Rozdział 51 - To był priorytet
Święta Bożego Narodzenia nadciągały wielkimi krokami. Dean Winchester przez 2 miesiące, odkąd ponownie zawitał w Kansas, powoli ogarniał sobie życie. Dom, w którym ponownie zamieszkał zaczął jakoś wyglądać. Był czysty w środku, miał nawet kilka mebli, na zewnątrz również panował porządek. Chłopak założył warsztat samochodowy, gdzie jego miejscem pracy był własny dom. Zbudował sobie wiatę, by móc stawiać pod nią samochody czekające na naprawę. Nie za wiele się działo. Oprócz pracy, w której spędzał całe dnie od poniedziałku do niedzieli, dalej remontował dom i czasem widywał się z Charlie. Nie miał tu znajomych, mimo, że często widywał tu znajome twarze.
Pracował, by nie myśleć. Robił wszystko, by tylko zagospodarować sobie każdą minutę, jednak wieczory były najtrudniejsze. Siadał w salonie przy kominku, włączał po cichu muzykę z kaset swojego taty i pił piwo. Wtedy pozwalał sobie na rozmyślenia.
Castiel.
To on był główną postacią jego myśli. Przez prawie 2 miesiące, odkąd był w Kansas, widział go może dwa razy, oprócz tego feralnego spotkania. Nie chciał tego pamiętać, jednak to wciąż do niego wracało. Tak naprawdę omijał go jak mógł. Trzymał się z dala od miejsc, gdzie Novak mógłby przebywać. Od centrum miasta, od alejek niedaleko jego domu i cukierni jego brata. Jak do tej pory udawało się. Chociaż świadomość, że chłopak jest niedaleko sprawiała, że czuł... No właśnie, co czuł?
Po co tu został?
Nie miał pojęcia. Wmawiał sobie, że to dlatego, że nie chciał być sam, ale... Gdziekolwiek by nie pojechał, byłby sam. Nie miał tu nikogo, oprócz Charlie, która co jakiś czas wpadała do niego pomóc mu w remoncie, a potem wspólnie gotowali kolację i w ciszy jedli przy kominku. Od tamtego spotkania z Casem rozmawiał z nią tylko raz na ten temat. Przyznała, że miała nadzieje, że to inaczej się skończy, że Cas inaczej zareaguje. Też miał taką nadzieję, jednak nie powiedział jej o tym.
Wiedział podświadomie, po co tu został. By być blisko Castiela, by nadrobić te 8 lat. Nie myślał o tym, chociaż gdzieś głęboko siedziało w nim przekonanie, że tak jest dobrze. Przeczuwał, że za jakiś czas ich relacja się naprostuje. Nie myślał tu o związku, bo na to było już zdecydowanie za późno, ale jednak może jakaś znajomość? Może jakieś wyjście na kawę, chwila rozmowy, po przyjacielsku? Nawet koleżeńsku, to by było coś. Chował te myśli głęboko, by na co dzień nie zakrzątały mu głowy, jednak wieczorami, właśnie wtedy, pozwalał im się odezwać. Po kilku piwach zamykał oczy i wyobrażał sobie, jak siedzi sobie z Castielem, nawet tu, na kanapie. Zdarzało mu się zasnąć rozmarzony.
Teraz gotował obiad i czekał na Sama. Sammy miał przyjechać do niego na święta. Akurat miał wolne na studiach i chcieli wspólnie spędzić ten czas. Nie za bardzo obchodzili święta, odkąd Bobby odszedł. Jakoś stracili ochotę radować się przy choince, jednak po prostu chcieli pobyć trochę razem, jak kiedyś. Dean gotował jakieś wegetariańskie jedzenie, bo Sam od jakiegoś przeszedł na bezmięsne dania. Dla blondyna było to bez sensu, ale jeśli Sammy tak chciał, proszę bardzo. Co prawda brat próbował parę razy namówić go na buraczane kotlety czy jakieś inne zamienniki. To nie było dla niego, wolał zostać przy soczystym steku.
Akurat jak wyjmował frytki z piekarnika, usłyszał dzwonek do drzwi. Uśmiechnął się i poszedł otworzyć.
- Sammy - ucieszył się blondyn i objął brata. Chłopak już od jakiegoś czasu prowadził samochód i stał się kompletnie samodzielny. Dean był z niego bardzo dumny, chłopak wyrósł na wysokiego mężczyznę, tak jak się obawiał, wyższego od niego. Miał ciemne włosy za uszy i szeroki uśmiech na twarzy.
- Hej bracie - poklepał go po plecach i wszedł do środka. Rozejrzał się po wnętrzu. Musiał przyznać, że trochę bał się tego miejsca, nie wiedział, co o tym myśleć. Co prawda razem z Deanem złożyli się na wynajęcie tego domu, też chciał w nim pomieszkać. Bardzo ucieszył się na sam pomysł, ale po czasie dziwne myśli zaczęły go nachodzić. Dużo się tu wydarzyło, od śmierci rodziców, po próbę samobójczą Deana.
Miał mieszane uczucia, czy to dobry pomysł, żeby Dean tu wrócił. Od samego początku, gdy brat zadzwonił do niego i oznajmił, że jedzie do Kansas City, nie był pewien, czy powinien to robić. Mimo, że był daleko od domu, dużo rozmawiali i wiedział, jak się trzyma blondyn. Cieszył się, że nawet wyszedł na prostą, chociaż czasem nadużywał alkoholu. O Castielu nie rozmawiali, chociaż czasem starał się naprowadzić ich rozmowę na jego tor. Dean sprytnie omijał ten temat, co tylko utwierdzało Sama w przekonaniu, że brat wciąż się z niego nie wyleczył.
Teraz ściągał buty w korytarzu ich starego domu i rozglądał się.
- Zapomniałem, jak tu przytulnie - przyznał odkładając kurtkę na wieszak. Było zimno, jednak nie padał na razie śnieg.
- Teraz już tak, nie masz pojęcia, jaka tu była graciarnia dwa miesiące temu - parsknął, stojąc między korytarzem a kuchnią. - Chodź, zrobiłem obiad, na pewno zjesz coś ciepłego - miał wrażenie, jakby słyszał ciocię Ellen.
Razem weszli do kuchni, Dean postawił dania na stole i zaczęli jeść.
- Jak droga? - zapytał Dean.
- W porządku, na szczęście udało mi się ominąć najgorsze korki i dojechałem tu szybciej, niż myślałem - przyznał Sammy zajadając się swoimi brokułami. Wciąż się rozglądał po kuchni, która... Oprócz stołu i krzeseł, nic się nie zmieniła. Uśmiechnął się do siebie, dobrze było tu wrócić. - Jak ci się tu żyje? Widziałem trzy samochody przed domem, chyba biznes się kręci - zauważył młodszy Winchester.
Dean skinął głową.
- Przyznam, że lepiej nie mogłem trafić. W mieście jest tylko jeszcze jeden mechanik, więc mam sporo klientów. W sumie od rana do wieczora przez cały tydzień siedzę przy samochodach, więc mi się nie nudzi. No i kasa się zgadza, ale... - napił się piwa, które niedawno otworzył. - Trochę mi zajęło, zanim przyzwyczaiłem się znów do tego miejsca - przyznał. Nie chciał opowiadać bratu o tym, jak ciężko było mu na początku. Że nie miał ochoty wchodzić na górę, oprócz momentu sprzątania całego domu. Dopiero po miesiącu odważył się korzystać z górnej łazienki i spać w pokoju Sama.
- Wujek Bobby byłby dumny - uśmiechnął się Sammy. - Masz kontakt z ciocią?
Dean pokręcił głową. Odkąd wyjechał ani razu nie rozmawiali. Skoro ona nie chciała, on nie chciał się narzucać. Wystarczyło mu, że raz w tygodniu rozmawiał z Jo, która opowiadała jej, jak ciężko jest z ciotką.
Może i Jo za jakiś czas tu ściągnie?
Obaj zjedli, Dean pozmywał i poczęstował młodszego brata piwem, a sobie nalał whisky. Rozpalił w kominku i usiedli w salonie patrząc w ogień. Nie miał telewizora, nie potrzebował. Na jego brak Sam od razu zareagował.
- Ale serio? Taki kompletny brak kontaktu ze światem? - zapytał młodszy Winchester.
- Wolę muzykę od tego szajsu, przy którym marnuje się tylko czas.
Sam parsknął.
- Ale zdajesz sobie sprawę, że telewizja to nie tylko głupie programy i kreskówki, ale i wiadomości?
- Mam radio - odpowiedział Dean, na co Sam już nie miał argumentów.
***
Cas szykował się na randkę. Od pół roku spotykał się z Ethanem. Był z Wielkiej Brytanii i chyba to najbardziej przyciągnęło chłopaka do niego. Był od niego starszy o 3 lata, był blondynem z krótko ściętymi włosami i brązowymi oczami. Czuł się przy nim dobrze, mężczyzna wiedział o chorobie Casa i zaakceptował to. Był bardzo kochany, wyrozumiały i bardzo dbał o bruneta. Mieszkał po drugiej stronie Kansas City, przeprowadził się tu niecały rok wcześniej.
Chłopak uczesał swoje poczochrane włosy i popsikał ładnymi perfumami, które dostał od Gabriela. Mieszkał z tatą i Anną, jako jedyny ze starszego rodzeństwa jeszcze się nie wyprowadził. Nie wiedział, czy zamierzał w ogóle się wyprowadzać.
Anna chodziła na studia, studiowała anglistykę i nawet dobrze sobie radziła. Wyjeżdżała na studia co drugi tydzień, a tak to pracowała u Gabriela w cukierni. Cas nie wierzył, jak bardzo wyrosła, jaką piękną kobietą się stała. Miała chłopaka, wielu przyjaciół. Na szczęście nie wyrosła na takiego nieudacznika, którym był Castiel.
Bo Cas uważał, że był nieudacznikiem.
Miał 24 lata, mieszkał wciąż z tatą, dopiero zaczął gdziekolwiek pracować i nie skończył szkoły.
On.
On nie skończył szkoły. Podjął decyzję o rzuceniu nauki w drugiej klasie szkoły średniej i już nigdy nie wrócił do tego tematu. Kiedyś taki oczytany, mądry i zafascynowany nauką, teraz był bez wykształcenia. Jednak Ethan to rozumiał, wspierał go i byli razem szczęśliwi.
Czy Cas coś do niego czuł? Owszem, od jakiegoś czasu czuł coś, co mógł nazwać zauroczeniem. Nie ufał mu w stu procentach, jednak... Starał się jak mógł. Był wycofany, bojaźliwy, jednak przy Ethanie było trochę lepiej.
Założył swoją ulubioną niebieską koszule i jeansy. Był gotowy do wyjścia. Usłyszał, jak pod dom podjeżdża samochód. Gdy tylko zadźwięczał dzwonek do drzwi, otworzył i przywitał gościa szerokim uśmiechem.
- Hej - przyjął od niego czekoladki i zaprosił do środka.
- Cześć Castiel - odezwał się Ethan swoim brytyjskim akcentem. Cas aż uśmiechnął się szerzej słysząc to.
Ethan... W niczym nie przypominał Deana. Ogólnie starał się nie rozmyślać o tym, jakie cechy miał a jakie nie miał, które przypominały mu Winchestera, jednak był moment, kiedy się nad tym zastanawiał. Oprócz wyglądu, który był kompletnie inny od Deanowego, miał inny akcent, głos, zapach, jeździł starym Volkswagenem i słuchał popu. Był ogromnym romantykiem, kochał komedie romantyczne, kwiaty i słodycze. Był wegetarianinem.
Wszystko inne, niż Dean.
- Chodźmy, zaraz zaczyna nam się film - powiedział Ethan. Obaj wyszli z domu i pojechali do kina.
Castiel bardzo zwracał uwagę na to, by Ethan był inny niż Dean. Mimo, że o tym nie myślał, zadawał mu pytania o wiele rzeczy, a gdy było to sprzeczne z tym, co lubił Winchester, odetchnął z ulgą i cieszył się z tego faktu.
To był priorytet.
***
Gdy Dean poszedł wziąć prysznic, Sam zaczął spacer po domu. Zaczął zaglądać do różnych zakątków. A to schowek pod schodami, półki w kuchni czy szafa na przedpokoju. Zerkał, jak co wygląda i przypominał sobie, jak to pamiętał. W końcu postanowił wejść na górę.
Ruszył w stronę swojego pokoju, który o dziwo był zajęty przez Deana. Zdziwiony wrócił się na klatce schodowej i podszedł do drzwi pokoju brata. Uniósł brwi, gdy zauważył, że w rogu drzwi u góry jest pajęczyna. Dom był wyczyszczony, aż lśnił, jednak tu była pajęczyna. Złapał za klamkę i obrócił ją, jednak drzwi nie chciały się otworzyć.
Zamknięte.
Zmarszczył brwi zaskoczony. Co brat ukrywał? Czemu jego pokój był zamknięty? Zszedł na dół i zaczął szukać kluczyka po szafkach, ale nigdzie nie mógł znaleźć. Złapał za klucze od drzwi wejściowych, ale tam też nie było małego kluczyka od zamku. Chciał otworzyć drzwi w tajemnicy, jednak chyba mu się to nie uda. Postanowił usiąść na schodach i czekać, aż Dean wyjdzie z łazienki. Nie czekał długo.
- Co tam Sammy? - zapytał brat.
- Czemu twój pokój jest zamknięty na klucz? - Sam postanowił rzucić prosto z mostu.
Zauważył, jak Dean trochę się zmieszał i zerknął w stronę swojego pokoju. W końcu wzruszył ramionami, a na jego twarz wróciła obojętność.
- Nie wiem, jak tu przyjechałem, drzwi były już zamknięte - skłamał. Prawda była taka, że gdy tylko wszedł do tego domu, drzwi zamknął na zamek, a kluczyk nosił w spodniach, cały czas mając go przy sobie. Zamknął tam wspomnienia, cierpienie i coś, do czego nie chciał wracać. - A że nie było klucza, to nie chciało mi się wywarzać tych drzwi. Więcej roboty - dodał jeszcze i poszedł do pokoju Sama, w którym teraz on mieszkał.
Sam nie był przekonany co do tego, co powiedział brat, jednak postanowił zostawić te sprawę na później. Wyciągnie z niego to, co chciał, ale Dean musiał mieć najpierw do tego humor i więcej ochoty na whisky.
Gdy obaj już byli gotowi do spania, usiedli jeszcze na kanapie i zaczęli grać w karty. Czuli się jak kiedyś, gdy jako mali chłopcy przesiadywali razem w którymś pokoju i grali do nocy. Trochę przy tym pożartowali, powygłupiali i powyzywali od bab i dupków. Ze starego radia leciała muzyka, w kominku palił się ogień i nic więcej nie było im potrzebne.
- Mam dziewczynę - odezwał się nagle Sam, który wygrał partię. Starszy brat spojrzał na niego z uśmiechem.
- Brawo, braciszku. Jak ma na imię?
- Jess... Jessica - poprawił się i uśmiechał. - Jest świetna, chciałbym, żebyś ją poznał.
Dean pokiwał głową.
- Z wielką przyjemnością - oznajmił i upił trochę whisky. - Zaliczyłeś trzecią bazę? - zapytał żeby trochę dokuczyć bratu.
Sammy wywrócił oczami i pokręcił głową.
- A ty tylko o jednym.
Blondyn odstawił szklankę, potasował karty i rozdał.
- Po prostu nie chce, żeby mój braciszek był dziewicą. Trzeba korzystać z życia - zerknął na brata i poczuł satysfakcję, gdy młody się lekko zmieszał i... Zarumienił. - W takim razie podwójne brawa, Sammy.
- Nie mów mi Sammy, jestem już dorosły. Mam 20 lat.
- No, jesteś mega dorosły, Sammy. Nie zachowuj się jak baba - parsknął. Wiedział, że brat nie lubi tego zdrobnienia, ale lubił mu dokuczać. Z resztą...
Już zawsze będzie jego Sammym.
_________________________________________
I mamy kolejny rozdział, idę jak burza.
Tym razem trochę luźniejszy rozdział, żeby chłopcy mogli odetchnąć od tego cierpienia i smutku, niech się trochę pocieszą xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro