Rozdział 9 - Kompletnie zwariowany sen
Dean był wściekły na Lisę, że przyszła do niego do domu i poinformowała go, ale także całą jego rodzinę o tym, że jest z nim w ciąży. Gdy dziewczyna stała w przedpokoju i patrzyła na niego kąśliwym wzrokiem trzymając się za brzuch. Było mu niedobrze, miał wrażenie, jakby czas zatrzymał się i w tym momencie cały świat zwracał uwagę tylko na niego wytykając go palcem. Nie tylko Lisa na niego patrzyła w ten sposób, ale i ciocia Ellen, która przez moment nie wiedząc, czy wierzyć w to, co powiedziała dziewczyna wpatrywała się w chłopca wielkimi oczami. Gdy zerknął na nią, zauważył jak jej zaskoczony wyraz twarzy przechodzi w złość i wiedział, że nie będzie dobrze.
- Może wejdziesz do środka? - zapytała ciocia uśmiechając się do Lisy, jednak nie docierał on do oczu, które zalała złość i rozczarowanie.
- Nie, dziękuję. Przyszłam tylko powiedzieć o tym. Dean, przez to, że nie jesteśmy już razem, będziesz płacił alimenty - odparła i wyszła z ich domu.
Winchester stał jak wryty i wpatrywał się w drzwi nie dowierzając w to, co właśnie się wydarzyło. W tym momencie do domy wszedł wujek Bobby.
- Cześć, co wy tacy jakbyście zobaczyli ducha? - zapytał zdejmując kurtkę, powiesił ją na wieszaku i ściągnął z głowy jego nieśmiertelną czapkę z daszkiem. Podszedł do swojej żony i pocałował ją w policzek. - Ellen, co się stało? - zapytał, przyglądając jej się.
Ciocia pokręciła jedynie głową i w końcu schowała twarz w dłoniach.
- Dean będzie mieć dziecko - odparła sucho i wyszła do kuchni siadając przy stole.
Bobby otworzył szeroko oczy i spojrzał na chłopca, który stał w kącie przedpokoju wpatrując się w swoje dłonie. Opierał się o ścianę i był równie blady, jak ona.
- O cholera, to się porobiło - powiedział Bobby i wszedł do kuchni za Ellen. - Chłopcze, chodź tu - zawołał Deana, który chwiejnym krokiem przyszedł do pomieszczenia i usiadł przy stole. Spuścił głowę i nie odezwał się ani słowem. - Czy to prawda?
Ellen parsknęła.
- Dean, jakaś dziewczyna przychodzi do naszego domu i informuje nas, że będziesz ojcem, należy nam się jakieś wytłumaczenie - powiedziała dosyć groźnie, aż wujek złapał ją za dłoń i ścisnął, by odetchnęła.
- Ja... - zaczął chłopak, ale nie miał pojęcia, co miałby powiedzieć, miał wrażenie, że za moment zwymiotuje. Co on narobił?
- Jesteś pod naszą opieką, dajemy ci dach nad głową, karmimy, dajemy ci szanse na wykształcenie, a tak nam się odpłacasz?! - uniosła głos, aż Bobby musiał pogładzić ją po ramieniu.
- Ell, to ten wiek buntu, sieczki w głowie... - zaczął tłumaczyć, ale Dean mu przerwał.
- To nie tak. Byłem z nią, ona... Piła, balowała z dorosłymi, ja nigdy nie wziąłem alkoholu do ust, nie paliłem - od razu się wytłumaczył. - I w końcu tak mnie owinęła wokół palca, że...
Bobby pokręcił głową.
- A ja jeszcze nie przeprowadziłem z tobą rozmowy o bezpiecznym seksie i wpadliście - wpatrywał się w chłopca.
- Gdyby dzieciak miał rozum, do niczego by nie doszło - zaczęła Ellen i przetarła twarz. - Dean, do cholery, jesteście tylko dziećmi, to jeszcze nie twój czas na bycie ojcem, zwłaszcza, że słyszałam, co do ciebie powiedziała ta dziewczyna - spróbowała odetchnąć. - Zawiodłam się na tobie bardzo, myślałam, że jesteś mądrzejszy - powiedziała, wstała i wyszła z kuchni.
Bobby spojrzał za nią i westchnął.
- Ciocia bardzo to przeżywa, daj jej czas. Nie powiem, żebym był zadowolony z twojego zachowania, ale też byłem w twoim wieku i wiem, jak ciężko jest trzymać łapy przy sobie.
Chłopak jedynie pokiwał głową i również opuścił kuchnię. Poszedł do siebie do pokoju i czekał, aż wszyscy pójdą spać. Niestety słyszał, jak Ellen i Bobby się kłócą, o niego. Pierwszy raz słyszał, żeby ciotka aż tak się wydzierała, czuł się okropnie, jak mógł jej to zrobić. Nie miał siły płakać, czuł się pusty, kompletnie wyprany z emocji.
Gdy wszystko ucichło i chciał już iść do łazienki, by znów się okaleczyć, w korytarzu zauważył ruch. Lekko zmrużył oczy, by zobaczyć dosyć wysoką, ale chudą posturę swojego młodszego brata.
- Sammy, nie śpisz? - zapytał cicho Dean.
Chłopiec zamiast mu odpowiedzieć podbiegł do niego i mocno go objął.
- Nie wyrzucą cię, prawda? - zapytał wystraszony Sam mocno ściskając brata.
Starszy Winchester westchnął i przegarnął palcami włosy chłopczyka.
- Jasne, że nie. Ciocia trochę się dziś na mnie zdenerwowała, ale przejdzie jej, obiecuję - szepnął. - Idź spać, jutro szkoła.
Chłopiec jeszcze chwilę go przytulał, w końcu puścił go i pobiegł do siebie do pokoju.
Przez to wydarzenie Dean tego wieczoru nie okaleczył się, nie miał serca tego zrobić, mając w głowie wystraszony głos zmartwionego Sama. Jednak następny tydzień był dla niego piekłem. Nie dość, że w szkole widział Lisę, która niemal cały czas wpatrywała się w niego tymi przeszywającymi na wskroś oczami, to jeszcze miał wrażenie, że wszyscy patrzą się na niego z obrzydzeniem. Miał jednak nadzieję, że na razie nikt nie wie o tym, że ją zapłodnił, że to z niego zrobiła idiotę.
Unikał Charlie i Casa jak ognia, mimo, że często widział, jak chłopak mu się przygląda. Miał go zaprosić do siebie, obiecał mu to, ale teraz, gdy jego świat zawalił się, nie miał na to chęci ani siły. Myślał o zabiciu siebie, o zamordowaniu Lisy albo o zebraniu pieniędzy i pozbyciu się dziecka, by ten koszmar w końcu się zakończył, ale czuł, że tego tym bardziej by sobie nie wybaczył. Nie mógłby żyć ze świadomością, że kogoś zabił, a zwłaszcza niewinne dziecko.
Po tygodniu milczenia i wstrzymywaniu swoich emocji nie wytrzymał. W nocy z soboty na niedzielę zszedł na dół, wziął z portfela ciotki kilkadziesiąt dolarów i wyszedł przez okno swojego pokoju. Miał niedaleko niego drabinę pożarową, po której po cichu zszedł i pobiegł w stronę akademiku. Chodził tam czasem z Lisą, poznał tam kilku ćpunów i dilerów, wiedział, czego teraz tego potrzebuje. Gdy był już na miejscu poprosił o cokolwiek nie chcąc znać nazwy tego, co mu sprzedadzą. Zostało mu jeszcze trochę pieniędzy, więc schował je w kieszeń. Dopiero na dworze wziął dwie tabletki narkotyku i usiadł na krawężniku chodnika czekając na ich działanie. Nie musiał długo czekać, od razu poczuł dziwną ekstazę, dużo energii i chęć zrobienia czegoś szalonego. Bez zastanowienia pobiegł w kierunku, który podpowiadał mu umysł. To była pierwsza myśl, jaka mu przyszła po zażyciu tabletek.
***
Castiel nie był głupi. Podejrzewał, że coś się wydarzyło, bo Dean nie odzywał się do Charlie. Wiedział, że do niego i tak by się nie zbliżał, ale jeśli omijał rudowłosą, coś musiało być nie tak. Raz nawet rozmawiał z przyjaciółką na ten temat, ale ona nie chciała mu powiedzieć nic, jakby wiedziała, co się dzieje.
Często mu się przyglądał, widząc, jaki smutek ma w oczach i jak unika jego wzroku. Trochę go to raniło, ale wiedział, że nie ma szans, w końcu nie może zyskać zainteresowania chłopaka, który jest w stu procentach hetero i w dodatku miał już dziewczynę i uprawiał z nią seks. Musiał jednak przyznać się przed samym sobą, że zawiódł się, bo Dean miał go zaprosić do siebie, przyjaźnić się z nim, ale jak widać szybko się rozmyślił. W sumie nie dziwił się, jak ktoś taki jak Dean Winchester, przystojny, rozgadany i przyjazny, mający dużo zainteresowań i przyjaciół chciałby się kolegować z nim, Castielem, który prawie do nikogo się nie odzywał i uchodził za dziwadło.
Tego dnia blondyna nie było w szkole, brunet zastanawiał się, gdzie mógł się podziać, ale starał się o tym nie rozmyślać, co by mu to dało? Gdy wrócił do domu jak zawsze postarał się trochę pobawić z Anną i posiedzieć z Gabrielem. Często spędzali tak czas, Gabe był naprawdę wspaniałym starszym bratem.
- Cas, dałbyś się zaprosić na kolację lub obiad? - zapytał znienacka blondyn o miodowych oczach.
Czarnowłosy spojrzał na brata.
- Ale, że tak do restauracji? Po co? - nie rozumiał.
- Bo... ten... - podrapał się po włosach. - Chciałbym... Żebyś poznał mojego chłopaka - uśmiechnął się trochę nerwowo patrząc na brata wyczekująco.
- Oh, chcesz, żeby go poznał? - ucieszył się Cas i odwzajemnił uśmiech, ale po chwili zniknął on z jego twarzy. - Nie wiem, czy... Czy mu się spodobam. A co jak pomyśli, że jeśli masz brata dziwaka, to ty też taki jesteś i nie będzie cię już chciał...
- Przestań, nie jesteś dziwakiem, jesteś jedyny w swoim rodzaju, nie jesteś tępy jak ta zgraja dzieciaków z twojej szkoły - parsknął i objął brata ramieniem. Anna przybiegła i podała im kartki i kredki.
- Ja też będę mogła go poznać? - zapytała patrząc na Gabriela.
- Jasne, słoneczko - poczochrał jej włosy, a ona z szerokim uśmiechem na twarzy przytuliła się do niego i zaczęła rysować.
- Powiesz tacie? - zapytał Cas biorąc kartkę i również coś rysując.
Gabe westchnął.
- Jeszcze nie wiem, może na razie nie. W sumie ja i Bill to nic pewnego, także wiesz.
Tak spędzili resztę wieczoru. Gdy obaj uśpili Annę i rozeszli się do swoich pokoi, Castiel znów zaczął myśleć o Deanie, co się z nim działo przez ostatni tydzień i czemu tak nagle przestał się do nich odzywać. Położył się spać dosyć wcześnie, ale obudził go huk. Podskoczył na łóżku i wstrzymując oddech zaczął się rozglądać po pokoju i nasłuchiwać. Znów to usłyszał, coś uderzyło w jego okno. Przerażony usiadł na łóżku i gapił się w nie, gdy nagle zauważył na ścianie cień jakiejś postaci. Czując, jak drży ze strachu wstał i podszedł do okna, w którym zobaczył... Deana. Zmarszczył brwi i otworzył okno.
- Dean? - szepnął i spojrzał na twarz chłopaka, który zaczął już prześlizgiwać się do jego pokoju. - Co... Co ty tu robisz? - to był sen? Na pewno, to musiał być jakiś kompletnie zwariowany sen.
- Wszedłem po drzewie na dach i od razu do twojego pokoju, dobrze zapamiętałem, gdzie on jest - mówił normalnym tonem głosu, aż Cas zadrżał.
- Ciszej, obudzisz wszystkich w domu - szepnął.
- Dobra, spoko, wyluzuj - blondyn puścił mu oczko i lekko się zachwiał.
- Jesteś pijany? - zapytał naprawdę łamiącym się głosem. Co ten chłopak robił w jego domu w środku nocy?
- Nie, bardziej naćpany, ale jest świetnie, serio - wyszczerzył się i oparł o ścianę. - Miałem chęć na zrobienie czegoś szalonego i oto jestem - zaśmiał się i pokręcił głową. - Ale jazda, przybiegłem tu i nawet nie jestem zmęczony, cudo.
Castiel zbladł.
- Naćpany? Dean.. Powinieneś... Powinieneś stąd iść - nie miał pojęcia, jak wyprosić tego nie do końca niechcianego gościa z jego pokoju.
- Naprawdę powinienem? - zapytał mrużąc lekko oczy. Zrobił jeden krok w stronę bruneta. - A zdawało mi się, że raczej od zawsze marzyłeś, żebyśmy znaleźli się w takiej sytuacji. Ja, ty, nikogo innego w pobliżu, sami.
Niebieskooki zadrżał, bardziej niż wcześniej ze strachu. Miał wrażenie, że od tego przyciszonego, dziwnie pociągającego głosu Winchestera włoski na jego ciele niebezpiecznie się uniosły. Przełknął.
- Jesteś naćpany - pisnął. Było mu głupio, nie dość, że jego głos już na co dzień brzmiał zabawnie, to teraz miał chęć się zapaść pod ziemię słysząc go.
- No i? A czy to jakakolwiek różnica? - blondyn podszedł jeszcze bliżej. Cas zaczął się cofać czując ogromne ściśnięcie jego wnętrzności i dreszcz przebiegający po jego kręgosłupie. Co się u licha działo? - Wiem, jak na mnie patrzysz, Cas. Od zawsze tak patrzyłeś. Teraz nie myślę racjonalnie, możesz to wykorzystać.
Novak poczuł za plecami zimną jak lód ścianę, a Winchester nie przestał się do niego zbliżać. W końcu był już tak blisko, że nagie palce czarnowłosego dotykały czubków trampków blondyna. Niebieskooki ledwo oddychał, niemal krztusił się powietrzem i miał wrażenie, że za chwile kompletnie straci zdolność pobierania tlenu. Robiło mu się na przemian gorąco i zimno od ściany, do której teraz mocno przylegał.
- Jesteśmy sami, nikt się nie dowie, nikt nie będzie wiedział, nie chcesz tego wykorzystać? - Dean przechylił lekko głowę wciąż wpatrując się w chłopaka tuż przed nim. - No dalej, wystarczy jeden ruch - wyciągnął dłoń i złapał nią dłoń bruneta spalając ich palce.
Cas marzył o jednym, żeby już się obudzić, żeby ten sen już minął. Oddychał szybko i płytko, a kropelki potu pojawiły się na jego skroniach i karku. Gdy blondyn dotknął jego ręki kolejny dreszcz przeszedł po jego ciele dając to bardzo przyjemne uczucie w brzuchu. Czy w śnie można było aż tak wszystko intensywnie odczuwać? Spuścił wzrok patrząc na trampki chłopaka przed nim, nie odezwał się ani słowem.
- Nie bój się - szepnął zielonooki podchodząc jeszcze bliżej, że między swoimi stopami miał stopy Novaka, stykali się piersiami. Ścisnął jego dłoń. - Spójrz na mnie - wyszeptał jakby mówił do kogoś, na kim bardzo mu zależy.
Chłopak od razu uniósł głowę i spojrzał w te piękne zielone tęczówki. Gdy dotarło do niego, jak blisko stoi Winchester, nogi mu się prawie ugięły.
- C-co... C-co ty... R-robisz? - zdołał z siebie wydukać. Poczuł, jak zaschło mu w ustach i nie mogąc się powstrzymać zerknął na te cudownie pełne wargi blondyna. Tyle myśli wirowało w jego głowie, a dwie niemal wrzeszczały. „Ile on ma piegów" i „Jak bardzo chcę go pocałować". Druga prawie odbierała mu rozum.
- Ciii... - dotknął palcem ust bruneta i uśmiechnął się. Po tym jego dłoń objęła delikatnie policzek chłopaka, a on sam lekko się nachylił i musnął ustami jego wargi, delikatnie, minimalny dotyk. - Nie jest to takie złe, jak myślałem - szepnął Dean jakby do siebie. Kręciło mu się w głowie, ale naprawdę chciał to zrobić, chciał tego spróbować, chciał wiedzieć, jak to jest z chłopakiem, to była ta szalona rzecz, jaką chciał zrobić po narkotykach.
Cas prawie nie oddychał czując ucisk w brzuchu, czekał na jakikolwiek ruch blondyna. Miał wrażenie, że minęła wieczność, zanim znów poczuł te pełne, miękkie i lekko wilgotne usta na swoich, tym razem o wiele dłużej i mocniej przylegające do niego. Nie odważył się nic więcej zrobić, ale gdy poczuł język chłopaka na swoich wargach, odepchnął go od siebie.
- Co ty wyrabiasz? - pisnął cicho i odkręcił głowę. - Wyjdź stąd, nie... Nie chcę.
Dean stojąc już nieco dalej od niebieskookiego patrzył na niego zaskoczony. Nagle pozytywne emocje z jego głowy uleciały i poczuł rozdzierający od środka ból, aż miał chęć krzyczeć. W oczach zebrały mu się łzy, oparł się o ścianę i zjechał po niej na podłogę kuląc się i obejmując nogi ramionami. Castiel na poczatku nie wiedzial co wlasnie sie stalo, ale po chwili przerażony niewiele myśląc podbiegł do niego i złapał go za twarz.
- Wszystko okej? Dean? Odezwij się.
Chłopak rozpłakał się na dobre, wyrwał twarz z objęć bruneta i schował ją w ramionach.
- Lisa... Lisa jest w ciąży, ja nie chcę... Nie chcę tego dziecka, jestem za młody, nie chcę. Byłem głupi, co ja narobiłem. Nie chce, nie chcę tego dziecka, chcę się zabić, chcę je zabić, nie chcę go, nie chcę... - zaczął powtarzać jak mantrę i łkać.
Czarnowłosy wyszczerzył szeroko oczy, a więc to dlatego Dean ostatnio tak się zachwoywał. Całe otumanienie po pocałunku minęło, nagle poczuł odpowiedzialność za to, by Dean nie zrobił sobie niczego głupiego.
- Chodź, położysz się, dam ci coś do picia, okej? - wyszeptał i pomógł chłopakowi wstać z podłogi. Gdy tamten usiadł na łóżku, Cas wziął szklankę z wodą ze swojej szafki nocnej i podał ją Deanowi. - Pij, oddychaj, jest okej, będzie okej, jestem tutaj, słyszysz?
Chłopak kiwnął głową, wziął szklankę i wypił wodę. Odetchnął i położył się. Zrobiło mu się trochę niedobrze, ale przymknął oczy starając się zasnąć. Castiel widząc to skrzywił się trochę, ale nie miał zamiaru go wyganiać, gdyby to teraz zrobił, kto wie, co by blondynowi przyszło do głowy. Tylko i wyłącznie dlatego, a przynajmniej tak sobie to wmawiał, położył się obok niego. Wziął go za dłoń, tak jak wcześniej Dean jego złapał, splótł ich palce i lekko głaskał jej wierzch kciukiem. Chciał w ten sposób pokazać blondynowi, że jest obok niego i go wspiera. Chciał też w jakimś minimalnym stopniu wykorzystać bliskość Winchestera, tylko tyle, na ile było go stać.
Nie miał pojęcia, kiedy zasnął. Gdy się przebudził, światło porannego słońca raziło go w oczy, a obok niego nikogo nie było. Okno było otwarte, poczuł mocny ucisk w podbrzuszu, dotknął palcami swoich ust i już wiedział, że to nie był sen.
____________________
Ufff, dodałam wszystkie 9 rozdziałów. Strasznie żałuję, że usunęłam stąd to ff, ale niestety miałam gorszy moment, chwila zwątpienia i usunęłam, ew. Mam nadzieję, że będziecie to dalej czytać. Proszę o komentowanie i gwiazdeczki.
Pozdrawiam xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro