Rozdział 18. Kłótnia
Joseph siedział na skraju łóżka, wpatrując się na Leilę, która wciąż była przywiązana do ramy. Jej spojrzenie płonęło gniewem, a usta zaciskały się w cienką linię. Była wściekła, a on to wiedział. Może nawet za bardzo.
– Joseph, rozwiąż mnie natychmiast – syknęła, a jej głos był jak ostrze przecinające napiętą ciszę.
Joseph westchnął ciężko, ale zaczął rozplątywać węzły. W jego ruchach była niepewność, jakby wiedział, że ten moment zapoczątkuje coś, czego nie będzie mógł zatrzymać.
– Naprawdę musisz robić z tego aż taką dramę? – zapytał w końcu, próbując rozładować atmosferę.
– Dramę? – Leila wyrwała ręce, gdy tylko poczuła, że są wolne. Zerwała się z łóżka i odsunęła od niego na kilka kroków. – Joseph, ty naprawdę nie masz pojęcia, co to znaczy szanować drugą osobę, prawda?
– To był żart – powiedział, rozkładając ręce w obronnym geście. – Myślałem, że cię rozśmieszę.
– Rozśmieszysz?! – Jej głos podskoczył o oktawę. – Przywiązałeś mnie do łóżka, zostawiłeś samą, a potem wróciłeś, jakby nic się nie stało!
Joseph zmarszczył brwi. – Leila, przecież wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdził.
– Wiesz, co jest najgorsze? – przerwała mu, krzyżując ramiona na piersi. – To, że nawet nie rozumiesz, dlaczego jestem wściekła.
Joseph podszedł bliżej, próbując złapać jej spojrzenie. – Leila, nie przesadzaj. Znasz mnie. Wiesz, że zawsze robię wszystko, żeby cię chronić.
– Chronić? – zaśmiała się gorzko. – Joseph, to nie jest ochrona. To kontrola. Zawsze musisz mieć wszystko pod kontrolą, prawda? Nawet mnie.
Joseph poczuł, jak coś w nim pęka. – To niesprawiedliwe – powiedział, podnosząc głos. – Myślisz, że to łatwe? Że to, co robimy, jest proste?
Leila spojrzała na niego z niedowierzaniem. – Łatwe? Joseph, ja nie potrzebuję, żeby było łatwo. Potrzebuję, żeby było prawdziwie.
W pokoju zapadła cisza. Oboje stali naprzeciwko siebie, oddychając ciężko, jakby właśnie zakończyli walkę.
– Leila, ja... – Joseph zaczął, ale przerwał mu dźwięk alarmu.
Zamarli. Joseph spojrzał na radio leżące na stole, a potem na Leilę.
– To baza – powiedział sucho.
Leila skinęła głową, ale jej twarz pozostała niewzruszona. – Oczywiście. Jak zawsze.
Joseph podniósł słuchawkę i zaczął słuchać raportu. Jego twarz stężała, a oczy stały się zimne i skupione.
– Muszę iść – powiedział, odkładając słuchawkę.
– Idź – odparła chłodno. – Po prostu idź.
Joseph zawahał się na chwilę, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie chwycił swoją kurtkę i wyszedł, zostawiając ją samą w pokoju.
Leila usiadła na łóżku, czując, jak gniew ustępuje miejsca smutkowi. Wiedziała, że ich relacja była skomplikowana, ale w tej chwili wydawało się, że wszystko się rozpada.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro