Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~3~

°Lacey°

Stanęłam przed grubymi, drewnianymi drzwiami. Niechętnie zapukałam, po czym nacisnęłam metalową klamkę. Pani sekretarka powitała mnie chłodnym spojrzeniem.

--Zaczekaj tutaj. - Powiedziała wskazując skórzany fotel. Następnie podniosła słuchawkę białego telefonu.

--Przepraszam, że przeszkadzam.-Zaczęła. -- Ma Pan gościa. (...) Dobrze, przekażę. - Po tych słowach odłożyła urządzenie i pokierowała na mnie swój wzrok.
--Możesz już wejść. - Skinęłam głową. Parę sekund później znajdowałam się już przed kolejnymi drzwiami, tym razem prowadzącymi prosto do dyrektora. --Nie jest dzisiaj w dobrym nastroju.-Dodała kobieta, a następnie posłała mi ciepły uśmiech. Odwzajemniłam gest i nacisnęłam klamkę. Moim oczom ukazało się małe pomieszczenie. Na oknach wisiały zielone rolety, które nie wpuszczały do środka żadnego światła. Jedyną jasność dawała mała, czarna lampka na biurku mężczyzny. Dyrektor siedział do mnie tyłem. Ponadto wszędzie porozrzucane były przeróżne papiery, długopisy, a także segregatory. W pierwszej chwili pomyślałam, że przeszło tutaj tornado.

--Dzień dobry.

--Dziecko, czy nikt cię nie nauczył pukać? - Tym pytaniem totalnie mnie zaskoczył.

--Ja... Przepraszam. - Powiedziałam.

--Tak myślałem. - Jego fotel zaskrzypiał. Mężczyzna odwrócił się. Spoglądał na mnie w milczeniu. Po dłuższej chwili powiedział: -- Co cię do mnie sprowadza panno...

--Lacey.

--Lacey?

--Tak, nie używam już pierwszego imienia.
Wszystko zostało załatwione w urzędzie. Emma zupełnie do mnie nie pasowało.

--Ahh, panienka Cooper. Zmieniłaś się. - Zauważył.

--Racja, mam nadzieję, że na lepsze.

--Wracając, z czym do mnie przychodzi twoja osoba?

--Tak właściwie to poniosły mnie emocje i wypowiedziałam parę słów za dużo.

--Żałujesz?

--Ja... Nie. Nie żałuję ani jednego słowa wypowiedzianego do tej lafiryndy. - Ugryzłam się w język. Tylko pogarszałam swoją sytuację. Mężczyzna podejrzane na mnie spojrzał. Na jego czole pojawił się mars.

--Lacey, doceniam twoją szczerość. Natomiast wiesz, że  tymi słowami niczego nie zmieniłaś?

--Oczekiwał Pan kłamstwa?

--Świat nie jest sprawiedliwy. -Usiadłam na  fotelu przy jego biurku.

--Natomiast szkoła powinna być.

______________________

°Evelyn°

Totalnie nie mogłam się skupić. Moje myśli cały czas były przy Lacey. Czułam się winna całego zajścia. Gdyby wtedy nie stanęła w mojej obronie nic by się nie stało! Zawsze była cicho, ignorowała wszystko i wszystkich, a teraz? Teraz to z mojej winy siedzi u tego głupiego dyrektora! Ugh...

-- Evelyn? Wszystko z tobą w porządku? - Usłyszałam za sobą. Niechętnie się odwróciłam.

-- T..Tak, wszystko okej. - Wymusiłam uśmiech.

--Evelyn...

--Logan proszę cię. Wszystko jest w porządku. - Spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki. Wręcz emanowała z nich troska i smutek. Poczułam ucisk w brzuchu.

On... się o mnie martwi?

--Jesteś pewna?

--Tak

Nie

To przeze mnie moja przyjaciółka siedzi u dyrektora...  A jeśli ją wydali?! Nie, to niemożliwe... Chociaż, nowy dyrektor od 2 lat jest szkolnym postrachem. Krąży plotka, że wydalił już 3 uczniów z błachych powodów.

_____________________

°Lacey°

--Słucham?! - Zerwałam się z krzesła. --Przecież to jest szantaż!

--Jaki szantaż...? Ja składam tobie tylko małą propozycję. Ty nie tolerujesz Aidana, ja go nie toleruję.

--Nie mam zamiaru startować na przewodniczącą szkoły!! I tak nie miałabym żadnych szans.

--Posłuchaj mnie dziewucho! - Dyrektor chwycił mnie za przedramię. Syknęłam z bólu. --Zmieniłaś się nie do poznania, każdy myśli, że jesteś tutaj nowa. Dlatego wbrew pozorom jesteś w stanie przeciągnąć każdego na swoją stronę. A co najważniejsze osiągnąć zwycięstwo. W przeciwnym wypadku będę zmuszony cię wydalić.

--Nie zrobi pan tego!! - wyrwałam się z jego uścisku.

--Nie rozśmieszaj mnie.  Myślisz, że komu uwierzą? Osobie na wysokim stanowisku, czy takiej tobie, wagarowiczce, złodziejce i przede wszystkim dziewczynie znęcającej się nad słabszymi?

cholerny kłamca, który ma rację...

--Kochana jest parę osób, które z przyjemnością zeznają na twoją niekorzyść, gdy odkryją kim naprawdę jesteś. - Moje ręce zacisnęły się w pięści.

On ma rację. Nikt by mi nie uwierzył, nie mam innego wyjścia...

--Dobrze. Wystartuję w wyborach.

--Mądra dziewczynka. Tylko pamiętaj, jeśli przegrasz...

--Proszę się o to nie martwić. Wygram to.

-- No mam nadzieję, w przeciwnym wypadku możesz pożegnać się ze studiami...

_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-

Teraz rozdziały będą bardziej czytelne 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro