Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18


   IR zdenerwowany chodził w kółko po swoim biurze. Na podłodze leżało parę rzeczy, które w wyniku furii zrzucił z biurka. Parę papierów, książek, szklanka, golobus. Nie miał czasu by to sprzątać. Czekał na tego gówiarza, który miał tu być już pięć minut temu. W końcu usiadł i starał się opanować, choć był wściekły, wściekły jak cholera. Głównie na siebie, ale też na RP i ZSRR. W końcu drzwi się uchyliły i przez chwile nikt nie wchodził, ale zaraz pojawił się w wejściu ZSRR. Na twarzy miał mieszankę strachu i niepewności. Zacisnął palce na framudze drzwi, bojąc się wejść. Pod surowym spojrzeniem ojca w końcu zrobił krok w przód, stając przed biurkiem IR. Lekko drżał i patrzył w podłoge, bojąc się spojrzeć tacie w oczy.

   – J-ja... – Zaczął niepewnie, drapiąc sie po potylicy.

   – Zdajesz sobie sprawę, że utracilismy Warszawę? – zapytał chłodno IR, jednak odpowiedziało mu milczenie. – Jest w rękach powstańców, a ty, zamiast zachować zimną krew i zorganizować kontratak, po prostu uciekłeś.

   – S-straż kazała mi uciekać... – wyszeptał rozdygotanym głosem ZSRR.

   – To TY miałeś rozkazywać straży, a nie straż tobie! – IR łupnął pięścią w blat stołu. – A poza tym, mogłeś organizować obrone z innego miejsca, nie zajętego Belwederu!

   ZSRR opuścił bardziej głowę. Do oczu napłynęły mu pierwsze łzy, a w rękach miętolił skrawki swojego munduru. Zagryzł lekko wargę, właśnie tego się bał. Gniewu ojca.

   – No powiedz mi dzieciaku, co ja mam z tobą zrobić?! Chyba dawanie ci szansy, byś stał się mężczyzną jest bez sensu i po prostu powinienem cię ukarać?! – Krzyknął zły. Jeszcze tylko brakowało, by królestwo Polskie odłączyło się od Imperium.

   – P-przepraszam... – Wybełkotał chłopak, a łzy spłynęły mu po policzkach.

   – Co dadzą te twoje przeprosiny, co?! Wiesz jak ciężkie teraz będzie stłumienie tego powstania?!

   – J-ja nie chciałem... Nie wiedziałem co mam zrobić... – Powiedział ZSRR, zerkając na IR.

   – Jak nie wiedziałeś! Jak nie wiedziałeś! – IR wstał aż. – Tyle godzin przerabialiśmy strategie i to, co zrobić w tej sytuacji! Gdybyś ty, tylko nie był taką pizdą i umiał coś zrobić, niż tylko płakać!

   IR był naprawde zły na ZSRR i to jego obwiniał, za to, co się stało. Jedynym pozytywem było to, że RP został pojmany. Jest ranny i nieprzytomny, ale żywy. I nic jego życiu nie zagraża, IR sam dokładnie o to zadbał, by włos mu z głowy nie spadł w drodze z Warszawy do Petersburga.

   – J-ja... – Zaczął zapłkanany bolszewik, roztrzęsionymi rękami ocierając płynące strumieniami łzy. – N-nie umiałem s-sobie poradzić...

   – Kurwa mać no! Jak nie umiałeś?! Już wolałbym mieć RP na swojego następce niż ciebie! – Krzyknął pod wpływem impulsu IR, uderzając otwartą dłonią w blat biurka. ZSRR aż podskoczył wystraszony.

   – Oczywiście! Oczywiście że byś go wolał! Myślisz, że nie w-widziałem, że zawsze kochałeś go bardziej n-niż mnie, bo to on był synem RON?! B-bo był lepszy! N-nigdy mnie nie doceniałeś! Dla ciebie byłem n-nikim! – ZSRR rozpłakał się już całkowicie i ryknął na ojca.

   – Wyjdź. – Wycedził IR przez zęby. – Wyjdź natychmiast. Jutro masz pociąg na Sybir.

***
 

  RP powoli zaczął się przebudzać. Strasznie trzęsło, a on niezbyt orientował się, co się dzieje. Czuł tępy ból głowy, a także ramienia i biodra. W ogóle wszystkie mięśnie go napierdalały. A poza tym było zimno. Zakaszlał, czując, że chyba ma gorączkę, po czym z trudem się poruszył, otwierając oczy. Trochę czasu mu zajęło zorientowanie się, co się dzieje. Rozejrzał się tępo po pomieszczeniu w jakim się znajdował, nie, to chyba nie było pomieszczenie... Wagon? To było bardziej logicznym wytłumaczeniem. Tłumaczyło to też, dlaczego tak tłucze i trzęsie. W wagonie oprócz niego znajdowało się paredziąt worków, najprawdopodomniej z piachem, węglem, lub solą, fragmenty jakiś materiałów i sterta czegoś w kącie. Jakiś szmat chyba...

   RP podniósł się do siadu i drżącymi rękami przetarł oczy, starając się co kolwiek dokładniej zobaczyć, gdyż wzrok miał nadal mętny. Lekko się spiął, widząc, jak "sterta szmat" w przeciwległym rogu wagonu poruszyła się lekko i RP zdał sobie sprawę, że to nie żadne szmaty, a jakiś człowiek. Mężczyzna ubrany był w gruby płaszcz, na głowie miał uszankę, a twarz aż pod nos miał zakrytą szalikiem. Oczy miał zamknięte, a z pod futerka uszanki wystawał kosmyk włosów. RP przyglądał mu się milcząc. Nadal trochę nie docierało do niego, co się dzieje. Wstał, a jego obolałe kości głośno strzelily, a sam się skrzywił, czując ból w biodrze. Podszedł do ścianki wagonu, gdzie na samej górze znajdowało się niewielkie okienko z kratami. Rozciągnął się jeszcze i podskoczył, łapiąc się rękami krat. Podciągnął się, wyglądając przez okienko, ale wiele nie zobaczył, bo na zewnątrz szalała śnieżyca. Zresztą był prawie grudzień, o ile już się nie zaczął, RP sam nie wiedział ile był nieprzytomny.

   – Co ty robisz? – Usłyszał głos nieznajomego. Puścił się rękami krat, lądując na ziemi.

   – Staram się zorientować gdzie jesteśmy.

   – Gdzieś w północno-środkowej Rosji. – nieznajomy lekko się poruszył, siadają w wygodniejszej pozycji, zsuwając przy tym nieco szalik i odkrywając swoją twarz. RP rozpoznał go dopiero po chwili.

   – No prosze. Synek IR. – RP uśmiechnął się półgębkiem. Usiadł na worku i opatulił się płaszczem niewiadomego pochodzenia. Jak się obudził to miał go na sobie, więc nie widział problemu, by go teraz nosić.

   – Goń się. – Prychnął ZSRR. – Dla twojej informacji, właśnie jedziemy na zesłanie. I to z twojej winy!

   – Z mojej winy to jadę ja, a ty chłopaczku czym sobie zawiniłeś wycieczkę na Sybir?

   – Nie nazywaj mnie tak. Nie jestem dzieckiem. – Prychnął, opatulając się szalem.

   – Jesteś. – Uniósł brwii RP i załozyl ręce na piersi. Zapadła długa cisza, w której RP ochraniał samego siebie w głowie, za to, że dał się złapać.

   – Widziałem cię. – powiedzial po dłuższej chwili ciszy ZSRR.

   – Kiedy? Podczas powstania? 

   – Nie. Kiedy uciekałeś. – Wyszeptał. Tak, pamiętał to bardzo dobrze. – Wtedy, kiedy obiecałeś, że pobawisz się ze mną, a zamiast tego po prostu uciekłeś.

   – Super. Mam to gdzieś. – prychnął RP starając się ogarnąc sobie jakieś w miare wygodne posłanie.

   – Wiesz... To bolało. – przyznał ZSRR. – Ja naprawdę cię lubiłem i chciałem, byś znalazł choć trochę czasu dla mnie. Cholera naprawdę byłeś dla mnie swojego rodziaju autorytetem, imponowało mi to, jak stawiałeś się ojcu i w ogóle... – wyrzucił z siebie ZSRR, to co myślał. Dopiero jakieś dwa, trzy lata po ucieczce RP zdał sobie sprawę z tego, że ten od początku nim gardził.

   – O, a ja nie lubiłem cię od samego początku. Byłeś rozpieszczonym i głupim dzieckiem. Łaziłeś za mną i marnowałeś mój czas. – warknął.

   – Fajnie, ale nie wiem czy wiesz, ale ojciec powiedział, że będziesz musiał się mną zająć na zesłaniu, bo ty jesteś dorosły.

   – Uhg, no świetnie. – przewrócil oczami RP. – Nie dosyć, że jadę na prace w głąb Rosji, to jeszcze teraz zostałem twoją nańką. Dzięki IR... Nienawidzę go... – prychnął ogwracając głowę.

   – Ja też. – Powiedział cicho ZSRR, sam zaskoczony z jakim chłodem powiedział te dwa słowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro