Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18. Kłótnia


Joseph siedział na skraju łóżka, wpatrując się na Leilę, która wciąż była przywiązana do ramy. Jej spojrzenie płonęło gniewem, a usta zaciskały się w cienką linię. Była wściekła, a on to wiedział. Może nawet za bardzo.


– Joseph, rozwiąż mnie natychmiast – syknęła, a jej głos był jak ostrze przecinające napiętą ciszę.


Joseph westchnął ciężko, ale zaczął rozplątywać węzły. W jego ruchach była niepewność, jakby wiedział, że ten moment zapoczątkuje coś, czego nie będzie mógł zatrzymać.


– Naprawdę musisz robić z tego aż taką dramę? – zapytał w końcu, próbując rozładować atmosferę.


– Dramę? – Leila wyrwała ręce, gdy tylko poczuła, że są wolne. Zerwała się z łóżka i odsunęła od niego na kilka kroków. – Joseph, ty naprawdę nie masz pojęcia, co to znaczy szanować drugą osobę, prawda?


– To był żart – powiedział, rozkładając ręce w obronnym geście. – Myślałem, że cię rozśmieszę.


– Rozśmieszysz?! – Jej głos podskoczył o oktawę. – Przywiązałeś mnie do łóżka, zostawiłeś samą, a potem wróciłeś, jakby nic się nie stało!


Joseph zmarszczył brwi. – Leila, przecież wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdził.


– Wiesz, co jest najgorsze? – przerwała mu, krzyżując ramiona na piersi. – To, że nawet nie rozumiesz, dlaczego jestem wściekła.


Joseph podszedł bliżej, próbując złapać jej spojrzenie. – Leila, nie przesadzaj. Znasz mnie. Wiesz, że zawsze robię wszystko, żeby cię chronić.


– Chronić? – zaśmiała się gorzko. – Joseph, to nie jest ochrona. To kontrola. Zawsze musisz mieć wszystko pod kontrolą, prawda? Nawet mnie.


Joseph poczuł, jak coś w nim pęka. – To niesprawiedliwe – powiedział, podnosząc głos. – Myślisz, że to łatwe? Że to, co robimy, jest proste?


Leila spojrzała na niego z niedowierzaniem. – Łatwe? Joseph, ja nie potrzebuję, żeby było łatwo. Potrzebuję, żeby było prawdziwie.


W pokoju zapadła cisza. Oboje stali naprzeciwko siebie, oddychając ciężko, jakby właśnie zakończyli walkę.


– Leila, ja... – Joseph zaczął, ale przerwał mu dźwięk alarmu.


Zamarli. Joseph spojrzał na radio leżące na stole, a potem na Leilę.


– To baza – powiedział sucho.


Leila skinęła głową, ale jej twarz pozostała niewzruszona. – Oczywiście. Jak zawsze.


Joseph podniósł słuchawkę i zaczął słuchać raportu. Jego twarz stężała, a oczy stały się zimne i skupione.


– Muszę iść – powiedział, odkładając słuchawkę.


– Idź – odparła chłodno. – Po prostu idź.


Joseph zawahał się na chwilę, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie chwycił swoją kurtkę i wyszedł, zostawiając ją samą w pokoju.


Leila usiadła na łóżku, czując, jak gniew ustępuje miejsca smutkowi. Wiedziała, że ich relacja była skomplikowana, ale w tej chwili wydawało się, że wszystko się rozpada.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro