Rozdział 12 - A po słońcu przychodzi burza
Charlie bardzo dobrze wszystko zaplanowała. Gdy tylko usłyszała od Gabriela pomysł o imprezie niespodziance dla Castiela, od razu wiedziała, że to idealna okazja, by pogodzić tych dwóch idiotów. Dean dowiedział się o wszystkim tuż przed swoim wyjazdem na kolonie sportowe. Dzień przed, gdy pakował się i starał się też zająć małą Jo, która biegała w kółko po jego pokoju i zabierała mu rzeczy, które chciał włożyć do torby, ktoś zadzwonił do drzwi. Oczywiście nie przejął się, bo był zajęty u siebie w pokoju. Nagle usłyszał ciocię krzyczącą jego imię. Spojrzał na małą blondyneczkę.
- Jo, mama nas woła, idziemy na dół? - zapytał swojej przyrodniej siostry.
- Nie - powiedziała tupiąc nóżką i uciekając. Dean złapał ją i zaczął łaskotać, przy czym dziewczynka zaczęła piszczeć i śmiać się w głos. W końcu blondyn wziął ją za rękę i wyszedł z pokoju od razu kierując się schodami na dół. W przedpokoju zobaczył Charlie opierającą się o szafę.
- Myślałam, że nigdy nie przyjdziesz - wywróciła oczami, a gdy Dean puścił dłoń Jo, ta pobiegła do dziewczyny.
- Charlie, pogramy w gry? - zapytała dziewczynka patrząc w górę na rudowłosą. Dziewczyna zaśmiała się.
- No jasne, ale kiedy indziej, okej? Przyszłam tylko na chwilkę do twojego brata - dziewczynka o dziwo grzecznie pokiwała główką, przytuliła nastolatkę i pobiegła do kuchni, gdzie ciotka Ellen piekła ciasto.
Dean spojrzał na dziewczynę zmieszany zastanawiając się, co ona robiła u niego o tej porze.
- Wyjdziemy na ganek? - zapytała. Winchester kiwnął i wyszli przed dom siadając na ławce.
- O co chodzi? - zapytał, zerkając na przyjaciółkę.
- Jest sprawa, okej? - powiedziała dziewczyna patrząc na niego poważnie. - Chodzi o to, że irytujesz mnie ty i Castiel i te wasze udawanie, że nic się nie stało. Wiem o wszystkim, o tym, że przyćpałeś, przyszedłeś do niego i go pocałowałeś...
- Ciszej - obruszył się chłopak zerkając od razu przez okno, czy ciotka przypadkiem czegoś nie usłyszała, czy Sama nie ma w pobliżu i czy wujek nie wrócił z warsztatu. Na szczęście nikogo nie było na horyzoncie. - Czyli powiedział ci... - odezwał się po chwili, westchnął i spuścił głowę.
- No jasne, że tak? - Charlie parsknęła, jakby to, co powiedział chłopak było najgłupszym, co mogła usłyszeć z jego ust. - Wiem o wszystkim, ale długo mi zajęło wyciąganie z niego informacji, bo nie chciał mi tak od razu wszystkiego wyśpiewać - wyprostowała się i wbiła palec w jego pierś. - Co ci w ogóle strzeliło do głowy, by to zrobić?
Blondyn nie raz zadawał sobie to pytanie.
- A ja wiem? Nie mam pojęcia, to był impuls, tak po prostu. Stało się, nie cofnę czasu, nie zmienię już tego, że Cas mnie nienawidzi... - zauważył, jak dziewczyna zaśmiała się i pokręciła głową. - Co?
- Naprawdę myślisz, że on ciebie nienawidzi? - zapytała teraz już łagodniej.
Dean przygryzł policzek od wewnątrz i wzruszył lekko ramionami.
- No tak, gdyby tak nie było, nie unikałby mnie jak ognia.
Dziewczyna znów pokręciła głową.
- Nie wiedziałam, że jesteś aż tak ślepy, Deanie Winchesterze - zaśmiała się złośliwie. - Wciąż mu się podobasz... - wzruszyła ramionami. - Nie będę owijać w bawełnę, dobrze wiesz, że tak jest, mimo że nigdy nie mówiliśmy o tym wprost - chłopak pokiwał głową zgadzając się z przyjaciółką. - Prawda jest taka, że on wciąż bardzo cię lubi i... Okej, na początku czuł się zły i skrzywdzony, że go wykorzystałeś, ale teraz... Bardziej boli go to, że go olewasz.
Dean siedział trawiąc słowa rudowłosej, co zajęło mu chwilę.
- Nie umiałem do niego podejść - zielonooki spuścił wzrok. - Wstydzę się tego, co zrobiłem - wyznał trochę z niechęcią do siebie i do tego, że musiał powiedzieć to na głos. Wiedział, że jeśli sam z siebie nie zacznie mówić o tym, co czuje, dziewczyna wyciągnie to z niego siłą, a tego akurat chciał uniknąć.
- Ja się tego domyśliłam, ale Cas nie jest tak bystry - powiedziała dziewczyna. - Do niego trzeba trochę inaczej i trochę delikatniej - dodała.
- Wiem... - Dean zaczął wykręcać sobie palce u rąk, czuł dyskomfort mówiąc o tym.
- A ja wiem, co ty myślisz. Nie jestem gejem, nie powinienem całować przyjaciela, lepiej będzie go unikać i tak dalej - powiedziała to udając jego głos i wywróciła oczami. - Jesteś głupi - skwitowała zachowanie blondyna.
Dean parsknął, spojrzał urażony na przyjaciółkę i wstał.
- Bo nie jestem gejem, byłem tylko przyćpany i cholera... Miałem do tego prawo, bo jakbyś nie zauważyła, Lisa jest w ciąży, a ja w wieku 15 lat będę ojcem. Zajebiście - zirytował się i znów usiadł na ławce. Po nie długiej chwili złość zmieniła się we frustrację i blondyn schował twarz w dłoniach. Charlie położyła mu dłoń na ramieniu czując, że chłopak teraz potrzebuje jej wsparcia. Zrozumiała jednak już dawno, że to nigdy nie jest wsparcie słowne, a cielesne.
- Cas ma urodziny za dwa tygodnie, dokładnie wtedy, kiedy ty wracasz z wyjazdu - specjalnie zmieniła temat, by nie dobijać Deana gadaniem „a nie mówiłam" i innymi takimi. - Uważam, że to będzie dobry moment, by pogadać. Daj mu jakiś prezent, jakiś drobiazg, ucieszy się, ale... Proszę cię, nie rób mu nadziei, okej?
Chłopak odetchnął i pokiwał w milczeniu głową. Dziewczyna miała rację, powinien w końcu porozmawiać z brunetem o tym, co zaszło, już dawno powinien to zrobić. Tego dnia już nie mógł przestać o tym myśleć, zastanawiając się, co dać chłopakowi w dniu jego urodzin.
Dwa tygodnie minęły szybko i Winchester nie zdążył się obejrzeć, a już szedł z małym pakunkiem w ręku w stronę domu Novaków. Dokładnie dogadał się z Charlie, o której ma się zjawić na podjeździe Castiela. Idąc przed siebie rażony zachodzącym słońcem zastanawiał się, co powiedzieć przyjacielowi. Tak, mógł nazwać Casa przyjacielem, bo naprawdę go lubił i wiedział, że chłopak wart jest jego zaufania. Dean z natury nie był zbyt wylewny, zazwyczaj ukrywał w sobie wszystkie emocje i uczucia, dlatego nikt z bliskich nie miał pojęcia o jego depresji, oprócz Casa. Dobrze pamiętał, jak kiedyś będąc u niego w domu, chłopak zauważył jego rany na nadgarstku. Nie ważne, jak starał się je ukryć, Castiel je dostrzegł. Zapamiętał ten moment bardzo dobrze, to właśnie wtedy zrozumiał, że może liczyć na bruneta. Dlatego teraz czuł się dziwnie idąc do niego, by wręczyć mu głupią kasetę z rock and roll'em i przeprosić go... Za pocałunek.
Czasem miał wrażenie, że głęboko w nim istniało coś, czego naprawdę nie chciał odkrywać. Czasami wydawało mu się, że ten jeden pocałunek odnalazł w nim coś, czego nie byłby w stanie w sobie zaakceptować, a przynajmniej tak mu się wydawało. Często też starał się zapomnieć o tych snach, z których budził się rozgrzany, spocony, a w bokserach czuł wilgoć. Te sny przyprawiały go o dreszcze, starał się wypędzić je z głowy, zapomnieć te obrazy, inaczej nie byłby w stanie spojrzeć Castielowi w oczy, ponieważ to właśnie on odgrywał w nich główną rolę. Nie żadna dziewczyna, blondynka czy brunetka, a ten Cas, taki kruchy, delikatny, zamknięty w sobie, przygarbiony, o cudownie błękitnych i głębokich oczach i rumianych policzkach. Dean nigdy wcześniej nie myślał w ten sposób o innym chłopaku, w tym przypadku również się starał, jednak czasem jego myśli żyły swoim życiem i tracił nad nimi kontrolę.
Właśnie to wydarzyło się w jego głowie, gdy na schodach tuż po rozmowie z Castielem postanowił pochylić się i pocałować go w policzek. Stracił kontrolę, nie zapanował nad własnym ciałem i zrobił coś, co obiecał Charlie, że się nie wydarzy. Dał Castielowi nadzieję.
***
Ostatnia klasa okazała się dużo cięższa, od wcześniejszych lat, już na samym początku. Mimo, że brunet naprawdę lubił się uczyć i stała przed nim świetlana przyszłość, to czuł, że nie będzie łatwo. O dziwo szkoła przestała być dla niego problemem, gdy nagle zaczął czerpać przyjemność z przebywania w niej. Coraz częściej przyłapywał siebie na rozmyślaniu o tym, że chciałby iść już następnego dnia do tego budynku chociażby tylko po to, by spędzić czas z Charlie i Deanem. Dean... Dean Winchester, odkąd przyszedł do niego w wakacje na urodziny, zaczął z nim rozmawiać, kilka razy zaprosił go do siebie, tak jak kiedyś obiecał, grali w gry i pokazał mu wszystkie kasety, jakie posiadał. Stali się sobie bliscy, dużo bliżsi, niż Cas mógł sobie kiedykolwiek wymarzyć. Czasami nie dowierzał swojemu szczęściu, że przyjaźnił się z kimś, kogo kochał, a ten ktoś po prostu to akceptował. Bywały momenty załamania, że marzył o tym, by jednak zerwać kontakt z Winchesterem, bo czasem widok jego z jakimiś dziewczynami był dla niego strzałem prosto w serce. Mimo wszystko po takich momentach Dean po prostu się do niego odzywał, wyszczerzał swoje piękne zęby patrząc mu w oczy i mówił do niego i to starczało, by Castiel jednak nie żałował tych momentów bólu i cierpienia.
Sytuacja sprzed dwóch miesięcy nie powtórzyła się, Dean ani razu od tamtej pory nie naruszył przestrzeni osobistej Casa. Charlie uważała, że to dobrze, bo inaczej brunet robiłby sobie nadzieję, co wiedziała, że i tak było nieuniknione. Mimo to Novak wciąż był wpatrzony w blondyna, teraz mniej ukrywając przed nim swoje zainteresowanie. Oczywiście nie flirtowali, ale zdarzały się momenty, gdzie niebieskooki po prostu siedział i wpatrywał się w niego, gdy tamten mówił. Winchester nie zwrócił mu na to uwagi, nie powiedział, że mu to przeszkadza i nawet tego nie okazywał, bo gdy przyłapał Casa na gapieniu się, po prostu puszczał mu oczko i uśmiechał się.
Rudowłosa również zauważyła zmianę, która, chociaż nie była radykalna, zbliżała jej obu przyjaciół do siebie coraz bardziej. W połowie semestru ostatniej klasy zaczęła być świadkiem tego, jak na zajęciach to Dean zerkał na Castiela, a nie na odwrót, jak zdarzało się do tej pory. Młody Novak nie był świadomy tej sytuacji, a Charlie najzwyczajniej w świecie uważała Deana za hipokrytę. Dobrze widziała, co kryje się za tymi spojrzeniami, ale nie było szans na to, by przekonać do tego wszystkiego Winchestera. Irytowało ją to, że chłopak był tak przekonany o swojej orientacji, że nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby lubić chłopaka w ten konkretny sposób. Pozostawało czekać.
***
Zaparowane lustro zniekształcało odbicie łazienki i samej postaci blondyna. Przetarł je ręką, by móc zobaczyć swoją twarz i znów zaczerwienione, mokre oczy. Rzeczywistość wykańczała go, nie dawał sobie rady. Ostatnimi czasy Dean znów przechodził załamanie, mimo że przez prawie cztery miesiące było lepiej. Było tak, bo Lisa została zastąpiona obrazem Castiela. Dziewczyna przestała chodzić do szkoły w ostatniej klasie, dla zielonookiego było to zbawienna sytuacja. Nie wyobrażał sobie patrzeć na to, jak ona z brzuchem chodzi po szkole, zerkając na niego tym swoim lodowatym wzrokiem wpajającym mu do głowy tylko jedno zdanie „To twoje dziecko i nic tego nie zmieni". Patrzyła na niego z pogardą i wyższością, jakby wygrała z nim, pokonała, co w pewnym sensie było prawdą. Jej odejście było najlepszym, co mogło spotkać Winchestera od końca poprzedniego roku szkolnego, nie licząc oczywiście pogodzenia się z Castielem.
Wszystko było dobrze, do zeszłego wieczoru. Był styczeń, jego 16 urodziny nadchodziły wielkimi krokami, a on już planował swoją imprezę. Nowy rok spędził z Charlie i Casem, gdzie po kryjomu wypili całego szampana i obejrzeli maraton gwiezdnych wojen. Zabawnie było patrzeć na dużo odważniejszego i lekko pijanego Novaka, wiedział, że ten widok długo pozostanie w jego głowie. Ostatnie pół roku dawało mu naprawdę dużo szczęścia, ale niestety ta jedna jedyna osoba musiała wszystko zniszczyć.
Lisa pojawiła się pod jego domem, była sobota, ale na szczęście nikogo nie było w domu oprócz niego. Ciocia z wujkiem, Jo i Samem pojechali do supermarketu na zakupy na kolejny tydzień, co było niemal tradycją. Gdy usłyszał dzwonek do drzwi bez wahania zbiegł na dół i otworzył drzwi, nie był świadom tego, kogo miał zobaczyć po drugiej stronie.
Zbladł, gdy ujrzał brunetkę. Miała na sobie zimową grubą kurtkę, na twarzy była dużo pulchniejsza niż wcześniej.
- Hej, mogę wejść? - zapytała dziewczyna patrząc na blondyna
Do Deana dotarło, że przez tą całą chwilę wstrzymywał oddech, więc wciągnął do płuc trochę powietrza.
- Tak, jasne - powiedział i wpuścił dziewczynę do środka. Zaczęła się rozbierać. Dopiero, gdy ściągnęła kurtkę, Dean ujrzał, to, co prawie zwaliło go z nóg.
- Duży, co nie? - powiedziała dziewczyna kładąc dłoń na swoim dużym jak balon brzuchu. - Za dwa tygodnie mam termin porodu, dlatego tu jestem.
To były najgorsze 10 minut w życiu Deana. Nie był w stanie wysłuchiwać tego, jak Lisa opowiadała mu o ciąży, o tym, że nie da mu się zobaczyć z Benem (okazało się, że to chłopiec i zdecydowała, że tak do nazwie), że dziecko zostanie z nią i zrobi wszystko, by uprzykrzyć mu życie, bo to on jej to zrobił. Słowa wlatywały mu jednym uchem, a wylatywały drugim, bo całą jego uwagę przykuwał brzuch. Nie widział jej tak długo i to, jak ona się zmieniła zaskoczyło go. Wiedział, że będzie musiał w końcu stawić temu czoła, ale nie spodziewał się, że to będzie już teraz, nie był gotowy. Cały jego świat, który już powoli zaczął się układać, znów rozsypał się na malutkie kawałki.
Teraz stał przed lustrem w łazience i wpatrywał się w swoje marne odbicie. Instynktownie położył dłoń na swoim nadgarstku, gdzie stare blizny zdążyły się już zagoić i utworzyć białe linie na skórze. Miał wrażenie, jakby miał deja vu, znów stał w tym samym miejscu, znów miał te same myśli, znów chciał to zrobić. Chciał i czuł, że tym razem nikt go nie powstrzyma. Prawda była taka, że nie robił tego od prawie 4 miesięcy, a zasługę w tym miał nie kto inny, tylko Castiel. Oczywiście wypierał się tego, wmawiał sobie, że to jego siła woli, ale gdzieś głęboko w środku znał prawdę, że to właśnie Cas sprawił, że przestał się okaleczać, ale jak widać, do czasu.
Sięgnął po żyletkę na półce za lustrem i rozpakował ją z bibułki. Tak dawno nie trzymał tego ostrego narzędzia między palcami. Kilka chwil wpatrywał się w przedmiot lekko głaszcząc go opuszkami, czując każde jego wgłębienie, aż w końcu zerknął na swoją rękę. Tym razem wybrał inne miejsce, na przedramieniu skóra aż prosiła się o zainteresowanie, dlatego to tam przyłożył ostrze. Przymknął oczy, gdy wbił ostrą końcówkę i przejechał po całej długości w poprzek. Ulga ogarnęła jego umysł niemal od razu, czując piekący ból. Powtórzył czynność jeszcze dwa razy tworząc prostopadłe linie na swoim ramieniu. Skończywszy zabieg, schował żyletkę do bibułki i położył ją z powrotem na miejsce. Wsunął rękę pod bieżącą wodę przemywając ranę, a następnie przemył spirytusem. Zawinął przedramię w bandaż i przycisnął dłonią swoją skórę. Westchnął, dopiero teraz zauważył, że łzy przez ten cały czas ściekały mu ciurkiem po policzkach.
Postanowił się ubrać, a gdy wrócił do pokoju, usiadł na łóżku, schował twarz w dłoniach i zaczął szlochać. Cholerna Lisa, cholerne dziecko, cholerny on, głupi, brudny, wykorzystany... Wykorzystany.
Poczuł się podle, że właśnie teraz pomyślał o Castielu. Od razu złapał za plecak, spakował kilka swoich kaset i zbiegł na dół. Ciocia Ellen krzątała się po kuchni tym razem piekąc babeczki z Jo, która uparła się, że będą miały strzelającą posypkę.
- Gdzie idziesz młodzieńcze? - zapytała Ellen wychylając się zza drzwi kuchni zerkając na swojego siostrzeńca, który właśnie zakładał zimowe buty.
- Idę do Castiela - powiedział prawdę patrząc cioci w oczy.
- Dobrze, ale wróć zanim się ściemni - upomniała go i wróciła do pracy. Dean nie zdążył odpowiedzieć. Zarzucił na siebie bordową kurtkę, założył wełnianą czarną czapkę i wyparował z domu. Biegiem puścił się w stronę domu Novaków, a że było dość zimno, postanowił złapać busa. Idealnie dobiegł do przystanku, gdy autobus podjechał i zabrał go grubo zaśnieżoną ulicą. Niecałe pięć minut później stanął przed drzwiami domu Casa. Zadzwonił i czekał, aż ktoś mu otworzy. Nie czekał długo, gdy w drzwiach pojawił się Gabriel.
- Siemka Dean-o, co cię tu sprowadza? - zapytał podejrzliwie patrząc na młodszego, ale trochę wyższego od siebie chłopaka.
- Przyszedłem do Casa - oznajmił, miał już pytać, czy chłopak jest w domu, gdy za starszym Novakiem pojawił się brunet.
- Dean? Co ty tu robisz? - zapytał Cas podchodząc do brata, który puścił mu potajemnie oczko i zostawił ich samych. - Chodź, zimno jest - wpuścił go do środka.
- Dzięki - Dean od razu zamknął za sobą drzwi. - A tak wpadłem trochę posiedzieć, nudziło mi się - dodał blondyn mówiąc w połowie prawdę.
Cas zmarszczył brwi i lekko przekręcił głowę na bok. Zielonooki widząc tą reakcję od razu się uśmiechnął, lubił, kiedy chłopak to robił.
- Okej, to chodźmy na górę - zaproponował i ruszyli po schodach do pokoju Castiela.
Dean usiadł na łóżku i zaczął bawić się rękawem swojej szarej bluzy z kapturem, rany wciąż piekły, wciąż czuł ich ból. Brunet zbiegł szybko na dół poprosić Gabriela, czy może zrobiłby dla nich gorącej czekolady, na co chłopak się zgodził uśmiechając się znacząco.
- Tylko nie wariujcie tam za bardzo - puścił mu oczko starszy brat.
Młodszy Novak spalił buraka i parsknął.
- Nie będziemy nic robić - odparł i wybiegł z kuchni wracając do siebie. Stanął w drzwiach, po chwili zamykając je za sobą i patrzył na blondyna. - Co tak naprawdę cię tu sprowadza? - zapytał nie wierząc w to, że Winchester ot tak do niego wpadł, musiał mieć w tym jakiś interes.
- To nie mogłem już przyjść do swojego przyjaciela? - zapytał chłopak patrząc z dość dużej odległości w niebieskie oczy.
- Zazwyczaj dzwonisz, zanim przyjdziesz, tym razem jest inaczej, Dean.
Chłopak zaśmiał się. To, jak spostrzegawczy był Cas było naprawdę niewiarygodne. Jakby poszedł do Charlie, ta by nic nie powiedziała, a nawet cieszyłaby się tym, że przyszedł.
- Po prostu zapomniałem się odezwać...
- Nie, Dean, ty nigdy nie zapominasz - wtrącił się brunet i podszedł do łóżka. Usiadł obok Winchestera i złapał go za rękę. Coś w oczach blondyna było na tyle niepokojącego, że to właśnie przyszło mu do głowy. Oczywiście dotyk sprawił, że obu po kręgosłupie przeszedł dreszcz, ale Winchester nie zwrócił na to uwagi zbyt zainteresowany tym, co właśnie niebieskooki chce sprawdzić. Tak jak myślał, Cas podciągnął mu rękaw aż do łokcia odsłaniając stare rany i biały bandaż. Dean spuścił wzrok i westchnął czując się teraz potwornie. - Czemu? - zapytał nagle Castiel dotykając palcami białego materiału.
- To stare... - chciał zacząć, ale zauważył, że bandaż zaczął przesiąkać krwią i nie było szans na kłamstwo. Teraz był wściekły na siebie, że w ogóle tu przyszedł. - Nie chcę o tym gadać, Cas.
- Chcesz, inaczej byś tu nie przychodził - zauważył słusznie Novak, a Dean wiedział, że on ma rację. Wmawiał sobie, że przyszedł tu po prostu do przyjaciela, by zająć sobie czas, ale było inaczej. Był tu po to, by otrzymać wsparcie. - No mów, jeden babski moment cię nie zabije - zażartował Cas dobrze pamiętając ile razy powtarzał to blondyn.
Winchester pokiwał głową i zaczął mówić wszystko. Opowiadał o tym, że było już lepiej, ale zjawiła się Lisa. O tym, jak ona wygląda, co mu powiedziała i, że już za niecałe dwa tygodnie będzie ojcem, że będzie mieć Bena, synka. Pod koniec wypowiedzi głos mu się łamał, oczy miał zaczerwienione od wstrzymywanych łez, ale nie miał zamiaru w tym momencie pokazać, jak bardzo jest słaby, nie przy Casie. Novak nie skomentował tego, wysłuchał wszystkiego wciąż, połowicznie świadomie, trzymając dłoń na bandażu Deana i lekko głaskał skórę kciukiem dodając mu otuchy. Kiwał głową pokazując, że rozumie i starał się patrzeć na chłopaka. Gdy wypowiedź dobiegła końca, Winchester odczuł tak wielką ulgę, że miał chęć płakać z radości. To nie była pierwsza ich taka rozmowa, ale Dean z każdą kolejną przekonywał się, że tylko Castielowi potrafi powiedzieć i pokazać tak wiele.
_____________________
Udało się, kolejny rozdział już jest i jak wam się podobał? Ostatnio mam wenę na to ff i idę jak burza, więc będę się teraz starać, żeby dodawać rozdziały co tydzień lub nawet częściej, jeśli czas mi na to pozwoli. Chciałabym dodawać je co piątek, tak też może to przyjmijmy. Oczywiście pamiętajcie, że ff jest również dostępne na ao3, jeśli ktoś woli tam czytać.
Ślicznie proszę o komentarze i gwiazdeczki, to dla mnie bardzo ważne xx
Do następnego
Pozdrawiam was xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro