małą istotkę. Już cztery lata minęły od śmierci RON, a on na prawdę się zżył z RP.
– Poczytasz mi...? – zapytał cicho chłopiec, opierając mordkę o tors przybranego ojca.
– Nie wiem, czy mam czas. – westchnął IR. – Mam pełno papierów tutaj, jak widzisz...
– Ale tylko chwilę... – mały Polak popatrzył na IR swoimi dużymi, niebieskimi oczami. – Tylko chwilę, potem popapierujesz.
– Jedną bajkę. – powiedział IR i wstał, trzymając Rzeczpospolitą na rękach. Sięgnął książkę z bajkami, którą trzymał tu dla RP i usiadł z powrotem za biurkiem. Otworzył książkę. – Może być o babie jadze?
– Może. – pokiwał głową RP, mocno przytulając się do piersi IR.
– Nie będziesz się bał? – uśmiechnął się lekko IR.
– Zobaczymy jak przeczytasz. – powiedział cicho mały, przez co IR się zaśmiał.
Zaczął czytać mu bajkę, chłopiec uważnie słuchał, co jakiś czas przerywając IR, by skomentować obrazek w książce, lub o coś zapytać. IR cierpliwie odpowiadał na każde pytanie RP, delikatnie głaszcząc go po gęstych i miękkich włosach na głowie. Po paru minutach skończył i zamknął książkę.
– Wcale się nie boje baby jagi. – stwierdził poważnie RP.
– No jasne że nie. – uśmiechnął się IR, tuląc go. – Bo jesteś bardzo odważny. Zupełnie jak twój tata.
– Ty jesteś moim tatą. – powiedział chłopiec ze śmiertelną powagą.
– Nie jestem RP. RON był twoim tatą. – Powiedział IR ze smutkiem. Tyle by oddał, by RON żył i był tutaj.
– Ja wiem. Ale dla mnie to ty też możesz być tatą. – uśmiechnął się RP kładąc łapki, na policzkach IR. Rosjanin uśmiechnął się ze łzami w oczach i czule pocałował RP w czółko.
– Jesteś kochany RP. – wyszeptał. – A teraz spać.
Imperium wstał, z małym na rękach. Chłopiec był leciutki, a IR był silny, więc to nie problem było go zanieść. Wszedł do pokoju RP, kładąc go do łóżka i przykrywając kołdrą.
– No. Śpij, dobranoc. – uśmiechnął się.
– Zostaniesz ze mną, aż zasnę? Chyba jednak trochę się boję tej baby jagi... – wyszeptał, co rozczuliło IR. Mężczyzna ukucnął przy skraju łóżka RP.
– Zostanę. – mruknął IR, siadając na skraju łóżka chłopca. Delikatnie głaskał jego ramie, aż ten zasnął. Rosjanin przyglądał mu się. – Byłbyś dumny RON... Masz bardzo mądre dziecko... – powiedział cichutko, tak, jakby RON był tuż obok, po czym wstał.
Idąc do biura, zajrzał jeszcze do swojej sypialni, gdzie tuż przy łóżku stał kojec. Podszedł do niego, patrząc jak czteromiesięczny ZSRR śpi spokojnie. IR uśmiechnął się i delikatnie pogłaskał synka po głowie, gładząc delikatne włoski.
***
Sam nie wiedział, kiedy wszystko zaczęło się sypać... Z RP mniej więcej wtedy, gdy zaczął dorastać. Zaczął zdawać sobie sprawę, ze swojej tożsamości narodowej, z tego że jest zamknięty na jednym obszarze i że IR ponosi winę za śmierć RON. Mniej więcej w wieku dziesięciu lat przestał nazywać go "папа" i przeszedł po prostu na "IR", zaczął zaciekle uczyć się Polskiego, razem z tym gnojkiem AKP... No i wszystko się posypało.
---------------------------------------
Ha haa, powinienem uczyć się na niemiecki. Ale macie ten smutno-wholesome rozdzialik. I przestańcie mi IR prześladować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro