Rozdział 21
P. Any
Coś za długo mnie nie atakują... Nie wiem co się tutaj dzieje, ale nie wróżę nic dobrego... Może ucieczka z Ninjago City to nie był dobry pomysł?
Mam złe przeczucia. Ale nie mogę się z nikim skontaktować. Nie mogę zdradzić ani swojego ani ich położenia.
Czemu to wszystko poprostu nie może się skończyć?
Boję się, że uciekając popełniłam błąd. Chciałam odciągnąć Jeffa, bo to o mnie mu chodziło, ale co jeśli mi się to nie udało? Co jeśli on nadal jest w Ninjago?
Nie wiem co robić. Wrócić to Ninjago czy dalej uciekać. Boję się, że popełnie jakiś błąd. Stawka jeszcze nigdy nie była tak wysoka. Nie mogę popełnić błędu, ale jak nie można tego zrobić to jest o to najłatwiej... Co mam zrobić?
Wracać czy nie? Mam mentlik w głowie.
Jestem głęboko w lesie. Wokół mnie jest idealna cisza gdy nagle słuszne szelest. Przedemną pojawia się sylwetka znienawidzonego przezemnie człowieka, przez którego to wszystko. Odważny jest, że staje przedemną po tym co się stało, ale jest też bardzo głupi, że to zrobił. Mam w końcu okazję się zemścić. Jeff mnie atakuje, ale ja zaczynam się bronić. W pewnym momencie zaczynamy walczyć z użyciem broni. Atakuje z taką zawiścią jak jeszcze nigdy. Nie daruje. Nie daruje tego Jeffowi. W końcu udało mi się wytrącić mu jego broń z ręki a jego powalić na ziemię. Trzymałam moją katane w taki sposób, że jej koniec dotykał gardła mojego przeciwnika.
-Jeden ruch a twoi bliscy ucierpią- powiedział niespodziewanie.
-Jak to? - spytałam zaskoczona, ale dalej nie zmieniałam pozycji.
-Moi ludzie są w Ninjago. Jeden twój niewłaściwy ruch a twoi bliscy nie przeżyją.
-Kłamiesz! Niby czemu mam ci wierzyć?! - To nie może być prawda. Czy mój najgorszy koszmar się spełnią?
-Nie kłamie- chytrze się uśmiechnął- przyłącz się do mnie to ich ochronisz. Zrób coś innego oni nie przeżyją.
I co ja mam zrobić? Rzuciłam mój miecz a sama odaszłam kawałek dalej. Co robić? Moi bliscy muszą, żyć i być cali.... Nie mam wyboru... Mam nadzieje, że mnie zrozumieją... Mogą mnie nienawidzić, ale chcę by byli cali i zdrowi...
-Zgoda- mruknełam--Ale robię to tylko i wyłącznie dla moich bliskich--to zdanie powiedziałam znacznie ciszej...
Musiałam... Nie mogłam narazić bliskich... Oni mnie za to znienawidzą, ale przynajmniej będą bezpieczni... Mam nadzieję, że mnie zrozumieją... Boję się o nich tylko i wyłącznie dlatego to robię... Nie chcę ich stracić... Wolę by mnie nienawidzili, ale żyli...
Dowiedziałam się, że będę bez przerwy obserwowana przez najlepszego z ich ludzi... Czyli o ucieczce nie ma mowy... Pozmieniało się i to nie mało... Na mojego pecha ten debil Jeff wyciągną wnioski z przeszłości... Ma nowych lepszych ludzi... Co ja mam robić... Kazano mi bym za każdym razem jak kogo kolwiek z nich spotkam udawała, że ich nie widzę, a jak dojdzie do rozmowy mam ich obrażać... To ma być jego zemsta na mnie... Jak będę robiła co kolwiek innego moim bliskim się oberwie...
-Gdzie chowają się ninja? - powiedział szorstko Jeff
-Nigdy ci tego nie powiem- powiedziałam przez zaciśniete zęby. Gdybym mogła to bym już wtedy w lesie go zabiła...
-Nie zapominaj, że musisz robić to co ci każe więc gadaj. Gdzie są ninja?
-Nigdy ci nie zdradzę gdzie są - mówiłam przez zaciśniete zęby powstrzymując przyokazji chęć zabicia tego debila.
,, Za moje odnoszenie się do niego " nieźle mi się oberwało. Mam wiele ran, siniaków i tym podobnych. Jestem wściekła na tego debila, ale nie mogę nic z tym zrobić. Nie mogę narażać bliskich... Boję się o nich znacznie bardziej niż o siebie.
Kilka dni później :
P. Sol.
Lloyd wyszedł już ze szpitala. Za to Eva, Piter, Monica i Alex musieli wracać do siebie. Stwierdzili, że nie ma sensu by aż tyle osób tu było i, że i tak przyjechali tylko tymczasowo a się już długo zasiedzielioraz, że mają dość ważne sprawy do załatwienia. Po za tym może gdzieś w drodze spodkadzą Ane i przekonają ją by wróciła... Nadzieja umiera ostatnia...
-Sol nie martw się będzie dobrze - powiedział mój chłopak podchodząc do mnie i całując mnie w policzek
-To nasza przyjaciółka... - Nie dane mi było skończyć
-Właśnie dla tego się znajdzie. Słuchaj nie wiemy jak to było wcześniej, ale z tego co reszta mówi takie jej znikanie nie należy do rzadkości. Za każdym razem prędzej czy później się znajdowała, więc tym razem też nie będzie inaczej.
-Wolę by znalazła się prędzej - powiedziałam i wtuliłam się w swojego chłopaka
-Każdy by wolał. Będzie dobrze. Nie możemy się poddać, a jej szukać. Jestem pewny, że sie znajdzie - powiedział dodając mi otuchy.
Jakiś czas temu dowiedzieliśmy się o strzelaninie w jednym z sąsiednich miast. Na szczęście nie było dużo ofiar, ale jedną z nich była księżniczka Harumi, która już z tego nie wyszła. Była jedną z tylko dwóch ofiar śmiertelnych. 10 osób zostało wtedy rannych. To i tak cud, że tylko tyle ofiar.
-Niech to wszystko się w końcu skończy- powiedziałam ledwo powstrzymując łzy
-Będzie dobrze--zapewnił mnie mocno przytulając - Musimy być dobrej myśli
P. Any
Zeszłam do cel. Coś mnie tkneło by tam pójść. W rogu zobaczyłam małe dziecko. Na oko dziewczynka miała maksymalnie 8 lat. Miała długie brązowe włosy i piwne oczy. Widać, że bardzo się bała. Płakała. Po wcześniejszym otworzeniu tej celi podeszłam do niej
-Nie płacz--powiedziałam do niej a ona się do mnie przytuliła. Także ją objęłam- Wszystko będzie dobrze - zapewmniłam ją choć sama miałam wątpliwości
-Ja chcę tylko się stąd wydostać--powiedziała płacząc
-Pomoge ci w tym. Obiecuję ci- mocniej przytuliłam dziewczynkę, chciałam by choć na chwilę o tym zapomniała
-Jak masz na imię? - spytała nieoczekiwanie
-Ana a ty?
-Mam na imię Amanda
-Śliczne imie- chce jej choć trochę dodać otuchy. - Zobaczysz wymyślę coś i się stąd wydostaniesz
-A ty? - spytała
-Ja nie mam wyboru... Muszę tu zostać...
-Ja nie chcę uciekać bez ciebie- mocniej się we mnie wtuliła. Widać, że ja jako pierwsza od dłuższego czasu okazałam jej troskę, wsparcie oraz chęć pomocy i się do mnie szybko przywiązała
-Dasz radę - uśmiechnęłam się - A jak będziesz starsza zrozumiesz moje postępowanie... Muszę chronić moich bliskich i nie tylko dlatego muszę tu zostać... Ale nie pozwolę byś ty tu została... To nie jest miejsce dla tak słodkich i miłych dziewczynek jak ty
-Uważasz, że jestem słodka? - uśmiechnęła się a jej oczy zabłysły zupełnie tak jakbym dała jej nową zabawkę
-Jesteś bardzo słodka - uśmiechnęłam się do niej
-A czemu nie pójdziesz ze mną?
-Amanda... Ja muszę tu być bo inaczej zrobią coś mojej rodzinie... Jak będziesz starsza zrozumiesz o co mi chodzi - poczułam pojedyńczą łze na policzku
-Nie płacz - powiedziała i mocno mnie przytuliła
-Będzie dobrze - wada wymowy litery ,,r " była u niej bardzo urocza... Wogóle wszystko mówiła bardzo uroczym głosikiem... Wogóle cała jest urocza... Zupełnie jak ja gdy byłam w jej wieku tylko ma inne włosy i oczy.
-Na pewno powiedzjałam przytulając ją
-Jesteś mietową ninja na pewno coś wymyślisz- powiedziała z nadzieją w oczach, czym jeszcze bardziej mi przypominała mnie sprzed lat...
Jeszcze trochę pogadałam z dziewczynką po czym pokazałam jej pare trików do samoobrony. Na szczęście jej rodzina mieszka nie za daleko stąd i da radę tam dojść.
Szybko wszystkiego się uczyła. Parę razy chciała odpuścić gdy jej nie wychodziło, ale ja nie pozwalałam jej tego robić. Motywowałam ją i dodawałam wiary, że w końcu jej wyjdzie. Można powiedzieć, że tak jakby stałam się dla niej Senseyem. Dobrze wiedzieć, że komuś się pomaga, ale na stałe nie wiem czy zniosłabym odpowiedzialność za kogoś jaką ma sensey za swoich uczniów. Teraz mi się przypomniał Lloyd szkolący się na senseya. Byłby ze mnie dumny, że tak dobrze mi idzie. Ciekawe czy już się obudził. Tęsknię za nimi wszystkimi. Ciekawe co tam się dzieje. Martwię się o nich. Muszę być dobrej myśli.
🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟
Wieczorem jak upewniłam się, że wszyscy śpią wyprowadziłam Amande z budynku.
-Ok teraz biegniesz ile sił w nogach do domu swojej rodziny nie zatrzymując się ani nie patrząc za siebie. - dawałam jej kolejne, a za razem już ostatnie wskazówki.
-Ok- powiedziała - A spotkamy się jeszcze? - spytała z nadzieją w głosie
-Mam nadzieję - uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco
Amanda biegła bardzo szybko a ja patrzyłam na jej oddalającą się sylwetkę. Jak byłam pewna, że już jest bezpieczna wróciłam do środka. Mam nadzieję, że ludzie Jeffa jej nie złapią. Oby bezpiecznie trafiła do swojej rodziny i zazała już tylko, i wyłącznie szczęścia oraz nie musiała się niczym martwić. Życzę jej tego z calutkiego serca. Za to Jeffowi mam jeszcze większą ochotę coś zrobić....ale nie mogę muszę myśleć o moich bliskich. Nie mogę pozwolić, by przez moją głupotę komukolwiek się coś stało.
🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟
Właśnie wracam z tortur jakie mi zapewniono. Miałam nadzieję, że nikt się nie zorientuje, ale jak widać myliłam się. Na szczęście nic nie zrobili nikomu mi bliskiemu a niewiele brakowało
Na ekranie widać człowieka który właśnie mierzy z pistoletu w stronę nic nie zdającego sobie z tego Kaia.
-Proszę nic im nie róbcie! - krzyczę na całe gardło
-Zdradziłaś nas i złamałaś zasady - mówił Jeff z już denerującym mnie uśmieszkiem na tej ochydnej twarzy.
-Ze mną róbcie co chcecie tylko ich nie krzywdźcie!
I w ten właśnie sposób skazałam się na tortury... Ale lepiej bym ja pocierpiała niż im by się miało oberwać.
Jest w końcu coś napisałam!
Nawet nie wiem ile ja to pisze xd
Ten rozdział ma mniej słów niż miał, ale trudno się mówi żyje się dalej, bardzo chce to w końcu wstawić xd.
Przepraszam za tak długą przerwę, ale czas mi nie pozwalał plus dopadł mnie brak weny....
Ale mniejsza.
Dziewczyny z okazji naszego święta czyli dnia kobiet życzę wam:
-dużo zdrowia
-cierpliwości w czekaniu na rozdziały ulubionych książek
-dla piszących swoje prace: weny
-dobrych ocen
-oraz wszystkiego co najlepsze
💕💕💕💕💕💕💕💕💕💕💕💕💕💕
Dziękuje także wszystkim czytającym 💕💕💕
Jeszcze pytanka:
1. Jak tam?
2. Co myślicie o rozdziale?
3. Jaki specjał zrobić na zbliżający się tysiąc wyświetleń?
Już nie przeciągam
Pozdrawiam was cieplutko💕💕💕
Ana (lovemusic1202) 🎵🎶🎤🎧🎙️❣️❣️❣️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro