Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29 - Spadaj młody

Sześciogodzinna podróż była dla Castiela nie do wytrzymania. Nie potrafił się zdrzemnąć, a w środku wciąż go ściskało. Było coś nie tak, musiało coś się stać. Próbował zadzwonić jeszcze kilka razy, ale z każdym nieodebranym połączeniem tracił nadzieję na to, że to tylko przypadek. Że może Dean ma wyciszony telefon, że może go zgubił. 

Tak, tak na pewno było.

Czas w samochodzie dłużył mu się. Był jak galareta, jakby był przed jakimś ciężkim egzaminem, na który nic się nie uczył i wiedział, że spieprzy. Jednak to było dużo ważniejsze od jakiegoś egzaminu, tu chodziło o Deana. Dobrze pamiętał, jak wyglądała ich ostatnia rozmowa przez telefon. Dean mówił dziwnie, jakby niechętnie. Miał wrażenie, że chłopak chciał jak najszybciej skończyć tę rozmowę mówiąc, że słabo się dziś czuje. Myślał, że tak naprawdę jest, ale na drugi dzień już nie odebrał. 

Może naprawdę źle się czuł?

Gdyby coś się stało Deanowi, pani Singer by od razu do niego zadzwoniła, więc to musiało być coś innego. Obraził się? Może Cas powiedział coś nieświadomie co uraziło blondyna i dlatego nie daje znaku życia? Przeanalizował całą rozmowę i nie przypominał sobie, by powiedział coś złego. Tak naprawdę to on gadał, Dean prawie milczał, czasem odpowiadał na jego pytania. O co chodziło?

Myśli nie dawały mu spokoju aż do Kansas City, gdzie zatrzymali się pod domem i zaczęli wypakowywać rzeczy. Chłopak od razu chciał pobiec do Deana.

- Cas? Gdzie idziesz? - podszedł do niego Gabriel. - Wszystko okej? Przez całą podróż byłeś taki nieobecny - dodał zmartwiony.

Brunet westchnął.

- Dean się nie odzywa od wczoraj. Dzwoniłem do niego cały dzień i nic, nie odbiera - powiedział Cas, chciał już wychodzić.

- Cassie, dopiero wróciliśmy, jest czwarta nad ranem, podaruj mu teraz. Prześpij się, może miał wyłączony telefon - położył dłoń na ramieniu młodszego brata. - Potrzebujesz snu, odpocznij, za kilka godzin zobaczysz się z nim w szkole.

Brunet westchnął i w końcu skinął głową. Gabriel miał rację, powinien odpocząć, bo jeszcze pójdzie tam i zrobi z siebie idiotę, bo wyjdzie, że Dean po prostu nie miał czasu. Zrobiłby niepotrzebną awanturę, powinien się przespać. Tak też zrobił. Poszedł wziąć gorący prysznic, który odprężył jego ściśnięte z nerwów mięśnie i położył się spać. Długo nie mógł zasnąć rozmyślając o tym, co wydarzy się w szkole. Bał się tego, ale postarał się odetchnąć. Będzie dobrze, pomyślał i już niedługo odpłynął.

***

Nie było łatwo wstać z rana. Nie dość, że miał koszmar, przez który jego organizm ani trochę nie odpoczął, to jeszcze obudził się ze świadomością tego, co wydarzyło się zeszłego dnia. Złapał szybko za telefon z nadzieją, że Dean jednak się odezwał. Poczuł ból w klatce piersiowej gdy na ekranie nie zobaczył żadnej ikonki informującej o nieodebranym połączeniu czy wiadomości. Położył się i przetarł twarz. To już nie było normalne, naprawdę się martwił.

Niechętnie wstał z łóżka i zszedł na dół. Miał podkrążone oczy i poczochrane włosy, dużo bardziej niż zazwyczaj. Gabriel już przygotował jedzenie i właśnie robił kawę dla taty.

- Hej, jakoś tak niewyraźnie wyglądasz - zauważył Gabe podając kubek Chuckowi. - Siadaj, przyda ci się dobre śniadanie.

Cas nie skomentował, jedynie usiadł przy stole i zaczął grzebać w talerzu. Była jajecznica z boczkiem, bardzo dobra, bo jego brat był naprawdę świetnym kucharzem, ale nie miał ochoty jeść. Zjadł trochę by nie zrobić przykrości blondynowi i napił się herbaty. Musiał iść się ogarnąć.

- Co się dzieje? - zapytał Chuck, jednak nie doczekał się odpowiedzi ze strony Casa.

- Dean się nie odzywa, Cas się martwi. Na pewno wszystko jest okej - oświadczył Gabriel. Chciał coś jeszcze dodać, ale brunet wyszedł z kuchni.

Poszedł się wyszykować i już niedługo był gotowy, by iść do szkoły. Stresował się. Nie dość, że miał się stawić do nowej szkoły dwa tygodnie po rozpoczęciu, gdzie ludzie już pewnie zdążyli się trochę poznać, to jeszcze musiał sprawdzić, czy wszystko okej z Deanem. Złapał za plecak i wyszedł z domu. Poszedł na autobus, który zatrzymywał się idealnie pod jego liceum. W niecałe piętnaście minut był na miejscu, od razu poszedł na pierwsze zajęcia, czyli biologię. 

Lubił biologię.

Zawsze lubił ten przedmiot i był z niego dobry, ale nie mógł się na niczym skupić. W głowie wciąż krążyły mu różne myśli nie pozwalając mu się skupić na bieżącej lekcji. Na przerwie musiał znaleźć Deana, musiał z nim pogadać. Układał sobie co mu powie, gdy go spotka, cała wypowiedź składała się z trudnych pytań. Na początku chciał mu wykrzyczeć w twarz jak bardzo się martwił i odchodził od zmysłów przez to, że chłopak w ogóle się do niego nie odzywał. Końcem końców doszedł do wniosku, że to nie polepszy sytuacji i po prostu spokojnie zapyta się, co się stało. Musiał zachować spokój, przecież tylko wczoraj nie odbierał.

Nie, nie mógł zachować spokoju.

Od dobrych kilku dni było nie tak i Castiel to wyczuwał. Musiał się dowiedzieć, co było tego przyczyną.

- Novak - odezwał się nauczyciel. - Powiedz mi coś o tkankach.

Cas skrzywił się słysząc pytanie, które wyrwało go z zamyślenia. To nie tak, że nie wiedział, po prostu to nie był jego dzień. Wstał i westchnął.

- Tkanka to zespół komórek o wspólnym pochodzeniu, podobnej budowie i funkcjach - zaczął mówić. - Dzieli się ona na tkankę nabłonkową, łączną, mięśniową i nerwową.

- Świetnie, możesz usiąść - powiedział nauczyciel i Cas z ulgą klapnął na krzesło. Znów pogrążył się w myślach. Różne pomysły przychodziły mu do głowy. A co jak Deana nie ma w szkole i powinien iść do niego? Może naprawdę coś się stało i jego ciocia po prostu nie zdążyła do niego zadzwonić? Tak bardzo się zamyślił, że podskoczył na dźwięk dzwonka na przerwę. 

Gdy wyszedł na korytarz zalała go fala zimnego potu. Bał się ruszyć w jakimkolwiek kierunku. W końcu odetchnął i zaczął iść. Rozglądał się w poszukiwaniu swojego ukochanego, gdy nagle zobaczył coś, co sprawiło, że nogi prawie się pod nim ugięły.

Dean stał przy szafkach objęty przez jakiegoś wysokiego chłopaka. Był wyższy od niego, miał krótkie czarne włosy i tatuaże na rękach. Rozmawiał ze swoimi kolegami, a Deana gładził po bokach. Castielowi zawirowało w głowie, miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. To był chyba jakiś sen, koszmar, jakiś głupi żart stworzony przez jego mózg. Ruszył szybko przed siebie czując nagły przypływ złości. To nie mogło być prawdą, to musiało mieć jakieś logiczne wytłumaczenie. Przepchnął się przez znajomych tego chłopaka i stanął przed Deanem.

- Co ty wyprawiasz? - niemalże krzyknął czując, jak głos ugrzązł mu w gardle, przez co zaschło mu w ustach. 

Blondyn lekko się wyprostował i spojrzał na Castiela. Miał trochę powolne ruchy.

- Cas? Czego chcesz? - brunet miał wrażenie, że chyba się przesłyszał, co tu się działo?

- Kto to? - zapytał ten wysoki chłopak, który dotykał jego ukochanego.

Dean spojrzał w górę z dziwnym uczuciem i uśmiechnął się.

- Spokojnie, Jeremy, to mój były chłopak - spojrzał z pogardą na Novaka. - Nikt ważny.

- Że co? - zapytał brunet zachrypnięty z emocji i nagłej paniki, jaka go ogarnęła.

- To co słyszysz, młody. Spadaj - odezwał się Jeremy i przyciągnął do siebie blondyna. Dean uśmiechnął się i zarzucił mu ramiona na szyję i mocno pocałował.

Cas stał przez moment z otwartymi ustami patrząc na to. Co? Czy on nazwał go właśnie "byłym chłopakiem"? "Nikim ważnym"?

Byłym.

Brunet odsunął się kręcąc głową. To się nie działo, nie mogło się dziać. Dean nie mógł tego zrobić, nie zdradził go, nie zostawił, nie odszedł. Zarzekał się, że go kocha, że będzie przy nim. To oni byli razem, szczęśliwi. To on go dotykał, jego, nie tego wysokiego chłopaka. Miał wrażenie, jakby zapadał się pod ziemię, a jego życie traciło kolory. Poczuł za plecami zimną ścianę i wciąż patrzył na nich. Jeremy właśnie wpychał Deanowi język w gardło, a Casowi ten obraz wrył się mocno w pamięć. Nie był świadomy, że płacze. Dopiero, gdy usłyszał własny szloch wyrywający się z jego piersi, ocknął się i ruszył biegiem do wyjścia ze szkoły. Kilka razy wpadł na kogoś. Nie znał nikogo, nie obchodzili go ci ludzie. Słyszał ciszę, piszczało mu w uszach, jakby ktoś wyłączył dźwięk po to, by mógł jeszcze mocniej odczuć rozrywające mu się serce na strzępy. 

Zatrzymał się dopiero przy parkingu. Usiadł na ziemi i zaczął głośno łkać. Nie miał nawet do kogo zadzwonić, do kogo się odezwać. Charlie była w innym mieście w liceum, mieszkała w internacie, a Gabe był...

Gabriel.

Wstał i resztką sił ruszył w stronę cukierni, w której pracował jego starszy brat. Dotarł tam w niecałe dziesięć minut i wpadł do środka. Gabriela nie było na sklepie. Podszedł do lady i spojrzał na dziewczynę.

- W czym mogę pomóc, Cas? - zapytała. Znała go, w końcu to był brat jej kolegi z pracy.

- Możesz zawołać mojego brata? - zapytał. Dziewczyna weszła na moment za zaplecze i po chwili wróciła z Gabrielem. Gdy blondyn zobaczył Castiela od razu wiedział, że coś się stało. Poprosił koleżankę, by została tu, a on poszedł z niebieskookim na górę, gdzie były miejsca na tarasie. Usiadł przy jednym ze stolików i spojrzał na Casa.

- Co odwalił? - zapytał od razu. Wiedział, że chodziło o Deana.

Brunet skulił się jak kulka, a Gabe'a aż zabolało w piersi. Wrócił stary Castiel, nie widział go takiego od dwóch miesięcy. Zrobiło mu się go żal i miał chęć udusić własnymi rękami Winchestera, ale najpierw musiał się dowiedzieć, co się wydarzyło.

- O-on... Mnie zdradził - powiedział i załkał głośno, aż przeszły go spazmy. Schował twarz w dłoniach i płakał nie mogąc już złapać tchu. Złamał się, cały ból jaki odczuwał właśnie wypełzł z niego, a on już nie umiał go udźwignąć.

Gabriel wstał i ukucnął przed nim. Złapał go mocno za ramiona.

- Kurwa, zabiję go, Cas. Powiedz mi, co zrobił, skąd wiesz? Napisał ci to? - dopytywał. Gładził jego ramiona starając się jakoś go uspokoić, ale na darmo, dzieciak był w rozsypce. Cały drżał i ledwo łapał oddech. Spojrzał przez łzy na brata i pokręcił głową.

- W-widziałem go... z n-nim - odetchnął, by móc cokolwiek powiedzieć. - T-ten chłopak go d-dotykał, obejmował, a potem... - zacisnął powieki, z których wypłynęło kilka gorzkich łez. - Pocałował... Na moich o-oczach.

Gabriela aż ścisnęło ze złości w środku. Po cholerę zaufał temu gnojowi?

- Gdy p-podszedłem do niego, nazwał mnie... Byłym - to było za wiele. Był nieważny, był nikim dla Deana, pewnie od początku był nikim. Znów zaczął się zanosić płaczem.

- Co za skurwiel! - krzyknął czując, jak się w nim gotuje. - Nic tylko powiesić go za jaja...

- Gabe... - Cas zwrócił mu mimo wszystko uwagę.

- Ale taka prawda. Chuj wykorzystał cię, a gdy nie było cię dwa tygodnie, zdradził i znalazł jakiegoś frajera. Starszy? Pewnie jego dupa bolała - warknął. Cas słuchał tego i krzywił się. Nie pomagało, ale w sumie Gabe powiedział wszystko, czego on nie miał odwagi nawet pomyśleć. Nienawidził Deana, ale... To wciąż był Dean.  - Nie pozwolę na to, Cas. Dostanie za swoje.

- Nie... Gabe, proszę - powiedział i pociągnął nosem. - To... Nasza sprawa. Nie wtrącaj się.

- Ale...

- Proszę - zmierzył go bezsilnym wzrokiem.

Gabe nie chciał się kłócić, poza tym jego brat naprawdę chyba nie miał ochoty tego roztrząsać.

- Okej. Ale jak coś zawsze tu jestem.

Po tych słowach brunet zrobił coś, czego Gabe się nie spodziewał. Pochylił się do przodu i wtulił w niego szukając oparcia. Znów załkał, jednak tym razem ciszej, z większym bólem, jakby już nie miał siły na więcej. Wisiał na nim całym swoim ciężarem, a Gabriel mógł go jedynie objąć i czekać, aż się uspokoi. Trochę go rozumiał, w sumie... Rozumiał go doskonale. On też został zdradzony i wiedział, co to za uczucie. Jednak była jedna różnica. On sobie poradził, bo ma silny charakter, a ten dzieciak nie zasługiwał na to cierpienie.

Nie rozumiał czemu nie kazał zakończyć tego Casowi na samym początku. Nie ufał temu całemu Winchesterowi i właśnie pokazał, że Gabriel miał rację. Był parszywą świnią, która wzięła od Casa to co najlepsze i uciekła zostawiając go znów kruchego i bezsilnego. 

Gdy w końcu chociaż trochę brunet się uspokoił, Gabriel wstał.

- Pójdę zrobić ci kakao i przyniosę ci pączka, okej? - zapytał. Cas Jedynie pokiwał mu głową nie mając siły się odezwać. Nie minęły trzy minuty, a Gabriel wrócił z dużym kubkiem kakaa i talerzykiem pełnym pączków.

Młodszy Novak złapał za kubek gorącego kakaa i ogrzewał sobie dłonie. Zrobiło mu się zimno, negatywne emocje sprawiły, że miał chęć tylko okryć się ciepłym kocem i zasnąć, jednak był poza domem i nie mógł tego teraz zrobić. Wciąż chciało mu się płakać, miał wrażenie, jakby część jego została mu wyrwana, a rana po tym piekła żywym ogniem. Nie miał już nic, wszystko co miał, czyli Dean, miłość jego życia, któremu oddał serce zanim był tego świadomy zniknęła, raniąc go jak nikt wcześniej.

Raniąc tak, że chciał umrzeć.

________________________________

Pewnie większość z was domyśliła się o co chodziło z Deanem.

Teraz zacznie się chyba najcięższa część w tym ff, będzie dużo cierpienia i bólu i płaczu, ale nikt nie mówił, że będzie kolorowo.

Jak zawsze prośba o gwiazdki i komentarze, bo kurcze naprawdę to motywuje do pisania, gdy widzę, że mam dla kogo pisać.

Pozdrawiam i do szybkiego zobaczenia xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro