Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22 - Muszę was wyprosić

Castiel jako ostatni wyszedł z sali i przysiadł na ławce, by odetchnąć. Już prawie nikogo nie było, tylko Dean i Charlie stali nieopodal czekając na bruneta. Gdy tylko go zauważyli podeszli. Blondyn ukucnął przed nim.

- I jak? Jak Ci poszło? - zapytał starając sie zajrzeć mu w oczy.

Cas uniósł głowę i spojrzał na chłopaka.

- Nie wiem, chyba w porządku - przyznał i wzruszył ramionami. - Tylko mi słabo.

Dean westchnął, pochylił chłopakowi głowę między nogi i spojrzał na rudą.

- To ze stresu, ale po co sie denerwujesz? Przecież wiesz, ze dobrze Ci pójdzie, ze dasz sobie radę - parsknął.

Gdy brunet poczuł się lepiej, wstali i w trójkę postanowili wyjść w końcu ze szkoły. To był ten najważniejszy, sądny dzień. Wszystkie egzaminy zostały napisane, teraz tylko czekali na wyniki. Dean czuł, że nie miał się czym denerwować, gdyż miał najlepszego korepetytora pod słońcem, a koloru jego oczu same niebo i gwiazdy mogły mu zazdrościć. Miał szczęście, bo dobrze trafił. Jak to mówili, dobry i oryginalny egzemplarz. Od ich drugiej randki minęły dwa tygodnie i wszystko się układało. Miał wrażenie, ze nic się nie zmieniło od momentu, gdy zaczął się spotykać z Casem.

Tak, spotykali się.

Nie bał się do tego przyznać, tak samo jak tego, ze Cas mu się podobał. To już zaczynało być normalne, on i Castiel. Jak starzy przyjaciele, którzy dobrze się znali, tylko teraz widywali się dużo częściej, a ich relacja stała się bliższa i bardziej intymna. Pocałunki, ciepłe słówka i tulenie było na porządku dziennym. O dziwo Deanowi przychodziło to z wielką łatwością i z równie wielką przyjemnością. Nie mógł uwierzyć, że właściwie to robi. Myślał, że nie jest zdolny do okazywania uczuć i przywiązania, a jednak. Może miał wcześniej Lise, ale to w ogóle nie było to samo.

Lisa była zimna.

Dean myślał, że ją kocha, że łączy ich coś wyjątkowego. Teraz dopiero dotarło do niego, że się mylił. To była po prostu chęć odczuwania miłości i przynależności. On chciał, ba, pragnął, by ktoś go pokochał, dlatego oddawał całego siebie myśląc, że tak powinno być, gdzie w rzeczywistości był bardzo nieszczęśliwy.

Jakieś uczucie łączyło go z tą dziewczyną, ale na pewno nie była to miłość. Teraz gdy szedł obok Casa nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek czuł coś takiego będąc obok Lisy. Ten chłopak po prostu go rozczulał i sprawiał, że chciał go schować do kieszeni i chronić przed całym złem tego świata. To zachowanie, nawet takie myślenie nie było w naturze Deana, dlatego cała ta sytuacja zadziwiała go i nie potrafił się do niej przyzwyczaić.

Oczywiście nic nie robił publicznie. Jakąś tam reputację miał, więc musiał ze wszystkim uważać. Wystarczyła mu już widownia, jaką była Charlie, a ona bywała nieznośna. Kochał ją jak siostrę, ale czasem wytrzymanie z nią graniczyło z cudem. Dziwnym było się dowiedzieć, że ona kibicowała im od początku, że ona od dawna widziała tę chemię między nim a Casem. On po prostu był ślepy.

- To co teraz robimy? - zapytał i zerknął najpierw na zegarek, a potem z lekkim uśmiechem na Casa.

Chłopak odwzajemnił delikatnie ten uśmiech i uciekł wzrokiem. Charlie jedynie cicho zarechotała.

- Może na pizzę? - zapytała nagle dziewczyna patrząc na przyjaciół. Jeden pożerał drugiego wzrokiem, na co ten drugi oczywiście wpatrywał się w chodnik i czerwienił jak burak. Cały Cas, pomyślała.

Dean kiwnął głową zgadzając się na ten pomysł.

- A ty Cas? Idziesz? - zapytał.

Brunet spojrzał na Winchestera trochę jakby rozmarzonymi oczami. Nie chciał dociekać, co sprawiało, że ten chłopak w ten sposób na niego patrzył niemalże od zawsze.

- Dla mnie super pomysł - oznajmił Castiel.

Spacerkiem ruszyli w stronę ich ulubionej pizzerii. Dean kiedyś chodził tam z kumplami, ale od bardzo dawna nie miał z nimi kontaktu. Nie należeli oni do jego najlepszych przyjaciół, a gdyby teraz wspomniał Carlowi o nim i Casie, wyśmiałby ich, wyzwał i podpowiedział całej szkole, że dwóch facetów jest razem. Ale to nie byle jakich facetów, największa fajtłapa i jeden z najbardziej wyrywanych chłopaków w szkole. Dean widział już teraz przed oczami wyraz twarzy, z jakim Carl by to mówił.

Odetchnął w duchu i zerknął na Casa.

Nie czas teraz myśleć o tym, co by się stało, gdyby ktoś ze szkoły się dowiedział. Niby już ją skończyli, ale każdy pochodzi z tego samego miasta, a wieść o parze homoseksualnej rozniosłaby się bardzo szybko.

Jednak teraz widząc profil chłopaka, który szedł obok niego i gadał z Charlie o Gwiezdnych Wojnach, wiedział, że miał gdzieś co powiedzieliby o nich ludzie.

- Coś mam na twarzy? - usłyszał nagle głos i ujrzał skierowane w jego stronę błękitne oczy.

Po chwili do Deana dotarł sens słów chłopaka i otrząsnął się.

- Nie, nie, spokojnie, jest super - uśmiechnął się. Stanęli właśnie przed pizzerią. Otwarł przed nimi drzwi i sam wszedł ostatni. Zajęli miejsce w kącie restauracji, daleko od ludzi i ciekawskich spojrzeń. - To co bierzemy?

Cas wziął menu do ręki i zaczął przeglądać. Ile czasu by nie minęło, a on wciąż nie potrafi się przyzwyczaić do tego, jak Dean na niego patrzy. Przy każdym spotkaniu z nim czerwieni się jak mała dziewczynka i nie potrafi nad tym zapanować. To było głupie, niedojrzałe zachowanie, a on i tak nagminnie to robił.

Czasem miewał w głowie myśli, że może Dean tylko się nabija albo go sprawdza. Może tylko się nim bawi, ale gdy tylko te obawy wyciągnęła z niego Charlie, wyśmiała go. Przecież on jest w ciebie wpatrzony jak głupi, ty ośle, to było jedyne, co od niej wtedy usłyszał. Zawsze potrafiła go pocieszyć. Podobnie było z Gabrielem. Ten też mówił mu, że nie ma szans na żadną nieszczerość ze strony Deana, ale Gabe mówił to już z mniejszą pewnością niż rudowłosa. Cas to rozumiał, bardziej się martwił i sam jeszcze nie do końca ufał Winchesterowi.

Spojrzał na blondyna znad karty i uśmiechnął się do siebie. To było bardzo miłe uczucie czuć na sobie jego wzrok. Uczucie bardzo ściskające mu żołądek. Wrócił do czytania dań, gdy Dean na niego spojrzał, ale uśmiech wciąż nie schodził mu z ust. 

- Chciałbym najzwyklejszą pepperoni - oznajmił w końcu.

Zamówili jedną dużą pizzę. Dostali po szklance coli i siedzieli czekając na jedzenie. 

- Cas, co miałeś w zadaniu 4? - zapytała nagle Charlie.

- B, a co? - zmarszczył brwi.

- Kurcze - zagryzła wargę, wyjęła mały notesik i wykreśliła coś.

Dean zajrzał do kartki.

- Co ty robisz? - zdziwił się.

Dziewczyna wywróciła oczami, zakryła kartkę, coś jeszcze dopisała i schowała notesik do kieszeni.

- Nic co powinno się obchodzić, piękny. Jestem głodna - oznajmiła w końcu zerkając na chłopców. - Mogliby się pospieszyć.

- Ta już zaczyna marudzić - zaczął ją przedrzeźniać Dean.

Cas zaśmiał się cicho pod nosem. Bawiły go te gierki Charlie i Deana, zachowywali się czasem jak dzieci. On sam nie za bardzo potrafił się w taki sposób zachowywać, mógł jedynie patrzeć.

W tym momencie akurat musiał spojrzeć nad głową blondyna. Na moment zakrztusił się powietrzem. Dean po chwili również odwrócił głowę w stronę, w którą patrzył brunet. 

- Cholera - syknął i skulił się. Nie miał chęci teraz na konfrontacje z Lisą. Niestety, ona była tu z dzieckiem i tym Markiem. 

- Hej, może cię nie zauważyli - powiedziała cicho rudowłosa, jednak myliła się, gdyż Lisa właśnie wstała i ruszyła w ich kierunku.

Dean zacisnął usta w cienką linię i patrzył na Casa. Ten jednak patrzył na dziewczynę, która była coraz bliżej ich stolika.

- Nie macie gdzie przychodzić? - zapytała dziewczyna, na której głos Deanowi stanęły wszystkie włoski na karku.

Charlie wstała i spojrzała na brunetkę.

- Mogłabym zadać to samo pytanie. Nie wstydzisz się pokazywać ludziom po tym, co zrobiłaś? - zapytała rudowłosa mówiąc z największym jadem, na jaki było ją stać. Brzydziła się nią.

Lisa parsknęła i położyła dłoń na ramieniu Deana.

- Nie moja wina, że Deannie jest tak głupi i łatwowierny - niemalże od razu strzepnął jej dłoń ze swojego ramienia i spojrzał w górę. Wspomnienia wróciły, jednak nie chciał im się teraz poddać.

- Czy mogłabyś odejść i dać mu spokój? - odezwała się znów ruda.

- A co, on stracił język w gębie, że za niego gadasz? - zaśmiała się. - Brak mu jaj, żeby mi się postawił, dlatego stawia przede mną swoją przyjaciółkę? Większa z niego baba niż ciebie...

Nie zdążyła dokończyć. Charlie mocno pociągnęła ją za włosy, aż tamta się zgięła w pół i krzyknęła głośno. Dean wstał i zaczął odciągać rudowłosą, Mark zrobił to samo z Lisą. Obie mocno się trzymały, zdążyły zacząć się szarpać, wbijać paznokcie i ciągnąć za włosy. Charlie w końcu machnęła nogą i kopnęła brunetkę w piszczel, na co wszyscy usłyszeli pisk i obie się puściły. Dean aż upadł na ziemie z Charlie.

- Czyś ty zgłupiała? Masz kuratora, a wszczynasz się jeszcze w bójki? - usłyszeli głos Marka, który wstawał razem z Lisą z podłogi i ciągnął do stolika, gdzie zostawił gotówkę i pociągnął wózek z płaczącym dzieckiem na dwór. W restauracji nastała cisza.

Dean z pomocą Charlie wstał z podłogi, jednak stanął na równi z mężczyzną przed nim.

- Niestety muszę was wyprosić - oznajmił grzecznie, lecz stanowczo kelner.

- Przecież nic nie zrobiliśmy.

- Albo wyjdziecie, albo zadzwonię po policję - powiedział ciszej. Dean skrzywił się, kiwnął głową i spojrzał na Charlie i Casa.

- Okej, chodźmy - wręczył kelnerowi drobny napiwek i jako ostatni ruszył w stronę drzwi. Gdy wyszli z pizzerii zaczęli się głośno śmiać. To była ich pierwsza taka sytuacja, żeby zostali skądkolwiek wyproszeni, a z emocji, jakie odczuwali, po prostu potrzebowali się rozluźnić. Śmiech był najlepszym na to sposobem. 

Dean nie chciał myśleć o słowach Lisy, które oczywiście były prawdą. Nie chciał z nią rozmawiać, nie chciał na nią patrzeć. Nie był jeszcze na to gotowy, rany wciąż były świeże, potrzebowały czasu, a ona... Nie był pewien, czego ona oczekiwała. Był wściekły na siebie, że mimo wszystko nie zareagował, może gdyby wstał, gdyby kazał jej się odpieprzyć, dalej siedzieliby w restauracji i czekali na pyszną pizzę, którą swoją drogą już dawno obiecał Castielowi, ale tak nie było. Musiał stchórzyć i spieprzyć, jak zawsze. 

Ruszyli w stronę szkoły. Bał się, że Cas pomyślał o nim to samo, co on o sobie. Baba, tchórz, idiota. Jaki z niego facet, skoro musi go bronić kobieta? 

- Widzieliście minę Lisy, gdy ją szarpnęłam za włosy? - zaśmiała się Charls dumna z tego, co zrobiła. - To było piękne. I na końcu ten jęk, gdy ją kopnęłam, no po prostu wisienka na torcie - wyszczerzyła się. - Warto było.

- Teraz będę się bać do ciebie podejść, żebyś mi oka nie podbiła - zaśmiał się Dean.

- Żebym ja ci czegoś innego nie podbiła, wtedy byś sobie tak wesoło nie szedł - puściła mu oczko, na co Dean parsknął i pokręcił głową.

***

Resztę dnia spędzili siedząc w parku i zajadając się lodami. Zaczęły się wakacje, więc czekały ich dwa miesiące wolnego. Idealnie, by spędzić ze sobą jak najwięcej czasu. Według Castiela nie mogło być lepiej, niż było teraz. Szczęście rozpierało go niemalże od środka za każdym razem, gdy tylko był obok Deana. 

Tego wieczoru, gdy już odprowadzili Charlie do domu, szli powoli w ciszy. Jak to ostatnio często się zdarzało, Dean złapał go dyskretnie za dłoń i splótł ich palce. 

- Mam do ciebie pytanie - odezwał się nagle blondyn.

- Słucham? 

- W ten weekend jest impreza na koniec roku u kumpla mojego kolegi, czy chciałbyś iść? - zapytał.

Castiela na moment zatkało i w końcu się uśmiechnął.

- Z tobą?

- No a z kim? Chyba ja ciebie pytam, to ze mną, co nie? - zaśmiał się lekko.

- No tak - przyznał brunet. - Jasne, chciałbym iść.

Dean zatrzymał się i spojrzał mu w oczy.

- Dean, ale nie boisz się, że ktoś nas... Zobaczy i ogarnie, że my... Coś...

- Że się spotykamy? - zapytał wprost.

Cas kiwnął głową.

- Co im do tego? Niech myślą sobie co chcą, ich zdanie mnie nie interesuje - powiedział, chcąc samemu w to uwierzyć.

_____________________

W końcu udało mi się skończyć ten rozdział. Wiem, że słaby, pewnie nie na to liczyliście, ale postaram się by kolejny był lepszy. 

Gwiazdki i komentarze mile widziane.

Pozdrawiam xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro