Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Nieznajomy

Rok później...

No i  druga klasa, kolejny rok szkolny, pewnie nudny i taki sam jak poprzedni, lekcje, lekcje, lekcje, siedzenie na treningu żeby chłopakom się nic nie stało... Pewnie będzie tak samo! Poszłam pod naszą klasę zupełnie niezadowolona.
- Hej, chłopcy! - powiedziałam wymuszając minimalny uśmiech.
- Witam. - powiedział Jude o wiele bardziej zadowolony niż ja.
Joe i David nie powiedzieli nic. David mnie nawet nie usłyszał, spał.
- Znasz swoją robotę? - zapytał mnie Joe.
- Tak, tak tłumaczenie Ci wszystkiego.
Zadzwonił dzwonek. Zaczęliśmy biolgią.
- Nie umiem biologii! - powiedziałam szeptem.
- No chyba żarty!
- No to nikt z nas nie umie. - odwrócił się do nas Jude.
David spał.
- Kurczę! - krzyknęłam, ale szeptem.
- Hmmm... - myślał Joe.
- Nie mów, że poprosisz Panią o to. - powiedziałam.
- Nie, w życiu! - oznajmił Joe.
W sumie to każdy z nas spodziewał się odpowiedzi, że nie umiemy biologii... Przecież to nie pierwsza jej lekcja. A każdy miał nadzieję na to, że ktokolwiek poduczył się jej przez wakacje... Ale szukaj wiatru w polu... David obudził się w tej chwili.
- Co Wy się biolką przejmujecie? - zapytał - Możecie się nawet wydzierać!
- W sumie masz rację. - przytaknęłam.
- Czyli sugerujesz, że mogę wykrzyknąć: „David Evans” na cały głos? - zapytał Jude David'a.
Serce mi stanęło, a fizycznie skamieniałam. Joe i Jude zaczęli wpatrywać się we mnie z zmartwieniem. Zauważyłam to i się ocknęłam.
- Wiecie coś o nim? - zapytałam kompletnie ignorując pytanie Jude'a.
Judy mi kiedyś o nim mówiła, ale kompletnie nie jestem w temacie.
- Tak... - powiedział kpiąco Jude, co wcale mi się nie podobało. - Podczas finału strefy football'u 40 lat temu nawet nie dojechali na mecz. Więcej się tam nie pojawili! Tchórze!
- Jude... - westchnęłam nie mogąc rozwinąć myśli.
- No co? Oni nawet aktualnie nie mają drużyny rozpadli się 40 lat temu! Od razu po naszym „meczu”, który z resztą nie istniał.
Nie mówiłam nic, ale byłam uparta, na pewno mają drużynę... Dokładnie w tej chwili zorientowałam się, że jesteśmy na lekcji, na której powinniśmy uważać najbardziej, a jest na odwrót. Dla David'a wszystko jedno, on śpi zawsze. Wszedł Dark. Nasza czwórka była bardzo zdziwiona, że tu przyszedł. No co jak co, ale jak się David obudził...
- Mistrz...? - szepnął Jude do nas.
- Sammer! Do mnie! - krzyknął jak zwykle od niechcenia.
Ogarnęłam czemu akurat ja...
- Co chciałeś, wujku? - zapytałam.
Trochę się obawiałam, że jak się tak do niego odezwę to będzie zły. Ale, tak, to mój wujek...
- Przekaż Sharp'owi, że mają wymęczyć się na treningu do samego końca. I żeby on to przekazał drużynie.
- Czemu mówisz to mi, a nie mu?
- Bo Ty też masz trenować!!! - wstał agresywnie.
- Nie chcę. - ukrywałam irytację.
- Nie dyskutuj, tylko bierz strój drużyny.
Tak więc, wzięłam.
- Biegnij na lekcje, Sabrina. 

Facet ma niezłe ego. I nie, nie wypieram się mojego wujka, ale jest strasznie irytujący. A z resztą on też mówi do mnie jakbyśmy wcale się nie znali.
- Co Ci powiedział mistrz? - zapytał Jude nie zauważając stroju drużyny.
Zchowałam go szybko za siebie żeby nie widział. Nie chciałam, by wiedział. Ale, że mistrz...? Mam nadzieję, że on się tylko bawi jakiegoś mistrza.
- Powiem Ci na przerwie.
Lekcja się skończyła. Na biologii na całe szczęście nic nie piszemy.
- Za chwilę Japoński... - szlochał David.
Wcale mnie to nie dziwiło na Japońskim nie da się spać, Pani jest gorsza niż Pan od gegry. Ja sama w sobie nie miałam zbyt dużych użaleń przez to, że jest Japoński, umiem sporo. Bardziej martwiło mnie to, że moje myśli były wszędzie tylko nie w szkole. „Pójść na trening czy nie pójść? Jak nie pójdę to mnie wywalą, to oczywiste... Za to jak pójdę to wymęczę chłopaków na treningu, ale nie stracę przyjaciół...” - moje myśli były strasznie poplątane. Byłam tak zamyślona, że nawet nie usłyszałam dzwonka.
- Ziemia do Sabriny. - powiedział Jude.
Zorientowałam się, że ominęłam dzwonek. Weszłam do klasy bardzo zmieszana. Chłopcy zauważyli to lecz David i Joe myśleli, że myślę nad rzeczą nie istotną np. o tym, że zaraz Japoński. Jude jednak dobrze wiedział, że myślę o rzeczy baaaardzo istotnej. Ale o nic nie pytał. Musiałam się ogarnąć żeby tłumaczyć wszystko Joeseph'owi.
- Dzień zły, uczniowie. - przywitała się. - Muszę was smrody znowu widzieć?
Milczenie. Nikt się na nią już nie obrażał, dla nas to było normalne. David wyjątkowo nie spał, a ja zastanawiałam się jak tłumaczyć  żeby ona nie zobaczyła. To na chwilę przewiało myśli o treningu, ale byłam pewna, że nie ma długo. Mijała lekcja za lekcją. Lekcja dwa razy dłuższa niż zawsze z myślą o tym treningu, ale nie miałam zbyt dużo czasu by o tym myśleć. Przerwy - tak jakby nie miały mieć końca. Ale jednak... musiałam podjąć decyzję. „Pójdę” - pomyślałam. 
- Hej Jude. Mam info. - powiedziałam do stojącego obok chłopaka.
- No?
- Macie dziś się wykończyć na treningu.
- Mistrz Ci tak powiedział?
- Tak...
Czy on uważa tego egoistę za mistrza? Jude... To mi tak zależy żeby im się nic nie stało, a oni mają go za mistrza? Wujku, gdybyś Ty wiedział, co robisz... Może Joe miał rację? Nie da się zmienić tego człowieka nawet jeśli próbowało by się milion lat. Ale przecież im się tak podoba! Tylko czemu? Ach... Koniec lekcji! Długa, dłuższa i najgorsza - trening z tym facetem i zbłąkanymi myślami. Chłopacy jeszcze nic nie wiedzą. Musiałam być szybciej, żeby nie widzieli jak wchodzę do damskiej. Gdy wyszłam trening miał już się zaczynać. Przyjaciele widząc mnie w stroju drużyny oszaleli.
- Sabrina...? - zapytał zdziwiony Jude.
Nie odpowiedziałam nic. Byłam obojętna.
- Mamy mistrza i rozkazy, nie możemy mówić teraz o głupotach. - powiedziałam szorstko.
Tak na prawdę nie widzę żadnego mistrza w tym facecie, ale musiałam chwilowo być jak oni. Co to znaczy?
- Widzę, że przyszłaś. - uśmiechnął się złowrogo Dark.
- Tak.
- Tylko na jakiej pozycji będziesz grać?
- Mi obojętnie niech Sharp zarządzi.
- Myślałem, że go lubisz.
- A to Pana interes? No nie. Więc proszę nie wciskać tam nosa. Dziękuję.
- Sharp! Do mnie! - krzyknął Dark.
Jude po usłyszeniu tego zachowywał się jak pies - przybiegał na zawołanie. Nie... on nie zachowywał się jak pies, pies wiedziałby komu ufać, a komu nie.
- Tak, mistrzu?
- Po pierwsze wymyśl jej jakąś pozycję, po drugie niedługo gramy mecz. Ale to później.
Jude nic nie powiedział do Darka.
- Możesz grać na obronie? - zapytał Jude.
- No niech będzie. - mój przytulny głos zamienił się w szorstki i ciężki do zniesienia, nawet dla Jude'a.
No cóż gram na obronie. Nie za bardzo umiem, ale na tym treningu odczuwałam jakby wszyscy ludzie dookoła mnie to porywacze i jak powiem choćby jedno słowo to po mojej całej rodzinie. Więc na moją korzyść, nie pokaże temu egoiście, na jakich pozycjach jest mi najlepiej... Ale miałam chwilowe zamyślenie. Można cały mecz stać i nic nie robić? Można. Ale przecież Jude słyszał jak mówię: „Mamy mistrza i rozkazy(...)”. To byłoby dla niego dziwne, że nagle dla „mistrza“ nic nie robię. No dobra, to będę grała. - pomyślałam. Gdy chłopacy biegli, nie zawsze udawało mi się przechwycieć piłkę. Co jakiś czas ich s z o r s t k o chwaliłam. A oni miło odpowiadali. Dark'owi średnio podobała się ta sytuacja. No cóż. Ja nie będę jego służącą i tak już szorstko traktuję moich przyjaciół.
- Sabrina, podaj! - krzyknął Jude.
- No dobra. - przewróciłam oczami.
Jak już mówiłam obrona to nie moja pozycja. Ale coś tam umiem. Uśmiechnęłam się.
- Sabrina, jesteś na treningu!!! - krzyknął Jude.
- I co mnie to? Trochę pogram i będzie wystarczało.
Kopnięcie za kopnięciem, każde coraz mocniejsze. Moje kopnięcia, a bardziej wybijanie piłki również działały z tym schematem.
- Sabrina, wybiegnij po piłkę! - rozkazal Jude.
Wybiegłam. Odebrałam piłkę przy czym się wywaliłam.
„Lepiej być nie mogło.” - oceniłam, z sarkazmem oczywiście.
Jednak wstałam szybko, bo zorientowałam się, że gdybym tego nie zrobiła piłka została by odebrana. Zdążyłam, ale ledwo.
- Ty dziś śpisz! - krzyknął David.
- Bardzo śmieszne, wiesz? - nieprzyjemnym głosem już nawet dla mnie odpowiedziałam.
Odpowiedzi brak.
- Koniec tych pogaduszek! - krzyknął Jude.
Tak nam mijał trening. Nudno było. Żadnej przyjemności z tej gry. Tylko wygrana, wygrana i wygrana plus to okropne traktowanie przyjaciół. Opętało ich czy co?
- Koniec. - oznajmił Dark. - Sharp i Sabrina jak się przebierzecie do mojego gabinetu.
Słysząc to zdanie przewróciłam oczami i poszłam się przebrać. Gdy uznałam czynność za zakończoną poszłam z wielkim zniechęceniem pod jego gabinet. Dużo myśli już mną nie trząsało, ale wydowały by się, że gdzieś tam daleko nie chcą jeszcze odpuścić. Jude wszedł sam do pokoju tego faceta. Długo nie gadali, widać, że sprawa była jasna i krótko dało się ją załatwić. Domyśliłam się, że chodzi o wcześniej wspomniany mecz.
- Chodź, Sabrina. - powiedział Dark.
Nie brzmiało to najlepiej, ponieważ facet zawsze mówi do nas po nazwiskach. Więc nie wiem co Jude sobie pomyślał. Jednak długo o tym nie myślałam.
- Sabrina, ja widziałam jak robisz te swoje uśmieszki i wcale się nie starasz!!! - wrzasnął Dark.
- Starałam się, mistrzu.
Czemu muszę udawać, że on to mój mistrz...?
- Myślisz, że ci uwierzę? Głupia jesteś. - roześmiał się.
- Co proszę?
- Gramy mecz z Raimon'em za kilka dni. Twoi koledzy pokażą ci jak masz się zachowywać. - i wyszedł.
Idąc do domu weszłam do osiedlówki, uwielbiam to miejsce. Kupiłam czipsy bez większego problemu i powędrowałam dalej w świat. W progu domu przywitałam się z rodzicami.
- Hej, mamo! Co na obiad?
- Schabowy. Siadaj.
- Pycha!
Posilona schabowym, poszłam do pokoju odrobić lekcje. Ledwo skończyłam, a mój telefon zawibrował. Pewnie Judy coś napisała. Ale... to był nieznajomy numer...

~Nieznajomy
(Nigdy nie pokazuj tej wiadomości nikomu i nie mów o niej)
Dzień dobry. Sabrina Sammer, prawda? Chodzisz do Akademii Królewskiej. Jestem pewien, że dobrze wiesz kim jest Ray Dark i co zrobił. Obserwuję Cię od dawna, od kiedy byłaś mała. Proszę zaopiekuj się w przyszłości ważnym dla mnie chłopakiem. Twierdzę iż jesteś idealną osobą do tego. Kiedyś zrozumiesz.

Kto to jest...? I kim jest ten chłopak? Facet brzmiał na dorosłego. I czemu ja? Te pytania nasuwały mi się do głowy z każdą chwilą coraz bardziej. Wtedy właśnie zorientowałam się, że już jest dwudziesta. Powędrowałałam więc do łazienki wziąć szybki prysznic. Następnie weszłam do mojego dwuosobowego łóżka i zaczęłam przeglądać media. Mimo wszystko cały czas nasuwały się pytania z znakiem zapytania o tym człowieku. No cóż, nie wiem co myśleć. W sumie byłam już znudzona tym wszystkim i po mału zmęczona dniem, dlatego położyłam się spać. Następny dzień wcale nie zapowiadał się ciekawie.

__________________________________________

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro