Rozdział 15
RP dotarł do Warszawy po dwóch dniach. Nie było komplikacji, u nikogo się nie zatrzymywał, z nikim nie rozmawiał, zatrzymywał się rzadko, tylko gdy musiał. Na noc i by załatwić podstawowe potrzeby. Czasem zsiadał z konia, by coś zjeść, lub chwile odpocząć.
Poraneki były jeszcze zimniejsze niż wieczory, po całej nocy powietrze jeszcze się nie nagrzało, a pokrywająca wszytko rosa jedynie potęgowała październikowy chłód. Jego celem było odnalezienie jednej osoby, AKP. Rzeczpospolita zszedł z konia i ruszył brukowaną ulicą w poszukiwaniu budynku, w którym mógł znajdować się zarząd Autonomicznego Królestwa. Ludzie przyglądali mu się z zaciekawieniem; nic dziwnego, zdecydowanie wyróżniał się z tłumu szarej społeczności. Schludny mundur, skrzydła, koń, pewny krok. Idąc ulicą czuł jakiś taki dziwny ścisk w klatce piersiowej, to są jego ludzie i on musi im pomóc, jednak czuł się tu obcy. Lata spędzone w Rosji, a potem we Francji sprawiły, że obecność we własnym kraju (którego de facto nie ma) wprawiała go w dziwny dyskomfort. Słyszał rozmowy i szepty, część ludzi go rozpoznało, część nie, o jego uszy obiły się bardzo negatywne ale i pozytywne opinie o nim samym. Tak jakby już wcale nie był Polakiem, tak jakby cel IR by zatracić w nim Polskość wreszcie się udał.
Niemal na każdym rogu ulicy spotykał carskich żołnierzy, pilnujących porządku na ulicach, patrzyli na niego zmrużonymi oczami, jakby chcieli go aresztować. Jednak nie mogli, tu był bezpieczny, autonomia AKP zapewniała mu swobodne funkcjonowanie na terenie Królestwa. A przynajmniej do czasu, gdy nie zacznie wywijać. W końcu dotarł do ratusza, w którym mieściło sie większość władz Warszawy i "państwa". Wszedł do budynku rozglądając się po jego wnętrzu, nikt nie odważył się do niego podejść, sam też nie pytał o nic, ani się nie odzywał. Znalazł odpowiednie drzwi i zapukał.
– Proszę. – Odpowiedział mu całkiem znajomy głos. Głos którego dawno nie słyszał. Głos przyjaciela. RP pewnie złapał za klamkę i otworzył drzwi. Zajżał do środka i powoli wszedł do środka.
AKP siedział przy biurku, nie zmienił się wiele. Kiedy RP ostatnio go widział, ten miał dziewietnaście lat, teraz jedynie na jego twarzy pojawiło się pare zmarszczek i worki pod oczami. AKP zawsze był spokojnym człowiekiem, prawie przez cały czas milczał, zupełnie jakby był niemy. Gdy jeszcze mieszkał u IR praktycznie się do niego nie odzywał. Tylko krótkie ciche zdania. Za to z RP rozmawiał swobodnie, dogadywali się bardzo dobrze, przy nim był kimś zupełnie innym.
AKP podniósł na niego spojrzenie szarych, mętnych oczu i przyglądał mu się przez chwile, nie rozpoznając RP. Miał do tego prawo, w końcu ten się wyraźnie zmienił. Nie był już drobnym chłopaczkiem, a dorosłym mężczyzną. Kongresówka zamrugał kilkukrotnie i otworzył szerzej oczy.
– Rzeczpospolita? – Zapytał po chwili cichym, zachrypniętym głosem.
– Dawno się nie widzieliśmy, prawda?
***
ZSRR przyglądał się, jak wosk spływa po topiącej się coraz bardziej świeczce, a płomyczek wesoło tańczy na lekkim powiewie z nieszczelnego okna pokoju. Oczy mu się same zamykały nad książką. Tak, ostatnie dni są dla niego strasznie ciężkie, tyle nauki do szkoły, a ojciec na dodatek każe mu zagłębiać się w polityke. Do tego jeszcze treningi walki szablą i strzelania. IR teraz kładzie wyjątkowy nacisk na edukacje syna, przez co ten nie ma ani troche czasu na pisanie, które jest jego pasją.
Ponownie wlepił wzrok w litery w książce, kompletnie go w tej chwili nie interesowały gdziałania gospodarcze w północno-wschodniej części imperium. Mimo wszystko ojciec stwierdził, że nim szybciej ten się nauczy potrzebnek wiedzy, tym pewniejszym dla niego będzie następcą. Gównoprawda. ZSRR w wielu sprawach nie zgadzał się z ojcem, a nim bardziej poszerzał swoją wiedze, tym bardziej wyrabiał sobie poglądy inne niż te IR. Mimo wszystko szanował ojca i uważał go za swój autorytet, chociaż ten nie zawsze go dobrze traktował.
Dosłownie chwile po tym, jak ZSRR oparł głowe o książke i zamknął oczy, drzwi do pokoju otworzyły się i stanął w nich IR. ZSRR zerwał się i spojrzał na niego.
– Widze że zajęty nauką? – prychnął IR.
– T-tak właściwie to tak... Przysięgam, że położyłem się tylko na chwile. – wytłumaczyl sie pośpiesznie.
– Z pewnością. – prychnął IR. – Wstawaj, musimy porozmawiać.
ZSRR lekko się wzgrygnął, słysząc powage w głosie taty. Skinął głową i wstał, zdmuchnął świece i poszedł za nim, aż do jego gabinetu. Zazwyczaj nie było mu wolno tu wchodzić, jedynie gdy IR sam mu to nakazał. Imperium usiadł za biurkiem i dał ZSRR znak, by ten też usiadł.
– Nie będę owijał w bawełne. – stwierdził IR. – Mam dla ciebie ważne zadanie.
– Jakie...? – Zapytał cicho bolszewik. Ton głosu cara świadczył, że raczej sprawa jest poważna.
– Trzy dni temu w Warszawie znalazł się Rzeczpospolita. – słowa te IR wypowiadał bardzo wyraźnie, gdyż w jego głowie mieszały się różne emocje z tym związane. Po pierwsze, zadowolenie, że chłopakowi nic nie jest. Co prawda wiedział, że RP jest silntym z charakteru i czynu osobnikiem, jednak gdyby wpadł w łapska Prus, te cechy jedynie bardziej by go wkopały. Po drugie złość na tego gnojka za ucieczke znowu zaczęła mu się udzielać, a po trzecie pewnego rodzaju ekscytacja, że RP będzie mógł ponieść już karę za nieposłuszeństwo jak dorosły, nie dziecko.
– Co w związku z tym? – Odważył się zapytać ZSRR.
– Wysyłam cię do Warszawy, byś miał oko nad tym co tam się dzieje.
– A-ale! – ZSRR prawie wstał. Nie wyobrażał sobie tego. Ma być wysłany do obcego miasta w którym był może z dwa razy, a na dodatek pilnować tego co się tam dzieje. I kontrolować o sześć lat starszego mężczyzne by ten nic nie odwalił. Przecież to nie może się udać.
– Nie jesteś już dzieckiem. – IR uciął, choć ZSRR się z nim nie zgadzał. Miał czternaście lat, może i nie był małym dzieckiem, ale zdecydowanie nie był dorosły. – Będą tam ludzie, którzy ci pomogą. Ty masz po prostu tam nabrać doświadczenia, a poza tym to ważna sprawa, bo RP lubi wywijać różne numery, a ja sam nie mogę go tam pilnować. Będziesz miał tam zwierzchnictwo nad armią i nad administracją miasta.
– Kiedy jadę...? – Zapytał po chwili ciszy ZSRR. Nie, to nie może się udać. Przecież jedyne doświadczenie jakie ma, to te teoretyczne z książek i wykładów IR.
– Jutro.
---------------------------------------
Tu tu tu tudududu du dudu duuu duu
30 sierpnia xDDDD
Przepraszam, że moja aktywność umarła. Ostatnio miałem taki zapierdol w szkole i życiu prywatnym, że nie miałam siły ani ochoty na pisanie. Tak czy inaczej postaram się być bardziej aktywny
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro