Rozdział 13
Słońce już powoli się zniżało, upał zelżał, a cienie wydłużyły się. RP niemiłosiernie bolał nadgarstek od szabli, do tego miał zakwasy w udach i ramionach. Leżenie pod drzewem na błoniech kolejną już godzine było nudne. Tak sobie pomyślał, że skoro walki się już uczy, jazdy konnej też, francuskiego, łaciny, to czemu by nie nauczyć się latać? W tym jednak CF mu nie pomoże, bo najzwyczajniej nie ma jak, nie ma skrzydeł. Ba, mało kto ma, napewno RON miał, tak jak cała rodzina RP. I Prusy, troche inne niż Rzeczpospolita, czarne, przypominające te wronie. RP widział go tylko z dwa razy, może trzy, gdy był rozmawiać z IR. Imperium żadko zapraszał kogoś do siebie do domu, raczej do pałacu, gdy przebywał w Petersburgu, ale na codzień, prywatnie, to raptem pare osób. Nie znosił się z Prusakiem, jednak współparcowali, więc czy chcieli, czy nie, musieli chociaż udawać, że się lubią, za to RP nie musiał mieć skrupułów i za każdym razem, gdy Prusy był obok, pokazywał mu dyskretnie, ale wyraźnie, jak bardzo go nienawidzi.
Latanie nie może być trudne. To jak chodzenie, nie ma w tym większej filozofii, ot musisz pamiętać by machać skrzydłami i nie wlatywać w ludzi. RP wspiął się na pobliskie drzewo i stanął na gałęzi, prawie z niej spadając, w ostatniej chwili złapał równowagę. Rozłozył skrzydła i bez wachania odepchnął się nogami od gałęzi, skacząc z niej "na tygryska", czyli ręce w przód i sus przed siebie. Zaczął młucić skrzydłami powietrze, przez sekunde miał wrażenie, że się udało, że leci, ale dosłownie chwile potem zaliczył bliskie spotkanie z ziemią. Udeżył barkiem o twarde podłoże, przefikołkował, sturliwując się z górki. Jęknął głucho, tocząc się bezwładnie, był ogłuszony i zbyt otępiały, by zareagować i jakoś się oprzeć. W końcu udało mu się zaprzeć rękami i usiąść na ziemi. W głowie mu się kręciło, a bark bolał go niemiłosiernie, dotknął opuszkami palców piekącej skóry na swoim policzu, zaklął cicho, czując dość spore otarcie, zabrudzone piachem. Podniósł się z ziemi, lekko kręcąc głową, by wyjść z otępienia.
– Kurwa... – Stęknął i poruszył obolałym barkiem, napewno nie jest złamany, ale boli. Latanie jak się okazuje, wcale nie jest takie łatwe. Jest kurewsko trudne.
Uznał, że skakanie z drzewa nie jest dobrym startem, ale przynajmniej odkrył, że lepiej zacząć sie uczyć z ziemi. "W końcu hej! Co cię nie zabije, to cię trwale okaleczy!" pomyślał z ironią RP. Rozłożył znowu skrzydła i zaczął nimi niezdarnie machać, nie uniósł się, więc zrezygnował z dalszych prób lotu, padł na plecy i spojrzał w niebo, na którym malowały się odcienie błękitu, różu i żółci. Westchnął i zamknął oczy, wsłuchując się w odgłosy świerszczy w wysokiej trawie.
***
– Wstawaj. – Powiedział CF, lekko trącając śpiącego RP nogą. Polak jedynie mruknął coś niezadowolony, nie mając nawet zamiaru wstać. CF zauważył, że ma obdarty ze skóry policzek. – No w coś ty się wpakował, co?
Jakoż iż Rzeczpospolita nie budził się, CF schylił się, by go podnieść. Okazało się jednak, że polak swoje waży, nie tyle że jest gruby, jest po prostu ciężki, więc CF zamiast wziąć go na ręce, zarzucił go sobie na plecy. RP tylko coś mruknął, ale się nie budził, Cesarstwo uśmiechnął się pod nosem i ruszył w strone domu. Przez te trzy miesiące zbliżyli się do siebie, trudno było określić na jakiej zasadzie ich relacja funkcjonuje. CF dla RP naraz był nauczycielem, najbliższym (i jedynym) przyjacielem, a także kimś, kto zastępował mu rodzine.
Dowlekł go do jego pokoju i położył na łóżku, ten spał tak głęboko, że nie obudziło go to. CF wyszedł z pokoju i ruszył do łazienki, gdzie wziął z szafki apteczkę, wyjął z niej gaze i niewielką butelkę spirytusu, po czym pokierował się z powrotem do sypialni RP. Usiadł na skraju jego łożka i lekko szturchnął go w ramie.
– Te, śpiąca królewna. Pobudka. – Polak wymamrotał coś, pokręcił głową i spał dalej. – Wstawaj, wstawaj! Zaraz pośpisz dalej.
– Już, już... – Otworzył oczy i spojrzał na CF. – O co chodzi...?
– Rozorałeś sobie nieźle policzek. Co wyprawiałeś?
– Uczyłem się latać... I spadłem... Z drzewa...
– Nie za ambitnie jak na początek? – Zaśmiał się cicho CF, nawilżając gazę spirytusem.
– Wiem... Nie wiedziałem, że to takie trudne. – Wymamrotał. – Następnym razem zacznę od czegoś prostszego...
CF pokiwał jedynie głową i przyłożył gazę do zdartego policzka RP. Ten syknął, gdy spirytus dostał się do rany, zacisnął dłonie na kołdrze.
– Kurwa piecze! – Jęknął niezadowolony.
– Wiem... Zaraz przestanie... Musi trochę popiec, to znaczy, że działa i że zabija zarazki.
***
– Sam nie wiem... Nie jestem jeszcze pełnoletni... Nic mi nie będzie...?
– Jasne, że nic ci nie będzie. Jak nie chcesz to nie musisz przecież.
– W sumie i tak chciałem spróbować. – Wymamrotał RP patrząc na kieliszek z winem. W sumie to kto mu zabroni? Jest sierotą, a opiekuje się nim CF, który mu na to pozwala. Z resztą Cestarstwo i tak traktuje go jak równego sobie, a nie jak dziecko.
Przyłożył kieliszek do ust i wziął łyka. Lekko się skrzywił, napój był gorzkawy i lekko kwaśny, a na dodatek wywoływał palenie w przełyku. Jednak był na swój sposób dobry, a świadomość, że jest to alkohol, którego tak długo nie wolno mu było pić, wywoływała u niego lekką ekscytacje. Pociągnął drugi, a potem trzeci łyk. Już zdawał się smakować lepiej, niż za pierwszym razem.
– I jak? – Zapytał CF, popijając wino ze swojego kieliszka.
– Całkiem... – RP pokiwał głową na boki, patrząc na ciemnoczerwoną ciecz w szklanym naczyńku. Jakoś pierwszym skojarzeniem dla RP była krew. Krew jednak była gęstsza. Jezu, o czym ja myślę?! – Całkiem dobre.
– A widzisz? – Uśmiechnął się CF. Ten potrafił pić wino litrami, ale mocniejszy alkohol niemal odrazu go ścina. RP raz widział, jak orgnizm CF zareagował na samogon. Musiał ciągnąć półprzytomnego Francuza do sypialni. Na samo wspomnienie uśmiechnął się. – Co tak się cieszysz?
– Nic, nic. – RP zachichotał, biorąc kolejny łyk wina.
– Czyżbyś się upił połową kieliszka?
– Nie, nie upiłem się. – Zaprotestował RP.
– Ale wypieki na policzkach to masz konkretne.
– Wcale nie! – Zaprotestował RP, zakrywając policzki dłońmi. Czuł jak są gorące, no pięknie.
– Zabawny jesteś. – Uśmiechnął się CF, czochrając włosy Polaka.
– Mfh, przestań! – Wymamrotał, trochę niewyraźnie i poprawił włosy.
– Może dość na dziś tego alkoholu, co?
-----------------------------------------------------
O ja, przepraszam za taką nieaktywność! Strasznie się rozleniwiłem i zapomniałem opublikować ten rozdział :''D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro