Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34 - Zawiódł się

- Dean, puść - zaśmiał się Cas i znów rechotał w głos z całej piersi czując, jak palce blondyna wpijają się w jego żebra. Miał łaskotki i jego chłopak dobrze o tym wiedział, często wykorzystując ten fakt. - Proszę, bo nie... Nie mogę - próbował się wyrwać, ale na próżno, bo blondyn jedynie przyciągnął go bliżej i łaskotał dalej. Po chwili jednak przestał tylko po to, by móc go pocałować.

- Ależ ty jesteś wrażliwy na dotyk - zaśmiał się Dean w jego usta i dotknął nosem jego nosa. - Bardzo to lubię - przyznał szepcząc mu to na ucho, przez co brunet zachichotał znów cicho czując ciarki na całym ciele.

- Bardzo lubisz się nade mną znęcać - stwierdził i postarał się odsunąć.

Dean czując, co chłopak próbuje zrobić złapał go mocno za brzuch i przyciągnął do swojej piersi, że leżał do niego tyłem. Wtulił nos w jego szyję.

- Może trochę... Czasem... Ale bardzo rzadko - przyznał i pocałował go w kark.

Cas czując bliskość ukochanego przymknął oczy i uśmiechnął się. Uwielbiał jego ciepło, jego ramiona, jego zapach. Wszystko w Deanie było idealne, po prostu kochał go. Złapał jego dłoń w swoją i dotykał jej. Była większa od jego, dużo bardziej umięśniona, bardziej kanciasta, gdzie dłoń Castiela była smukła i mała, a palce miał bardzo kościste. Obaj jednak mieli ładne paznokcie, na co brunet zwracał uwagę. Dean miał piękne dłonie, uwielbiał je.

- Kocham cię - szepnął cicho i uśmiechnął się, gdy blondyn odpowiedział mu równie ciche "ja ciebie też" trochę stłumione przez jego włosy, bo chłopak właśnie trzymał w nich twarz. - Czy ty mnie wąchasz? - zaśmiał się nagle.

- A co, nie mogę? Przepięknie pachniesz - wybrzmiały słowa, na które Cas poczuł się dziwnie błogo.

Nagle zmarszczył brwi czując coś dziwnego pod palcami. Coś jakby obślizgłego, mokrego. Chciał otworzyć oczy, ale nie mógł, były jakby zaklejone, czuł na nich dziwny ucisk. Ramiona, które tak mocno go obejmowały zaczęły tracić na sile, a znane mu ciepło za nim gasło zastąpione obcym zimnem. Poczuł coś wiotkiego leżącego obok niego. Zadrżał i zrobiło mu się niedobrze na odór, jaki poczuł. W końcu udało mu się otworzyć oczy, ale od razu pożałował, że to zrobił. Siedział obok Deana, w kałuży krwi, którego oczy przyćmione były bielą, a skóra była blada, w niektórych miejscach fioletowo zielona. Na jego ramionach było pełno ran, z których czerwona ciecz wypływała litrami. Nagle oczy poruszyły się spoglądając na chłopaka.

Cas obudził się z krzykiem siadając do pionu i oddychając ciężko. Obudził wszystkich w domu, a Gabriel wpadł do jego pokoju jakby się paliło.

- Cas, do cholery, co się stało? - zapytał przerażony zastając brata siedzącego na łóżku i przerażonego.

Chłopak patrzył długo w jeden punkt, dopiero po chwili się ocknął i spojrzał na Gabe'a. Starał się złapać oddech i uspokoić, bo aktualnie czuł pulsowanie własnego serca w czaszce. Wciąż widział te oczy, poruszyły się, w tak obrzydliwie straszny sposób, że na samą myśl Casowi zrobiło się niedobrze. Nie mógł uwierzyć, że to wszystko było tak realistyczne, ten zapach, to zimno martwego ciała i ta twarz, jego wyobraźnia idealnie wykreowała Deana, przez co brunetowi chciało się płakać.

- N-nic, to tylko koszmar - oznajmił jedynie i skulił się.

Blondyn westchnął i usiadł na rogu łóżku. W drzwiach stała Anna, ojciec nie wrócił do domu, był na wyjeździe służbowym. Wpatrywała się w braci ze strachem w oczach, przeraził ją krzyk Castiela.

- Już trzeci raz w tym tygodniu - zauważył zmartwiony Gabriel i położył dłoń na ramieniu chłopaka. - Może serio powinieneś iść do lekarza? 

To był pomysł Chucka. Gdy zobaczył, w jakim stanie jest jego najmłodszy syn oznajmił, że może zafundować mu wizytę u psychologa. Cas odmówił wmawiając sobie, że nie jest świrem, na co oczywiście starszy chłopak chciał mu wytłumaczyć, że chodzą tam nie tylko nienormalni, ale też najzwyklejsi ludzie ze swoimi problemami. Brunet naprawdę chciał sam sobie poradzić z tym wszystkim.

- Nigdzie nie pójdę, Gabe - uparł się i położył znów. - Daje sobie radę, to tylko przejściowy etap - powiedział bardziej jakby do siebie, chcąc przekonać się, że to prawda. Mimo wszystko teraz nie był pewien, czy tak było.

Minęły cztery tygodnie, odkąd ten cały koszmar się zaczął. W życiu Castiela Novaka działo się ostatnio zbyt wiele i stał się starym sobą, zanim w ogóle Dean się nim zainteresował. Był cichy, rzadko się uśmiechał czy w ogóle łapał z kimś kontakt wzrokowy, a o odzywaniu się nie było mowy. Dzień w dzień starał się zapomnieć o istnieniu blondyna, nie było go, mógł zniknąć. Naprawdę pragnął pozbyć się wszelkich wspomnień, jednak sny nawiedzały go codziennie. Jedne były lepsze, pokazywały jedynie wspomnienia z związku z chłopakiem, a niektóre właśnie tak się kończyły.

Krzykiem.

Gabriel pokręcił głową z rezygnacją i wstał.

- Jakbyś czegoś potrzebował, to jestem w pokoju u Anny, nie zaśnie po tym sama - powiedział i biorąc małą za dłoń wyszedł z pokoju gasząc światło.

Castiel tej nocy już nie zasnął. Nawiedzał go obraz martwych oczu ukochanego. Czemu po prostu nie umiał go znienawidzić? Bardzo tego pragnął, chciał być wolny od tego, co teraz się z nim działo.

***

Z dnia na dzień było coraz ciężej, Dean nie radził sobie już z niczym. Nadchodził ten czas, że zaczynało do niego docierać, że bez czyjejś pomocy nie poradzi sobie. Powoli zaczął się przygotowywać psychicznie do powiedzenia wszystkiego cioci. Bał się tego, ale układał sobie w głowie jakieś logiczne wytłumaczenia, jednak... Tak naprawdę żadne nie było odpowiednie. Jak mógł wytłumaczyć to, że zaczął ćpać? Że zaczął się puszczać po to, by dostać narkotyk? Przecież Ellen kompletnie go skreśli. Jednak musiał jakoś to zrobić, musiał zawołać o pomoc. Zaczął też wagarować, nie pojawiał się w szkole tylko po to, by unikać Jeremy'ego. Chłopak szybko zauważył, co Winchester wyrabiał. Pewnego dnia właśnie z tego powodu mocno przyszpilił go do ściany i syknął mu w twarz.

- Jeśli próbujesz mnie spławić i myślisz, że ci się uda, to jesteś w błędzie. Mam dowody na to, że jesteś kurwą i bardzo szybko mogę je rozpowszechnić - puścił jego krtań, którą trzymał i odsunął się. - Nie próbuj kombinować, suko, bo zniszczę cię do końca - dodał i poszedł.

Dean oddychał niespokojnie trawiąc słowa starszego chłopaka. Gorzej już chyba być nie mogło. Zrozumiał, że jest w sytuacji bez wyjścia i teraz, gdy był już gotowy poprosić kogoś o pomoc, najzwyczajniej w świecie nie mógł. 

Zaczynał się bać.

Gdy nie brał narkotyków, świrował. Zaczynał mieć zwidy, halucynacje, czasem siedział w kącie pokoju i miał wrażenie, że coś go obserwuje. Jeszcze gorzej było, gdy dłużej nie brał narkotyku, wtedy widział, jak cienie w jego pokoju się poruszają. Był wtedy pewien, że umrze. Czasami słyszał krzyki w nocy, budził się z koszmarów, których przenigdy nie chciał śnić. Miał wrażenie, że na ulicach ludzie patrzą na niego i wiedzą, kim jest, co zrobił i bierze. Czasami był w obłędzie. 

Miał już dość wszystkiego i coraz częściej myślał o ucieczce z tego miasta. Mógłby się spakować i po prostu wyjechać, nie dając znać nic ani Samowi, ani... Cas w sumie nawet by się tym nie zainteresował, ba, pewnie nawet by się ucieszył, gdyby nie musiał go widywać codziennie, a niestety tak się działo. Codzienne mijanie się na korytarzu pogarszało tylko i wyłącznie stan psychiczny blondyna. Nie mógł na niego patrzeć ani też przejść obojętnie, to było najgorsze.

Może gdzieś tam znalazłby pomoc. 

Po zdarzeniu w szkole wrócił do domu czując, jak cały drżał z emocji. Pierwsze co zrobił, to w obłędzie poszedł do łazienki i złapał za żyletkę. Odsłonił swoją już bardzo poranioną rękę i znalazł jakieś wolne miejsce. Zaczął robić cięcie za cięciem zapominając o wszystkim wokół, był tylko on, ostrze i krew, która spływała do umywalki.

- C-co ty robisz, Dean? - usłyszał głos Sammy'ego, który stał i patrzył na jego ramię z szokiem w oczach. Jego dwunastoletni brat, który nie powinien wiedzieć, że istnieje coś takiego jak samookaleczanie wpatrywał się w rany, mnóstwo ran, strupów i w żyletkę, którą Dean trzymał w dłoni.

Nie zamknął drzwi, jak mógł zapomnieć o drzwiach. Nie miał pojęcia, jak zareagować. Złapał za ręcznik, którym nakrył rany i spojrzał na Sama w panice. Jakieś wytłumaczenie, powinien coś powiedzieć, że to nie jest tak jak myśli, że...

- Dean? Czemu sobie to robisz? - zapytał przejętym głosem i podszedł do brata, ale powoli, jakby się go bał, jakby obawiał się jego reakcji.

- T-to nie tak, ja... po prostu... - po prostu co? Niszczył siebie, swoje ciało i psychikę, lubił czuć ból. Jak wytłumaczyć coś takiego dwunastolatkowi?

- Powinieneś pogadać z ciocią - powiedział Sam wciąż patrząc na ręcznik, który teraz zaczął zabarwiać się na czerwono. Coś w tonie głosu młodszego brata i w jego oczach zaniepokoiło starszego Winchestera.

Jak bardzo Dean stracił w oczach Sammy'ego? Chłopczyk po prostu był w szoku i nie umiał do siebie dopuścić myśli, że jego brat tak naprawdę był niezrównoważony psychicznie. Postrzeganie blondyna zmieniło się i nagle młodszy zrozumiał, że jego brat cierpi. Nie był głupi, dobrze wiedział, co ten zrobił i robił nie wiadomo od jak dawna. Zobaczył tragedię, upadek własnego brata. Może i był młody, ale świadomość tego, że niektóre nastolatki to robią była dla niego czymś normalnym. W jego szkole kilka dziewczyn to robiło, ale dla popisu, by być fajnymi, jednak jego brat nie chciał być fajny, nie w ten sposób.

Nie przez cięcie się.

Poczuł coś, czego chyba nigdy wcześniej nie odczuwał i było to zbyt silne. Ból. Ból w środku, jakby między żebrami, serca, jednak nie odczuwał tego fizycznie, a psychicznie. Jego brat się kaleczył, miał problem i cierpiał, a on nic o tym nie wiedział. Myślał, że Dean mu ufa, że powie mu wszystko, że nigdy nie będzie niczego przed nim ukrywać. Zawiódł się.

- Jak mogłeś to zrobić? - rzucił nagle dwunastolatek z goryczą w głosie, co jedynie ścisnęło starszego za gardło. Nie umiał się odezwać, nie umiał nic powiedzieć. Nie był świadomy tego, co w tym momencie stało się w Samie, jak wielka zmiana w nim zaszła.

Chciał się ruszyć, jakoś go uspokoić, ale Sam wybiegł z łazienki i pobiegł do siebie zamykając drzwi z taką siłą, że tynk ze ścian prawie odpadł.

Dean usiadł na wannie i rozpłakał się. Teraz nawet Sammy go nienawidził.

***

Charlie miała plan, jednak potrzebowała do tego Gabriela i kamery.

- Kamery? O czym ty mówisz? - zapytał blondyn siedząc z nią w cukierni. Przyszła do niego by uzgodnić to, co ułożyła sobie w głowie, a on postawił jej kubek gorącego kakao i babeczki.

- Normalną kamerę, nie masz takiej?

Gabe parsknął.

- A skąd mam mieć? - zastanowił się chwilę. - Mam kumpla, który chyba ma to co potrzebujesz, więc powiedzmy, że załatwione. Jaki masz plan?

- Bardzo prosty...

Zaczęła mu dokładnie tłumaczyć co i jak po kolei zrobią. Nie miała tego nigdzie rozpisanego, nie potrzebowała, miała świetną pamięć. Wiedziała, że wszystko pójdzie po jej myśli.

- Najważniejsze jest to, by dowiedzieć się, co Dean ukrywa. Daje sobie głowę uciąć, że jest coś na rzeczy, tylko nie umiem rozgryźć co...

- I cię to irytuje, a zarazem kręci - zaśmiał się przyglądając się rudej. Nie znał nikogo z takim temperamentem jaki miała, przez to bardzo ją lubił. Gdyby nie była lesbiją, może nawet ubiegałby się o jej względy, mimo różnicy wieku. Ona wszystkich waliła na głowę, nawet jego. Pewnie nie byłoby to łatwe mieć za dziewczynę kogoś tak wybuchowego, zaborczego i upartego jak ona, ale on chyba chciałby sprostać temu wyzwaniu. 

- A żebyś wiedział - przerwała jego rozmyślania i upiła trochę kakao. Była w mieście już prawie tydzień, specjalnie na ten wyjazd poprosiła o zwolnienie z zajęć, co nie poszło gładko i postanowiła powęszyć. Traciła zajęcia dla tych idiotów tylko po to, by może jakoś uratować to, co było między nimi. Kibicowała im i aż nie chciało jej się wierzyć, że Dean tak po prostu zostawił Casa dla jakiegoś frajera, to po prostu było nie do przyjęcia. Wiedziała, czuła, że jest na to jakieś inne wyjaśnienie.

Martwiła się też o Deana. To co zobaczyła, gdy go spotkała przeraziło ją i była pewna, że nie było z nim dobrze. Nigdy nie widziała go w takim stanie, wyglądał jak trup, był blady, niewyspany i jeszcze ta ręka. Jak długo musiał to robić? W ogóle czemu to robił?

Chciała znać odpowiedź.

_____________________________

Z lekkim opóźnieniem dodaję kolejny rozdział. I jak wam się podoba? Mówcie do mnie!

(Zapraszam też do czytania drugiego ff, które piszę razem z @krushnicbae) 

Jak zawsze proszę o gwiazdki i komentarze, bardzo motywują do pisania ^^

Pozdrawiam i do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro