Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Siedzieliśmy przy stole, ja z kawą, a on z herbatą. Oparłam się bardziej o tył krzesła i przymknęłam oczy.
- Co chcesz wiedzieć? - zapytałam, wzdychając.
- Wszystko. Byłaś w szpitalu psychiatrycznym? - zapytał prosto z mostu.
- Tak.
- Dlaczego? - zapytał znów.
- Nie chcę mówić - odparłam, zakrywające twarz dłońmi.
- Mieliśmy rozmawiać - stwierdził.
Siedzieliśmy w ciszy, kilka sekund lub minut, nie wiem zresztą. W końcu postanowiłam się odezwać.
- Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, bo mama, która kierowała pojazdem, odwróciła sie do mnie, żeby odpowiedzieć na moje pytanie, moja przyjaciółka zginęła, zasłaniając mnie własnym ciałem podczas strzelaniny w centrum handlowym, próbowałam popełnić samobójstwo, ale mi nie wyszło, więc trafiłam do psychiatryka - powiedziałam na jednym wdechu - Ot co, cała historia. Zadowolony? - syknęłam
- Owszem. Ile lat minęło od... - zaczął, jednak pytanie nawet nie padło, bo wiedziałam dobrze, co chciał powiedzieć.
- Półtora roku. Już jest wszystko dobrze - powiedziałam, i jakby na potwierdzenie tego, uśmiechnęłam się. - A teraz wybacz, ale nie mam zamiaru dłużej tu siedzieć, skoro jestem wolna.
Wstałam od stołu i ruszyłam w stronę drzwi.
- A kto powiedział, że jesteś? - wycedził Loki.
- Ty, obiecałeś to - odwarknęłam.
- Nie ufa się bogu kłamstw - zaśmiał się, po czym znowu poczułam, że trace nad sobą władzę.
Nie będę jego marionetką. Nie tym razem pomyślałam, po czym poczułam, jak wzbiera we mnie wściekłość. Obiecał mi. Oszukał mnie. Powiedziałam mu wszystko. Zaufałam mu, a on to wykorzystał.
Pożałuje tego.
Poczułam, jak moje oczy zmieniają kolor na czerwony, a włosy robią się białe. Upadłam na kolana, a Loki cofnął się kawałek. Wydałam z siebie cichy jęk, podczas gdy z moich pleców wyrosły spore, czarne skrzydła. Powoli podniosłam się z podłogi, patrząc na niego moimi czerwonymi tęczówkami.

Loki

Zamarłem, widząc ją w takim stanie. Patrzyła na mnie swoimi czerwonymi oczami, a ja nie wiedziałem, czy być przerażony, czy podekscytowany. Doskonale wiedziałem, czym jest ta dziewczyna, napewniej nawet lepiej, niż ona sama. W wolnej chwili jej o tym opowiem, o ile dzisiaj nie padnę martwy. A było takie prawdopodobieństwo, gdyż pogodzenie obrony własnej z nie robieniem krzywdy drugiej osobie nie było łatwym zadaniem. Pierwszy raz w życiu widziałem Ravenkę. Być może pierwszy i ostatni, w końcu to rasa będąca praktycznie na wyginięciu.
- Posłuchaj, wiem, że jesteś zła, ale... - zacząłem, jednak Gwen nie dała mi dokończyć.
- Milcz. Nie pozwolę sobą dłużej pomiatać! - warknęła, jakby nie swoim głosem.
- Oczywiście, że nie... - westchnąłem. Dopóki mówi, nikomu nie stanie się krzywda. Niech więc mówi. - Nie chcę cię skrzywdzić.
- Na to, mój kolego, trochę za późno - syknęła, po czym rzuciła we mnie wazonem. Zrobiłem szybki unik.
- Nie chcesz mnie zabić, oboje o tym wiemy - zaśmiałem się. Właściwie, nie byłem przestraszony. Nie chciałem tylko, by coś się jej stało, jej raveńska natura fascynowała mnie. Gdyby nie to, nie zawahałbym się przed zabiciem jej.
- Masz rację. Ja chcę tylko spokoju - westchnęła, a jej atak szału zdawal się mijać. Typowa kobieta, wkurza się na krótko, za byle co...
- Chciałem ci go dać - przypomniałem jej. Grymas złości pojawił się na jej twarzy.
- Nie takiego spokoju. Chce spokoju bez ciebie. Wychodzę, więcej nie wrócę. Nie chcę cię znać, daj mi spokój. Nie chcę cię nigdy więcej widzieć - powiedziała spokojnie, jednak jej słowa pełne był jadu.
Tak mi się odwdzięczasz? Proszę bardzo! Niech tak się stanie, twoje życzenie będzie dla mnie od teraz rozkazem. Już więcej mnie nie zobaczysz, ale wiedz, że nie zaznasz już spokoju... Mogłem ci pomóc, ale tą pomoc odrzuciłaś. Teraz męcz się z tym sama, Gwen.

***********************************
Pozdrawiam cieplutko, kolejnym rozdziałem nie będzie rozdział, a one shot :) Jak się podoba? Ciekawi, co dalej?
frikuskaa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro