Rozdział 18
IR zdenerwowany chodził w kółko po swoim biurze. Na podłodze leżało parę rzeczy, które w wyniku furii zrzucił z biurka. Parę papierów, książek, szklanka, golobus. Nie miał czasu by to sprzątać. Czekał na tego gówiarza, który miał tu być już pięć minut temu. W końcu usiadł i starał się opanować, choć był wściekły, wściekły jak cholera. Głównie na siebie, ale też na RP i ZSRR. W końcu drzwi się uchyliły i przez chwile nikt nie wchodził, ale zaraz pojawił się w wejściu ZSRR. Na twarzy miał mieszankę strachu i niepewności. Zacisnął palce na framudze drzwi, bojąc się wejść. Pod surowym spojrzeniem ojca w końcu zrobił krok w przód, stając przed biurkiem IR. Lekko drżał i patrzył w podłoge, bojąc się spojrzeć tacie w oczy.
– J-ja... – Zaczął niepewnie, drapiąc sie po potylicy.
– Zdajesz sobie sprawę, że utracilismy Warszawę? – zapytał chłodno IR, jednak odpowiedziało mu milczenie. – Jest w rękach powstańców, a ty, zamiast zachować zimną krew i zorganizować kontratak, po prostu uciekłeś.
– S-straż kazała mi uciekać... – wyszeptał rozdygotanym głosem ZSRR.
– To TY miałeś rozkazywać straży, a nie straż tobie! – IR łupnął pięścią w blat stołu. – A poza tym, mogłeś organizować obrone z innego miejsca, nie zajętego Belwederu!
ZSRR opuścił bardziej głowę. Do oczu napłynęły mu pierwsze łzy, a w rękach miętolił skrawki swojego munduru. Zagryzł lekko wargę, właśnie tego się bał. Gniewu ojca.
– No powiedz mi dzieciaku, co ja mam z tobą zrobić?! Chyba dawanie ci szansy, byś stał się mężczyzną jest bez sensu i po prostu powinienem cię ukarać?! – Krzyknął zły. Jeszcze tylko brakowało, by królestwo Polskie odłączyło się od Imperium.
– P-przepraszam... – Wybełkotał chłopak, a łzy spłynęły mu po policzkach.
– Co dadzą te twoje przeprosiny, co?! Wiesz jak ciężkie teraz będzie stłumienie tego powstania?!
– J-ja nie chciałem... Nie wiedziałem co mam zrobić... – Powiedział ZSRR, zerkając na IR.
– Jak nie wiedziałeś! Jak nie wiedziałeś! – IR wstał aż. – Tyle godzin przerabialiśmy strategie i to, co zrobić w tej sytuacji! Gdybyś ty, tylko nie był taką pizdą i umiał coś zrobić, niż tylko płakać!
IR był naprawde zły na ZSRR i to jego obwiniał, za to, co się stało. Jedynym pozytywem było to, że RP został pojmany. Jest ranny i nieprzytomny, ale żywy. I nic jego życiu nie zagraża, IR sam dokładnie o to zadbał, by włos mu z głowy nie spadł w drodze z Warszawy do Petersburga.
– J-ja... – Zaczął zapłkanany bolszewik, roztrzęsionymi rękami ocierając płynące strumieniami łzy. – N-nie umiałem s-sobie poradzić...
– Kurwa mać no! Jak nie umiałeś?! Już wolałbym mieć RP na swojego następce niż ciebie! – Krzyknął pod wpływem impulsu IR, uderzając otwartą dłonią w blat biurka. ZSRR aż podskoczył wystraszony.
– Oczywiście! Oczywiście że byś go wolał! Myślisz, że nie w-widziałem, że zawsze kochałeś go bardziej n-niż mnie, bo to on był synem RON?! B-bo był lepszy! N-nigdy mnie nie doceniałeś! Dla ciebie byłem n-nikim! – ZSRR rozpłakał się już całkowicie i ryknął na ojca.
– Wyjdź. – Wycedził IR przez zęby. – Wyjdź natychmiast. Jutro masz pociąg na Sybir.
***
RP powoli zaczął się przebudzać. Strasznie trzęsło, a on niezbyt orientował się, co się dzieje. Czuł tępy ból głowy, a także ramienia i biodra. W ogóle wszystkie mięśnie go napierdalały. A poza tym było zimno. Zakaszlał, czując, że chyba ma gorączkę, po czym z trudem się poruszył, otwierając oczy. Trochę czasu mu zajęło zorientowanie się, co się dzieje. Rozejrzał się tępo po pomieszczeniu w jakim się znajdował, nie, to chyba nie było pomieszczenie... Wagon? To było bardziej logicznym wytłumaczeniem. Tłumaczyło to też, dlaczego tak tłucze i trzęsie. W wagonie oprócz niego znajdowało się paredziąt worków, najprawdopodomniej z piachem, węglem, lub solą, fragmenty jakiś materiałów i sterta czegoś w kącie. Jakiś szmat chyba...
RP podniósł się do siadu i drżącymi rękami przetarł oczy, starając się co kolwiek dokładniej zobaczyć, gdyż wzrok miał nadal mętny. Lekko się spiął, widząc, jak "sterta szmat" w przeciwległym rogu wagonu poruszyła się lekko i RP zdał sobie sprawę, że to nie żadne szmaty, a jakiś człowiek. Mężczyzna ubrany był w gruby płaszcz, na głowie miał uszankę, a twarz aż pod nos miał zakrytą szalikiem. Oczy miał zamknięte, a z pod futerka uszanki wystawał kosmyk włosów. RP przyglądał mu się milcząc. Nadal trochę nie docierało do niego, co się dzieje. Wstał, a jego obolałe kości głośno strzelily, a sam się skrzywił, czując ból w biodrze. Podszedł do ścianki wagonu, gdzie na samej górze znajdowało się niewielkie okienko z kratami. Rozciągnął się jeszcze i podskoczył, łapiąc się rękami krat. Podciągnął się, wyglądając przez okienko, ale wiele nie zobaczył, bo na zewnątrz szalała śnieżyca. Zresztą był prawie grudzień, o ile już się nie zaczął, RP sam nie wiedział ile był nieprzytomny.
– Co ty robisz? – Usłyszał głos nieznajomego. Puścił się rękami krat, lądując na ziemi.
– Staram się zorientować gdzie jesteśmy.
– Gdzieś w północno-środkowej Rosji. – nieznajomy lekko się poruszył, siadają w wygodniejszej pozycji, zsuwając przy tym nieco szalik i odkrywając swoją twarz. RP rozpoznał go dopiero po chwili.
– No prosze. Synek IR. – RP uśmiechnął się półgębkiem. Usiadł na worku i opatulił się płaszczem niewiadomego pochodzenia. Jak się obudził to miał go na sobie, więc nie widział problemu, by go teraz nosić.
– Goń się. – Prychnął ZSRR. – Dla twojej informacji, właśnie jedziemy na zesłanie. I to z twojej winy!
– Z mojej winy to jadę ja, a ty chłopaczku czym sobie zawiniłeś wycieczkę na Sybir?
– Nie nazywaj mnie tak. Nie jestem dzieckiem. – Prychnął, opatulając się szalem.
– Jesteś. – Uniósł brwii RP i załozyl ręce na piersi. Zapadła długa cisza, w której RP ochraniał samego siebie w głowie, za to, że dał się złapać.
– Widziałem cię. – powiedzial po dłuższej chwili ciszy ZSRR.
– Kiedy? Podczas powstania?
– Nie. Kiedy uciekałeś. – Wyszeptał. Tak, pamiętał to bardzo dobrze. – Wtedy, kiedy obiecałeś, że pobawisz się ze mną, a zamiast tego po prostu uciekłeś.
– Super. Mam to gdzieś. – prychnął RP starając się ogarnąc sobie jakieś w miare wygodne posłanie.
– Wiesz... To bolało. – przyznał ZSRR. – Ja naprawdę cię lubiłem i chciałem, byś znalazł choć trochę czasu dla mnie. Cholera naprawdę byłeś dla mnie swojego rodziaju autorytetem, imponowało mi to, jak stawiałeś się ojcu i w ogóle... – wyrzucił z siebie ZSRR, to co myślał. Dopiero jakieś dwa, trzy lata po ucieczce RP zdał sobie sprawę z tego, że ten od początku nim gardził.
– O, a ja nie lubiłem cię od samego początku. Byłeś rozpieszczonym i głupim dzieckiem. Łaziłeś za mną i marnowałeś mój czas. – warknął.
– Fajnie, ale nie wiem czy wiesz, ale ojciec powiedział, że będziesz musiał się mną zająć na zesłaniu, bo ty jesteś dorosły.
– Uhg, no świetnie. – przewrócil oczami RP. – Nie dosyć, że jadę na prace w głąb Rosji, to jeszcze teraz zostałem twoją nańką. Dzięki IR... Nienawidzę go... – prychnął ogwracając głowę.
– Ja też. – Powiedział cicho ZSRR, sam zaskoczony z jakim chłodem powiedział te dwa słowa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro