Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Ledwo żywa doczłapałam się do siedziby Avengers. Był środek nocy, więc nie spodziewałam się, że ktoś mi otworzy, jednak nacisnęłam dzwonek. Otworzył mi Fury.
- Witam, panno Glooney - spojrzał na mnie spode łba.
- No... Hej. Mogę wejść? - zapytałam, patrząc wyczekująco.
- Zaraz, zaraz. Muszę cię sprawdzić, twoją wierność T.A.R.C.Z.Y. - zaczął.
- Oczywiście że jestem wierna! - powiedziałam z oburzeniem.
- W takim razie, czy jesteś gotowa przyjąć nową misję teraz? - zapytał, uśmiechając się złowieszczo.
- Jestem cholerne zmęczona, ale... Tak. Jestem gotowa. Jaką? - westchnęłam.
- Masz wrócić do Lokiego i dowiedzieć się, co knuje, lub wydać go nam w odpowiednim momencie. Nie wiem, jak go przekonasz, żeby dał ci że sobą mieszkać, to już twoja sprawa - powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Zwariowałeś, Fury?! - krzyknęłam. - Właśnie od niego uciekłam, po dwóch tygodniach niewoli, a ty każesz mi tam wracać?! - powiedziałam z oburzeniem - Nie ma mowy.
- Jeśli tego nie zrobisz i nie dowiedziesz, że jesteś naszą wierną agentką, możesz pożegnać się z tą pracą, z twoją drużyną i z wolnością. W każdej chwili mogę cię skazać za zdradę! - odparł Fury - A teraz wracaj tam i rób, co do ciebie należy - powiedział, po czym zamknął mi drzwi przed nosem.
Co się właśnie stało?
Wychodzi na to, że mogę się już żegnać. Ze wszystkim. Przecież nie wrócę do Lokiego. Nie mogę też wrócić do Stark Tower. Nie mam gdzie iść.
Właściwie, zostało mi moje małe mieszkanko w bloku, w którym mieszkałam wcześniej. To był całkiem dobry pomysł. Uznałam, że właśnie tam pójdę. Znajdę jakąś pracę, zarobie trochę i jakoś dam radę.
Nie. Przecież Fury mnie znajdzie. Dowie się, że nie wykonałam rozkazu. Uznałam, że przemyślę to wszystko, ale później. Na razie potrzebowałam schronienia.
Pół godziny później byłam już przed moim starym mieszkaniem w bloku. Nie miałam przy sobie kluczy, jednak mieszkanie znajdowało się na parterze. Wzięłam więc kamień i wybiłam nim szybę. Weszłam przez wybite okno, przy okazji lekko kalecząc się odłamkami szkła wystającymi z ramy.
Zajrzałam do lodówki. Wszystko, co tam było to spleśniały jogurt i jakieś zgniłe pomidory.
Cudownie.
Wtedy przypominało mi się o małej szufladce w barku. Nie było tam alkoholu, lecz pieniądze, które odkładałam sobie co jakiś czas, na tzw. "czarną godzinę". Dobrze, że nadal tam były. Wzięłam stówę i wyszłam do sklepu.
Nie powiem, nie było to przyjazne osiedle. Co dwa kroki były tu alkoholowe, ale do spożywczaka trzeba tu było iść piętnaście minut. Drogę oświetlało tylko słabe światło latarni, rozstawionych wzdłuż niej.
Gdy przechodziłam koło jednego ze sklepów monopolowych, usłyszałam głośne śmiechy. Spojrzałam w bok. Pod sklepem siedziała grupka mężczyzn, mocno pijanych. Gdy tylko mnie zauważyli, wstali z miejsca i zaczeli się drzeć.
Przyspieszyłam kroku. Oni zaczęli iść w moją stronę.
- Hej, mała, nie uciekaj! Chcemy tylko cię przytulić! - krzyknął do mnie jeden z nich, a reszta zaczęła się śmiać. Jak na pijanych ludzi, biegli dość szybko. Skręciłam jednak w inną uliczkę i zaczęłam nią biec.
Niestety, okazało się, że to ślepa uliczka. Chciałam z niej wybiec, jednak jeden z nich zaszedł mi drogę. Chwilę później dołączyła do niego reszta.
- No i po co było uciekać, kochana?

Loki

Chciałem się na nią obrazić, naprawdę, jednak prawda była taka, że z jakiegoś powodu nie potrafiłem się na nią gniewać. Odkąd uciekła, minęły dwie godziny, a mi już jej brakowało. Chodziłem w tę i z powrotem po moim lokum, raz po raz zaglądając do jej byłego pokoju i oglądając rysunki.
Usiadłem na jej łóżku i oparłem się o ścianę. Może ona miała rację?
Chciałem jej pomóc, naprawdę. Tylko moja definicja pomocy lekko rozminęła się z jej. Współczułem jej. Była bardzo podobna do mnie po tym, gdy dowiedziałem się, że jestem lodowym olbrzymem. Byłem tak samo zagubiony jak ona jest teraz. Te przemiany na pewno nie są dla niej łatwe, wie, że jest inna niż przeciętny Midgardczyk, jednak nie wie, dlaczego.
W tym momencie zdałem sobie sprawę z błędu, jaki popełniłem. Powinienem był jakoś inaczej ją traktować. Chyba.
Gdybym spróbował jeszcze raz... Nie, ona nie chce mnie widzieć.
Ale ja chce widzieć ją. A ja zawsze dostaję to, czego chcę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro