Rozdział 16 - Nie umie się bić
Dean siedział przy stole w kuchni Novaków i trzymał lód przy opuchniętym policzku. Tak dostał, że pod okiem zrobił mu się żółto-fioletowy siniak, który okrutnie bolał. Nie mógł mówić, a każda mina, którą próbował robić, sprawiała, że miał chęć uderzyć pięścią w stół. Najgorszy był Gabriel. Stał mu nad głową i rechotał w kółko sprawiając, że Charlie i Cas śmiali się w głos, a on marszczył brwi i nos mając chęć mu przywalić, by zamknął jadaczkę.
- Żałuje, że nie było mnie przy tym, jak przywaliłeś Markowi. Jejuuu, tak bardzo chciałbym to zobaczyć - Gabriel potarł dłonie czując tyle energii.
- To nie jest śmieszne, Gabe - burknął Dean patrząc z nienawiścią na starszego brata Castiela.
- A czy ja mówię, że to śmieszne? Chociaż podobno bijesz jak ciota, dlatego dostałeś bardziej - zaśmiał się, na co blondyn tylko skarcił go wkurzonym wzrokiem. - Wybacz, Deano, ale nawet Cas się z ciebie śmieje.
Co racja to racja, ale Castiel bardziej śmiał się z żartów swojego brata niż z całej sytuacji, jaka zaszła na lodowisku. To nie tak, że Winchester ot tak dostał....
Dean wybiegł mało się nie przewracając z lodowiska i ruszył w stronę, którą niebieskooki mu wskazał. Mark, jak okazało się potem ojciec dziecka Lisy miał na imię, od razu poznał blondyna i zaśmiał mu się w twarz.
- Chyba twoja dziewczyna nas podsłuchała - spojrzał na Winchestera, potem na Casa z szerokim uśmiechem. - Wybacz, dziecko nie jest twoje, co poradzisz. Lisa zdradzała cię od samego początku, ty masz kasę, będziesz płacić.
Blondyn aż kipiał ze złości zaciskając dłonie w pięści, a zęby otarły się o siebie wydając nieprzyjemny dźwięk.
- Dobrze się bawiliście? - odważył się Castiel wpatrując się z nienawiścią w starszego chłopaka. Był chyba w wieku jego brata lub o rok starszy.
- A ciebie ktoś pytał o zdanie, pedale? - warknął chłopak patrząc na niego.
- Uważaj na słowa - odezwał się Dean obstając za przyjacielem.
- A ty co, zakochany w nim? Może posuwasz go, gdy nikt nie patrzy?
Tego było za wiele. Cas nawet nie zdążył mrugnąć, gdy Dean z całej siły uderzył Marka w policzek. Wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że chłopak był od niego większy i jeszcze mocniej pchnął go i uderzył w twarz. To Winchester zakołysał się i upadł na ziemię tracąc na moment przytomność. Mark z kumplem od razu się oddalili, a niebieskooki padł na kolana i pomógł usiąść już przytomnemu blondynowi.
- Nic ci nie jest? - zapytał Castiel wpatrując się w przyjaciela z troską i nieukrywaną miłością.
- Tak, oprócz gwiazdek i uczucia, jakby moja twarz była balonem jest okej - postarał się uśmiechnąć, ale syknął z bólu.
I tak też znaleźli się tutaj.
- Deano, chyba będziesz musiał nauczyć się bić, bo jak obronisz mojego braciszka? - wypalił Gabriel puszczając do młodszego Novaka oczko, na co tamten odpowiedział burakiem na twarzy. Chłopak nie miał pojęcia, że Dean właśnie to zrobił... I mu nie wyszło.
- Oh, zamkniesz się w końcu? - burknął Winchester mając dość paplania blondyna, który z szerokim uśmiechem siedział i patrzył na brata. Jak on uwielbiał irytować tych dwóch pacanów, powinni być razem, ale ten jeden ze śliwą pod okiem wciąż się upierał, że jest hetero. Gabriel nie kazał mu być od razu homo, ba, nie musiałby przecież podczas seksu być na dole, wystarczy, że ogarnąłby, że lubi i chłopców i dziewczynki. Gabe był taki, stosował się do swojego motta życiowego „aby życie miało smaczek, raz dziewczynka, raz chłopaczek". Przecież to było takie proste, nie widział w tym problemu, ale nie. Wielki pan hetero Winchester nie mógł pojąć, że tak naprawdę największy skarb miał pod nosem i powinien go schować, utulić i nigdy nie dać mu odejść. Idiota, dureń, kretyn, baran, półgłówek... Blondyn długo mógłby wyliczać i wyliczać, jakim debilem był Dean, ale nie mógł go przecież zabrać do piwnicy i zrobić mu prania mózgu. No właśnie to nie mógł, bo nie umiał.
Spojrzał na swojego młodszego brata i pokręcił głową. Ten też za mądry nie był. Zamiast się postarać, jakoś zabajerować, to po prostu stał obok i udawał, że nic nie czuje. Gabe widział, miał oczy i znał go na wylot. Nie był głupi, a nawet jeśli by był, zauważyłby, że ten dzieciak jest po prostu po uszy zakochany w tym heteryku. Biedak. Musiał znosić ten cały szajs z Lisą. Nie współczuł Deanowi, jemu się należało, ale Cas nie zasługiwał na takie traktowanie. Był wart o wiele więcej i gdyby nie było jasne, że jest na zabój zabujany, może poznałby go z kimś innym, ale tu już nie było odwrotu. Za długo to trwało, a Gabriel był świadom wrażliwości młodszego Novaka. Dlatego nie za mocno ingerował w jego życie. Chciał być dobrym bratem, chciał jakoś go pchnąć w ramiona Deana, ale nie mógł nic robić na siłę. I tak już całe życie stawał za nim murem. Może nie w szkole, tam już miał swojego bodyguarda zwanego Winchesterem, ale w domu też potrzebował pomocy. Mike i Luke nie byli święci, chociaż od niedawna nieco się zmienili w stosunku do najmłodszego brata. Gabe'a to cieszyło, bo ten niebieskooki aniołek naprawdę zasługiwał na wszystko co najlepsze.
Tylko czy Winchester mógł być tym najlepszym?
Według Gabriela nie, ale to nie był już jego wybór. Musiał się pogodzić z tym, że Castiel to właśnie jego chce. Był starszym bratem i nie miał chęci mu matkować, w sumie sam nie miał powodzenia u kobiet czy mężczyzn.
Ostatnio po głowie chodziła mu tylko zemsta na Billu. To, jak bardzo go nienawidził przerażało go, ale czuł, że nie może odpuścić, nie pozwoli sobie na takie traktowanie. Tylko nie mógł powiedzieć o niczym Castielowi, bo ten by go zatrzymał, a Gabe miał już ułożony plan.
- Powinienem wracać do domu - powiedział w końcu Dean wstając z krzesła.
Charlie od razu podeszła do niego i podała mu kurtkę.
- Ja i Cas odprowadzimy cię, okej? - chociaż to nie była propozycja. Blondyn nie miał wyjścia i kiwnął głową.
- Okej, to ja idę się ubrać - dodał Cas i poszedł na przedpokój po kurtkę. Założył ją, do tego wsunął na głowę czapkę i buty na nogi. Westchnął. Czuł się winny całej tej sytuacji, bo tak naprawdę gdyby nic nie mówił Deanowi, ten wieczór skończyłby się inaczej, a było już naprawdę cudownie. Winchester trzymał go za rękę, uczył jeździć na łyżwach, a on po prostu wszczął bójkę. Co za idiotyzm by pozwolić, by ukochany dostał w twarz. Nie miał jednak teraz czasu na rozmyślanie nad tym, jak bardzo spieprzył, musiał odprowadzić go do domu... Bo Charls tak zarządziła.
Dean zostawił lód w kuchni i w trójkę wyszli na dwór. Od razu wziął do ręki zimny śnieg i przyłożył sobie do twarzy.
- Oh, od razu lepiej - westchnął idąc między brunetem i rudowłosą. - Dziś za bardzo się nie popisałem, co nie? - parsknął. - Ale przynajmniej wiem, że Ben nie jest moim synem.
- Jeszcze nie możesz być taki pewny - powiedziała Charlie, na co Castiel jęknął. Czy ona musiała to psuć? - Wiesz, to tylko słowa tego frajera, trzeba zrobić badania i ty dobrze o tym wiesz.
Dean wiedział, ale na samą myśl robiło mu się słabo.
***
- Natychmiast tam jedziemy! - powiedziała Ellen, gdy tylko Castiel i Charlie poszli. - Nie pozwolę na to, by ta dziewczyna dalej cię okłamywała, dziecko.
Bobby siedział przy stole i pokręcił głową. Nie mógł uwierzyć w to, że takie osoby jak Lisa istnieją. On nie mógł sobie wyobrazić, by zrobić komuś takie paskudztwo, to było okrutne. Zwłaszcza, że dzieciak miał depresje i widać po nim było, że sobie nie radzi. Może i Ellen nie wiedziała, ale Bobby miał oczy i dostrzegł wszystko, nawet rany na ramionach Deana. Owszem, nie pytał go o to, bo nie umiał zacząć tego tematu, ale widział, że dzieje się źle i to wszystko przez tą paskudną nastolatkę. Pamiętał, jak na początku Ellen była wściekła na niego. Zamiast wesprzeć swojego siostrzeńca, obrażała się na niego. Jednakże końcem końców wyszło tak, że dzieciak nie zawinił i teraz trzeba było go ratować.
- Ciociu, ja nie wiem, czy chcę tam jechać - odparł Dean trzymając znów lód przy policzku.
- Nie ma czy chcesz czy nie, trzeba zrobić badania i ja tego dopilnuję, by były one zrobione - oświadczyła stanowczo kobieta i poszła się ubierać.
Winchester spojrzał na wujka i westchnął.
- Pojedziesz z nami, wujku?
- Jasne, przecież wiesz, że cię wspieramy. Ciotka jest dosyć wybuchowa, wybacz jej za to zachowanie, ale znając ją mogę ci zaświadczyć, że badanie się odbędzie - puścił mu oczko i też poszedł się ubrać.
Zanim wyszli Ellen zadzwoniła po opiekunkę dla Sama i Jo, bo nie chciała ich ciągać po szpitalach, a nie miała z kim ich zostawić. Odczekali niecałe dwadzieścia minut, a gdy Emily, opiekunka, zjawiła się, od razu pojechali do najbliższego szpitala. Nie trudno było odnaleźć salę, w której leżała dziewczyna. Dean trząsł się jak galareta na samą myśl o tym, że miałby zobaczyć dziecko, które uważał, że było jego. Dobrze, że nie pogodził się z tym i nie zaczął go kochać, bo teraz byłoby mu jeszcze trudniej.
Przed pokojem stali rodzice Lisy i gdy zobaczyli Winchestera, skrzywili się wiedząc już, co ich córka zrobiła.
- Bardzo nam przykro za głupotę Lisy - powiedziała pani Braeden do Ellen.
- Dobra, nie mam chęci tego słuchać. Wybaczą państwo, ale przyjechałam tu z moim siostrzeńcem po to, aby wykonać badanie DNA, by być pewną, że nie jest on ojcem tego dziecka.
Kobieta pokiwała głową i ze smutkiem spojrzała na Deana. Nie chciał tam wchodzić, na szczęście nie został do tego zmuszony. Zaproszono go do gabinetu, gdzie pobrano od niego wymaz z policzka i pozwolono iść. Chłopak nie chciał dłużej tam siedzieć, dlatego od razu wyszedł ze szpitala przewietrzyć się. Twarz wciąż piekła, a w głowie kręciło mu się od emocji. Chciał być już w domu, chciał się położyć do łóżka i odpocząć od tego wszystkiego. Teraz musiał jedynie poczekać trzy dni na wynik badania. Wciąż czuł się niepewny tego, czy jest ojcem czy nie, ale wszystko wskazywało na to, że to nie było jego dziecko.
Odczuł ulgę i pierwsze o czym pomyślał to rozmowa z Castielem. Miał chęć mu się wygadać, opowiedzieć wszystko co przeżywał. Zaśmiał się pod nosem. To zawsze był Cas. Westchnął i pokręcił głową. Nie, to był jego najlepszy przyjaciel, ale teraz... Teraz kiedy ten koszmar się skończy może powinien poświęcić mu więcej czasu? Może powinien... Nie, nawet nie mógł o tym myśleć, przecież był hetero.
Gdy wrócił w końcu do domu, tak jak planował położył się i niemal od razu zasnął. To nie jego była wina, że we śnie znów widział te piękne niebieskie oczy, rozczochraną czarną czuprynę i rumiane policzki. Znów to robili, znów czuł się szczęśliwy i pogrążony w miłości do tego chłopaka. Jednak tam we śnie nie miał skrupułów, by wyznać mu miłość, by powiedzieć mu, jak bardzo go kocha. Nie czuł się dziwnie kochając się z nim, całując jego usta i powieki, tuląc do siebie jego nagie ciało. To był tylko sen, a w nim wszystko było dozwolone.
***
Horror się zakończył i w końcu nadeszły lepsze dni. Wynik badania był negatywny, Dean nie był ojcem Bena i chłopak odetchnął z ulgą. Nagle świat nabrał kolorów, a szczery uśmiech powrócił na jego usta. Nie było już strachu, poczucia brudu, wykorzystania, nie było nienawiści i obrzydzenia samym sobą. Teraz wszystko stało się jaskrawsze, weselsze, a Winchester naprawdę miał chęć rozpocząć coś nowego, zacząć nowy rozdział w swoim życiu. Wiedział, że potwory jego przeszłości będą go wciąż prześladować, ale teraz nie umiał o tym myśleć. Z kartką z wynikiem badań od razu pobiegł w miejsce gdzie umówił się z Castielem.
- Cas! Nie jestem jego ojcem, rozumiesz? Nie jestem - od razu uściskał przyjaciela. Jednak zrobił coś, czego nie planował, a wyszło po prostu z emocji, tak to potem sobie tłumaczył. Gdy się od niego odsunął, po prostu go pocałował. Lekko, delikatnie, muśnięcie ust. W roztargnieniu odsunął się szybko i spojrzał mu w oczy.
A brunet stał jak wryty. Policzki miał całe zaczerwienione, a w głowie mu szumiało. Usta mrowiły od tego lekkiego dotyku, które po chwili dotknął palcami nie rozumiejąc, co właśnie się stało.
- Co... Co to było? - zapytał zachrypniętym od napięcia głosem.
- Ja... Ja nie wiem... - powiedział Dean, ale nie dane mu było mówić dalej, bo Castiel zrobił krok do przodu i przyparł go do muru, całując z całych sił. Emocje paliły go żywym ogniem sprawiając, że adrenalina pozwoliła mu na takie posunięcie. Nie myślał, nie zastanawiał się nad konsekwencjami tego, co robił. Całował Deana Winchestera, bo mu na to pozwolił. Stali obaj, blondyn odwzajemniał pocałunek po chwili przejeżdżając językiem po jego dolnej wardze, a Cas od razu pozwolił mu zawitać do środka. Połączyli się, w tak wspaniały sposób czuli siebie nawzajem połykając swoje oddechy i ciche westchnienia. Żaden z nich nie zastanawiał się, co właśnie się działo, nie mieli na to czasu, za bardzo byli zajęci. Dean w końcu objął policzki bruneta i jeszcze bardziej pogłębił pocałunek sprawiając, że pod chłopakiem ugięły się nogi i nie był w stanie oddychać. Sapał, łapał między pocałunkami powietrze jakby tonął. Bo tonął... W miłości.
Po chwili Dean odsunął się i spojrzał mu w oczy. Uśmiechnął się rumieniąc, wciąż nie docierało do niego, co właśnie się stało, że Cas się odważył. Kartka z wynikiem badania leżała już gdzieś w krzakach, nawet nie zdążył podziękować w myślach, że są w miejscu, gdzie ich nie widać.
Pierwszy raz w życiu widział, by te piękne błękitne oczy tak błyszczały. Nie mógł się napatrzeć, jakby pierwszy raz zobaczył Castiela. Zagryzł wargę, miał wrażenie, jakby usta mu spuchły, ale naprawdę lubił to uczucie. Miód i cynamon... Tym smakował Castiel.
- Ja... - odsunął się Cas, jakby właśnie dotarło do niego co zrobił. Zakrył usta dłonią, a blask w oczach zniknął. Co on narobił? - Prze... Przepraszam - wymamrotał blady jak ściana, trząsł się cały od adrenaliny, która szybko wyparowywała z jego organizmu, a odwagę zastępował strach. Bał się, że Dean go odepchnie.
- Hej, spokojnie - powiedział Dean łapiąc go za nadgarstek. Miał chaos w głowie, jednak nie dopuszczał do siebie, że ten pocałunek coś dla niego znaczył. Znaczył dla Casa, a on to rozumiał. - Nie jestem zły, ja... Ja to rozumiem, naprawdę. Nie denerwuj się. Jakbym był zły, odepchnąłbym cię - wyznał, wmawiając sobie, że tak właśnie było. Zrobił to dla Casa.
Cas go kochał i Dean wiedział o tym. Tylko dlatego mu na to pozwolił, tylko dlatego zgodził się na to, nie chciał stracić przyjaciela, dlatego oddał pocałunek. Tak, taka była prawda, jedyna prawda, a Castiel powinien o tym wiedzieć. Zapomniał już o tym, że to on pierwszy to zaczął, że to on go pocałował.
- N-na pewno? - zapytał Cas czerwony na twarzy, ale blondyn miał wrażenie, że chłopak zaraz zemdleje.
- Serio, spokojnie, jest okej. Nie odrzucam cię, wciąż jesteśmy przyjaciółmi.
__________________________________
Ah, w końcu dodałam nowy rozdział!
I jak wam się podoba? Trochę się porobiło, a Dean wciąż jest durniem, co nie? Jeju, gdybym miała więcej czasu na pisanie tego, szybciej bym z tym leciała, bo tyle pomysłów, ile ja mam w głowie, to obłęd xD
No, mogę prosić o gwiazdki i komentarze? To one sprawiają, że mam chęć dalej to pisać, także będę wdzięczna!
Widzicie jakieś błędy? Piszcie, wezmę je pod uwagę, by w przyszłości ich nie popełniać ;)
To tyle, do następnego!
Pozdrawiam xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro