Rozdział 18 - Nie ma się nad czym zastanawiać
Dean stresował się jak nigdy. Przygotował wszystko idealnie, ale i tak strach ściskał mu żołądek. Co jak co, ale pierwszy raz szedł na taką randkę. Oczywiście nie pierwszy raz miał się z kimś spotkać, ale nigdy wcześniej nie było dla niego to tak ważne. To był przecież Cas, chłopak który był jego najlepszym przyjacielem, jako jedyny wiedział, co się działo z blondynem. Tylko on miał pojęcie o tym, że Dean okaleczał się. Wcześniej jeśli chodził na randki, to ta druga osoba leciała na niego i nie było czego się bać, wystarczyło bajerować, ale tutaj było inaczej. Castiel też mu się podobał i trochę go onieśmielał, czego nigdy nikomu się nie udawało. Brunet był pierwszy. Oczywiście kochał kiedyś Lisę, ale wtedy było inaczej, może dlatego, że ta dziewczyna nie miała pojęcia o wielu sprawach. O tym, jak czuł się Dean, jak cierpiał od dziecka i jak było mu ciężko pogodzić się z przeszłością.
Umył się, ubrał o dziwo schludnie jak na niego. Czarne spodnie, koszula jednolita w kolorze bordo, podwinięte rękawy do łokci i trampki. Włosy ułożył na żel układając je lekko na bok. Przejrzał się w lustrze i puścił do siebie oczko. Okej, nie było tak źle. Zerknął na swoje ramiona, które teraz były odkryte. Pod zegarkiem widniało kilka nowych ran, ale stare wszystkie oznaczały się tylko białymi kreskami. Przełknął. Jakby miał iść z kimś innym na randkę, założyłby bluzkę z długim rękawem, ale to był Cas, tu nie było czego ukrywać.
Złapał za róże i czekoladki, które leżały na stoliku w przedpokoju. Ellen zerknęła na niego z kuchni.
- Co to za szczęściara? - zapytała.
- Cas - oświadczył normalnie, a ciocia uniosła brew.
- Naprawdę? - zaśmiała się. - Nie wiedziałam, że ty i on... Ale w sumie mogłam się domyśleć, dzieciak jest w ciebie wpatrzony - stanęła w drzwiach kuchni. - Gdzie idziecie?
Dean uśmiechnął się lekko, a ciotka naprawdę cieszyła się widząc uśmiech na jego twarzy.
- Do kina, potem idziemy na kolację, zarezerwowałem stolik w mojej ulubionej knajpce...
- Nie lepiej przyjść tu i się najeść? - zapytała.
Blondyn spojrzał na nią.
- Ciociu, chcę z nim trochę pobyć... Sam - zagryzł wargę. Nie podejrzewał, że ciocia tak dobrze na to zareaguje.
- Dobra, uciekaj, bo twoja randka się pewnie niecierpliwi - puściła mu oczko, a Dean wyszedł z domu. Miał wszystko... Kwiaty, czekoladki, pieniądze na popcorn i kolację. Musi się udać.
Szedł powoli starając się jakoś odetchnąć, co za masakra. Pierwszy raz denerwował się spotkaniem ze swoim najlepszym przyjacielem. Zabawne, jak to wszystko między nimi się pozmieniało. Pamiętał przecież, jak jeszcze jako dzieci bawili się u niego na urodzinach, już wtedy Cas dziwnie się wobec niego zachowywał, już wtedy Dean miał wrażenie, że... Po prostu podoba się temu chłopcu. Potem okazało się, że się nie mylił. Potem ta cała Lisa, to wszystko, ta cała sytuacja sprawiła, że zbliżył się z brunetem i w końcu zrozumiał, że coś czuje do niego i teraz szedł z bukietem kwiatów do jego domu, by zabrać go na ich pierwszą randkę.
Miał nadzieję, że kwiaty mu się spodobają, kupił takie, jakie poleciła mu Charlie, ale i tak była ta obawa, że może nie przypadną mu do gustu. Niósł też czekoladki, taka mała paczuszka galaretek oblanych pyszną mleczną czekoladą. A co jak Cas nie lubi akurat wiśniowych galaretek? Dean wywrócił oczami na własne przemyślenia, zaczynał być śmieszny. Na pewno mu się spodobają, na pewno wszystko będzie dobrze.
Szedł tak dość szybkim krokiem, nie chciał się spóźnić. Minął zakręt i już niedługo po tym stanął przed domem Novaków czując, jak stres zaciska mu mocno żołądek, a ręce lekko drżą. Zapukał do drzwi i czekał, aż ktoś mu otworzy. Po chwili ujrzał go, z nieśmiałym uśmiechem na twarzy wpatrującego się w niego i trzymającego otwarte drzwi.
- Cześć - wypalił Dean przechodząc przez próg. Podał mu kwiaty i czekoladki. - To dla ciebie, ten... - niezdarnie nachylił się i pocałował go lekko w policzek na powitanie. Gdy odsunął się zobaczył niemalże purpurową twarz chłopaka, uśmiechającego się lekko i ze zdziwieniem wpatrującego się w niego. Wziął od niego kwiaty i słodycze.
- Hej - odchrząknął, bo trochę zachrypiał. - Dziękuję, Dean - powiedział i zaniósł kwiaty do kuchni, by włożyć je do wazonu. Nagle w drzwiach od salonu pojawił się Gabriel i zagwizdał.
- No nieźle, nieźle, Winchester, w końcu - zarechotał i poszedł po schodach na górę. - Miłej zabawy Cassie! - krzyknął jeszcze i tyle go widzieli. Cas wrócił na korytarz i zagryzł wargę.
- Wybacz, wiesz, jaki jest Gabriel.
- Wiem, nie przepraszaj i nie przejmuj się - uśmiechnął się Dean patrząc na przyjaciela. - Chodź, bo się spóźnimy.
Poczekał chwilę, aż brunet założył buty i obaj wyszli. Na początku było nieco drętwo, żaden nie odezwał się, szli w ciszy zastanawiając się, co powiedzieć. W końcu Dean postanowił przejąć pałeczkę.
- Jak tam przed egzaminami? - zapytał zerkając na chłopaka.
- Okej, mam już przygotowane kilka rzeczy dla ciebie, wiesz... Żebyś poćwiczył w domu...
- Ale ja pytam, jak tobie idzie, Cas - parsknął blondyn. To było urocze, że chłopak tak o nim myślał i się starał, ale nie chciał teraz gadać o sobie.
Niebieskooki wzruszył ramionami.
- No dobrze, ja ogarniam te rzeczy, jeszcze czytam niektóre dodatkowe lektury czy pojęcia, ale raczej będzie dobrze - uśmiechnął się, na co Deanowi serce zabiło mocniej.
- To bardzo się ciesze - przyznał i dyskretnie musnął dłonią jego dłoń. Zauważył reakcję chłopaka, co prawiło mu satysfakcję.
Niedługo potem dotarli do kina. Dean kupił dwa bilety na jakąś komedię romantyczną, wiedział, że Cas właśnie na taki film chce iść. Nie miał zamiaru dziś mu narzucać czegokolwiek, po prostu chciał, żeby chłopak dobrze się bawił. Podeszli do stoiska z popcornem i napojami.
- Co chcesz? - zapytał Winchester patrząc w te nieskazitelnie niebieskie tęczówki.
- Nic, nie trzeba Dean, nie wydawaj na mnie tyle pieniędzy - powiedział Castiel zagryzając wargę. Czuł się dziwnie, gdy tak chłopak mu wszystko kupował.
- Na pewno podczas seansu będziesz chciał sobie pochrupać popcornu czy się czegoś napić - oświadczył i już bez pytania wziął największe pudełko prażonej kukurydzy i dwie cole. Idealnie.
Poszli w końcu do sali, w której miał być wyświetlany ich film i zasiedli na swoich miejscach. Dean zerknął na zegarek, jeszcze mieli trochę czasu. Widział, jak Cas starał się unikać jego wzroku, jak nieśmiało zerkał na niego i czasem plątał mu się język. Musiał przyznać, że cholernie mu się to podobało, po prostu uwielbiał to, jak chłopak tak tracił przy nim głowę.
W końcu zaczął się film, ale Winchester nie za bardzo przepadał za takim rodzajem kina. Mimo to starał się oglądać, by potem podczas rozmowy nie wyszło, że nie miał pojęcia, o czym była ta komedia. Musiał przyznać, że była dość niezła, kilka razy się zaśmiał, a czasem po prostu skręcało go w żołądku, gdy na ekranie para zakochanych całowała się lub robiła co innego. Zerkał wtedy na Casa i uśmiechał się pod nosem widząc, jak tamten spinał się na takie sceny. Odwracał wzrok, zagryzał wargę czy po prostu zerkał w jego stronę, to było naprawdę urocze. Dean pozwalał już sobie na takie stwierdzenia, bo już dawno zrozumiał, że Castiel Novak po prostu był cholernie uroczy.
W końcu podczas jednego z pocałunków głównych bohaterów Dean postanowił coś zrobić i przybliżył się do Casa. Wyciągnął dłoń i złapał jego, splatając ich palce. Uśmiechnął się do niego, gdy tamten spojrzał mu w oczy. Teraz czuł się lepiej, powinien zrobić to już dawno. Siedzieli tak do końca filmu, a gdy zapaliły się światła, Dean nie puścił go. Wolną dłonią zajrzał do pudełka po popcornie.
- A mówiłeś, że nie będziesz chciał jeść - zaśmiał się i najnormalniej w świecie pocałował go w policzek.
- N-no jakoś tak... Wyszło, że... Nie jesteś zły, że wszystko zjadłem? - zapytał niepewnie, a Dean uśmiechnął się szerzej.
- Spokojnie, po to go kupiłem, żebyś jadł.
- Ale ty prawie w ogóle go nie jadłeś - zauważył Castiel czując się winny.
- Hej, słońce, spokojnie - ścisnął jego dłoń i wstał. Casa aż ścisnęło, gdy usłyszał, jak Dean go nazwał, ale postarał się by nie było tego widać, co jak zawsze mu się nie udało. Oczywiście blondyn zauważył to i uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
W końcu wyszli z kina i skierowali się w stronę restauracji, w której Dean zarezerwował stolik. Oczywiście niebieskooki o niczym nie wiedział. Czuł się strasznie skrępowany zachowaniem chłopaka, przecież to był Dean Winchester. Wciąż nie docierało do niego, że był z nim na randce, że właśnie spełniało się jedno z jego najskrytszych marzeń, o którym wiedziała tylko Charlie. Już to widział, jak dziewczyna weźmie ich na przesłuchanie i będzie chciała od każdego z osobna wiedzieć jak było. Cas dobrze wiedział, że będą mieć przechlapane, ale z drugiej strony chciałby się pochwalić, jak szczęśliwy się teraz czuł.
Dotarli do knajpki, gdzie przez całą drogę rozmawiali o filmie. Dean szczerze mówił, że nawet było okej, a Cas cieszył się, że chłopak naprawdę się starał, w końcu domyślał się, że ktoś taki jak on nie mógł gustować w komediach romantycznych. Końcem końców dotarli na miejsce i zasiedli przy stoliku.
- Na co masz ochotę? - zapytał Dean uśmiechając się szeroko do bruneta.
- Ja... Nie wiem w sumie - przyznał zerkając w kartę. Nie dowierzał, że blondyn zarezerwował im stolik, nie podejrzewał, że aż tak prawdziwa była ta randka.
- No dawaj, co lubisz?
Castiel ostatecznie wybrał spaghetti z krewetkami, a Dean stek z frytkami i surówkami. Idealnie. Obaj byli zaskoczeni, jak łatwo szła im rozmowa, jak dobrze się dogadywali. Winchester nie mógł napatrzeć się na tego skromnego chłopaka, który po każdej próbie flirtu peszył się, palił buraka i uśmiechał się słodko. Ten Castiel cały był po prostu słodki.
- Charlie nie da nam spokoju - zarechotał blondyn jedząc już swój kawał mięcha.
- Zgadzam się - kiwnął głową Cas bardzo powoli zajadając makaron z małymi krewetkami. - Będzie za nami chodzić.
- Oj tak, już słyszę te pytania: „A byłeś miły? A kupiłeś mu kwiaty? Pocałowałeś go?" - na ostatnie pytanie Cas spuścił wzrok i zagryzł wargę. O tak, właśnie o to chodziło Deanowi. - Stanie się wrzodem na dupie, ale w sumie to jej hobby - pokręcił głową.
- Racja - nie uniósł wzroku, modlił się, by znów jego twarz nie była w kolorze czerwonego obrusa na ich stoliku.
- Mmm, pyszne, chcesz spróbować? - zapytał zerkając na purpurową twarz swojego... Towarzysza.
- Wygląda ładnie - przyznał Castiel. Jednak nie zdążył się obejrzeć, a widelec z kawałkiem steku znajdował się przy jego nosie.
- No dawaj, spróbuj - poprosił Dean. Zauważył to jakże niepewne spojrzenie, na które kiwnął, starając się jakoś zachęcić chłopaka, aż w końcu zabrał już pusty sztuciec. - I jak?
Novak starannie pogryzł i posmakował mięsa, w końcu uśmiechnął się niepewnie i spojrzał znów w zielone oczy wpatrujące się w niego z ciekawością.
- Bardzo dobre - przyznał.
- A ja mogę spróbować twojego? - i tu już był problem, bo ze stresu Casowi zabiło mocniej serce.
- Jasne, weź sobie - powiedział niepewnie.
Dean pokręcił głową, a brunet zbladł. Złapał w trzęsącą się dłoń swój widelec, nakręcił powoli trochę makaronu i nadział krewetkę. Sam przełknął z emocji i uniósł rękę w stronę blondyna. Jakby jeszcze było mało, zielonooki złapał w swoją dłoń rękę Casa i nakierował widelec do swoich ust. Zsunął jedzenie bardzo powoli do swoich ust patrząc głęboko w oczy chłopaka, przez co tamten niemalże sparaliżowany nie umiał odwrócić wzroku. Poczuł, jak przeszły mu dreszcze od dłoni dotykanej przez Deana aż po sam kręgosłup. Zawirowało mu w głowie, a powietrze stało się cięższe. Miał wrażenie, jakby ta chwila trwała wiecznie, a on utknął w niej nie chcąc, by czas ruszył dalej. Zamarł, te zielone oczy sprawiły, że poczuł się tak, jak nigdy wcześniej, bo jeszcze nigdy w jego życiu nikt na niego nie patrzył w ten sposób. Nikt nigdy nie wpatrywał się w niego z uczuciem i... Pożądaniem. Tak, to było pożądanie, czuł to w lędźwiach, co było dla niego czymś nowym.
Jednakże chwila minęła, Dean puścił jego dłoń, a hipnoza zniknęła. Czas ruszył do przodu, a brunet znów słyszał odgłosy rozmów innych ludzi w sali. Miał tylko nadzieję, że Winchester nie czuł tego, co on, ale skąd mógł wiedzieć, że się mylił.
Dean zrobił to specjalnie, to była próba dla niego samego i otrzymał odpowiedź na własne, nurtujące go pytanie. Czy Castiel go pociągał? Owszem, nagle odpowiedz stała się jasna i teraz już wiedział, nie miał nad czym się zastanawiać.
Reszta kolacji minęła w spokoju, bez wyskoków ciśnienia Casa, chociaż nie dało się obejść buraków na twarzy i palących policzków. Winchester wciąż z nim flirtował, poruszał brwiami i czasem dotykał jego dłoni, ale serce nie wyskoczyło brunetowi z piersi. Na szczęście.
Dean zapłacił za nich obu i w końcu wyszli z restauracji. Na dworze było już ciemno, jedynie lampy oświetlały drogę, dlatego chłopak postanowił złapać dłoń Novaka. Cas zaskoczony odskoczył zabierając dłoń jak oparzony. Spojrzał pytająco na Deana.
- Chciałem cię wziąć za rękę - oznajmił, na co brunet zakłopotany kiwnął głową.
- Wybacz - szepnął.
- Ej, spoko, nie ma sprawy. Jeśli nie chcesz...
- Chcę - wyszeptał jeszcze ciszej.
Dean uśmiechnął się pod nosem i znów sięgnął dłoni Castiela. Tym razem udało się, splótł ich palce i westchnął. Tak było idealnie, tak powinni chodzić zawsze.
- Odprowadzę cię do domu - oświadczył Dean. - Chyba że... Chcesz się jeszcze gdzieś przejść.
Novak spojrzał na niego niepewnie i uśmiechnął się.
- Z chęcią bym jeszcze gdzieś poszedł - przyznał uciekając wzrokiem.
Tak też poszli gdzieś, gdzie Cas nigdy by się nie odważył.
- Nie wejdę tam - powiedział nieco wystraszony brunet. - Za wysoko, mam lęk wysokości.
- Nie jest wysoko, naprawdę. Poza tym będę tu, będę cię asekurować. No proszę...
Cas wpatrywał się na niski budynek, który miał delikatnie pochylony dach i na drabinę przymocowaną do ściany. Zrobiło mu się słabo na samą myśl wejścia chociażby na jeden szczebelek.
- Dean, ja... ja nie dam rady - wyszeptał w panice.
Nie spodziewał się jednak tego, co po tym zrobił blondyn. Podszedł do niego i objął dłońmi jego twarz.
- Cas, jesteś dzielny. Wierzę w ciebie, dasz radę - patrzył mu głęboko w oczy, a chłopak po prostu nie umiał znów odwrócić wzroku. - Słyszysz mnie? Zrób to dla mnie - poprosił cicho.
Nie umiał odmówić. Pod nadzorem Deana zaczął się wspinać.
- No, jeszcze troszeczkę, jestem tuż za tobą. Nie bój się, tylko nie patrz w dół. Słyszysz mnie? Jestem tu, mam cie, spokojnie. Jeszcze jeden szczebelek - i tak też dotarli na dach.
- Dean, udało mi się - powiedział uradowany Cas rzucając się chłopakowi na szyję. Tak po prostu, miał chęć przytulić się do niego z radości.
- No widzisz, mówiłem, że jesteś dzielny - jednak nie pozwolił mu uciec z jego objęć. Stali tak patrząc sobie w oczy, Castiel znów odpłynął, znów poczuł to dziwne ściskanie w żołądku, a gdy Dean nachylił się do jego ust, zawirowało mu w głowie.
Dean Winchester znów go pocałował.
I tym razem był to prawdziwy pocałunek, prawdziwy dla Deana. Tym razem było inaczej.
Zaczęło się powoli, delikatnie, jedynie dotyk ust na ustach. Winchester trzymał chłopaka w pasie, a ten oplatał ramionami jego szyję. Po chwili Castiel poczuł się odważniejszy i uchylił lekko usta, pragnąc więcej, chciał go posmakować, chciał poczuć to, czym chciał go obdarować Dean. Prawdziwym pocałunkiem. Bez żadnych niedomówień, bez gadki, że to po przyjacielsku, teraz tak nie było. I brunet to wyczuwał, widział to i smakował tego, gdy Dean wysunął swój język już w rozchylone wargi chłopaka. Odpłynęli, obaj zatracili się w tym pocałunku, nikt im nie przeszkadzał. Nie wiedzieli ile byli w siebie wtuleni, obejmowali się ramionami i dzielili namiętny pocałunek wkładając w niego tyle uczuć, ile się dało.
W końcu Dean odsunął się łapiąc oddech i oparł czoło o czoło Casa. Nie odezwał się, nie potrzebne były słowa. Gdy otworzył oczy, zauważył, że naprawdę się ściemniło, zrozumiał, że kompletnie stracił poczucie czasu. Odsunął się i spojrzał w błękitne oczy swojego towarzysza.
- Piękne dziś niebo, chcesz popatrzeć? - zapytał spoglądając w górę.
Cas też to zrobił i uśmiechnął się. Serce wciąż dudniło mu echem w głowie, a powietrze ciężko zapełniało jego płuca.
- Jasne - przyznał. Poczuł dłoń na swojej dłoni i ruszyli na środek małego dachu. Tam obaj usiedli i spojrzeli w górę.
Racja, niebo było pełne gwiazd, a księżyc już świecił ostro. Na szczęście nie było pełni, jednak i tak cudownie oświecał wszystko dookoła.
Dean w końcu położył się na ciepłej blasze kładąc jedną rękę pod głowę, a drugą rozciągając w stronę Casa.
- Połóż się - poprosił cicho.
Serce Casa już nie mogło bić mocniej, jak robiło to w tej chwili. Chłopak położył się układając głowę na ramieniu Winchestera. Jak się czuł? To chyba nawet nie było niebo, to było coś o wiele lepszego. Patrzył w gwiazdy, bo obawiał się spojrzeć w stronę chłopaka, którego tak cholernie kochał, który właśnie go pocałował i zabrał na najlepszą randkę w życiu, chociaż nigdy wcześniej Novak na żadnej nie był.
Leżeli w ciszy, Cas wpatrywał się w gwiazdy, a Dean w Castiela, bo on lśnił o wiele jaśniej niż ten księżyc na niebie. Promieniał ze szczęścia, przez co i Winchestera rozpierało szczęście. Pierwszy raz od dłuższego czasu czuł się szczęśliwy.
_______________________________
W KOŃCU!
Tak, udało mi się w końcu napisać ten rozdział, o dziwo jestem z niego dumna. A wam jak się on podoba?
Czekam na gwiadki i komentarze!
Pozdrawiam xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro