Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog


    Światło słoneczne powoli zanikało pod gęstymi drzewami, ogarniając wszystko narastającym mrokiem. A nim głębiej w las, tym ciemność stawała się coraz bardziej nieznośna i coraz łatwiej dało się zgubić drogę. Biegnący mężczyzna czuł piekący ból w płucach, spowodowany przez suche, ostre powietrze i kurz, podnoszący się w górę, przez jego kroki po pylistej drodze. Powoli przestawał czuć też swoje nogi, a stopy uwięzione w wysokich oficerkach zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Gwałtownie skręcił w bok, zbiegając ze ścieżki, miękki mech zapadał się pod jego wysokimi, oficerskimi butami, a mchem znajdowały się małe patyczki, które trzaskały, gdy tylko podeszwa butów przygniatała je do ziemi. Chłopiec ma rękach mężczyzny drżał i prawie płakał. I tak był bardzo dzielny jak na dwulatka, możliwe że czuł niebezpieczeństwo.

   Mężczyzna słyszał głośne krzyki za sobą i odgłos końskich kopyt uderzających o ubitą drogę. Musi ich zgubić. Zaczął kluczyć między drzewami, by jak najbardziej oddalić się od nich. Nie zastanawiał się teraz nad tym czy się zgubi, tu liczy się życie, jego i małego. Nie może pozwolić im go skrzywdzić.

   Biegł niemal na ślepo, instynktownie unikając pni drzew i przeskakując krzaki. Co jakiś czas się potykał, ale utrzymywał równowagę, bojąc się, że gdy upadnie, skrzywdzi małego, przygniatając go do ziemi.

   - Zatrzymaj się do jasnej cholery! - Do mężczyzny dotarł wrzask, jednego ze ścigających go krajów. Kurwa mać, zeszli z koni. Nie dobrze... Jednak on nie miał zamiaru się zatrzymywać. Biegł ile sił w nogach, tuląc mocno chłopca.

   - Stój, bo urwiemy łeb temu twojemu gówniarzowi! - Wydarł się drugi. Biegnący kraj natychmiast się zatrzymał. Nie ma szans na ucieczkę, a oni prędzej czy później złapią go, bo jest osłabiony i ranny. Go mogą zabić, ale nie pozwoli skrzywdzić małego. Za nic. Więc gdy jest szansa, że nie zabiją go, to zrobi wszystko.

   Mocno przytulił małego chłopca, którego niósł na rękach. Czuł że mimowolnie drży. Nie w obawie o własne życie, a jego. Ale rodzicielstwo zmienia człowieka, kiedyś by pewnie nawet nie uciekał, tylko stanął do walki, nawet świadomy, że polegnie, ale teraz nie może. Życie syna jest ważniejsze. Powoli kroki zbliżały się, a przed niego wyszły trzy osoby. Kraj zawiesił nienawistne spojrzenie głównie na jednym z nich. Na tym zdrajcy.

   - Nie masz już gdzie uciekać RON. Pogódź się z tym. - Powiedział średniego wzrostu kraj przed nim szczerząc ostre kły i triumfalnie rozkładając ręce. - Wiesz że to koniec? Nie chciałeś iść na ustępstwa, więc musimy się ciebie jak najszybciej pozbyć. Oddawaj dzieciaka.

   RON pokręcił głową, patrząc prosto w oczy państwa przed nim.

   - Będziesz musiał go wyrwać z moich zimnych rąk, Prusy. - Warknął Polak.

   - Oh, jaka szkoda... - Powiedział Prusy, szczerząc przy tym ostre kły. - Austria, zajmij się tym.

   CA podszedł w stronę RON próbując zabrać mu dziecko. Wyższy kraj cofnął się nieco, chowając syna pod grubym płaszczem. Austria nie przejął się tym. Spróbował wyrwać mu małego, ale dostał solidnego kopa w piszczel. Rzucił porozumiewawcze spojrzenie do najwyższego kraju, który do tej pory milczał. Tamten jedynie podszedł do RON i spojrzał mu w oczy. RON tak bardzo nienawidził tego spojrzenia... Było... Takie spokojnie... Takie spokojne i głębokie, że wydało mu się przez chwile to wszystko takie nie realne... Zupełnie jakby nic złego się nie działo. Nienawidził i za razem tak strasznie kochał to uczucie błogiej obojętności... Chciał się z niego wyrwać, ale nie mógł, mimo świadomości tego co on zrobił i jakie ma intencje... Coś kazało mu przestać o tym wszystkim myśleć i po prostu się mu poddać... Chciałby usłyszeć z jego ust, że jest dobrze, że nic się nie dzieje i że może mu zaufać...

   - RON... - Wyszeptał wysoki kraj lekko obejmując Polaka w talii. RON zacisnął powieki, nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Po prostu chciał o nim zapomnieć. - Daj go proszę. Obiecuję ci że go nie skrzywdzę...

   RON opuścił głowę i spojrzał w niebieskie oczy synka, który patrzył się na niego, zupełnie jakby rozumiał co się dzieje w głowie ojca. Przytulił go mocniej do piersi i pokręcił głową.

   - I-IR... J-ja... - Wyszeptał. - Ja n-nie mogę ci zaufać...

   - Wiem... Zraniłem cię. - Powiedział cicho IR, lekko łapiąc podbródek RON i unosząc ku górze, tak by patrzyli sobie w oczy. - Ale nie skrzywdzę twojego syna... Obiecuję, że u mnie będzie bezpieczny... Prusy by go zabił, a CA się go pozbył... Ale ja się nim zajmę... Zrób to dla niego...

   Po policzkach Polaka spłynęły łzy bezradności... Co się stało z tym walecznym i odważnym RON...? Teraz czuł się zbyt przytłoczony... Wiedział że Prusy i CA go zaraz zabiją i nie może nic z tym zrobić. Do tego tak bardzo bał się o syna... Ale w IR coś było... Coś takiego, co nie pozwalało RON stawiać oporu, mimo złości na niego... Nie pewnie podał mu małego chłopca do rąk i spojrzał w oczy swojego byłego partnera.

   - Obiecaj mi IR, że nie skrzywdzisz go... Że puki nie dorośnie zaopiekujesz się nim jak własnym dzieckiem... Obiecaj...

   - Obiecuję. - Wyszeptał IR i delikatnie pocałował RON w usta. Polak nie oddał pocałunku... Czuł się potwornie z tym, jak bardzo daje sobą manipulować... Jednak w środku już umarł... Poddał się. Nie ma już powrotu... Z jednej strony tęsknił za przyjemnością, jaką sprawiała mu czułość Rosjanina, ale z drugiej strony czuł obrzydzenie do samego siebie, że oddaje mu sie bez walki...

   IR lekko odsunął się od niego i odszedł z małym na rękach. Chłopiec zaczął płakać i wyciągać łapki w stronę swojego taty. W tej chwili RON czuł się jak najgorszy śmieć... Skulił się i pozwolił słonym łzom stoczyć się po jego policzkach. Prusy, będący jeszcze przed chwilą zajęty rozmową z CA, podszedł do Polaka i szarpnął go za skrzydło, poprowadził go do najbliższego drzewa i wyciągnął z pokrowca pistolet skałkowy. RON oparł głowę o pień i wsłuchiwał się w odgłosy ładowania pistoletu. Zamknął oczy, po czym poczuł zimną lufę, dotykającą jego potylicy.

-------------------------------------------------
   
Wybaczcie że prolog jest słabej jakości, bo pisałem go już z miesiąc temu, ale mam nadzieję, że i tak się podoba. Heh.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro