Rozdział 50 - Za drzwiami
Nastała głucha cisza po ogromnej burzy, po emocjonalnym wybuchu Castiela, którego chyba jeszcze nigdy w życiu nie przeżył. Ulga przyszła, jednak po chwili poczuł, jak zalewa go poczucie winy. Czy naprawdę nienawidził Deana? Nie był do końca tego pewien, jednak musiał to wykrzyczeć, musiał się pozbyć tego ciężaru, tych słów, które nie dawały mu spokoju. Teraz, gdy już to zrobił poczuł dziwny ból w piersi widząc złamaną minę blondyna. Patrzył na to, jak chłopak odwrócił się i ruszył do wyjścia.
To nim ruszyło. To sprawiło, że musiał coś zrobić.
- Dean? - usłyszał własny głos, zaskoczony, że w ogóle się odezwał. Co teraz? Co ma powiedzieć?
Patrzył, jak chłopak się zatrzymał, jednak nie odwrócił się do niego. Cas wpatrywał się w jego plecy, czując napięcie. Przełknął głośno ślinę przerażony tym, co się działo. Nie wiedział co czuć, nie wiedział, jak się zachować. Siedział przy ścianie oparty o nią z podkulonymi nogami. Patrzył i wyczekiwał. Milczał. Co miał powiedzieć, powiedział... Ba, wykrzyczał z siebie, aż blondynowi poszło w pięty.
Teraz czekał na jego ruch.
Kiedy trochę się uspokoił, wstał i usiadł znów na kanapie. Napił się herbaty, chociaż ręka lekko mu drżała. Zerknął w stronę Deana, który wciąż stał w przejściu, między salonem a korytarzem. Widział jego zaciśnięte dłonie w pięści. Przełknął herbatę i czując, jak serce mu wali czekał na to, co się wydarzy.
Nie zawiódł się, gdy Dean odwrócił się z powrotem w jego stronę. Miał zaciśnięte usta, jakby mocno ściskał szczękę, nie spojrzał na niego. Nie odezwał się.
Podszedł powoli do kanapy, od drugiej strony. Powoli, by nie speszyć czarnowłosego.
Uniósł powoli wzrok i spojrzał na drobnego chłopaka, który siedział na kanapie. Przez ostatnią minutę bił się z myślami, czy aby na pewno nie powinien opuścić tego budynku i zostawić to wszystko za sobą. Ale czy byłby do tego zdolny? Przez 8 lat nie był w stanie pogodzić się z tym wszystkim i teraz, gdy w końcu znalazł się w jednym pokoju z Casem, miałby odpuścić? Nawet jeśli nic by to nie dało, nic by nie naprawił, plułby sobie w brodę, gdyby teraz nie spróbował.
Gdyby teraz nic nie powiedział.
Gdyby nie upewnił się, że chłopak naprawdę go nienawidził.
Ściągnął kurtę skurzaną i położył ją na fotelu. Podciągnął rękawy koszuli i usiadł na drugim końcu kanapy. Sięgnął po swój kubek herbaty i się napił. Przyjemne ciepło pojawiło się w środku i na moment zamknął oczy, by się uspokoić.
Od czego miał zacząć?
Co miał powiedzieć po tym wybuchu Castiela? Rozumiem cię? Ja też siebie nienawidzę?
Cokolwiek mu teraz nie przychodziło do głowy, nie pasowało.
Wetchnął ciężko i pokręcił głową.
- Byłem głupi - odezwał się w końcu spokojnym głosem, aż sam był zaskoczony, że było go na to stać. - I masz racje, nie będę przepraszać, bo to i tak nic nie zmieni.
Cas wpatrywał się w kubek z herbatą i słuchał. Bardzo nie chciał takich myśli, jednak czuł coś miłego w środku słysząc spokojny głos chłopaka. Głos, który bardzo się zmienił. Zrobił się mocniejszy, bardziej męski. Jego własny stał się bardzo niski i wiele osób uważało, że nie pasował do niego. Do jego postury, kruchości.
Usłyszał ponowne westchnięcie.
- Nie dziwię się, że mnie nienawidzisz - Dean starał się kontynuować, chociaż myśli wirowały mu w głowie i nie umiał sobie tego wszystkiego poukładać. Nie był przygotowany na to, nie wiedział, jak z tego wybrnąć. Strzelił z kostek w dłoni i zerknął znów na Castiela.
Cały czas trawił jego słowa, które odbijały się echem w jego głowie.
Nienawidzę cię.
Pozwoliłeś mi zwariować.
Chłopak nie odpowiedział już, panowała cisza. Obaj pogrążeni w myślach wpatrywali się gdzieś w przestrzeń. Obaj rozmyślający o tym, co powiedział Cas.
- Byłeś... w psychiatryku? - zapytał w końcu blondyn, bo to najbardziej nie dawało mu spokoju.
Castiel jedynie pokiwał głową.
Dean skrzywił się. Nie miał o tym pojęcia, nie wiedział, że aż tak to wszystko wpłynęło na chłopaka. Ale czego innego mógł się spodziewać? Jak ktoś tak słaby psychicznie mógł przeżyć czyjąś próbę samobójczą? Jakby to była tylko jedna sytuacja, która miała złamać i tak kruchego Castiela.
- Miesiąc - powiedział w końcu brunet. Nie patrzył w stronę Deana, tak było łatwiej. Bał się, że jeśli znów spojrzy, jego zielone oczy przypomną mu wszystko, przez co przeszedł. Za nic nie chciał do tego wracać. - Spędziłem tam miesiąc, z czego trzech tygodni nie pamiętam. Trafiłem tam zaraz po twoim wyjeździe - wyznał mu. Był zaskoczony, że głos mu nawet nie drgnął. Świetna taktyka, wystarczyło nie patrzeć w jego stronę.
Dean uniósł brwi. Charlie nic o tym nie wspominała, chociaż czego mógł się dowiedzieć podczas dwóch godzin, jakie spędził z nią na kawie wczoraj. Czyli nie tylko on trafił do szpitala, nie tylko on zwariował. Narobił szkód, o których nawet nie miał pojęcia. Może jednak powinien przeprosić.
- Przykro mi - wyznał ciszej. Widział, że chłopak unika jego wzroku. Mówił bez emocji, jakby nic go nie obchodziło.
Cas parsknął na te słowa.
- Mi też, że mam dziurę w pamięci.
Znów nastała cisza. Jedynie słyszeli swoje oddechy i krzątającą się po kuchni Charlie. Dean był pewien, że dziewczyna cały czas podsłuchiwała. Za każdym razem, gdy zaczynali coś mówić, z kuchni dobiegała cisza.
- Po co tu przyjechałeś? - zapytał brunet odwracając twarz w kierunku Winchestera, jednak nie uniósł wzroku.
By cię zobaczyć. By... spróbować to naprawić.
- Chciałem zobaczyć, czy coś tu się zmieniło - powiedział. - Nie miałem zamiaru z nikim się widzieć, ale wpadłem na Charlie. Potem na ciebie... - zmieszał się. Wpatrywał się w Casa, chciał widzieć reakcję na jego słowa.
- Wiele się zmieniło - powiedział Cas. Dean poczuł zawód, gdy widział, że wciąż nic go nie ruszało. - Bardzo dużo. Nie masz nawet pojęcia - znów spojrzał przed siebie. Starał się zachować zimną krew, walczył, by wspomnienia nie zalały jego umysłu. - Za późno Dean... - powiedział ciszej.
Za późno...
Dean pokiwał głową starając się to zrozumieć. Jednak te słowa, wszystkie, jakie do tej pory wypowiedział chłopak były gorsze, niż jakiekolwiek uderzenie w twarz. Wolałby zostać pobity, niż słuchać tego wszystkiego. Niż być świadomym tego, co zrobił.
- Domyślam się, po co tu przyjechałeś... Dean... - jego imię wciąż ciężko przechodziło mu przez usta. - Mam kogoś i... naprawdę jestem szczęśliwy - skłamał. Od dłuższego czasu dużo kłamał i nauczył się tego. Wiedział, że gdy kłamie, trzeba spojrzeć w oczy. To też zrobił, wlepił swoje błękitne oczy w Deana, zaglądając w jego zieleń.
Gdy zaczynasz w coś wierzyć, staje się to prawdą.
Cas naprawdę starał się wierzyć.
Obaj zamilkli. Obaj wpatrywali się w siebie bez słowa. Dean zrozumiał, dotarło do niego. Za późno, już wszystko stracone. Cas ruszył dalej, spóźnił się.
Jednak nie miał pojęcia, co działo się teraz w głowie bruneta. Zieleń jego oczu przywróciła wspomnienia i wróciło wszystko. O dziwo pozwolił sobie na to i... nie było źle. Bał się spojrzeć w jego oczy, ale poczuł ulgę. Pierwszy raz nie było tak źle. Poczuł ból, owszem, ale nie bolało tak bardzo. Był zaskoczony tym. Chyba właśnie na to czekał. Czekał 8 lat, by w końcu zaznać spokoju i zrozumieć, że na pewno... Już go nie kocha. Nie boli, bo już tego nie czuje. Odetchnął głęboko i uśmiechnął się słabo do siebie, odwracając wzrok od Deana.
Już nic nie czuje, właśnie do niego to dotarło. Bał się, że zieleń oczu Deana sprawi, że zaleje go tęsknota, bolesne uczucie miłości i chęć, by wszystko co było, wróciło, a on nie mógł sobie na to pozwolić. Jednak było inaczej. Nic z tych rzeczy nie nastała, zamiast tego poczuł... Ulgę i nic więcej.
Ta zieleń była inna.
Już nie działała tak, jak kiedyś.
- Jeśli chcesz, możesz zostać w mieście - odezwał się znów. - Charlie na pewno się ucieszy.
Dean jedynie kiwnął głową. Nie tego się spodziewał, nie to chciał zobaczyć w błękicie Castiela. Miał nadzieję, że zobaczy tam jakieś uczucie, że chociaż jakąś namiastkę tego, co widział kiedyś, kiedy chłopak się w niego wpatrywał. Tym razem zobaczył... Pustkę. Obojętność. Chłopak mówił prawdę. Jest już dobrze bez niego i niezależnie, czy Dean zostanie czy wyjedzie, nic tego nie zmieni.
- Ucieszy się - powtórzył za nim Dean. - Na pewno... - westchnął i wstał. Może powinien jeszcze coś powiedzieć? Może to, że nigdy o nim nie zapomniał? Że śni mu się wciąż po nocach, że jednak wrócił i żyli długo i szczęśliwie? Że nikogo nie miał odkąd wyjechał? Nikogo na poważnie oczywiście, bo przelotne romanse miał, jednak... Nie umiał się już zakochać.
Sięgnął jeszcze po kubek i dopił herbatę.
- Pójdę już - powiedział i założył swoją skórzaną kurtkę. To było bez sensu. Bez sensu się zawrócił, bez sensu tu przyszedł i został.
Wychodząc z salonu miał nadzieję, że Cas znów go zatrzyma, jednak nie doczekał się tego.
Na korytarzu zobaczył Charlie, która patrzyła na Deana przepraszająco.
- Myślałam, że będzie inaczej - wyznała mu. Chłopak jedynie uśmiechnął się do niej słabo i skinął.
- Spokojnie, nic się nie stało. Przynajmniej wiem, jak jest - powiedział i ucałował ją w policzek. - Do zobaczenia - i wyszedł.
***
Cas siedział na kanapie dalej patrząc się w przestrzeń przed siebie. Uczucia, jakie mu towarzyszyły były czymś nowym. Był tak pogrążony w nich, że nie usłyszał, jak Dean wychodzi z domu.
- I jak tam? - z zamyślenia wyrwała go Charlie, która usiadła obok niego. Spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął.
Uśmiechnął.
Aż sam był zaskoczony swoją reakcją. Ten spokój, jaki go ogarnął, był czymś kompletnie nowym. Jeszcze kilkanaście minut temu bał się, wrzeszczał wściekły na Deana Winchestera, a teraz... Wszystko ucichło.
- Jest lepiej - wyznał jej w końcu. - Dziękuję.
Dziewczyna uniosła brwi. Chyba... Nie tego się spodziewała. Chyba wolałaby, żeby co innego wyszło z tej konfrontacji. Cas jej dziękował, ale za co? Zaczęła się domyślać, ale miała nadzieję, że się myli.
- Już go nie kocham - odezwał się, zanim Charlie zadała pytanie. - Pytałaś, co do niego czuję i już wiem... Nic... Nic już nie czuję - uśmiechnął się. Naprawdę był zadowolony z tego, że nic nie czuje. Charlie również się uśmiechnęła, jednak w środku była zła. Zła na siebie. Zła na Castiela. Zła na Deana. Na niego najbardziej.
Powinien mu wyznać miłość, powinien błagać o wybaczenie i prosić, by do niego wrócił, a nie pozwolić na to.
- Minęło 8 lat i w końcu wiem - kontynuował chłopak. Wziął jedno ciastko i zjadł.
Charlie wciąż na niego patrzyła niedowierzając. Więc zamiast ich pogodzić i spiknąć, po prostu to zakończyła. Była zaskoczona tym obrotem spraw. Cas czuł się lepiej wyrzucając z siebie wszystkie te emocje, całą tą nienawiść. Chociaż tyle z tego dobrego. Widocznie tak musiało być.
Ten wieczór Cas spędził z nią i Gabrielem oglądając film. Gdy Gabe dowiedział się, co się wydarzyło, na początku był wściekły, jednak gdy zobaczył Casa, od razu mu przeszło. Ucieszył się i przytulił Charlie. To był jednak świetny pomysł, powiedział do niej, zanim oboje zasnęli. Charls nie była tego taka pewna, długo nie mogła zmrużyć oka.
***
Dean Winchester postanowił zostać w Kansas na dłużej. Miał trzy wyjścia: albo wrócić do domu, gdzie nie dałby rady wytrzymać z ciotką, albo wyjechać gdzieś, gdzie nikogo nie znał, albo zostać tu. Wybrał te ostatnią opcję. Dzięki Charlie udało mu się skontaktować z właścicielami jego starego domu rodzinnego i postanowił go na razie wynająć. Starsze małżeństwo, które niegdyś wykupiło od Singerów dom byli zaskoczeni, że chłopak chciał te ruderę. Mimo to poszli mu na rękę i za naprawdę niską stawkę zgodzili się i pozwolili na remont.
To teraz zakrzątało głowę Deana.
Wypożyczył rzeczy potrzebne do malowania, odbudowania dachu czy zadbania o ogród. Od razu tam zamieszkał i powoli zaczął od podstaw. Wysprzątał cały dom, od piwnicy po strych. Wszystko było w pajęczynach, jednak na szczęście była woda i gaz. W końcu po tygodniu niemalże puste mieszkanie lśniło czystością, aż pachniało.
Tylko jeden pokój był zamknięty. Ani razu tam nie zajrzał.
Bał się, czuł dziwne dreszcze, gdy przechodził obok drzwi od jego starej sypialni. Nie był jeszcze gotowy, by tam wejść. Po 8 latach nie za dobrze pamiętał to, co wydarzyło się tamtego dnia. Jedynie ogólny zarys sytuacji w szkole, potem picie alkoholi i narkotyki. Nie pamiętał już bólu, jaki sobie wtedy zadał, wszystko się rozmazywało.
Pewnego wieczoru, gdy z piwem znów przechodził koło drzwi, zatrzymał się i niepewnie dotknął klamki. Z tego co słyszał drzwi zostały wywarzone przez... Castiela. Skrzywił się i spojrzał na swoje tatuaże na lewej ręce. Zasłaniały długą bliznę od nadgarstka po sam łokieć od wewnętrznej strony. Była grubo zszyta, bo naprawdę głęboko wtedy się pociął. Blizna była na tyle brzydka i widoczna, że Dean postanowił ją zakryć tatuażem. Dotknął ją i przejechał palcem po całej jej długości. Przez to miał trochę niesprawne dwa palce u dłoni, nie zginały się do końca i często mrowiły. Przez to mógł zapomnieć chociażby o grze na gitarze, jeśli chciałby się kiedyś nauczyć.
Zerknął na oba przedramiona, teraz pokryte tatuażami. Oba miały grube blizny od tych płytszych po te grubsze cięcia. Jego historia zapisana na ciele, którą zakrył. Nie chciał się z nikim tym dzielić, chciał to zostawić tylko dla siebie.
Co prawda tatuaże miały znaczenie i nawiązywały właśnie do jego przeżyć, ale o tym też nikomu nigdy nie opowiadał.
Napił się znów piwa i poszedł do innego pokoju, w którym kiedyś mieszkał Sam. To była teraz jego nowa sypialnia.
Na razie wspomnienia wolał zostawić za drzwiami.
________________________________________________
Cześć Wam, oczywiście, jeśli jeszcze ktoś to czyta.
Aż sama nie wierzę, że napisałam kolejny rozdział tego ff po 4 długich latach. Ostatnio sama je przeczytałam i zrozumiałam, że historia powinna być dokończona. Minęło sporo czasu, wiele osób pewnie już nie pamięta o czym było to ff. Mimo to chcę to w końcu skończyć i mam nadzieję, że ktoś jednak dotrwa do końca xD
Do następnego,
Hanch xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro