Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11 - Wszystkiego najlepszego

Słońce z coraz większym żarem patrzyło na miasto Kansas, w którym rok szkolny dobiegał końca. Cas niedługo kończył 15 lat. Nigdy tak naprawdę nie obchodził urodzin, ale to tata i Gabriel zazwyczaj wymyślali dla niego jakieś niespodzianki. Nie lubił niespodzianek, nie lubił prezentów, nie podobało mu się to, że ktoś wydawał na niego pieniądze. Oczywiście nie tylko brat i ojciec pamiętali o jego urodzinach, Anna również taki dzień spędzała tylko z nim, malując mu obrazki, przytulając się i robiąc ciasteczka z plasteliny. Mała miała zdolności artystyczne i niektóre jej plastelinowe wytwory wyglądały naprawdę cudownie. Oczywiście piec lubiła przez Gabe'a, to on w domu zazwyczaj piekł torty, ciasta, babeczki i ciasteczka, wszyscy wiedzieli, że gdy tylko chłopak skończy studia, otworzy cukiernię.

Ostatni dzień szkoły o dziwo przyszedł bardzo szybko i również minął równie prędko, jak się zaczął. Castiel był ucieszony, że w końcu nie będzie musiał przychodzić do szkoły i zmagać się ze spojrzeniami każdej osoby w tym budynku. Lubił się uczyć, ale to, jak bardzo nie lubił ludzi sprawiało, że chodzenie na zajęcia nie było przyjemnością.

Siedział na murku tuż po zakończeniu i czekał na Charlie. Miała się zjawić już niedługo, bo poszła załatwić kilka spraw z dyrektorką. Tak to było, gdy twoja najlepsza przyjaciółka była przewodniczącą rady uczniów. Cas często się zastanawiał, jak ona radziła sobie z takim obowiązkiem, ale Charls była na tyle odpowiedzialną i już dojrzałą osobą, że spokojnie to stanowisko nie sprawiało jej problemów.

Nie zauważył, gdy ktoś usiadł niedaleko niego, a gdy odezwał się, podskoczył jak poparzony.

- Cześć Castiel - odezwał się chłopiec, niebieskooki spojrzał na niego. - Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć.

- Sammy? - zapytał chłopak, gdy tylko jego serce trochę się uspokoiło. - Co tu robisz?

- Czekam na Deana, poszedł jeszcze do drużyny, mają jakieś spotkanie czy coś - wzruszył ramionami. Może Castiel nie widywał często brata Winchestera, ale zdążył go polubić. Mimo, że dzieciak niedługo kończył 11 lat, to był naprawdę mądrym chłopakiem. Nie wyglądał kompletnie na swój wiek, może to wszystko przez jego wzrost. - A ty nie wracasz do domu?

- Nie, czekam na Charlie - odparł brunet, o dziwo przy tym dzieciaku czuł się naprawdę dobrze. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nagle nie podszedł do nich Dean.

- Hej Sammy - spojrzał na Castiela nieco zmieszany, ale starał się nie pokazać tego po sobie. - Cześć Cas.

Niebieskooki od razu się spłoszył, ale postarał się odetchnąć i chociażby minimalnie udawać, że wszystko jest okej.

- Cześć Dean - odparł jedynie. Nastała cisza i obaj patrzyli sobie przez chwilę w oczy.

- Dobra, my spadamy, musimy pomóc cioci Ellen, ja potem jeszcze mam robotę z wujkiem. Trzymaj się Cas - i obaj Winchesterzy ruszyli w stronę domu. Teraz Castiel mógł patrzeć na tył głowy Deana, czując, jak oddech lekko mu się rwie, a smutek zalewa jego wnętrze. Pierwszy raz od tego feralnego pocałunku starszy Winchester odezwał się do niego, a minął już dobry miesiąc. Coś teraz ściskało Novaka i naprawdę nie chciał się zagłębiać, co to było za uczucie. Wiedział, że jeśli tylko to sprawdzi, będzie cierpieć, a tego już nie chciał.

Dean Winchester, najprzystojniejszy chłopak w szkole, którego była dziewczyna jest już w 2 miesiącu ciąży, ma 15 lat i każda inna dziewczyna marzy tylko, by pocałować te jego cudowne, pełne usta. Castiel wiedział, jak smakują, to prześladowało go dzień w dzień, odkąd tylko to wszystko się wydarzyło.

Teraz radość z wakacji jeszcze bardziej uderzyła młodego Novaka, w końcu nie będzie musiał widywać się z Deanem, w końcu tęsknota nie będzie go zadręczać. Nie miał nawet pojęcia, za czym dokładnie tęsknił, skoro tak naprawdę niczego nie dostał. Ale to uczucie kłębiło się w nim, pulchniało za każdym razem, gdy widział Winchestera, a czasem na zajęciach siedząc tuż za nim miał chęć się popłakać. Już dawno pogodził się z tym, że został wykorzystany, ale czasem to wracało do niego i tylko przybijało jeszcze mocniej.

Zerknął na drzwi szkoły akurat w momencie, kiedy rudowłosa dziewczyna wychodziła z budynku.

- Cassie, wybacz, że tak długo, ale jak zawsze dyrektorka miała problemy ze zrozumieniem niektórych trendów będących podstawą naszej generacji - powiedziała Charlie wywracając oczami.

- Jasne, nie ma sprawy - uśmiechnął się słabo Cas.

- To co... Lecimy na pizze? Błagam, mam chęć na hawajską - złapała go za rękę i zaczęła ciągnąć w kierunku centrum miasta, które mieściło się kilka przecznic od szkoły.

Cas nie opierał się i szedł grzecznie obok niej trzymając ją za rękę. Może z daleka wyglądali jak para, ale tak naprawdę dla żadnej ze stron to nie znaczyło nic więcej. Chociażby dlatego, że i Cas był homo, i Charlie. Często tak chodzili, zazwyczaj nawet nie odczuwając tego, że to robią.

- Okej, niech ci będzie, ale i tak uważam, że hawajska pizza to pogwałcenie wspaniałości włoskiej pizzy, która nie powinna być słodka - odparł Castiel śmiejąc się do przyjaciółki.

- Ja wiem, wiem, że nie lubisz, gdy ją jem, ale... Po prostu to ja jestem zbyt słodka, żeby jeść coś pikantnego - prychnęła dziewczyna.

- Wmawiaj sobie - zaśmiał się Castiel i weszli do pizzerii.

Charlie zerknęła na niego i uśmiechnęła się. Czasem nie rozumiała zachowania Novaka, raz bywał naprawdę otwarty, a czasem unikał jej i innych ludzi jak ognia, ale to ona potrafiła jedynie dotrzeć do niego.

Usiedli przy stoliku i zamówili dwie małe pizze, Charlie hawajską z podwójnym ananasem, a Cas Margeritte. Nie miał dziś chęci na obżeranie się mięsem, więc zamówił najzwyklejszą pizzę z samym serem.

- Co ty dziś taki pocieszny? - zapytała go nagle dziewczyna uśmiechając się do niego szeroko. - Coś się stało?

Castiel prychnął.

- Zastanów się... Mamy koniec roku szkolnego, zero chodzenia na zajęcia...

- Tak, tak, ale ty i tak będziesz siedzieć w książkach - parsknęła Charlie i pokręciła głową. - Ale chyba chodzi też o coś innego, co?

Cas zmarszczył brwi i lekko przekręcił głowę na bok. Nie rozumiał, o co chodzi rudej dziewczynie.

- Nie rób tego, przez to wyglądasz, jak aniołek - zaśmiała się szturchając go lekko w ramię. On również się zaśmiał i spuścił głowę.

- O co innego mogło by chodzić, Charlie?

- No ja nie wiem... - zagryzła wargę. - Widziałam przez okno, że rozmawiałeś z Winchesterem - powiedziała wprost, a Castiel od razu się spiął, a uśmiech zniknął z jego ust.

- Nie można nazwać tego rozmową - przyznał i zaczął bawić się serwetką. Czy oni zawsze musieli przechodzić do tego tematu?

- Ale jednak odezwaliście się do siebie. Cas, minęło już ponad miesiąc, odkąd...

- Charlie, proszę... Nie zaczynaj tego - skrzywił się i spojrzał z bólem na przyjaciółkę. - To jest ostatnia rzecz, o której chcę rozmawiać.

- Kiedyś musimy, a przede wszystkim to wy musicie kiedyś się dogadać - pokręciła głową. - Mam dwóch przyjaciół, obaj są w sobie zakochani, a nie odzywają się do siebie.

- Dean nie jest we mnie zakochany...

- Jest, pocałował cię - upierała się dziewczyna.

- Był naćpany, dopiero co dowiedział się, że Lisa jest w ciąży i przyszedł kogoś wykorzystać. A że ja... ja jestem łatwy, to się dałem - wzruszył ramionami tracąc już resztki dobrego humoru.

Charlie westchnęła. Nastała cisza, w której kelnerka przyniosła obie pizze i dwa napoje. Żadne z nich nie odezwało się przez dobre pięć minut. Cas starał się wyrzucić z głowy obrazy z tamtej nocy, a Charlie zastanawiała się, jak sprawić, by ci dwaj idioci w końcu ze sobą porozmawiali.

- Za trzy tygodnie mam urodziny, może wpadniesz do mnie? - Castiel przejął pałeczkę i zerknął na przyjaciółkę.

- No jasne, w końcu to już tradycja. Może Gabriel przyjdzie z Billem? - zaśmiała się dziewczyna.

- Oby nie. Już trzy razy widziałem, jak oni... Uh, nie chcę nawet sobie tego przypominać  - zatrząsł się udając, że mu niedobrze, a Charlie zaśmiała się z pełnej piersi.

- Kochają się, to dobrze, chociaż masz rację, brakuje im trochę dyskrecji - i w tym momencie pewien plan zaświtał w głowie dziewczyny, ale nie dając po sobie znać, wzięła do ust kolejnego kęsa pizzy z podwójnym ananasem.

***

Castiel nie zdążył się obejrzeć, a trzy tygodnie wakacji minęły. W sumie niemal każdy dzień wyglądał identycznie. Nauka, praca, zabawa z Anną, sen i tak w kółko. Aktualnie powtarzał sobie algebrę, kiedyś musiał, a w nowym roku szkolnym chciał bardziej skupić się na przygotowaniu do egzaminów końcowych. Pracę również sobie znalazł, przekładał książki z półki na półkę w pobliskiej bibliotece, gdzie przesiadywał prawie całe dnie. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że czas może tak szybko mijać. Był teraz sam, nie widywał się z nikim. Charlie wyjechała z rodziną na wakacje na Florydę do rodziny, więc opalała się na pobliskiej plaży. O Deanie nawet nie myślał, raz spotkał Sama w sklepie, porozmawiali chwilę o książkach, które dzieciak ostatnio przeczytał, ale poza tym nie miał kontaktu z Winchesterami.

Nadeszły jego urodziny, znienawidzony dzień przez bruneta, bo nienawidził być w centrum zainteresowania. W tym roku Gabriel zorganizował mu małą imprezę niespodziankę, co w sumie nie było ciężkie do ukrycia, bo niebieskookiego nie było prawie całymi dniami w domu. Chłopak nie miał oczywiście o niczym pojęcia. Z rana poszedł do biblioteki pouczyć się, a po południu, gdy wszedł do domu, kilka osób, czyli tata, Anna, Gabriel, Luke, Michael, Charlie i Sam krzyknęli głośno „wszystkiego najlepszego", że aż wystraszony wypuścił z rąk wszystkie wypożyczone przez siebie książki na podłogę. Sam zebrał książki, gdy wszyscy podeszli do bruneta i zaczęli składać mu życzenia. To było dosyć dziwne uczucie, bo nawet Luke i Michael życzyli mu wszystkiego najlepszego, chociaż nie darowali mu uderzenia w tyłek. Charlie oczywiście na ucho pożyczyła mu szczęścia z Deanem, co o dziwo Cas przyjął jako żart, lekko się zarumienił, uśmiechnął i podziękował. Sam jako ostatni podszedł do Novaka, zostawiając wcześniej książki na półce.

- Wszystkiego najlepszego, Cas - powiedział swoim jeszcze dziecięcym głosem. - Nie umiem składać życzeń jak twoi bracia czy Charlie, ale chcę, byś był szczęśliwy - powiedział szczerze patrząc mu w oczy, był równy z Castielem. - Pewnie zastanawiasz się, gdzie jest Dean... Dziś wraca z wyjazdu z drużyną ze szkoły, ale późno będzie w domu, więc pewnie nie przyjdzie.

- I tak nie oczekiwałem, że się zjawi - przyznał brunet patrząc na chłopca.

- Nie bądź na niego zły. Ostatnio... Ma naprawdę gorszy czas, wiesz... Ta Lisa i w ogóle... - zmieszał się. - Ale jestem pewien, że on tobie też życzy wszystkiego najlepszego - uśmiechnął się szeroko i objął Novaka. Cas również go objął, poklepał po plecach lekko skrępowany i odsunął się z lekkim uśmiechem.

- Dzięki Sammy.

I tak wszyscy poszli do ogrodu, gdzie Castiela zaskoczył wielki stół wypełniony jedzeniem i idealnie skoszona trawa, na której leżały balony. Na betonowym grillu wywieszony był napis „Wszystkiego Najlepszego Cassie". Novak zaśmiał się i pokręcił głową zerkając na szczerzącego się do niego Gabriela. Był niemal pewien, że ten cały pomysł z imprezą niespodzianką był wymysłem Gabriela i Charlie, bo tylko ta dwójka miała tak szalone pomysły. Z głośników zaczęła lecieć muzyka, a wszyscy usiedli do stołu głośno rozmawiając, śmiejąc się i wygłupiając. Nawet Chuck Novak, ojciec całej gromady Novaków bawił się dobrze, rozmawiając na naprawdę przyziemne tematy i dla Castiela było to ogromnie ważne. Nie pamiętał, kiedy ostatnio ojciec tak szeroko się uśmiechał ukazując kurze łapki tuż obok oczu. Nie pamiętał, kiedy śmiał się tak głośno i mocno tulił do siebie Annę. Mała też była szczęśliwa, a dla Casa był to najpiękniejszy i najważniejszy widok, jaki mógł widzieć.

Już po pół godzinie całego zajścia brunet rozluźnił się i przyglądał każdej uśmiechniętej twarzy siedzącej przy stole. Nie przeszkadzały mu żarty skierowane na jego osobę robione przez Luke'a i Michaela, w tym momencie miał dystans do siebie i śmiał się razem z nimi, co widać było zaskoczeniem dla bliźniaków. Gabriel zaprosił do tańca Charlie i zaczęli kręcić kółka na cudownie zielonej trawie w ogrodzie Novaków. Cas widząc ten kolor uśmiechnął się do siebie i spuścił wzrok, ten sam odcień, co oczy Deana. Jednak jego krótkie rozmyślenia przerwała Anna, która złapała go za dłoń i również zaciągnęła na „parkiet", gdzie starszy brat wziął ją na ręce i zaczął tańczyć z nią starając jakoś trzymać się rytmu muzyki, co nie było dla niego łatwe.

Castiel bawił się wspaniale, nie pamiętał, kiedy ostatnio był tak szczęśliwy. Godziny mijały, wszyscy stracili poczucie czasu, że tylko ciemniejące niebo i zachodzące słońce pokazywało, że noc zbliża się wielkimi krokami. Na stole w końcu pojawił się tort, niebieski, w odcieniu koloru oczu Castiela, a gdy tylko Gabriel zaczął go kroić, okazało się, że w środku ciasto było w kolorze tęczy. Wszyscy najedzeni usiedli z powrotem do stołu znów rozmawiając. Anna zasnęła na kanapie w salonie, gdzie uśpił ją Chuck i wrócił na ogród by dalej rozmawiać ze swoimi synami. Cas siedział z Charlie patrząc na horyzont, był cały spocony od skakania, bawienia się i tańczenia, co o dziwo tego wieczoru mu wychodziło.

- Gabriel mnie namówił do tego, by zorganizować to wszystko - powiedziała w końcu dziewczyna zerkając przez ramię na starszego brata Novaka.

- Na początku byłem zły, ale teraz jestem wam strasznie wdzięczny za ten pomysł - przyznał brunet zerkając na przyjaciółkę.

- Dobra dobra, ale... - zerknęła na swój zegarek na nadgarstku. - Tak naprawdę jeszcze nie dostałeś prezentu ode mnie, chodź - złapała go za rękę i pociągnęła za sobą. Cas zaskoczony szedł za przyjaciółką wlokąc już zmęczonymi i obolałymi nogami. Zaprowadziła go na podjazd jego własnego domu, poprawiła mu włosy i koszulę, a Castiel mrużył wciąż oczy nie rozumiejąc. - Prezent... poczekaj tu chwilę - pobiegła szybko do domu.

Castiel stał i wpatrywał się w drzwi budynku przed nim. Z ogrodu wciąż dobiegała głośna muzyka, słychać było komiczny śmiech Gabriela, przez co sam brunet się zaśmiał.

- Cześć Cas - usłyszał nagle za sobą, ciśnienie mu podskoczyło. Odwrócił się w stronę dźwięku głosu i wstrzymał oddech.

- D-Dean? - zapytał cicho, jego wnętrzności zrobiły kilka koziołków.

- Ten... Wszystkiego najlepszego - powiedział blondyn i podszedł do niego wyciągając zza siebie papierowy pakunek i podając go brunetowi. - Może słaby prezent, ale zawsze coś.

Cas stał przez moment jak wryty, aż w końcu dotarło do niego, że to właśnie Dean był prezentem zorganizowanym przez Charlie. Ścisnęło go mocniej i lekko drżącą ręką wziął pakunek od chłopaka.

- Otwórz, chcę wiedzieć, czy ci się podoba - powiedział zielonooki chłopak. Cas zrobił to od razu wyjmując z papieru kasetę. Usłyszał cichy, jakby zdenerwowany śmiech Deana. - To kaseta z moją ulubioną muzyką, kiedyś gadaliśmy, że pokażę ci, czego słucham... Więc pomyślałem, że... - podrapał się po karku trochę zbity z tropu, bo Castiel wpatrywał się wciąż w przedmiot.

- Dziękuję - w końcu spojrzał na blondyna lekko zarumieniony i uśmiechnięty. Stali tak naprzeciwko siebie patrząc sobie w oczy, Cas miał wrażenie, że ta chwila zamienia się w wieczność, a wszystko dookoła traci swój sens.

- Nie ma za co, usiądziemy? - wyrwał go z zamyślenia głos Deana. Brunet pokiwał głową i obaj ruszyli na ganek, by usiąść na schodach. Znów zapadła cisza, tym razem była ona przyjemna. Dean wpatrywał się w przestrzeń przed siebie, a Castiel patrzył na kasetę trzymaną w trzęsących się rękach. Miał wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi, nie spodziewał się tego, że Winchester się tu pojawi.

- Myślałem, że wyjechałeś - odezwał się w końcu starając się sprawić, by jego głos brzmiał pewnie.

- Bo wyjechałem, wróciłem dobre piętnaście minut temu, od razu przyszedłem tutaj - zerknął na Novaka i uśmiechnął się. Cas ujrzał to kątem oka i miał chęć się popłakać ze szczęścia. - Ogólnie to Charlie namówiła mnie, żebym przyszedł, bo... Nie miałem pojęcia, że masz dziś urodziny. No i w sumie... Nie gadaliśmy dość długo - zmieszał się i znów spojrzał przed siebie.

Cas poczuł, jak zimny dreszcz przechodzi po jego plecach, czuł, że za chwilę poruszą ten okropny temat, którego tak bardzo się obawiał.

- Masz racje... Długo nie rozmawialiśmy - przyznał cicho, tak było bezpieczniej, bo przynajmniej nie było słychać jego drżącego głosu.

Dean westchnął.

- Chciałbym cię przeprosić, Cas... Wtedy, te prawie trzy miesiące temu... - pokręcił głową. - Nie byłem sobą, byłem w rozsypce, Lisa i ta cała... Sprawa, doszło do tego, że przyćpałem i...

- Nic się nie stało, Dean, rozumiem - szepnął Castiel mając nadzieję, że chłopak go usłyszał.

- Właśnie, że się stało. Przyszedłem do ciebie i wykorzystałem... Twoje uczucia. Dlatego unikałem z tobą kontaktu, wstyd mi, że to zrobiłem - Cas zerknął na blondyna, który również na niego spojrzał. Brunet przełknął, byłby pewien, że blondyn to usłyszał, gdyby nie głośny śmiech Gabriela zza domu, który go zagłuszył. - Chcę się z tobą przyjaźnić, Cas, ufam tobie bardziej niż chłopakom z drużyny, nawet wolę z tobą rozmawiać, niż z nimi, bo ty masz jakiś poziom - obaj zaśmiali się w tym samym momencie.

- Więc wiesz, co... Tak jakby czuję? - zapytał zestresowany brunet ściskając w dłoni kasetę. Dean pokiwał głową. - Nie przeszkadza ci to?

- Nie, a czemu miałoby mi przeszkadzać? Może trochę obawiam się, że cię zranię czy coś, ale poza tym... Chłopie, mam Charlie, ona też jest homo - prychnął. - Po prostu rozumiem to, okej? I chcę przeprosić, że to wykorzystałem. Przepraszam.

- Nie zranisz... Jeśli nie będziesz mnie olewał - wyznał Castiel, czując nagle przypływ odwagi. - I przyjmuję przeprosiny - uśmiechnął się lekko, wciąż rumieniąc się.

- To nie masz pojęcia, jak się cieszę - zaśmiał się Dean patrząc na Novaka i szczerząc się szeroko. Znów nastała cisza, obaj śmiali się cicho rozluźnieni w swoim towarzystwie. - A więc... jak całuję? - wypalił nagle Winchester.

Castiel zadławił się własną śliną i poczerwieniał jak burak.

- No... Nie zaczyna się zdania od „a więc" - postarał się zażartować, co chyba mu wyszło, bo Dean zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową dalej się uśmiechając. - Chyba dobrze...

- Chyba? - blondyn uniósł brew.

- No chyba tak, nie mam zbyt dużego doświadczenia - przyznał Novak opuszczając głowę.

- Ah, to w sumie cieszę się, że byłem pierwszy - Cas spojrzał zaskoczony na Winchestera, który od razu puścił mu oczko, a policzki bruneta zapiekły jeszcze mocniej. - Dobra, ja muszę spadać, jutro zaczynam treningi i pracę w warsztacie u wujka, muszę wstać rano, a jeszcze obiecałem cioci, że naprawię jej komputer - zaśmiał się.

- Okej - powiedział cicho Castiel wpatrując się w chłopaka obok.

- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego - i stało się coś, na co Cas nawet nie czekał. Usta Deana były ciepłe i lekko wilgotne jak ostatnim razem, jednak tym razem dotknęły jego policzka. - Do zobaczenia - Winchester wstał i już nie odwracając się ruszył w stronę swojego domu. Cas siedział na schodku wpatrując się w znikające już w oddali ciało Deana, wciąż czując gorąc na policzku, które blondyn pocałował. POCAŁOWAŁ, krzyczało w Novaku. Teraz był pewien na sto procent, że to były najlepsze urodziny w jego dotychczasowym życiu.

__________________________________

W końcu wena wróciła i oto dodaję nowy rozdział ^^

Jak wam się podoba? W końcu chłopcy chyba się dogadują, chociaż jeszcze nie wiadomo. Czekam na komentarze, waszą opinię, no i nie zapominajcie o gwiazdkach.

Postaram się, żeby kolejny rozdział pojawił się szybciej.

Pozdrawiam xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro