Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4 - Na biwaku

Dean już nie mógł doczekać się końca szkoły, ostatnie dni były katorgą. Godziny dłużyły się i już nawet brakowało mu pomysłów, kogo wkurzyć i w jaki sposób. No i ten Luke i Mike.

Winchester zauważył, że te bliźniaki chciały mu się przypodobać, jakby chcieli brać udział we wszystkich psotach, które blondyn robił. W sumie miał to gdzieś, znał ich brata, Castiela, znał... Może trochę za dużo powiedziane. Cas był okej, był kujonem zaprzyjaźnionym z Charlie, który pomagał mu często w lekcjach. Nigdy tak naprawdę nie rozmawiali, ale nie chciał go lekceważyć, nie chciał mu sprawiać przykrości, w końcu był mu dłużny, dlatego gdy nawet zadawał się czasem z bliźniakami, nie pozwalał im na obgadywanie ich młodszego brata. Co jak co, ale chłopak nie zasłużył sobie na to. Dean starał się mu pomagać jakoś oswoić z rówieśnikami, ale chłopiec był zamknięty w sobie, uzależniony od najstarszego z braci i, jak się później okazało, od Charlie. Może i dobrze, rudowłosa dziewczyna jedynie go trochę odstresuje.

Piegowaty chłopak już dawno zauważył, że Cas się przy nim... Peszy? Wstydzi? Rumieni? Tylko czemu? Nie rozumiał tego, może w jakiś sposób onieśmielał go swoim zachowaniem, może bał się, że go w jakiś sposób ośmieszy przed ludźmi, ale Deanowi to nawet przez myśl nie przeszło. Po jakimś czasie przyzwyczaił się do takiego zachowania czarnowłosego chłopaka. Zazwyczaj Dean zaczepiał go zwykłym„cześć", „jak się masz?" zanim przechodził do „to co było zadane?". Nie znał go za dobrze, ale gdzieś w środku miał chęć poznać tego nieśmiałego chłopca. Dlatego też gdy usłyszał, że ciocia Ellen organizuje biwak, postanowił go zaprosić.

W ciągu lekcji nie mógł złapać Casa, miał wrażenie, że chłopak go unika, ale w końcu znalazł go stojącego z rodzeństwem i Charlie. Od razu zauważył małą, rudą dziewczynkę przyciśniętą do biodra 11-nastolatka i patrzącą na niego wielkimi oczami, jakby zobaczyła coś, czego nie spodziewała się zobaczyć. Zwrócił też uwagę na barwę oczek tej małej, identyczny błękit jak u Casa. Przypominała mu też trochę Sammy'ego, możliwe, że byli w podobnym wieku.

Samo zaproszenie nie było problemem, ale potem gdy Dean wracał do domu myśli kłębiły mu się w głowie. Zastanawiał się czy Cas dobrze będzie się czuł u niego. Niby będzie Charlie, chyba jego najlepsza przyjaciółka, ale będą też inne dzieciaki, nie chciał, by chłopiec czuł się odepchnięty. Będą zabawy, gry, jedzenie, może wujek Bobby przewiezie też niektórych Impalą. Mimo to czuł, że Cas mógłby w jakiś sposób nie pasować do tej hałaśliwej dzieciarni.

Takie myśli nie odstępowały Deana aż do soboty, dnia, w którym biwak miał się odbyć. Ciocia Ellen przygotowała jedzenie, Bobby pomógł rozpalić grilla i nawet rodzice Charlie przyszli, by pomóc wszystko rozłożyć. Koc pod drzewami, jednorazowe kubki i talerzyki przy stoliczku, twistera, tarcze do rzutek i inne zabawy. Dean nie mógł się doczekać. Sammy i mała Jo, która miała już trzy latka, we wszystkim uczestniczyli obserwując, co robią dorośli i jak Dean im pomaga. Teraz chłopak żałował, że nie poprosił Casa, by przyprowadził młodszą siostrę. Oczywiście nie chciał zapraszać bliźniaków, nie chciał cioci robić aż takiego problemu, bo nie było wiadome, co im przyjdzie do głowy, ale ta mała czarnowłosa dziewczynka może jakoś zakolegowałaby się z bratem i siostrą przyrodnią.

Dzieciaki zaczęły się schodzić. Troy i Carl przyszli jako pierwsi, potem Dave, Lara, Martin, Cole, Megan, Ruby, Kevin, Gary, Nick i Claire dołączyli do nich. Dean jednak wypatrywał dwóch ostatnich dzieciaków, które zaprosił. Zaczął się bawić ze swoimi ulubionymi kolegami i koleżankami, ale co jakiś czas zerkał na furtkę, czy może nie stanęli w nich Castiel i Charlie.

Przyszli spóźnieni jakieś 20 minut. Dean od razu zauważył coś, nad czym musiał się chwilę zastanowić. Cas szedł za Charlie jakby się czegoś obawiał, niemal deptał jej po piętach na każdym kroku. Gdzie była rudowłosa, tam i niebieskooki. Dean poszedł napić się lemoniady, by lepiej mu się przyjrzeć. Chłopiec miał dżinsowe spodenki i bordową bluzkę. Przynajmniej jak się ubrudzi, to nie będzie tego widać. Odstawił kubek z napojem i pobiegł do nowo przybyłych.

- Cześć - powiedział zaskakując ich, a przynajmniej Casa. Tu było za dużo tych dzieciaków, za dużo tych, co go w szkole obgadują i gdyby nie było Gabriela, podkładaliby mu nogi, wysypywali śmietnik na głowę i Bóg jeden wie co jeszcze. Dlatego gdy tylko tu przyszedł trzymał się Charlie, swojej przyjaciółki, by w razie jakiegoś ciosu uchroniła go. W sumie dziewczyna była równie chuda co on, ale na pewno dwa razy silniejsza i pewniejsza siebie od niego.

- Hej Dean - odpowiedziała grzecznie Charlie i walnęła go pięścią w ramię. - Już coś rozwaliliście czy czekacie na nas? - zapytała zgryźliwie, na co Dean zmrużył oczy, a ona pokazała mu język.

- Cześć Cas - Dean nie chciał zapomnieć o niebieskookim chłopaku stojącym nieco z tyłu.

- Hej - odpowiedział Castiel starając się nieco rozluźnić i uśmiechnąć, co chyba się udało, bo i piegowaty chłopak odpowiedział tym samym. Po tym podeszli do stoliczka, gdzie stały kubki i zimne napoje. Cas zauważył mężczyznę z wąsem i czapką z daszkiem na głowie, który siedział przy grillu i pilnował mięsa co jakiś czas przerzucając steki na drugą stronę. Na kolanach siedziała mu mała dziewczynka o złocistych włosach. Niedaleko niego krzątała się kobieta w sukience sprawdzając, czy są jeszcze napoje i przekąski na stoliku i czy mała nie przeszkadza temu panu. Kolejną rzeczą, jaką wpadła w oczy Casowi był ciemnowłosy chłopiec, który podbiegł nagle do Deana i objął go w pasie. Mały miał nieco dłuższe włosy, ale miał identyczne oczy co Winchester, więc to musiał być jego brat.

- Sammy, przywitaj się - ukucnął Dean przy bracie i uśmiechnął się do niego. Cas również ukucnął i Charlie. Chłopczyk spojrzał najpierw na Castiela, a potem na Charlie.

- Charlie - powiedział w stronę dziewczyny, która podała mu rękę i się z nim przywitała. Chłopczyk musiał być w wieku Anny, może nieco starszy, ale kim była ta mała blondyneczka siedząca u tego pana? Nie wydawało się, by była podobna do Deana czy chociażby tego Sammy'ego, jak nazwał go chłopiec.

Dean zaprosił Casa i Charlie wgłąb placu, gdzie dzieciaki już się bawiły i rozrabiały. Cas czuł się naprawdę nieswojo, był pewien, że ktoś zaraz mu coś zrobi, ale przez następne pół godziny nic się nie stało. Postanowił mimo wszystko trzymać się na uboczu. Owszem, bawił się, ale nie wybiegał na przód, nie rwał się do gry w zbijanego, w której i tak zbili go jako pierwszego i siedział na ławce.

- Co tak siedzisz, źle się czujesz? - Cas usłyszał nagle damski, spokojny, bardzo opiekuńczy głos nad sobą. Wystraszył się, podskoczył i spojrzał na kobietę. To była ta sama pani w sukience, która podchodziła do stolików i zabawiała małą dziewczynkę. Usiadła obok niego.

- Emm... - przełknął naprawdę zmieszany. - Nie, wszystko okej, tylko już odpadłem z gry -powiedział wskazując palcem w stronę dzieciaków, które rzucały w siebie piłką i uciekały. Jemu się nie udało. Meg z całej siły przyłożyła mu w plecy, aż kilka osób się zaśmiało, na szczęście Cas nie zrobił z siebie większego pośmiewiska i nie przewrócił się. Mimo wszystko trochę głupio, bo odpadł jako pierwszy i pewnie sporo sobie tutaj posiedzi. Charlie była zwinna, więc dzieciaki, które odpadną niedługo nie usiądą obok niego i tak został skazany na przynajmniej pół godziny samotności.

Siedział i przyglądał się wszystkim, w tym oczywiście Deanowi, bo chłopak rzucał bardzo celnie i mocno. Gdy w niego celowano, łapał piłkę i szybko ją odrzucał nie dając uciec przeciwnikowi. Wtedy właśnie przerwano jego zamyślenie.

- Ach, ty musisz być Castiel, Dean opowiadał o tobie - odezwała się kobieta, aż Cas drgnął czując się nieswojo. Co Dean mógł opowiadać tej pani o nim? - Jestem jego ciocią, mów mi Ellen - wyciągnęła do niego rękę, co chłopaka speszyło, ale żeby nie wyjść na jakiegoś dziwaka złapał ją i potrząsnął. - Mówił, że jesteś cichy i żeby w razie czego cię zagadać. Pewnie nie powinnam tego mówić - zaśmiała się. - Chcesz lemoniady? Albo coli? Przyjaźnisz się z Charlie? Ja i jej mama przyjaźnimy się od podstawówki, to może i wasza przyjaźń tyle przetrwa - nagle podbiegła do nich ta mała blondyneczka.

- Mama - odezwała się swoim słodkim głosikiem, wyciągnęła łapki w górę prosząc, by wziąć ją na kolana. Miała na sobie żółtą sukieneczkę i trampki.

- Co Jo? Chcesz do mamusi? - mała podskoczyła potupując nóżkami i pani Ellen w końcu wzięła małą Jo na kolana. Ta spojrzała swoimi wielkimi oczkami na Castiela i uśmiechnęła się. Przypominała Annę, ale była bardziej śmiała i pulchniejsza. Wyciągnęła rączkę w stronę chłopca i złapała jego dwa palce, po tym zadowolona odwróciła głowę by patrzeć na dzieciaki bawiące się w zbijaka. - Jest zadziorna, mam nadzieję, że nie będzie tak niegrzeczna jak Dean, a pójdzie trochę w Sammy'ego - kobieta zaczęła opowiadać obejmując małą w pasie.Tak jak mama trzymała mnie, pomyślał Cas. Wtedy kolejny dzieciak odpadł z gry i usiadł z drugiej strony Ellen. Kobieta zaproponowała mu picie i powiedziała, by założył czapkę (to był chyba Kevin) i znów spojrzała na Castiela. - Ale pewnie da mi i Bobby'emu popalić. Bobby to mój mąż, ten w czapce z którą nigdy się nie rozstaje tak jak z butelką jego ulubionego piwa - zaśmiała się. Potem zaczęła opowiadać o tym, jak rozrabiała kiedyś z mamą Charlie, a Cas potakiwał i śmiał się cicho. Ta ciocia Deana była bardzo miła, zabawna i rozgadana.

Minął czas gry w zbijaka i Dean namówił wujka, by wystawił Impalę. Oczywiście chłopiec stanął przed całą zgrają łobuziaków i wyciągnął rękę przed siebie na znak „Stop".

- Ustawcie się w kolejce i ściągnijcie buty, to samochód mojego taty i chcę, by każdy wchodził po kolei. Kto nie chce, niech idzie na koc - oznajmił dzieciakom. Trochę zakuło go w środku gdy zobaczył, że Castiel odchodzi w stronę cienia i rozłożonego tam na trawie materiału. Przełknął ślinę i znów spojrzał na dzieciaki. - To po kolei - i tak zasiadał z każdym, on siadał za kierownicą, a ktoś obok niego. W końcu wpakowali się wszyscy ci, co chcieli do środka i Dean udawał, że prowadzi udając dźwięki silnika. Przy tym co jakiś czas krzyczał na kogoś, by czegoś nie dotykał. Włączyli muzykę, młody Winchester specjalnie wybrał płytę Black Sabbath, przez co połowa dzieciaków zakryła uszy krzycząc, że Dean nie ma gustu, ale i tak bawili się dalej.

Castiel za to z Claire i Nickiem siedzieli na kocu. Oboje zajęli się zabawą w monopol, a Cass patrzył na małą Jo, która chodziła za panią Ellen co jakiś czas przewracając się na pupę, na którą wciąż miała założonego pampersa. Tak minęło kolejne pół godziny. Potem nadszedł czas na jedzenie, Bobby rozdawał każdemu kawałek dobrze przygrillowanego mięsa, a Ellen i pani Bradbury usadzały dzieciaki przy stoliku. Cas nie za bardzo miał chęć na boczek i stek, który dostał, ale z grzeczności zjadł trochę. Siedział grzecznie obok Charlie. Nie zauważył Deana, który mu się przyglądał zastanawiając się, czemu nie chciał wsiąść do Impali.

Co było nie tak z Impalą,zastanawiał się piegowaty chłopiec, przecież ona jest piękna, ale jednak musiało być coś nie tak, skoro Cas nie chciał do niej wsiąść. To nie dawało mu spokoju przez cały czas jedzenia,gdy zajadał się idealnie zrobionym stekiem. Wujek Bobby uczył go, jak powinien jadać dobrze wyrośnięty, wychowany chłopak, a przynajmniej tak powtarzał, przy czym ciocia Ellen wybuchała śmiechem i wujek dostawał ścierką w ramię. Bardzo lubił relację cioci Ellen i wujka Boba, gdy jeszcze Jo zaczynała się śmiać i skakać. Ale teraz przypatrywał się Castielowi rozmyślając o tej impali, nie rozumiał chłopca.

Minęła kolejna zabawa, gdzie okazało się, że Castiel jest w niej całkiem dobry. Stawali w kolejce, brali rzutki w rękę i rzucali w tarczę zawieszoną na gwoździu na drzewie. Cas raz trafił w środek, aż nawet Meg przybiła mu piątkę (byli w tej samej drużynie). Chłopak był z siebie naprawdę dumny, to była ta z niewielu rzeczy, która mu wychodziła. W podskokach niemal pobiegł na koc by napić się lemoniady. Gdy reszta zaczęła się ganiać i Dean usiadł obok niego zdyszany i spocony, poczuł się nieswojo.

- Czemu z nami nie biegasz?- zapytał Dean popijając napój i starając się uspokoić oddech. Zerknął na niebieskookiego chłopca i uśmiechnął się do niego lekko.

- Wolę posiedzieć - odpowiedział Cas nieco speszony uciekając wzrokiem.

Zapadła dziwna, niezręczna cisza między chłopcami, gdzie ani jeden, ani drugi nie wiedział, jak z niej wybrnąć.

- Czemu nie chciałeś wsiąść do Impali? - zagaił w końcu Dean po dosyć dłuższej chwili. Cas rozejrzał się za Charlie, która, jak okazało się, właśnie została zawołana przez swoją mamę i o czymś do niej mówiła, bo dziewczyna cały czas zwinnie potakiwała. Dean jednak przyglądał się chłopcu, który siedział obok wyczekując odpowiedzi.

- Wydaje się ważna... Dla ciebie, nie chciałem nic popsuć - Cas spojrzał w zielone oczy Deana, czego nie planował. Od razu spuścił wzrok i poczuł pieczenie na policzkach. - A pewnie ktoś chciałby coś popsuć i pewnie poszłoby wszystko na mnie - wzruszył swoimi cherlawymi ramionami. To była prawda, te dzieciaki lubiły zwalać wiele rzeczy na niego.

Dean zaśmiał się pod nosem widząc reakcję chłopca, gdy spojrzeli sobie w oczy. Bawiło go to trochę, ale uważał Casa za słodkiego, uroczego, chociaż nikomu by się do tego nie przyznał. Wiele osób uznawał za uroczych, ale zazwyczaj były to małe dzieci jak Sammy, jak ta mała, co widział ostatnio przy nodze Castiela, jak Jo, ale nigdy nie nazwałby tak osoby w swoim wieku.

- Nic byś nie popsuł, a gdyby ktoś na ciebie zwalił winę, nie uwierzyłbym - przyznał nie spuszczając oczu z chłopca. - Kiedyś chciałabym jeździć tym samochodem i gdy w końcu to się uda, może pojedziemy gdzieś razem?

Castiel nie spodziewał się pierwszego zdania które padło z ust Deana, a co dopiero pytania. Zaskoczony znów uniósł wzrok i mimo, że lekko się rumienił przyjrzał się mu delikatnie przechylając głowę. Dean chciałby przewieść go samochodem? To dziwne, przecież nawet się nie znają, nie lubią, chyba.

- To był samochód mojego taty, uwielbiał go, wiesz? Siedział dużo w garażu grzebiąc pod maską, słuchał rocka i ja mu pomagałem podając narzędzia - pochwalił się piegowaty chłopiec wypinając dumnie pierś.

- Czemu był? - zapytał Castiel jakby automatycznie z dziecinnej ciekawości.

- Nie żyje - tym razem to Dean spuścił wzrok spoglądając na swoje dłonie.

W tym właśnie momencie Cas pożałował, że zapytał. Głupi on, co go to obchodzi? Wkłada nos w nie swoje sprawy, jak tak można? Nie wiedział, co ma zrobić, więc po prostu wyciągnął dłoń i dotknął ramienia Deana. Nie chciał, by chłopiec był smutny. Mimo głupoty, jaką palnął pytaniem, chciał to jakoś naprawić.

- Przykro mi - wyznał cicho Cas najszczerzej jak potrafił dotykając bardzo delikatnie piegowatego ramienia. Był gotów na wybuch, nie raz widział, jak Dean krzyczy, denerwuje się.

Jednak chłopiec zamiast się wkurzyć uniósł głowę uśmiechając się, jakby nie rozmawiali o śmierci rodzica.

- Nic się nie stało - chciał coś jeszcze dodać, ale wtedy Troy podbiegł do nich patrząc na Deana wyczekująco. Po tym blondyn spojrzał na Casa - idziesz się z nami bawić czy zostajesz? - zapytał naprawdę wesołym głosem, typowym dla siebie.

- Nie, idźcie, ja zostanę - i Dean go nie namawiał, jakby rozumiał. Kiwnął, puścił mu oczko (tak, by Troy nie zauważył) i pobiegli razem się bawić. Winchester złapał kogoś, krzyknął głośno „berek" i zaczął uciekać. Cas jedynie zaśmiał się cicho pod nosem zadowolony, że Dean się nie złościł. Trochę żałował, że przerwano im.

Nie miał jednak czasu rozmyślać o tym, bo Charlie przybiegła do niego, usiadła obok na kocu i zaczęła zagadywać o tym, że mama chyba pozwoli jej kupić kotka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro