Rozdział 17
*Uwaga w tym rozdziale będzie troche drastycznych scen. Zostaliście ostrzeżeni.*
ZSRR był absolutnie przerażony, gdy hałasy stały się coraz donośniejsze, po prostu usiadł pod ścianą, między łóżkiem, a szafą, zacisnął powieki i zakrył uszy. Po prostu miał nadzieje, że to mu się śni. Albo, że to nic groźnego, że to jakiś Warszawski zwyczaj czy coś.
Im wrzaski były głośniejsze, a do uszu ZSRR zaczęły docierać huki wystrzałów, dźwięki uderzającej o siebie stali i rżenie koni, tym bardziej młody Rosjanin się kulił i bał. No był tchórzem, strasznym. Miał czternaście lat, ale nie miał jeszcze okazji nauczyć się odwagi i miał nadzieje, że jeszcze mu się to uda. Ojciec zawsze milczał na ten temat, ale ZSRR wiedział, że jest zawiedzony. Z pewnością chce mieć następcę silnego i pewnego, dumnie władającego rozległymi ziemiami Rosyjskimi, a nie wrażliwego i strachliwego chłopaczka, którego sztuka interesuje bardziej, niż losy kraju.
Poczuł jak drży i jak pierwsze łzy spływają mu po policzkach. Tak bardzo się bał. Bał się ludzi w mieście, którzy właśnie robią coś niedobrego na ulicy, bał się, że zawiedzie ojca, bał się swojej przyszłości, bał się o swoje życie...
Wtem drzwi otworzyły się z hukiem, ZSRR podskoczył, a do jego pokoju wpadli strażnicy, krzyczeli coś, jednak bolszewik w tym hałasie nie był w stanie zrozumieć co krzyczą, był zbyt zdezorientowany. Jeden ze straży złapał go za ramie i pociągnął, zmuszając, by ten wstał i pobiegł za nim, mówiąc coś w stylu "tu nie jest bezpiecznie". Wciąż zszokowany ZSRR biegł wraz ze strażami przez szeroki i piękny korytarz Belwederu, zmierzając do schodów prowadzących do drzwi wejściowych. Ktoś na parterze krzyczał coś po polsku, ktoś zawodził w cierpieniach, tłukło się szkło i marmur, a stal i żelazo głośno o siebie uderzało, mieszając się z dźwiękami strzałów. Po policzkach ZSRR spływały niekontrolowanie łzy strachu i bezradności, a nogi jakby same biegły przed siebie, zostawiając oszołomioną świadomość jeszcze gdzieś w pokoju, w szparze między szafą, a łóżkiem.
Wtedy gwałtownie się zatrzymali, bo na schodach pojawiła się grupa ludzi. Część z nich miało mundury, a część zwykle, chłopskie koszule. W rękach broń wszelkiego rodzaju, nawet palną. Gęby powykrzywiane w grymasie wściekłości i furii, a w oczach niezdrowy płomień zemsty i nienawiści. Ruszyli z wrzaskiem na schludnych carskich żołnierzy i przerażonego nastolatka. Jeden ze strażników kolbą karabinu wybił okno balkonowe, wypychając ZSRR na niewielki taras.
– Uciekaj chłopaku, uciekaj! – Wrzasnął bezimienny mundurowy, zanim jego pierś została rozorana przez bagnet powstańca.
ZSRR przeszedł przez barierkę balkonu i ostrożnie zaczął przemieszczać się po ozdobnej półce kamiennej. Dopiero stąd miał widok na to co się dzieje. W mieście szalało powstanie zbrojne, a on najprawdopodobniej był celem. Przynajmniej jednym z celi. Wreszcie zdał sobie sprawę z wysokości i jeszcze bardziej przestraszony. Powoli przelazł na drzewo, którego pnia się złapał, drżąc ze strachu.
***
Jego buty stukały o marmurową powierzchnie schodów, gdy piął się na piętro budynku. Niewielka grupka powstańców właśnie zmagała się w krwawej walce z lepiej uzbrojonymi strażnikami. Ściany pokrywała krew zabitych, a podłogę zbite szkło. Rzeczpospolita zacisnął dłoń na rękojeści szabli i rzucił się w wir walki, wspomóc swoich rodaków. Zamachnął się na jednego ze strażników, który cios szabli zablokował karabinem i zaczął pchać RP na ścianę. Polak zamaszyście kopnął go w brzuch i uwolnił swoją szable. Uniósł ją w górę i wbił ją prosto w plecy przygarbionego carskiego. Ostrze rozerwało mundur, skórę i ciało, zatrzymując się na kręgosłupie, łamiąc rdzeń i klinując się w kości. Strażnik padł, jeszcze żywy. RP przycisnął go nogą do podłogi, z trudem wyjmując szable z ciała żołnierza i wbił ją ponownie, kończąc żywot strażnika. Ciężko dysząc, rzucił się na następnego. Dostał kolbą w twarz, aż mu się ciemno przed oczami zrobiło. Cofnął się o krok w tył i oparł o ścianę. Ocucił go dopiero widok lśniącej szabli, unoszącej się nad niego. Zasłonił się swoją, blokując cios Rosjanina i odepchnął ostrze od siebie, strażnik zamachnął się znowu, robiąc cięcie po ramieniu RP, rozcinając mundur, którego rękaw zabarwił się krwią od rany na ramieniu. Rzeczpospolita krzyknął i w akcie desperacji zamachnął się szablą z całej siły, dosłownie ucinając żołnierzowi rękę, która razem z szablą upadła na zakrwawioną marmurową podłogę. Strażnik wydarł się z bólu i złości, po czym jego pierś przebił bagnet jednego z powstańców. RP uśmiechnął się szeroko. Na schodach pojawiło się więcej carskich, RP dał znak ręką pozostałym przy życiu powstańcom, by ruszyli za nim. Szable chwilowo z powrotem wsadził do pokrowca, a dłonią ścisnął swoje ranne ramie, z którego przez palce sączyła się krew. Skrzywił się i biegiem dotarł do drzwi na końcu korytarza, wysadził je z buta, wyciągając szable.
Pokój jednak był pusty. Zaklął pod nosem, rozglądając się po nim. Zwykłe mieszkanko, łóżko, szafa, biurko zawalone papierami. Strata czasu, musieli uciec. RP powstrzymał gestem ludzi, by nie zdemolowali pokoju, nie było sensu.
Wybiegli z powrotem, niestety prosto w łapy posiłków wysłanych przez straże. Jeden żołnierz rosyjski zaatakował powstańca po prawej stronie RP, zamaszystym ruchem rozpruwając jego brzuch i wywlekając flaki na wierzch. Powstaniec zdążył krzyknąć, zwymiotować krwią i runąć płasko na ziemie martwy. Żołnierz z furią zaczął masakrować ciało martwego, tnąc je szablą. RP nie mógł pozwolić na takie beszczeszczenie zwłok jego rodaka i oburącz trzymając szable ugodził Rosjanina w kark, gruchocząc kość i ucinając głowę, która potoczyła się po podłodze, a krwawa posoka zbryzgała twarz i tors RP. Wszyscy na moment zamarli, wpatrzeni to w toczącą się głowę, to zmasakrowane zwłoki Polaka na ziemi, to na umorusanego we krwi RP. Rzeczpospolitej wydawało się, jakby wszystkie odgłosy z otoczenia umilkły, a jedyne co teraz rozbrzmiewało, to głośne bicie jego serca. Stan ten przerwał strażnik rosyjski, który z wrzaskiem rzucił się na RP, a cała reszta wróciła do zażartej walki. Ten musiał być lepiej wyszkolony, gdyż na jego ramionach widniały pagony porucznika. I z pewnością miał więcej doświadczenia w boju niż RP, który z szablą ma kontakt dopiero sześć lat. Mimo wszystko sprawnie blokował ataki przeciwnika i sam śmiało atakował Rosjanina. Porucznik wykonał szybkie cięcie prosto w biodro RP, którego Polak nie zdążył wybronić. Krzyknął z bólu, automatycznie łapiąc się za bolące i krwawiące biodro. Zanim zdążył cokolwiek zdziałać, dostał czymś w tył głowy i wszystko się urwało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro