Rozdział 10 - Wykwintna restauracja
Światło słoneczne obudziło go od razu wywołując mocny ból głowy. To nie był zwykły ból, miał wrażenie, jakby wżerał się w jego czaszkę, aż robiło mu się niedobrze. Otworzył oczy i dotarło do niego, gdzie jest. Leżał tuż obok niego, chłopaka o niebieskich oczach, które teraz miał zamknięte i były pogrążone we śnie. Leżąc tak przyglądał mu się, doszedł do wniosku, że Castiel Novak nie jest brzydkim chłopakiem. Jak przez mgłę pamiętał, co się wydarzyło, ale jednego był pewien, pocałowali się, a raczej to on pocałował Casa. Wiedział, że jeszcze jedna tabletka narkotyku leżała w jego kieszeni, ale na razie nie myślał o tym, czy ją wziąć. Po cichu wstał z łóżka i wyciągnął się. Musiał stąd iść, zanim ktokolwiek w domu Casa obudzi się i wejdzie do jego pokoju. Otworzył okno i spojrzał w dół. Musiał być naprawdę naćpany, skoro tędy wlazł do pokoju chłopaka, bo teraz na samą myśl zrobiło mu się dziwnie słabo, ale nie miał innego wyjścia. Wszedł na parapet i przeszedł na drugą stronę od razu stając na dachu. Starał się nie patrzeć w dół, niby nie miał lęku wysokości, ale i tak jego wyobraźnia zaczynała działać. Powoli skierował się do drzewa, które rosło tuż przy domu Novaków, był pewien, że to właśnie nim zeszłej nocy wszedł na dach. Tym razem musiał zerknąć w dół i poczuł, jak żołądek podskakuje mu do gardła. Objął w dłonie najgrubszą gałąź i powoli zaczął schodzić w dół. Trochę mu to zeszło, trzęsły mu się ręce, a wnętrza dłoni piekły od twardej kory, jednak gdy w końcu udało mu się dostać na ziemię, odetchnął.
Podczas powrotu do domu zastanawiał się nad kilkoma rzeczami. Wiedział, że zostanie ojcem, ta myśl chyba najbardziej go przygnębiała i przerażała, ale nie mógł już tego odkręcić. Mając w głowie twarz śmiejącej się z niego Lisy, wyjął z kieszeni tabletkę narkotyku i popatrzył na nią zatrzymując się na chodniku. Czuł się okropnie, a już znał działanie tabletki, wiedział, że poczuje się po niej lepiej. Przez moment zastanawiał się, czy zostawić sobie ją na później, czy może jednak wyrzucić. Jednak obraz Lisy zmienił się w Castiela i nagle odpowiedź stała się jasna. Upuścił pigułkę sobie pod nogi i zdeptał. Uśmiechnął się do siebie, a ucisk w sercu zelżał, czuł, że zrobił dobrze.
Wziął głęboki wdech napełniając płuca świeżym powietrzem poranka, była godzina szósta, słońce raziło go, było już naprawdę ciepło, niemalże idealnie. Lubił lato, wakacje, jak każdy dzieciak nie mógł się już doczekać końca szkoły. Wiedział, że w przyszłym roku czekały go egzaminy, ostatni rok w tej okropnej szkole, ale i tak pewnie większość dzieciaków z jego szkoły pójdzie do liceum po drugiej stronie miasta.
Dochodząc do domu miał w głowie kompletnie inną myśl. Pocałunek z Castielem. Pamiętał to bardzo dokładnie, jednak zastanawiał się, czy czuł to wszystko przez narkotyk czy naprawdę ten pocałunek był aż tak intensywny. Co mu w ogóle strzeliło do głowy, żeby to zrobić? Na początku rozmyślając o tym czuł się dziwnie, potem poczuł przyjemność, ale w końcu nadszedł wstyd, wiedział, że wykorzystał chłopaka. Naćpał się, gdy wpadł w dołek przez tą cholerną Lisę, poszedł do niego do domu i rzucił się na niego dobrze wiedząc, co brunet do niego czuje.
Gdy dotarł w końcu do siebie, po cichu wszedł do pokoju tak samo, jak z niego wyszedł i położył się do łóżka. Patrząc w sufit dalej rozmyślał nad tym wszystkim, co ostatnio się wydarzyło. Zaczął zasypiać, a ostatnią myślą, jaka przeleciała mu w półśnie było to, że ten pocałunek uświadomił mu jedno... Podobało mu się.
***
Castiel w niedzielę starał się zachowywać normalnie, ale nie było to zbyt łatwe. Cały czas zastanawiał się nad tym, co wydarzyło się w nocy, nie dawało mu to spokoju, przez co chodził cały dzień rozkojarzony. Może to był sen? Może jednak Dean nie wszedł po drzewie do jego pokoju, nie stał przed nim naćpany i nie pocałował go?
Po południu przy obiedzie Gabriel zauważył, że coś się dzieje z jego młodszym braciszkiem. Gdy skończyli jeść, wziął go na stronę.
- Cassie, masz jutro czas po szkole? - zapytał blondyn jedząc teraz batonika bananowego w polewie czekoladowej..
Brunet spojrzał na brata niebieskimi oczami i przyglądał mu się przez moment.
- Coś się stało? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
Starszy Novak zamyślił się.
- No wiesz, chciałbym zabrać cię do tej restauracji i... - kiwnął głową mając nadzieję, że niebieskooki załapie, o co chodzi.
- Ah, tak - ogarnął po chwili Cas i uśmiechnął się. - Jasne, przyjedź po mnie po szkole.
Gabe uśmiechnął się szeroko zadowolony i poszedł do siebie do pokoju. Cieszył się, że jego brat pozna jego chłopaka, miał nadzieję, że wszystko pójdzie po jego myśli. Cas postanowił pójść się przejść. Jego myśli cały czas wybiegały do tych zielonych oczu, które w nocy patrzyły na niego tak, jak Cas zawsze marzył. Był jednak świadom tego, że to wszystko przez narkotyki, jakie zażył Dean. To nie było prawdziwe, chłopak nic do niego nie czuł. Mimo to nie było mu z tym źle, nie miał Deanowi za złe tego, co zrobił, bo... Przynajmniej teraz wiedział, co traci, co mógłby mieć, gdyby może był w innym ciele jakiejś ładnej dziewczyny, która spodobałaby się Deanowi Winchesterowi. Jedyna rzecz, jaka trapiła młodego Novaka był fakt, że nazajutrz będzie musiał spojrzeć blondynowi w oczy.
***
Nadszedł poniedziałek. Dean naprawdę nie chciał iść do szkoły, zwłaszcza, że musiał się zobaczyć z Castielem. Wciąż było mu głupio, wciąż zastanawiał się, jak mógł to zrobić i... Wiedział też, że będzie tam Lisa. Jak on na nią spojrzy wiedząc, że pocałował chłopaka, że... Że myślał o zamordowaniu jej albo dziecka. To było okropne uczucie, ale nie miał wyjścia, musiał jechać do szkoły.
Przez wszystkie przerwy wydawało mu się, że jego była go śledzi, że sprawdza, co robi. Było mu ciężko, miał wrażenie, jakby na plecach niósł jakiś bardzo ciężki bagaż, a to po prostu były jego myśli i nienawiść do siebie. Czekał niecierpliwie do ostatniego dzwonka, by móc wyrwać się z tego więzienia, gdzie miał wrażenie, że jedna para oczu wciąż go prześladuje. Jakby ta właśnie para oczu umiała zajrzeć w jego głąb i już wiedziała, co on zrobił, o czym myślał i jakie miał zamiary.
W końcu się doczekał. Gdy tylko usłyszał dzwonek wybiegł ze szkoły nie czekając na nikogo i pobiegł nad rzekę, gdzieś, gdzie ostatnio często przebywał. Była to mała polana z cudownie zieloną trawą i wokół śpiewającymi ptakami, które oczyszczały go. Gdy pierwszy raz znalazł tą miejscówkę zrozumiał, że będzie to jego tajemnica i, że to właśnie tutaj będzie spędzał te najgorsze momenty. Rozłożył się na polanie, zdjął buty i zanurzył je w zimnej wodze. Położył się i zamknął oczy, mógłby tu tak trwać cały czas.
***
Cas tego dnia tylko raz zobaczył Deana, na jednej z lekcji, którą mieli wspólnie. Poza tym miał wrażenie, że chłopak unikał go przez cały czas. W końcu po lekcjach stał na parkingu i czekał na Gabriela. Nagle poczuł, jak ktoś łaskocze go w pasie.
- Cześć strachliwy - powiedziała Charlie uśmiechając się od ucha do ucha. Zaśmiała się widząc, jak Cas zareagował na jej przywitanie. - Czemu dziś mnie tak olałeś?
- Nie... Nie olałem - odparł zmieszany. - Po prostu nie wyspałem się dziś w nocy i trochę jestem zmęczony - skłamał dość dobrze. Charlie jednak zmrużyła jednak oczy.
- Coś ci nie wierzę, ale niech ci będzie - prychnęła i przyjrzała się przyjacielowi. - To co tam słychać? Na kogo czekasz?
- Na brata, ma mnie dziś odebrać - oświadczył i uśmiechnął się.
- O, to super. Ja właśnie spadam do parku... Mam randkę - wyszczerzyła się. - To do jutra - puściła mu buziaczka i pobiegła w swoją stronę.
Cas westchnął żałośnie. Co było z nim nie tak, że wszyscy mieli z kimś randki, wszyscy z kimś się spotykali, tylko on był sam i jedyną jego przygodą był... Wczorajszy pocałunek. Znów zaczął o tym myśleć, a był już moment, że uleciało to z jego głowy. Odetchnął i właśnie wtedy zauważył czarnego Pick Up'a swojego brata. Podbiegł do niego i wsiadł.
- To gdzie jedziemy? - zapytał Cas.
- Zobaczysz braciszku - wyszczerzył się Gabriel i odjechali z parkingu.
Jechali dobre piętnaście minut, gdy nagle zajechali na parking pod naprawdę ładną restauracją. Cas otworzył szeroko oczy, był zaskoczony, że Gabe ma pieniądze na takie miejsca. Brat zauważył minę Casa i zaśmiał się.
- Bill ma dużo kasy, nie pytaj, to był jego pomysł - wzruszył ramionami i zaparkował. Wysiedli z samochodu i ruszyli do środka.
To miejsce było nieziemskie, aż zapierało dech w piersi. Castiel lubił takie wnętrza, pełne pięknego, ciemnego drewna, bordowych zasłon i nakryć na stołach i czarnej, kamiennej podłogi. Rozglądał się z otwartą buzią, nigdy nie było ich stać na takie restauracje, dlatego była to nowość w życiu młodego Novaka.
Nagle obaj zauważyli mężczyznę machającego do nich, siedzącego na końcu sali przy stoliku dla trzech osób. Gabe rozpromienił się i od razu szybciej ruszył w stronę ukochanego, ale Cas nie spodziewał się tego, co zobaczył po chwili. Bill, dużo starszy chłopak od Gabriela, złapał blondyna i po prostu wepchnął mu swój język w usta. Castiel zmieszany stanął jak wryty i opuścił wzrok. Myślał, że trwa to wieki, ale w końcu kochankowie odkleili się od siebie. Gabriel cały rumiany na twarzy spojrzał na brata.
- Cas, to jest Bill, mój chłopak - mężczyzna, o piwnych oczach i czarnych włosach zawiązanych w kucyk uścisnął mu dłoń. - Bill, to Cassie.
- Miło mi cię poznać - powiedział młodszy Novak i uścisnął mu dłoń.
- Mi ciebie również - odparł mężczyzna zachrypniętym głosem, że Casowi aż włosy stanęły na karku.
Usiedli przy stoliku i już po chwili kelnerka przyniosła im karty menu. Cas zdębiał. Nazwy potraw były tak skomplikowane, że nie był w stanie ich przeczytać, a co dopiero zrozumieć, jaką naprawdę potrawą były. Zmieszany zerknął na Gabriela, ale ten był wpatrzony w swojego ukochanego. Młodszy Novak dopiero teraz zobaczył, jak zachowywał się Bill. Miał mało męskie ruchy, długie rzęsy i na pewno to była pomadka na ustach. Miał na sobie różową koszulę, a na Gabriela patrzył tak, jakby to jego chciał przekąsić na obiad. Cas lekko się skrzywił, facet zachowywał się trochę nie na miejscu, był zbyt cukierkowy, i... Teraz zrozumiał, Gabriel naprawdę za bardzo lubił słodycze.
- To co państwo zamówią? - zapytała się kelnerka, która nagle wyrwała go z zamyślenia.
- Ja poproszę Vichyssoise - zaczął Bill. - I do tego... - przejechał palcem po karcie menu.- Picatte wołową - kobieta wszystko zapisała, a Cas uniósł brew zmieszany, co on ma powiedzieć, gdy przyjdzie jego kolej?
- Dla mnie Wallenbergare i jabłecznik - powiedział Gabriel i cała trójka spojrzała na Castiela, który zmieszany spojrzał w menu.
- Ja... Ja nie wiem - powiedział Cas.
Gabriel widząc, że młodszy brat jest naprawdę zakłopotany, uśmiechnął się i poprosił drugi raz to samo, co zamówił dla siebie. Kelnerka grzecznie kiwnęła głową i odeszła od ich stołu. Starszy Novak spojrzał na swojego ukochanego, który przyglądał się Castielowi.
- Cassie pierwszy raz jest w takim miejscu i trochę go zatkało - naprostował blondyn wpatrując się w swojego chłopaka.
- T-tak, to prawda - przytaknął niebieskooki, znów spuścił wzrok i zagryzł wargę, gdy Bill zaczął pożerać usta Gabriela na jego oczach.
Nagle jego wyobraźnia wykreowała dosyć dziwny obraz jego samego całującego się z Deanem, poczuł mocny ucisk w żołądku. W sumie to się stało, dobrze to pamiętał, każdy najmniejszy dotyk ze strony Winchestera. Mimo wszystko to nie miało sensu, Dean był hetero, będzie mieć dziecko z tą cholerną Lisą, która po prostu wrednie wykorzystała go i rzuciła. Do tej pory pamiętając jak ta idiotka zaciągnęła biednego Deana do łazienki robiło mu się niedobrze i miał chęć iść i ją udusić gołymi rękami albo chociażby cofnąć czas, by to się nie wydarzyło. Nie umiał zliczyć ile razy przed snem w jego głowie pojawiała się scena, ale zmieniona. On biegnący w ich stronę, krzyczący, by ona go zostawiła, a na koniec ich pocałunek.
Z zamyślenia wyrwała go kelnerka, która przyniosła im jedzenie. Teraz zobaczył, że te wszystkie dziwne nazwy opisywały zwykłe dania, miał chęć się roześmiać, ale nie zrobił tego.
- Życzę smacznego - powiedziała kobieta i odeszła od ich stolika. Cas spróbował i... Wow, to naprawdę było pyszne, mięso niemal rozpływało się w ustach. Spojrzał na swojego brata i Billa i... Pożałował, że to zrobił. Bill karmił Gabriela w dosyć erotyczny sposób, a przy tym wydawali dziwne odgłosy i Casowi aż zrobiło się niedobrze. Zastanawiał się, czy jego brat tylko udaje, czy naprawdę taki jest przy tym facecie.
Castiel zjadł swoje danie i odetchnął. Niby porcja nie była duża, ale naprawdę się najadł. Zerknął na jabłecznik, nie wiedział, gdzie to wciśnie, ten kawałek ciasta był duży i jeszcze ta gałka waniliowych lodów. Gabriel już zajadał się swoim deserem i rozmawiał z Billem kompletnie ignorując swojego brata. Gadali o jakimś wyjeździe w góry, Cas nawet się nie przysłuchiwał dalej rozmyślając o Deanie.
Gdy już wszystko zjedli, Gabriel spojrzał w końcu na Castiela.
- Może teraz ty coś opowiesz o sobie? - uśmiechnął się do niego.
Bill przyglądał się brunetowi.
- Ale co mam opowiadać? - czuł się niezręcznie, czemu Gabe stawiał go w takiej sytuacji? Dobrze wiedział, że Cas ma problem z rozmawianiem z ludźmi, to, że w ogóle tutaj przyszedł było dużym osiągnięciem.
- Uczysz się? Gabie mówił mi, że chodzisz do jego starej szkoły, też tam chodziłem kiedyś - wyszczerzył się ukazując swoje proste, białe zęby.
- T-tak, tam się uczę - przyznał Cas, co to za przesłuchanie?
- Masz kogoś? - Castiela aż zatkało.
Zmieszany spojrzał na brata, ale tamten tylko wpatrywał się w niego wyczekująco.
- N-nie.
Gabe nagle klasnął w dłonie.
- Za to podoba mu się taki jeden, w jego wieku. Powiem ci, że młody ma naprawdę dobry gust.
- Gabe - zarumienił się zmieszany Castiel, czemu brat poruszył ten temat?
Bill pokiwał głową patrząc z uznaniem na młodszego Novaka i zerknął na swojego chłopaka.
- Ewidentnie ma to po swoim bracie - no i na tym zakończyła się rozmowa, ponieważ tuż po tych słowach przyssali się do siebie, a Cas zniesmaczony spuścił głowę i patrzył na szklankę z wodą. Czekał, aż w końcu odsunął się od siebie, ale Bill nagle pod stołem coś zrobił, bo Gabe pisnął.
- Muszę iść do łazienki - oznajmił brat i poszedł w stronę ubikacji.
- Ja również - usłyszał Castiel nie długo po odejściu Gabriela od stołu. Mężczyzna niemal pobiegł w stronę łazienek i wpadł do środka.
Brunet zmieszany i niemogący uwierzyć w to, co właśnie się dzieje te kilkanaście metrów od niego w łazience siedział i modlił się, by już te dziwne spotkanie dobiegło końca. Nie czuł się tu zbyt swobodnie, nie pasował do takiego miejsca, wszyscy wokół ubrani byli elegancko, mężczyźni w koszulach, kobiety w sukienkach, a on miał na sobie czarne jeansy, koszulę w kratkę i szarą bluzę.
Gabriel i Bill wrócili z łazienki dopiero po jakiś 10 minutach, roześmiani, rumiani i trochę poczochrani.
- Wybacz Cassie - powiedział Gabe i usiadł przy stole.
Bill poprosił o rachunek i zapłacił. Suma, jaką usłyszeli niemal zwaliła Castiela z nóg, ale nie odezwał się. Jeszcze po kilku namiętnych pocałunkach w końcu on i Gabriel znaleźli się w samochodzie.
- I jak było? - zapytał starszy Novak. Cas dopiero teraz zauważył, że jego brat na brodzie ma zaschniętą... Spermę.
- Dobrze, ale masz coś na brodzie - pokazał palcem, a Gabriel spalił buraka i szybko się wytarł.
- Tak, tak wyszło - zaśmiał się zmieszany i ruszyli.
***
Dean późnym wieczorem wrócił do domu. Ciotka martwiła się o niego, ale gdy zobaczyła go, odgrzała mu obiad.
- Gdzie byłeś? - zapytała Ellen siadając naprzeciwko swojego siostrzeńca.
Dean wzruszył ramionami.
- Z kolegami poszedłem na boisko - skłamał, nie chciał, by ciotka martwiła się o niego.
Kobieta westchnęła, ale nie skomentowała tego. Gdy Dean zjadł, poszedł na górę i padł na łóżko zmęczony. Miał dość wszystkiego i wszystkich, a najbardziej siebie. Przymknął oczy i znów zobaczył twarz Castiela. Te piękne, niebieskie oczy, czarne włosy i słodko zarumienione policzki. Ścisnęło go w środku i rozwarł powieki. To było dziwne uczucie, bardzo. Coś się zmieniło, coś ten jeden raz, ten jeden pocałunek zmienił w życiu Deana.
Znów zamknął oczy chcąc nie myśleć już o tym dziwnym uczuciu, ale jego mózg przywołał inną twarz i tym razem Winchester się załamał. Wstał z łóżka i ruszył w stronę łazienki. Tak nie mogło być, nie chciał tego czuć, był brudny, obrzydliwy. Spojrzał w lustro i patrzył ślepo w swoje odbicie, nienawidził tego, co widział.
Po chwili zerknął na swoją półkę i znalazł to, co było mu teraz potrzebne. Coś, co mogło sprawić, że byłby czysty. Gdy już trzymał w dłoni ten cudowny przedmiot, podciągnął rękaw lewej ręki i wiedział, że znów się nie powstrzyma.
_________________________________
Witam was kochani czytelnicy!
Dawno mnie tu nie było, ale wracam z nowym rozdziałem. Jak wam się podoba? Czekam na komentarze i gwiazdeczki, rozdział dostępny również na ao3, jeśli ktoś woli ^^
Pozdrawiam xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro