16
Zpw. Polski
//kilka dni później\\
Pomimo panującego tu ciągłego strachu przed III rzeszą, jest całkiem dobrze. Codzinnie dostaje jedzenie o tych porach abym nie był głodny. Dosyć mocno mnie zaskoczył, gdyż myślałem że stanie mi sie coś złego. Przyzwyczaiłem sie do tego że nie moge sie swobodnie poruszać. Od chwili gdy III rzesza przyszedł do mnie pierwszy raz, myślałem że zaczne płakać i krzyczeć.
Właśnie, rzesza- Jest na swój sposób miły, chociaż mam wrażenie że to sie niedługo zmieni, nie traktuje mnie źle, wręcz przeciwnie. Gada ze mną na wszelakie tematy, pomijając Niemców.
Na początku chciałem aby mi wszystko wyjaśnił, jak sie tu znalazł, co on robi i dlaczego wciąż żyje, o ile wiem z opowiadań Litwy to właśnie III rzesza była tak jakby "drugim ja" Niemców, czyli nie mógł żyć w oddzielny ciele. Moje powątpienia wyjaśnił tym że Niemcy to jego krewny, po prostu powiedział że krewny, nie sprecyzował tego.
Moje myśli przerwało jakieś chlupnięcie wody. Nie bardzo sie tym przejmując, wstałem z ziemi i rozejrzałem sie. Zobaczyłem małą szczeline, była na tyle blisko że do niej sięgałem. Dotchnąłem tego palcem, przez co poruszył sie cały strup z deskami i białą farbą. Za koleją odrywałem kolejne części, dopóki nie przerwało mi roztwieranie drzwi. Stał w nich III rzesza z tą samą poważną miną co zawsze.
Rz- A więc chcesz uciec i sie stawiać?
P- Hę?
Dostałem jego pięścią w twarz, wywaliłem sie i wylondowałem na twardej podłodze. Wtedy w mojej głowie pojawiło sie kilka pomysłów.
P- Nie masz prawa mnie tu przetrzymywać.
Dostałem drugi raz w twarz, mimo tego ciągle sie stawiałem.
Rz- Teraz chcesz ucieć? A jeszcze wczoraj tak chętnie ze mną rozmawiałeś.
P- ...
Uświadomiłem sobie że drzwi nie zostały zamnknięte czyli mógłbym jakoś uciec. Zrobiłem rozmach lewą ręką i przywaliłem mu prawą tak aby nie miał szans sie tego spodziewać. Momentalnie złapał sie za brzuch czyli miejsce uderzenia. Popchnąłem go na podłoge i czym prędzej zabrałem mu klucze. Rozpiąłem swoje przykute do łańcuchów nogi i uciekłem. Leciałem przez jakieś schody, nie znałem tego miejsca więc biegłem gdzie kolwiek. Za mną roztwarło sie kilka drzwi z których wyszli jacyś faceci w czapkach które tak rzucały cień że nie mogłem dostrzec ich twarzy. Gdy zobaczyłem w ich rękach lugery od razu sie przestraszyłem i zacząłem biec jeszcze szybciej.
Uslyszałem kilka strzałów, a jeden trafił mnie w ramie. Zaczęło intensywnie krwawić, niezważając na ból wbiegłem na kolejne schody.
Pochyliłem głowe aby sprawdzić czy dalej mnie gonią. Oczywiście że tak, kilka osób. Dostałem drugi raz pociskiem, tym razem w policzek, na szczęście wywołało to małe przecięcie a nabój poleciał dalej.
Są już troche daleko, zwolniłem cały zdyszany, aż sie dziwie że już tam nie padłem... Powiedziałem to za wcześnie, dostałem pociskiem prosto w brzuch. Oparłem sie o ściane i próbowałem zatamować wyciekającą krew. Nie takie rzeczy już sie przeżyło.
Wbiegłem chyba na parter bo widać było jakieś okna. Tak! Zobaczyłem najwyraźniej drzwi wyjściowe. Gdy już miałem z tąd uciec kolejna niespodzianka- Drzwi były zamknięte.
Niezwłocznie pobiegłem w inną strone. Na przeciwko mnie było okno. To chyba jedyne wyjście- rozwaliłem szybe i wyskoczyłem na ziemie. Wcale nie byłem w lesie tak jak sie tego spodziewałem, tylko w części miasta której nikt nie zamieszkuje i nie odwiedza. Znalazłem sie za jakimś budynkiem, było ciemno, mniej więcej wiedziałem jaką drogą powinienem sie udać. Tutaj już chyba nie przyjdą. Chciałem zobaczyć jak wygląda przód budynku.
Nic nie wskazywało na to aby ktoś tu żył, a jednak. Zapamiętam sobie ten widok. Popędziłem chodnikiem przed siebie. W końcu są tu jakieś zamieszkiwane domy. Byłem cały spanikowany więc weszłem do pierwszego lepszego. Niestety drzwi były zamknięte. Sprawdziłem też czy jakieś inne domostwa są roztwarte, jednak wszystko zamknięte. Ulice oświetlały wyłącznie latarnie, w żadnym domu nie paliły sie światła.
Po kilkunastu minutach chodzenia zobaczyłem że u Ruska świeci sie. Czyli albo ma impreze albo... Sam niewiem co mógłby robić. Przez okno dojrzałem że przy dużym stole siedzi Czechy, Słowacja, Francja, Rusek i Chiny których on nie za bardzo lubi. Oczywiście nie byli to wszyscy bo reszty nie widziałem. Spojrzałem na moje ramie było całe we krwi a sweter był lekko rozerwany, już nawet nie chciałem patrzeć na brzuch, chociaż jednak musiałem. Pocisk zrobił chyba dziure na wylot, dłoń też miałem ubrudzoną bo trzymałem cały czas rane. Jak teraz o tym myśle to to wygląda jak scena z jakiegoś taniego horroru.
Cały zdyszany i zmęczony z miną jakbym miał zaraz pewnie zemdleć weszłem do środka. Udałem sie do pokoju w którym siedzieli wszyscy. Byli tu wszyscy, dosłownie, większość siedziała na podłodze bo do stołu sie nie mieścili. Mieli miny jakby byli na pogrzebie. Stanąłem w progu drzwi tak jakby nigdy nic.
P- Co wy robicie?
Dopiero teraz jakby mnie zauważyli. Wszyscy wstali jakby stanął przed nimi niewiem kto. Mogłem dostrzec Niemca który zaczął płakać.
P- Odpowiecie?
R- Polska!
I teraz wszyscy do mnie przybiegli wskakując na mnie i mnie tuląc. Wyrąbałem sie na podłoge i niepewnie zacząłem oddawać uścisk. Po kilkunastu sekundach wstali, zrobiłem to samo.
Cz- GDZIEŚ TY DO CHOLERY BYŁ?!
P- No nie zgadniesz.
P- Porwali mnie i prawie postrzelili na śmierć.
Byłem nie za bardzo tym przejęty więc obrałem to w troche sarkastyczny ton głosu. Odsłoniłem swój brzuch tym samym cicho jęcząc z bólu.
P- Później wam opowiem ale najpierw zróbcie coś z tymi ranami.
Zanim sie obejrzałem stał już przy mnie Rusek z bandażami. Niechętnie ściągnąłem sweter i pozwoliłem mu mnie opatrzeć.
//po kilku minutach\\
Miałem już opatrzone rany i siedziałem na fotelu. Większość już sie ulotniła i został tylko Niemiec, Rusek, Czechy, Słowacja, Japonia, Litwa, Ukraina i Francja.
P- Więc co wy wszyscy tu robiliście?
R- Mieliśmy w planach cie poszukać.
P- Następnym razem nie martwcie sie o mnie.
R- Dobra nieważne... Opowiesz nam co sie działo?
P- Więc... Wyszłem w nocy z domu by troche ochłonąć, szłem sobie chodnikiem aż tu nagle... Rzesza mnie zaatakował, zaprowadził mnie do jakiś podziemi i...
Słowacja nie dał mi dokończyć zdania bo sie wciął.
S- I ty sie na to zgodziłeś?
P- Byłem nieprzytomny deklu.
P- No więc zaprowadził mnie do tych podziemi i trzymał mnie tam, jak dzisiaj przyszedł to go powaliłem, zabrałem klucze do łańcuchów i uciekłem z tamtąd, po drodze do mnie strzelali i pare razy dostałem.
R- To musisz być głodny, chodź dam ci coś do jedzenia.
Jak ja lubie gdy Rusek nie jest pijany, zachowuje sie wtedy jak nasz tata.
P- Dostawałem tam jedzenie.
R- To co on ci tam robił?
P- No rozmawiałem z nim dużo, dostawałem jedzenie cztery razy dziennie, ogólnie był całkiem fajnie.
R- Całkiem fajnie?! Nie rozumiesz że mogłeś tam zginąć?!
P- Jakoś mi nie zależy na tym czy jestem żywy czy nie.
S- Dosyć, Polska co ty mówisz?
P- No taka prawda.
R- Dobra a wiesz gdzie to było? Zgłosimy to Unii.
P- W tej dzielnicy w której nikt nie mieszka, moge pokazać.
R- Dobrze.
R- Polska lepiej już wracaj do swojego domu, pewnie jesteś zmęczony.
P- Ok...
Pożegnałem sie ze wszystkimi oprócztych z którymi mieszkałem. Cała droga mineła w ciszy.
Ściągnąłem sweter bo niestety moja ulubiona kurtka została mi zabrana i musiałem iść w samym cieńkim swetru. Powolnym krokiem weszłem do łazienki i zamknąłem sie na klucz.
//Po kąpieli\\
Z każdą sekundą byłem coraz bardziej senny. Weszłem do mojego pokoju, wszystkie światła były już zgaszone czyli spali. Nie będe spał sam, wróciłem sie do przedpokoju i roztworzyłem drzwi do pokoju Niemca. Po cichu weszłem do środka i zastałem śpiącego Niemca. Podbiegłem do jego łóżka i lekko szturchnąłem. Roztworzył lekko oczy i popatrzył na mnie.
P- Hej.
N- Cześć...
P- Czemu masz taki smętny głos?
N- Bo spałem.
Lekko sie uśmiechnąłem.
N- Przepraszam cie.
P- Za co?
N- Za tą malinke od Francji, nic pomiędzy nami nie zaszło, on mnie zaszedł od tyłu.
P- Dobrze, wiem że to nie było celowe.
Usiadłem na biodrach Niemca.
N- Od kilku dni nie mogłem zasnąć, więc teraz gdy wiem że wszystko z tobą jest okej, prosze pozwól mi spać.
P- Dobrze przepraszam.
Teraz przytulanie nie było najlepszym pomysłem, chce aby szybko zasnął. Położyłem sie obok i wpatrywałem w spokojną twarz Niemca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro