Rozdział 10
W ułamku sekundy zmienił się w prawdziwego siebie. Nie zdążyłam nawet zareagować. Zanim się obejrzałam, on stał już na mną, przykładając sztylet do mojego gardła. Muzyka ucichła, wszyscy wpatrywali się w nas w napięciu.
Jak ją mogłam go nie poznać? Jak mogłam myśleć, że żartuje? Jaka ja byłam naiwna... Już nigdy nie wdam się w żadna rozmowę z kimś, kto przedstawia się jako Loki Laufeyson.
O ile jeszcze będę miała okazję wdać się w jakąkolwiek rozmowę.
- Zostaw ją bracie, to są porachunki między nami! - warknął Thor, podchodząc bliżej.
- Ani kroku dalej, albo będę musiał tego sztyletu użyć. A jak widzę, nie chcesz tego - chłodno powiedział Loki, a jego oddech mogłam poczuć na swojej szyi. Oddychał równo i spokojnie, nie denerwował się. Co musi oznaczać, że ma plan.
- Nikt z nas tego nie chce. Czego od niej chcesz? - zapytał Tony drżącym głosem.
- Czyżby nasz miliarder bał się o swoją utrzymankę? - zaśmiał się Loki.
- Nie jestem jego utrzymanką! - krzyknęłam, po czym poczułam, jak Loki szarpie mnie za włosy.
- Milcz! - krzyknął, a mi łzy napłynęły do oczu.
- Wypuść ją, a damy ci jedną z lepszych cel - powiedział Clint, podchodząc krok bliżej.
Wtedy poczułam, jak strużka krwi ścieka mi po szyi i plami moją łososiową bluzkę. Loki docisnął sztylet do mojej szyi, a ten był ostry jak cholera. Syknęłam z bólu.
- Mówiłem, że macie nie podchodzić, prawda? - zapytał tylko. Przysiąc mogę, że mówiąc to, uśmiechnął się.
- Radziłabym ci mnie puścić - powiedziałam cicho.
- Ach tak? Bo co? - szepnął mi do ucha, tak, że przeszedł mnie dreszcz.
- Jeśli mnie nie puścisz, to się przekonasz - odparłam drżącym głosem.
- No proszę, proszę, dziewczyneczka mi grozi! Kogo wezwiesz na pomoc? Twoją matkę? A no tak, przecież ona nie żyje, ty... - nie dokończył, bo został rzucony o ścianę moją mocą. Osunął się po niej i upadł na ziemię.
Moje oczy przybrały czerwony kolor.
Podeszłam do niego powolnym krokiem, a on tylko spojrzał na mnie, zdziwiony.
- Nie waż się nawet wspominać o mojej mamie, śmieciu - powiedziałam tonem tak lodowatym i pełnym jadu, że sam Loki aż się wzdrygnął. Kiedy chciałam już się z nim rozliczyć, Tony podszedł i złapał mnie za rękę.
- Gwen, nie. My się nim zajmiemy - powiedział, a ja uspokoiłam się na dźwięk jego głosu. Moje oczy wróciły do poprzedniego koloru.
*
Siedziałam na parapecie w swoim pokoju, że słuchawkami w uszach. Impreza szybko się skończyła, Loki wylądował w celi, wszyscy byli zadowoleni. Oprócz mnie.
Rana na szyi ciągle jeszcze mnie piekła, jednak nie tak bardzo, jak wyrzuty sumienia.
Chciałam go zabić. Gdyby nie Tony, zrobiłabym to. Zabiłabym człowieka. No, nie do końca człowieka, ale to nieważne. To sie nie może powtórzyć. Ja nie mogę tracić nad sobą kontroli.
Chcąc ulżyć swojemu sumieniu, zeszłam do więźnia. Wiedziałam, że to co robię, było bez sensu, jednak nie widziałam lepszego rozwiązania.
- Zostaw nas - powiedziałam do strażnika, który stał przed celą. Gdy ten odszedł i zostaliśmy sam na sam, pożałowałam tego.
Loki siedział tylko pod ścianą i patrzył na mnie. Czułam się dziwnie, kiedy ktoś tak się we mnie wpatrywał.
- Po co przyszłaś, Gwen? - zapytał bez emocji.
- Przeprosić - powiedziałam ostro.
- Przeprosić? Myślę, że tak naprawdę nie chcesz tego robić. Chcesz tylko ulżyć swojemu sumieniu, oczyścić je. Mam rację? - gwałtownie wstał i podszedł do tafli szkła, która nas oddzielała.
Nic nie odpowiedziałam.
- Nie chcesz rozmawiać? Dobrze. Wiedz, że jesteśmy kwita i nie musisz się z tym źle czuć. Ja się nie gniewam - uśmiechnął się łagodnie. Co to za nową strategia?
- To nie chodzi o to, czy ty się gniewasz czy nie. Tu chodzi o mnie - westchnęłam.
- Wybacz, ale nie rozumiem - uniósł brwi w geście zdziwienia - Może zrozumiem, kiedy podejdę bliżej? - na jego usta zawitał drwiący uśmiech.
- O to ci chodzi! Żebym cię wypuściła? Nawet nie ma mowy - skrzyżowałam ręce na piersi.
Nagle Loki zniknął mi z oczu.
- Nie musisz mnie wypuszczać, Gwen. Sam potrafię zrobić to lepiej - szepnął mi do ucha, odgarniając włosy. Stał za mną. Odskoczyłam jak oparzona. Chwilę później znów był w swojej celi i patrzył na mnie z iskierkami radości w oczach.
- Powiem im - warknęłam - Znajdą ci lepszą celę.
- Tylko spróbuj, a zabiję ich na twoich oczach. Będziesz zmuszona na to patrzeć, patrzeć na ich cierpienie i słuchać ich lamentów. Potem pozwole ci żyć, tylko po to, abyś każdego dnia cierpiała od nowa, płakała po tych, których straciłaś, a na końcu zwyczajnie popełniła samobójstwo! - zarechotał, a ja wyszłam z pomieszczenia.
Postanowiłam nie dawać mu powodu do zabicia ostatnich ludzi, którzy mnie akceptują.
***********************************
Jak tam? Mam nadzieję, jak zawsze, że się podobało. Jeśli macie jakieś sugestie, piszcie :)
Jak podoba się postać Lokiego? Coś poprawić lub zmienić?
frikuskaa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro