Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14 - Aniołek o kruchych skrzydełkach

- Dean, mógłbyś mi dokładnie opowiedzieć, co się dziś wieczorem wydarzyło? - zapytała szeryf Jody Mills.

Siedzieli w trójkę w pokoju szpitalnym. Cas na łóżku podłączony do maszyny, która wciąż na małym ekraniku wskazywała jego bicie serca, Dean na taborecie tuż obok leżącego bruneta, a szeryf naprzeciwko nich na plastikowym krześle. Co za paranoja, pomyślał Cas i zerknął na Deana. Nie mógł się skupić na tym całym przesłuchaniu, które urządziła policjantka. Po tym, jak przypomniał sobie słowa, jakie wybełkotali te dwa zbiry, gdy okładali go kopniakami, nie mógł się skoncentrować na niczym innym.

To nie jest dziecko Deana.

Dean nie zostanie ojcem.

Tak naprawdę ogarnęła go wielka ulga, jednak nie zdążył porozmawiać o tym z chłopakiem. Chwilę po tym, jak przypomniał sobie tę informację, do pokoju weszła szeryf i zaczęła zadawać pytania. Najpierw rozmawiała z nim, wcześniej wypraszając Deana z sali. Teraz siedzieli tu razem, a Dean wykręcał sobie palce zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Byłem u Castiela pograć w monopol. Było już późno, więc zacząłem się zbierać. Cas zaproponował, że mnie odprowadzi, więc zgodziłem się. Kilka razy już to robiliśmy, ale zawsze była wcześniejsza godzina. Zawsze docieraliśmy do mniej więcej połowy odległości między naszymi domami, ja szedłem dalej, a Cas wracał, lub na odwrót... - mówił nie patrząc na Castiela.

- Mam rozumieć, że było tak i tym razem? - dopytywała Jody. - Co potem się wydarzyło?

Dean przygryzł dolną wargę, aż poczuł ból.

- Nikogo nie widziałem, nie widziałem żadnych chłopaków, jak szedłem, nikt mnie nie minął. Ja dotarłem do domu bezpiecznie - odpowiedział zdenerwowany. Cas przyglądał mu się, ale chłopak ani razu na niego nie spojrzał. Obwiniał się, brunet to czuł, widział to w zachowaniu Deana, znał go już naprawdę dobrze.

- Okej - powiedziała szeryf zapisując kilka informacji w swoim małym notatniku. Przygryzła końcówkę długopisu i zastanowiła się. - Masz może jakiś wrogów? - zapytała tym razem Castiela.

Chłopak potrząsnął głową, jednak pomyślał o tym, co ci dwaj powiedzieli. Wszyscy wiedzą, że jest gejem, rozeszło się to po całej szkole.

- Cas nie ma wrogów, a przynajmniej nie widziałem nikogo, kto chciałby zrobić mu krzywdę, ale... - zamyślił się Dean nie będąc pewnym, czy powinien o tym wspominać. Zastanawiał się, czy Cas chciałby, by wspominał o jego orientacji seksualnej.

- Ale? - ponagliła go szeryf Mills.

Dean w końcu spojrzał na Castiela i odetchnąwszy odpowiedział:

- Cas jest homoseksualistą, a jak wiadomo nie każdemu to się podoba. Może dlatego został napadnięty.

Cas pokiwał głową odczuwając lekką ulgę, że to nie on musiał o tym informować policjantkę. Był pogodzony z tym, jaki jest, ale nie miał chęci rozmyślać nad tym, komu tak przeszkadza, czy lubi chłopców czy dziewczynki.

- To trochę zmienia postać rzeczy - zauważyła szeryf i uśmiechnęła się. - To prawda, nie każdy jest tolerancyjny, a jak Castiel mówiłeś, oni coś wspominali o twojej orientacji. Bardzo możliwe, że to był ich motyw. - zastanowiła się jeszcze chwilę i w końcu wstała. - To na razie tyle, chłopcy. Będziemy szukać tych zbirów. Mam też nadzieję, że szybko wrócisz do zdrowia - kobieta uśmiechnęła się do Casa i podali sobie ręce. Dean również uścisnął dłoń policjantki i tak znów zostali sami.

Nastała cisza, nie była tak przyjemna jak zazwyczaj bywała między nimi. Była niezręczna, frustrujące napięcie wzrastało coraz bardziej. Casowi wydawało się, że nie może oddychać. Zerknął na Deana siedzącego nieopodal i westchnął w końcu chcąc jakoś zakończyć tę męczarnie, która, miał wrażenie, trwała wiecznie.

- Nie obwiniaj się - poprosił Castiel patrząc na niego. Chłopak odwrócił twarz w jego stronę i niebieskooki mógł zauważyć, jak tamten bardzo delikatnie kręci głową.

- Ale to moja wina... - parsknął. - Jak Charlie się dowie...

Brunet zaśmiał się pod nosem, przy czym skrzywił się z bólu, jaki wywoływały złamane żebra.

- Charlie się ze mną zgodzi, serio. To nie jest twoja wina, nie mieliśmy pojęcia, że ktokolwiek mógłby się napatoczyć i...

- Zbić cię na kwaśne jabłko? - zapytał zirytowany Winchester i wstał. - Jesteś moim przyjacielem, mogłem zadbać o twoje bezpieczeństwo, ale tego nie zrobiłem - przeszedł się po pokoju. Cały zbladł i oparł się o ramę łóżka. - Lisa mnie okłamała? - zapytał w końcu zbierając się na odwagę, by o tym porozmawiać. Jego ciało napięło się, mięśnie nieco uwydatniły, a szczęki zacisnęły. Cas był świadom tego, jak chłopak musiał się zmusić, by móc zacząć ten temat.

- Tak usłyszałem, ale ile w tym prawdy, nie wiem - przyznał nie chcąc robić nadziei chłopakowi.

Cas nie był głupi i nawet bez tego, co Dean mu naopowiadał, bez widoku pociętego ramienia chłopaka wiedział, jak przeżywa tę sytuację. Odkąd pamiętał widział w oczach Winchestera iskierkę smutku. Zawsze grał odważnego, nonszalanckiego, ale w środku był wrażliwym i kruchym chłopakiem. Brunet dobrze wiedział, że Dean nigdy by się nie przyznał do tego, że nie pogodził się ze swoją przeszłością, o której tak naprawdę nigdy nikomu nie opowiedział. Nikt nie miał pojęcia, co się wydarzyło w dzieciństwie Winchesterów. Czemu mieszkają z ciocią i wujkiem. Charlie kiedyś wspominała o tym, że Dean i Sam nie mają rodziców, ale chłopak wpadł na to bez jej pomocy. Pamiętał, że Dean kiedyś, jak byli jeszcze mali, wspomniał mu o wypadku, ale od tamtej pory ten temat nigdy nie został poruszony.

W takim momencie Lisa nie pomagała. Możliwe, że sama nie miała pojęcia o przeszłości i stanie, w jakim znajdował się nastolatek, dlatego z tak zimną krwią bawiła się jego uczuciami i życiem. To całe dziecko. Od początku miał nadzieję, że dziewczyna kłamie, ale niestety brzuch zaczął rosnąć, ona zrezygnowała z chodzenia do szkoły, a to tylko pokazało, że ciąża była prawdziwa. Jednak zawsze coś mu nie pasowało, coś mu podpowiadało, że może to nie prawda, w końcu Lisa na pewno zdradzała Deana.

Poczuł małą iskierkę nadziei. Co jeśli dziecko naprawdę nie jest Deana i chłopak w końcu spojrzy na niego inaczej? Nie, to niemożliwe, przecież widać, że nie jest gejem. Mimo wszystko jednak ten pobłysk wiary w nim pozostał.

- Boję się - wyznał Dean kończąc głuchą ciszę, jaka zapadła między nimi. Patrząc na Castiela położył dłoń na swoim okaleczonym ramieniu i westchnął.

- Damy radę.

***

Mroźny styczeń kończył się pozwalając by luty zajął jego miejsce. Urodziny Deana były jednym wielkim niewypałem, bo nawet jeśli chłopak chciał obchodzić je bez Castiela, czuł pustkę. Sprawa Lisy również nie dawała mu spokoju. Te dwa tygodnie od pobicia Novaka minęły szybko i intensywnie, zwłaszcza dla Winchestera. Jego przyjaciel w spokoju wrócił do domu w niewygodnym stabilizatorze, który miał uciskać żebra i chronić je przed kolejnymi urazami. Wszystko znów powoli zaczynało się układać. Dean nie raz przychodził do niego by go wesprzeć, opowiedzieć jak było w szkole i posłuchać muzyki, a Charlie z chęcią mu towarzyszyła. Nie to, żeby mu to przeszkadzało. W trójkę tworzyli naprawdę zgrany zespół, ale czasami zdawało mu się, że to właśnie z nim, tym niesfornym niebieskookim chłopakiem ma teraz lepszy kontakt. Troy i Carl, jego dawni koledzy poszli w odstawkę, zastąpił ich dużo lepszymi przyjaciółmi. Zawsze marzył o tym, by mieć tak bliskich kumpli, albo przynajmniej jednego, z którym nie tylko będzie się rozumieć bez słów, ale również będzie umieć porozmawiać i zwierzyć się. Był pewien, że właśnie takiego znalazł.

Cas był jak aniołek o bardzo kruchych skrzydełkach. Dean dopiero niedawno sobie uświadomił, że właśnie to przychodziło mu na myśl, gdy na niego patrzył. Te jasnoniebieskie oczy zawsze wlepione w niego były przepełnione uczuciem i spokojem. Czasami zastanawiał się czym zasługiwał na takie traktowanie ze strony chłopaka. Wiadomym było, że nie był zbyt otwarty, a na pewno nie okazując swoich uczuć mógł go wiele razy zranić. Nie chciał go ranić. Tak naprawdę nie mógł patrzeć, jak działa mu się krzywda. Zawsze, gdy widział, że coś mu się dzieje, chociażby po tamtym napadzie, miał chęć znaleźć tych dwóch idiotów z ich szkoły i stłuc bardziej, niż zrobili to Castielowi. Przecież on był taki delikatny, niewinny. Co przyszło im do głowy, by tak go pobić? Przez tą jego wrażliwość czasem miał chęć go po prostu wziąć w ramiona i ochronić przed złem tego świata. Mimo, że sam sobie z nim nie radził. Mimo, że to zło dobijało go tak bardzo, że zostawiało znaki na jego ciele.

Novak okazał się o wiele bliższą mu osobą, niż się tego spodziewał. Miał talent do poznawania nowych ludzi, nie zamykał się na nich, chyba, że zapadał się we własnym smutku. W takich momentach wyłączał się i unikał każdego, kogo spotkał na swojej drodze. Poza tymi momentami naprawdę lubił towarzystwo. Wciąż przekonany o swojej heteroseksualności miał w zwyczaju zagadywać dziewczyny w szkole czy czasem nawet wychodzić z jakąś na herbatę czy do kina. To było jego odskocznią od rzeczywistości, odskocznią od Lisy. Właśnie to pozwalało mu zapomnieć, że niedługo zostanie ojcem, czego już nie był taki w stu procentach pewny.

- O czym tak rozmyślasz? - wyrwała go z zadumy Charlie, która szła z nim ze szkoły w stronę jego domu.

- O niczym... - zastanowił się. - O Lisie.

- Znów o tej idiotce? Słyszałeś, co powiedział ci Cas. To nie twoje dziecko, przestań w końcu o tym myśleć.

Dean pokręcił głową i prychnął wydobywając z ust ciepłą parę.

- Łatwo ci powiedzieć. To nie jest pewne, a ona wciąż się upiera, że Ben jest mój.

- To zrób testy na ojcostwo, wtedy będziesz mieć pewność, czy ten bachor jest twój - wybuchła w końcu dziewczyna, nie mogła już słuchać o tym. Dean odkąd tylko dowiedział się o możliwości, że to nie on jest ojcem, cały czas o tym gadał. Robiło się to już nudne.

- Nie pozwala na to. Chciałem to zrobić, ale ona odmawia. Mam jej zagrozić policją czy co?

Taka była prawda. Był już kilka razy u Lisy z prośbą zrobienia testów na ojcostwo, ale ona zawsze odmawiała. Raz nie chciała nawet zejść do niego na dół. Jej rodzice patrzyli na niego z pogardą, jakby to on sprawił im największy problem. Co może trochę było prawdą. O ile to było jego dziecko. Dziewczyna była uparta i nawet nie chciała słyszeć o teście na ojcostwo, bo przecież to jest jego dziecko. Wmawiała mu to mówiąc, że jest tego pewna. Wcześniej wydawało mu się, że dziewczyna nie mogła go zdradzić, co to, to nie. Jednak teraz, po tym wszystkim, po tych wszystkich miesiącach wiele się zmieniło i już nie był tego taki pewien.

- A czemu nie? Od razu byłoby wiadomo, czy ta idiotka robi sobie z ciebie jaja czy nie. Nie wiem, jak mogłeś się z nią spotykać.

Dean również nie wiedział.

- Wolałabym, żebyś był z Casem - usłyszawszy to mało się nie potknął i nie zakrztusił.

- Co?

- To co słyszysz. Lubię was razem, pasujecie do siebie, a Cas jest strasznie w ciebie wpatrzony - wyszczerzyła się zerkając na zmieszanego przyjaciela. - Poza tym to byłby bardzo zdrowy związek, na pewno nie byłoby z tego dzieci - zaśmiała się w głos.

Dean zakaszlnął kilka razy starając się zachować zdrowy rozsądek.

- Błagam ciebie, fuj - skrzywił się i pokręcił głową. - Jak ty czasem coś wymyślisz...

- A co, to nie jest prawda? - zachichotała dziewczyna czerwona na twarzy od śmiechu.

- No... - zastanowił się. - No tak, ale to Cas, jest facetem, a ja nie jestem gejem - zakończył tym niewygodny temat, na co Charlie jedynie wywróciła oczami.

***

Cas leżał w swoim łóżku w niewygodnym pasie na swoich żebrach. Nienawidził tego, ale wiedział, że dzięki niemu kości szybciej się zrosną i będzie mógł wrócić do szkoły.

Do Charlie.

Do Deana.

To, jak bardzo był wdzięczny chłopakowi, że do niego przychodził było nie do opisania. Charlie również przychodziła, ale ona... Dziwnie się patrzyła. Patrzyła się tak na nich, na niego i Winchestera, jakby coś knuła. Novak nie lubił, kiedy zaczynała spiskować, chociaż to właśnie dzięki niej on i Dean teraz naprawdę dobrze się dogadywali. Był jej za to wdzięczny.

Martwił się o chłopaka, bardzo. Znów zaczął udawać, że nic go nie obchodzi, unikał tematu Lisy, a Cas wiedział, że to nie dało mu spokoju. Nie tak szybko, nie po czymś takim. W trójkę czekali na to, aż dziewczyna urodzi.

Zostały dwa dni. Widział, jak Dean się stresował i w samotności, gdy Castiel na moment wychodził z pokoju, chował twarz w dłoniach. Chciał mu jakoś pomóc, ale nie mógł, nie na siłę.

Z zamyślenia wyrwało go pukanie do jego pokoju.

- Proszę - odezwał się podciągając się na łóżku do góry do pozycji siedzącej i okrył się pościelą.

Do pomieszczenia wszedł Gabriel ze spuszczoną głową.

- Cassie, moglibyśmy pogadać?

- Jasne - uśmiechnął się do brata, jednak coś chyba było nie tak. Przekręcił głowę na bok i zmrużył oczy. - Wszystko okej?

Gabe usiadł na krawędzi łóżka i prychnął wzruszając ramionami.

- Jeśli uważasz, że zdrada, to coś okej, to owszem - odburknął chłopak.

- Zdrada? - Cas uniósł brwi zaskoczony i przyjrzał się bratu. - Bill cię zdradził? - zapytał nagle uświadamiając sobie o co mogło chodzić.

- No raczej? Pieprzony sukinsyn - syknął chłopak. - Specjalnie dla niego zostałem tu, poszedłem do pobliskiego Collegu, wziąłem więcej wolnych dni w pracy, a ten dupek... Zdradził mnie z kobietą. Rozumiesz? - spojrzał na Casa. - Pieprzył się z kobietą, na imprezie, widziałem to. Przyłapałem ich. Powiesz mi: Gabe, przesadzasz, był pijany - udał głos brata. - Nie. To nic nie zmienia. Nawet nie był tak bardzo pijany, a... a mnie... - ramiona zatrząsnęły mu się w nagłym głębokim szlochu, jaki wydarł się z jego ust.

Cas siedział zaskoczony patrząc na brata. Poczuł gniew. Jak ktoś, kogo kochał Gabriel mógł go skrzywdzić? Ten cały Bill chyba nie miał pojęcia w co się pakuje, blondyn był mściwy. Młodszy Novak wyczuwał już, że ta sprawa nie skończy się za dobrze.

- Ej, Gabe, uspokój się - położył dłoń na ramieniu chłopaka. - To idiota, skoro zrobił coś takiego. Nie przejmuj się nim, nie jest wart twoich łez. Po prostu nie miał pojęcia, jaki skarb przy sobie trzymał. Nie on, to inny złapie okazję, by mieć ciebie - patrzył na niego z lekkim uśmiechem.

Gabriel patrzył na młodszego braciszka, od razu uspokajając się. Zaskoczyły go jego słowami. Nie spodziewał się takiej reakcji, bo... Bo to był inny Cas. Wcześniejszy pewnie by milczał, nie dotknąłby go, jedynie wysłuchał. Ten Castiel, który teraz siedział przed nim patrząc zatroskanym niebieskim wzrokiem, był nowym Castielem, którego już Gabe uwielbiał. Co ten Winchester z tobą zrobił, pomyślał blondyn i uśmiechnął się do siebie w duchu.

- Masz rację, idiota nie jest wart mojego skinienia - wyszczerzył się nagle i objął swojego braciszka. Cas na początku trochę skamieniał zaskoczony tym poczynaniem, ale w końcu rozluźnił się wiedząc, że chłopak po prostu tego potrzebuje. - Wiesz co ci powiem? - odezwał się blondyn gdy już się odsunął.

- Mhm?

- Pieprzyć Billa. Pieprzyć Lisę. Ja sobie kogoś znajdę, a ciebie spiknę z Winchesterem.

_______________________

No i mamy już kolejny rozdział^^

Taki sobie, według mnie. Czy tylko mi się wydaje, że tu nie ma w ogóle akcji? Mam jednak nadzieję, że uda mi się jakoś to rozkręcić, a was nie zawiodłam tymi wypocinami.

Oczywiście jak zawsze proszę was o gwiazdki i kometarze. Nie bójcie się pisać, co jest źle. Z chęcią poczytam wasze opinie i postaram się stosować do nich ^^

Pozdrawiam i do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro