1. Severus
We can dance if we want to
We can leave your friends behind'
Cause your friends don't dance
And if they don't dance
Well, they're no friends of mine
(Men Without Hats: The Safety Dance)
Pierwszy raz Severus Snape spróbował wykręcić się od Balu Bożonarodzeniowego, gdy tylko usłyszał, że w Hogwarcie ma się odbyć Turniej Trójmagiczny.
– No, no, Severusie – skomentował wesoło Dumbledore, a w jego oczach zapaliły się figlarne iskierki. – Muszę przyznać, że jesteś pierwszą osobą, która od razu pomyślała o tańcach. Inni skupiali się raczej na niebezpieczeństwach, trudnych zadaniach i gościach z zagranicy. Czy w związku z tym chciałbyś mi o czymś powiedzieć?
– Tak – rzucił krótko mistrz eliksirów. – Nie chcę tam iść.
– Ależ dlaczego, drogi chłopcze? Taniec jest bardzo zdrowy. Przynajmniej tak słyszałem.
Zwykle szarawa twarz mistrza eliksirów jeszcze bardziej posiniała, gdy przez jeden straszny moment wyobraził sobie siebie podrygującego na parkiecie w otoczeniu własnych uczniów.
– Ja nie tańczę.
Dumbledore wydawał się jednak absolutnie niewrażliwy zarówno na deklarację, jak i pełną dystansu mimikę młodszego mężczyzny. Beztrosko wzruszył ramionami.
– Cóż, nie ma obowiązku. Takie spotkanie towarzyskie jak Bal Bożonarodzeniowy zawsze można wykorzystać w inny sposób. Będziesz miał okazję, aby spokojnie podyskutować ze swoim dawnym znajomym. Pamiętasz Igora Karkarowa?
„Jeszcze gorzej", pomyślał natychmiast Snape, gorączkowo rozważając swój następny krok.
– W takim razie poproszę o roczny urlop. W celach naukowych, oczywiście.
– Nie bądź niemądry, Severusie. Wszak trudno ci będzie znaleźć lepiej wyposażoną pracownię niż szkolna, a ja też specjalnie nie wtrącam się do tego, czym zajmujesz się po godzinach.
– Zatem... Ze względów zdrowotnych.
– Coś ci dolega, mój drogi?
Snape całą siłą woli próbował się od tego powstrzymać, a jednak odruchowo dotknął swojego lewego przedramienia. Ręka coraz częściej mrowiła i swędziała w miejscu, którego nie odczuwał od lat. Uparcie wmawiał sobie, że to tylko reakcja alergiczna na jakiś egzotyczny składnik eliksirów, ale gdzieś w głębi duszy dobrze wiedział, że to nieprawda.
Dyrektor oczywiście zauważył ten ruch i prześwietlił czujnym spojrzeniem przedramię swojego podwładnego.
– A jak tam... sprawy? – zapytał.
– W jak najlepszym porządku – skłamał odruchowo Severus. Nie lubił myśleć o swoim kłopotliwym młodzieńczym tatuażu, a co dopiero opowiadać o nim swojemu jeszcze bardziej kłopotliwemu przełożonemu.
Dumbledore na pewno mu nie uwierzył, nikt nie łyknąłby tak oczywistego kłamstwa, a mimo to udawał zadowolenie, że problem tak szybko się rozwiązał.
– A zatem nie widzę powodu, aby robić z igły widły. Bal Bożonarodzeniowy należy do jednej z najważniejszych tradycji związanych z Turniejem Trójmagiczny i jako gospodarze stawimy się na nim w komplecie. Nie zamierzam robić żadnych wyjątków – uciął krótko, gdy Snape próbował jeszcze oponować.
Mistrzowi eliksirów nie pozostało nic innego. Skinął lekko dyrektorowi głową, po czym wymaszerował z gabinetu. Dopiero w zaciszu lochów pozwolił sobie na wymowne trzaśniecie drzwiami.
***
Drugi raz Severus Snape spróbował wykręcić się od Balu Bożonarodzeniowego, jak i całego Turnieju Trójmagicznego, gdy dowiedział się o Moodym.
– Nie – powiedział stanowczo, zanim jeszcze przekroczył próg okrągłego gabinetu dyrektora. – Nie może mi pan tego zrobić.
– Przykro mi, ale nie rozumiem, mój chłopcze.
– Och, doskonale pan wie, o co mi chodzi. I zdecydowanie odmawiam. Nie wytrzymam z tym człowiekiem całego roku pod jednym dachem.
– Jeżeli chodzi ci o Alastora...
– A o kogo innego?! – nie wytrzymał Snape i uniósł głos na swojego przełożonego. Dyszał ciężko. Blada cera i płonące czarne oczy sprawiały, że jego twarz przypominała w tej chwili groźną teatralną maskę. Chyba nigdy do tej pory nie pozwolił sobie na taki pokaz emocji.
– Alastor Moody to mój przyjaciel. Doświadczony auror, którego obecność z pewnością przyczyni się do zwiększenia bezpieczeństwa szkoły, a zatem i uczniów oraz naszych szacownych gości – wyjaśnił spokojnie Dumbledore, wytrzymując mordercze spojrzenie Severusa. – Uważam, że właśnie to powinno być naszym priorytetem, a nie dawne animozje.
Snape sprawiał wrażenie, jakby nie do końca wierzył w to, co słyszy.
– Animozje? – powtórzył tępo, drżąc na cały ciele. – Mówi pan o tym tak, jak gdyby Moody pominął mnie przy zaproszeniu na popołudniową herbatkę, podczas gdy on... Przecież pan WIE, co mi zrobił!
– Jak rozumiem, wykonywał swoje obowiązki.
Było to doprawdy brutalne stwierdzenie. Severus otworzył usta, a potem natychmiast je zamknął, gdy poraził go sens wypowiedzi dyrektora. Owszem, to prawda, Moody jedynie wykonywał swoje obowiązki, do których należało wyłapywanie czarnoksiężników oraz zwolenników Lorda Voldemorta. A skoro Severus Snape był i jednym, i drugim, zasłużył sobie na wszystko, co go spotkało. Tortury i upokorzenia nie miały znaczenia, jeżeli cel został osiągnięty. Przeczołgany po aresztowaniu Snape faktycznie został zreformowany. Znajdował się teraz po właściwej stronie i zdaniem obu starszych czarodziejów powinien być wdzięczny za ocalenie duszy, a nie wyrażać absurdalne i mocno spóźnione zastrzeżenia co do metod.
Severus z powrotem przywdział na twarz beznamiętną maskę, która budziła tak wielki lęk wśród jego uczniów. Wyprostował się, splatając dłonie za plecami i niemal stuknął obcasami, jak na wojskowego przystało.
– Oczywiście, dyrektorze. Obowiązki przede wszystkim.
– Cieszę się, że się rozumiemy, drogi Severusie. Czy masz do mnie jeszcze jakąś sprawę?
W tej sytuacji mistrz eliksirów nie odezwałby się ponownie, nawet gdyby zależało od tego jego życie. Zdecydowanie pokręcił głową, a Dumbledore pozwolił mu odejść.
Niedługo potem drzwi w lochach ponownie trzasnęły.
***
Za trzecim razem Severus Snape nawet nie tracił czasu i energii na rozmowę z Dumbledore'em. Po przybyciu Karkarowa zwyczajnie miał ochotę spakować swój niewielki dobytek i jak najszybciej ewakuować się z zamku. Dyrektor musiał to wyczuć, bo sam pojawił się w jego kwaterach.
– Severusie, być może w ostatnim czasie odniosłeś wrażenie, że z premedytacją ignoruję twoje uczucia...
– Zbytek łaski, nie mam żadnych.
– Musisz jednak zrozumieć, że są rzeczy większe i ważniejsze od nas. Czasami osobiste poświęcenie jest konieczne, aby osiągnąć cel.
Kolejny górnolotny wykład o celach, obowiązkach i poświęceniu sprawił, że Severus miał ochotę wyć. Znajdował się właśnie w niewielkiej klitce w Hogwarcie, która od piętnastu lat zastępowała mu dom. W szkole prowadził zajęcia, zabijał wolny czas, jadł, spał... W zasadzie prawie nigdy jej nie opuszczał. Choć zwykle starał się o tym nie myśleć, w wieku trzydziestu czterech lat był samotnym, smutnym, sfrustrowanym facetem bez przyszłości, który prawie całe życie spędził w jednostce edukacyjnej. Chyba co nieco wiedział o poświęceniu. Jednak zamiast wygarnąć to wszystko dyrektorowi, zachował niemal nieludzki spokój.
– Problem w tym, że Karkarow i ja znamy się z czasów, o których wolałbym nie pamiętać – rzucił w końcu. – Wiemy o sobie rzeczy, które żadnemu z nas nie przynoszą zaszczytu. Zdaje pan sobie sprawę, że z pewnością będzie próbował wybadać... teren. Stanie się czujny i podejrzliwy. A chyba nie zależy nam na tym, aby po zamku węszył kolejny Śmierciożerca.
– Cóż, drogi chłopcze – odpowiedział Dumbledore tak lekko, jakby niespecjalnie go to obchodziło. – To już twój problem. Musisz mieć na niego oko i rozszyfrować go, zanim on rozszyfruje ciebie. Obawiam się, że właśnie na tym cała ta zabawa polega.
Severus zgrzytnął zębami. Miał ochotę krzyczeć, ale zupełnie nie widział w tym sensu. Dyrektor miał go w garści mniej więcej od 1981 roku i nie zamierzał wypuścić, dopóki nie wyciśnie go do końca jak cytryny.
***
Najbliżej pozbycia się problemów związanych z balem, turniejem, a także stałym zatrudnieniem Severus znalazł się pewnej nocy tuż przed pierwszym zadaniem, gdy czarodzieje odpowiedzialni za opiekę nad smokami przyłapali go w pobliżu prowizorycznego wybiegu dla gadów z workiem smoczych łusek, wielką butlą smoczej krwi i jednym smoczym zębem (głupi irlandzki zielony nawet nie wiedział, co go trafiło). Kiedy oburzeni smokowcy, wraz z następującym im na pięty, bliskim łez Hagridem, doprowadzili wreszcie mistrza eliksirów do gabinetu Dumbledore'a, nie zamierzał okazywać skruchy ani czegokolwiek wyjaśniać. Spojrzał tylko wyzywająco na dyrektora, a jego postawa mówiła wyraźnie: „Zwolnij mnie. Wiesz, że tego chcę".
Albusa Dumbledore'a zbiło to nieco z tropu, dlatego po namyśle zaczął z zupełnie innej strony:
– Severusie, przecież wiesz, że smoki są pod ochroną i nie należy pozyskiwać z nich żadnych... składników poza oficjalnym obiegiem. Zresztą, te konkretne egzemplarze znajdują się pod specjalnym protektoratem ministerstwa. Gdyby zechcieli, mogliby cię nawet zesłać do Azkabanu.
Snape jednak uważał się w tej chwili za zdesperowanego człowieka, który jest w stanie chwycić się brzytwy. Sądząc po wyzywającej minie, w tej chwili nic sobie nie robił z Azkabanu – tam przynajmniej nikt nie organizował idiotycznych Balów Bożonarodzeniowych. O swoje zdrowie psychiczne również był niepokojąco spokojny, ponieważ nie miał w sobie dość radosnych wspomnień, aby wykarmić choćby jednego chudego dementora. Niewiele mogli z niego wycisnąć.
Dumbledore westchnął ciężko.
– Dobrze więc, rano jakoś to rozwiążemy – zapewnił smokowców, zanim odesłał ich z powrotem do swoich zdań. – Dziękuję za czujność.
Jak nietrudno się domyślić, dyrektor uznał, że idealną karą dla krnąbrnego mistrza eliksirów będzie przymusowa obecność na Balu Bożonarodzeniowym. Więcej nawet, wkrótce potem przełożony wezwał profesora Snape'a na poważną rozmowę, podczas której zlecił mu... poprowadzenie lekcji tańca w grupie starszych Ślizgonów.
Ha, ależ ten człowiek miał wysmakowane poczucie humoru. Wprost niewiarygodne!
– Nie – oświadczył Severus i nawet brew mu przy tym nie drgnęła. Przedstawiciele ministerstwa, w drodze wyjątku, pozwolili mu zachować smocze zdobycze, więc był tego dnia w całkiem niezłym humorze. – Z przykrością donoszę, że nie potrafię tańczyć.
Niestety, dyrektor także był wytrawnym graczem i doświadczonym dręczycielem swojej kadry pedagogicznej. W jednej chwili posmutniał i zacmokał z niezadowoleniem.
– Ależ to wstyd, drogi chłopcze! Musisz się zatem jak najszybciej nauczyć.
– Obawiam się, że to niemożliwe, dyrektorze – odezwał się z autentycznym żalem.
– Naprawdę nie rozumiem dlaczego.
– Bo wolałbym osobiście wyrwać sobie wątrobę, a potem ją zjeść. A chciałbym zaznaczyć, że nie przepadam za wątróbką.
W gabinecie na dłuższą chwilę zapadła ciężka cisza. Snape nadal grał role niewiniątka, a Dumbledore udawał, że nie usłyszał ostatnich dwóch zdań. Nie mógł dać się sprowokować, skoro mistrzowi eliksirów właśnie o to chodziło. Wolał uśmiechać się sympatycznie, gdy zadawał młodszemu koledze cios poniżej pasa.
– W naszej sfeminizowanej kadrze brakuje partnerów. Severusie, pomyśl o biednych koleżankach.
Tym razem brew jednak go zdradziła.
– Nie.
– Minerwa z przyjemnością udzieli ci kilku lekcji.
Atak został przeprowadzony z wprawą, jaką dają lata doświadczenia. Severus nie wytrzymał, zerwał się z miejsce uroczo rumiany na zwykle poszarzałej twarzy.
– Nie będę tańczyć z moją nauczycielką!
– Minerwa już od dawna nie jest twoją nauczycielką.
– To... to... – Ze złości aż zabrakło mu argumentów. – To tym gorzej!
– Usiądź proszę, drogi chłopcze. Uważam, że zachowujesz się zupełnie nierozsądnie – perorował niewzruszony Dumbledore, gdy był już pewien, że wygrał. – Jeżeli ją poprosisz, na pewno zgodzi się przyjąć na wspólne lekcje ciebie i uczniów Slytherinu.
– Nie.
– W Gryffindorze przeważają dziewczynki, więc dzięki temu wszystko się wyrówna.
– Nie, dziękuję.
– Czy odniosłeś błędne wrażenie, że to prośba? – dodał Dumbledore, nie zmieniając przesadnie optymistycznego tonu. – Ja sądziłem, że wydaję ci polecenie służbowe.
Dobry humor mistrza eliksirów szlag trafił. Co mu po smoczej krwi, jeżeli miała go tak drogo kosztować? Dzięki temu znalazł jednak w sobie nowe siły. Czarna depresja i złość zawsze stanowiły dla niego najlepszą motywację.
– Naturalnie może pan próbować mnie zmusić, dyrektorze, ale jeżeli pan to zrobi, pójdę prosto do lochu i rzucę się na sznur. I zadbam, żeby zrobić to tuż przed lekcjami pierwszoroczniaków. Dostaną w prezencie pożegnalnym moje dyndające, napuchnięte ciało i traumę do końca życia. Czy właśnie tego pan sobie życzy?
Nieco oszołomiony Dumbledore nie miał nic do dodania i łaskawie pozwolił mu wyjść. Mógł wymusić na mistrzu eliksirów wiele rozmaitych usług, ale mimo najszczerszych chęci nie mógł go zmusić do tańca. A przynajmniej Severus Snape nie zamierzał mu na to pozwolić.
Drzwi w lochach znowu trzasnęły z rozmachem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro